Gustaw Manteuffel – historyk i etnolog Inflant Polskich

|

Drugiego takiego historyka w dziejach kultury polskiej łatwo nie znajdziemy. Gustaw Manteuffel – Polak z wyboru, arystokrata niemieckiego pochodzenia, wychowany na terenie dzisiejszej Łotwy, wówczas pod berłem rosyjskich monarchów, który językiem francuskim władał równie biegle jak polszczyzną. Baron Gustaw Manteuffel (1832-1916) to postać, której nie da się prosto zaszufladkować, przyporządkować jednemu tylko krajowi.

Gustaw Manteuffel. Zdj. Wikipedia / CC.

Badając jego biografię raz po raz natrafiam na ślady miejsc, które dziś są zarządzane z innych stolic niż w czasach inflanckiego szlachcica. I nie chodzi wyłącznie o główne miasto rosyjskich carów. Zwróćmy uwagę, że Berlin został stolicą zjednoczonych pod berłem Hohenzollernów Niemiec dopiero, gdy Manteuffel miał około czterdziestki. Zresztą, czy było to dla niego takie istotne? Skoro był Polakiem, a przynajmniej tak się czuł, tak to wyrażał, tak postępował, więc nie mam najmniejszego powodu powątpiewać, że było inaczej. Tak, dla Gustawa Manteuffla to Kraków, nawet nie Warszawa, był duchową stolicą. Centrum polskości. Nie Polski! Do Królestwa Polskiego, jak podejrzewam, miał on stosunek ambiwalentny, jako że była to rosyjska prowincja. Polska skazana na rusyfikację. Problemów z tamtejszą cenzurą miał o wiele więcej niż w rodzinnej Rydze, ale kłopoty z cenzorami, to temat na zupełnie odrębną opowieść.

Nikt nie śnił o Łotwie

Dlaczego więc w podtytule tyle krajów? Niczym w tytulaturze jakiegoś wielkiego monarchy. Tak, to dobre pytanie, gdyż Manteuffel faktycznie w tej feudalnie hierarchicznej strukturze byłby niewysoko, ale jednak wciąż dosyć blisko szczytu drabiny, nad sobą miałby jeszcze hrabiego, markiza, księcia… I w końcu Inflanty Polskie – obszar, który był domeną jego badań – obejmuje, według dzisiejszych miar, ok. 15 000 km kw. Jest to mniej więcej tyle, co powierzchnia województwa małopolskiego. Gdzie tu Inflantom do Rosji, gdzie Rzym, gdzie Krym. Zresztą Inflanty Polskie stanowiły kiedyś, jeszcze w połowie XVIII wieku, integralną część Rzeczypospolitej i wchodziły w jej skład jako województwo inflanckie. Dziś ten region jest określany mianem Łatgalii (Letgalii) i leży w południowo-wschodniej Łotwie. Skąd więc, ponowię pytanie, tyle państw w podtytule artykułu? Jakkolwiek trywialnie zabrzmi odpowiedź, że jest to wynikiem tego, iż Manteuffel żył na pograniczach geograficznym i kulturowym, to głębsza refleksja sprawi, że zaczniemy się nad tym zastanawiać. Jeśli dziejopis z Drycan, jak również określano Gustawa Manteuffla, zmarł w 1916 roku, to przecież jeszcze o żadnej suwerennej Polsce, nie wspominając już o Łotwie czy Białorusi, nie mogło być mowy. Właśnie. Terytorium Inflant, tym razem w szerszym znaczeniu, tzn. obejmujące również Inflanty Szwedzkie oraz Kurlandię i Semigalię, zostało w latach dwudziestych XX wieku ostatecznie podzielone między nowe i stare państwa regionu. Teraz dopiero możemy przejść do właściwej treści tekstu.

Polacy z wyboru

Na początek trzeba sobie zdać sprawę z tego, kim był Gustaw Manteuffel. Kilka lat temu w Warszawie zorganizowano wystawę „Polacy z wyboru” dotyczącą stołecznych rodów, najczęściej luterańskich, które miały korzenie niemieckie, a później uległy polonizacji. Manteufflowie byli właśnie takimi Polakami z wyboru, gdyż etnicznie wywodzili się ze „starodawnej szlachty krzyżacko-rycerskiej z kresów inflanckich” (określenie zaczerpnięte z tekstu Gustawa Manteuffla), krótko mówiąc mieli korzenie niemieckie. Jeszcze w ciągu XIX wieku w ich domach – trzeba by raczej napisać: dworach i pałacach – rozmawiano często po niemiecku. Spolonizowali się, a katalizatorem dobrowolnego przyjęcia kultury polskiej była, jak sądzę, uciążliwość władzy rosyjskiej. Należy podkreślić właśnie ten brak przymusu polonizacji, gdyż nie znajdowali się oni na terenie zdominowanym przez ludność polską. Ich siedziby rodowe otaczali w większości Łotysze, zaś dużo łatwiejszą drogę do sukcesu, do zapewnienia trwałości swoich fortun, mieli poprzez rusyfikację i wierną służbę carowi. Więcej, inne linie Manteufflów zostały przy kulturze niemieckiej. Drycańsko-berzygalscy baronowie zdecydowali inaczej. I to jest ten fascynujący fenomen, który staram się badać. Jak to jest, że na terenie zdominowanym przez Łotyszy, na pograniczu z Białorusią (w znaczeniu historycznym) etniczni Niemcy, poddani rosyjskiego cara decydują się na przyjęcie kultury polskiej, która była prześladowana?

Arystokratyczna kindersztuba

Nie piszę tu o przyjęciu wiary rzymsko-katolickiej, gdyż ona w części rodziny Manteufflów była przyjęta wcześniej, więc precyzyjnie rzecz ujmując religia nie była koniecznie związana z narodowością, chociaż często mogła być i była. Matkę Gustawa Manteuffla opisuje się jako gorliwą katoliczkę, choć moim zdaniem, jej rola w tekstach naukowych została ograniczona jedynie do przekazania wiary. Jest to co najmniej niesprawiedliwe, gdyż to właśnie jej fortuna zapewniała utrzymanie rodziny. Być może, jak niejedna arystokratka z tamtych regionów, była surowa, wręcz apodyktyczna, ale matczyną miłością otaczała wszystkich swoich czterech synów. Trzeba pamiętać, że jej macierzyństwo przypadało na trudne czasy po powstaniu listopadowym. Z pewnością rola Marii z Ryków Manteufflowej zostanie jeszcze nie raz podniesiona nie tylko przez biografów rodziny Manteufflów, ale także przez badaczy dziejów Inflant.

Wracając zaś do Gustawa, sytuacja pozornie wydaje się dużo prostsza. Jego biogram w Polskim Słowniku Biograficznym może zaspokoić pierwszy głód wiedzy o nim. Poza tym jego nazwisko pojawia się w wielu tekstach historycznych, do których można bez problemu dotrzeć. Zwrócę tylko uwagę na kilka interesujących miejsc, gdzie biografia spotyka bibliografię. Manteuffel, urodzony w Drycanach, od dziecka wychowywał się wśród wiejskiej kultury reprezentowanej głównie przez Łotyszy. W domu, pewnie jak w każdym arystokratycznym domu w tamtych okolicach, nabywał biegłości w języku francuskim, niemieckim i polskim. Nasi arystokraci z Kongresówki często byli najwyżej dwujęzyczni. Dzieci Manteufflów zaś od małego były wychowywane w wielojęzycznym środowisku, którego i dziś niejeden z nas mógłby pozazdrościć. Od małego panicze poznawali również język swoich włościan (pamiętajmy, że reforma rolna to dopiero II połowa XIX wieku), dodajmy – z różnym rezultatem. Gustaw posiadł ten język doskonale, nauka przychodziła mu lekko. Słabiej wychodziły mu jazda konna i udział w polowaniach, dlatego musiał się mierzyć ze złośliwościami rówieśników.

Pisarz dla ludu?

Gdy ukończył prawo dyplomatyczne na prestiżowym wówczas Uniwersytecie Dorpackim (obecnie Uniwersytet Tartuski w Estonii) jego praca dyplomowa została opublikowana w języku niemieckim. W tym okresie dużo podróżował, ale o tych wojażach wiemy niewiele. Nieco więcej, ale też nie przesadnie dużo, wiemy o tekstach wydawanych przez Manteuffla w języku łotewskim, dokładniej w dialekcie łatgalskim.

Przeczytaj także:  Łatgalski – język czy dialekt?

Nasz arystokrata przedsięwziął bowiem iście szczytny cel: będzie pisał dla ludu umoralniające książeczki. Oczywiście wielkim i krzywdzącym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że w pierwszym okresie swojej działalności pisał wyłącznie książeczki do nabożeństwa (niektórzy zarzucają przy tym arystokracie jakiś szczególnie patriarchalny stosunek do chłopstwa), jednak katolicki punkt widzenia w różnorodnych przecież tekstach został wyraźnie podkreślony. Poza tym, co jest główną zasługą Gustawa Manteuffla, już na początku II połowy XIX wieku zbierał, bądź samemu, bądź w miłym towarzystwie Celiny Platerówny, informacje etnograficzne o swoich rodzinnych stronach. Późniejszy przebieg wypadków historycznych spowodował zmianę kierunku zainteresowań Manteuffla.

Naukowa gwiazda?

Kilka lat po powstaniu styczniowym na terenach dawnych Inflant obowiązywał zakaz druku tekstów łotewskich czcionkami łacińskimi, w związku z czym edukować lud przez publikowanie kalendarzy było niepodobieństwem. Już wtedy pracował on nad monograficznym ujęciem dziejów i charakterystyki Inflant Polskich w języku polskim właśnie. Zresztą był do tego namawiany przez nie byle kogo. Sam Józef Ignacy Kraszewski zachęcał Manteuffla do tej pracy, która przeciągała się i książka poświęcona krakowskiej Akademii Umiejętności zeszła z prasy drukarskiej w 1879 r. W roku słynnego jubileuszu Kraszewskiego w Sukiennicach, do których Siemiradzki przekazał wówczas Pochodnie Nerona, zapoczątkowując kolekcję Muzeum Narodowego. I dalej już poszło. Gustaw Manteuffel szybko stał się inflancką gwiazdą naukową wśród polskich elit akademickich. W następnym roku zaproszono go na I Zjazd Historyczny do Krakowa. Utrzymywał rozbudowane kontakty korespondencyjne, i nie tylko, z wieloma osobami zasłużonymi dla kultury polskiej, byli to na przykład: Kazimierz Bujnicki, Stanisław Smolka, Józef Łepkowski, Oswald Balzer, Ksawery Liske, Stanisław Tomkowicz… Być może te nazwiska są znane wąskiemu gronu specjalistów, ale wystarczy chociażby szybki rzut oka do internetowych encyklopedii, aby przekonać się o kim mowa. Nawet nieprzychylna mu Stefania Ulanowska, którą Andrzej Rataj nazywa „siostrą Kolberga”, oddaje mu palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o znajomość tematyki inflanckiej, łotewskiej. Poza tym niechęć, jak się zdaje, przyszła dopiero po druzgocącej recenzji Manteuffla jej pracy o  Łotyszach.

Przeczytaj także:  Na rubieżach dawnej Rzeczypospolitej: dziedzictwo Platerów

Tajemniczy koniec życia

Grób Gustawa Manteuffla przy kościele parafialnym w rodzinnych Drycanach. Zdj. Wikipedia / CC.

Inflancki dziejopis do końca starał się służyć pomocą polskim badaczom w kwestiach dotyczących jego małej ojczyzny. Ostatnie lata jego życia są równie tajemnicze jak pierwsze. Nie dysponujemy wystarczającymi źródłami, żeby móc wypowiadać się o nich ze stuprocentową pewnością. Możemy jedynie próbować je rekonstruować, z odłamków nielicznych wspomnień. Gustaw Manteuffel pod koniec życia ciężko chorował. Jako, że nigdy nie założył własnej rodziny, przebywał pod luźną kuratelą swoich bratanków. Główną opiekę nad nim sprawował jego chrześniak, Józef Manteuffel, w jego też domu, w Bonifacowie zmarł w 1916 r. Okoliczności jego zgonu są dla mnie niejasne, choć wśród badaczy panuje w zasadzie jednomyślność, że zmarł z przyczyn naturalnych. W chwili śmierci miał ponad osiemdziesiąt lat. Nie chcę tutaj zasiewać niepotrzebnych wątpliwości, ale fakt, że w pobliżu Bonifacowa w tych dniach przebiegała linia frontu niemiecko-rosyjskiego, wzmaga moją uwagę. Oczywiście lokalny kontekst I wojny światowej jest bardzo istotny. Nie wiemy, kto wziął udział w ceremonii pogrzebowej, jak się ona odbyła i kiedy? Pewnie tego się już nie dowiemy.

Kres inflanckiej historii

Rodzina Manteufflów w jakiś czas potem zdecydowała o przeprowadzce do Warszawy, której już wkrótce przyszło im bronić przed bolszewikami. Inflantczycy znaleźli w stolicy nowe domy, wrośli w to miasto. Żyli jego życiem także w latach 1939 i 1944. W stolicy spłonęło nie tylko archiwum rodzinne, tak pieczołowicie uporządkowane przez Gustawa, ale także jego „Teki Literackie” przekazane do Biblioteki Narodowej przez Tadeusza Manteuffla, o innych pamiątkach nie wspominając. Tak historia arystokratycznego rodu splata się z „wielką historią” Polski, w taki sam sposób, co dzieje wielu innych rodzin kresowiaków o pochodzeniu społecznym wcale nieuprzywilejowanym. I jedni, i drudzy bezpowrotnie utracili swoje małe ojczyzny. Przez lata byli skazani na milczenie o swoich korzeniach. Ryszard Manteuffel, który zebrał wspomnienia rodzinne, opublikował je dopiero w 1991 r. Dzisiaj potomkowie Manteufflów z linii drycańsko-berzygalskiej są rozrzuceni po świecie. O ile mi wiadomo nikt z nich nie mieszka w dawnych Inflantach Polskich (dziś Łatgalia).

Ślad białoruski, litewski, estoński…

Spośród krajów wymienionych w tytule w zasadzie nie wspomniałem o Białorusi i Litwie, zaś Estonię tylko wzmiankowałem. Nie wynika to z zapomnienia, bynajmniej. Jeżeli chodzi o Białoruś, to tutaj sprawa jest tajemnicza, gdyż nie przypominam sobie, aby kwerendy pod kątem „inflanckim” były ostatnio prowadzone przez naszych badaczy w tamtejszych archiwach. Cóż mogłoby się tam znajdować? Wszak Inflanty Polskie leżą po łotewskiej stronie granicy. Dzisiaj tak, ale przez długi czas w Imperium Rosyjskim należały one do guberni witebskiej, zaś wielokrotne przemieszczenia zbiorów i kolekcji archiwalnych, ale także dzieł sztuki, na tym terenie daje nadzieje, że być może kiedyś usłyszymy o interesujących odkryciach. Warto pamiętać, że majątki Manteufflów – inflanckich, w odróżnieniu od kurlandzkich (których archiwa znajdują się w Rydze), znajdowały się właśnie w guberni witebskiej. Nawet, jeśli wyjeżdżając do Polski, Manteufflowie zabrali ze sobą swoje archiwum rodzinne (stracone bezpowrotnie), to być może jakieś dokumenty przetrwały właśnie tam? Tak, ta praca jeszcze jest do wykonania.

Z kolei Litwa również nie pojawiła się w tytule przypadkowo. Jagiellońska Rzeczpospolita była państwem polsko-litewskim, Obojga Narodów. Niemała część przyjaciół Gustawa Manteuffla mieszkała w Wilnie i na terenie dawnego Wielkiego Księstwa, by przywołać liczną rodzinę Romerów. Wiemy o podróżach Gustawa Manteuffla zarówno do miasta Ostrej Bramy oraz do okolicznych dworów i pałaców. W ogóle nasz dziejopis lubił jeździć w gości, być podejmowanym. Przez wiele lat, co roku, całe wakacje spędzał poza Rygą. Odwiedzał wówczas swoich bliskich i dalekich krewnych, przyjaciół, znajomych.

Jak wspomniałem, Manteuffel studiował w Dorpacie (dziś Tartu w Estonii). Grono absolwentów tej instytucji naukowej nie tylko dla Polaków stanowi zbiór wybitnych postaci, by przywołać: Tytusa Chałubińskiego, Władysława Raczkiewicza, Benedykta Dybowskiego. Chciał tam również studiować młody Józef Piłsudski. Gustaw Manteuffel kilka lat spędził na terenie obecnej Estonii. Podobno jakiś czas mieszkał w Rewlu (dziś Tallinn), prawdopodobnie u swoich krewnych – z linii hrabiowskiej – Manteufflów. Być może to o ich pałacach pisał w dwudziestoleciu międzywojennym dla wileńskiego „Słowa” Józef Mackiewicz, że zostały zamienione na skanseny, w których urządzano ekspozycje sztuki ludowej. Arystokratyczne salony stawały się salami wystawowymi dla chłopskich strojów regionalnych i urządzeń rolniczych.

***

Tego pobieżnego szkicu kwestii związanych z Gustawem Manteufflem nie wypada mi zakończyć inaczej niż cytatem, ale nie, nie będę powoływać się na jego słowa o Sumatrze i Borneo, które są dobre na każdą inflancką okazję. Jest z czego wybierać, w końcu wykaz bibliograficzny jego prac sporządzony jakieś dziesięć lat przed jego śmiercią liczył kilkaset pozycji, a przecież dziejopis z Drycan pisał przynajmniej do 1912 r. Zaginiony w czasie II wojny światowej i odnaleziony niedawno w bibliotece publicznej w Nowym Jorku rękopis Zarysów z dziejów krain dawnych inflanckich (wydany w 2007 r. przez Krzysztofa Zajasa) rozpoczynał się słowami Jeana Paula. W tłumaczeniu wydawcy brzmią one tak: „Właściwa sztuka człowieka polega na tym, by używać tego, co dane. Odnajdywanie, a nie wynajdywanie, oto jego rzecz”. Człowiek, który poświęcił swoje życie historii, nie mógł rozpocząć swojego opus vitae innymi słowami.

Absolwent studiów literaturoznawczych na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studiował również na Uniwersytecie Warszawskim (bałtystyka) i University College London (SSEES). Jego zainteresowania badawcze obejmują m.in. kulturę I Rzeczypospolitej (zwłaszcza dawnych Inflant Polskich) oraz glottodydaktykę (edukacja międzykulturowa). Nauczał języka polskiego w Kazachstanie i na Ukrainie. Stypendysta Rządów Republiki Litwy (2010) i Łotwy (2013). Publikował m.in. w:„Ruchu Literackim”, „Wielogłosie” i „JOwS”.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!