Poszukując bohatera. Recenzja książki „Pieśń o Cimurze” Andreja Adamowicza

|

Gdyby Woody Allen urodził się w Białorusi i zamiast zajmować się reżyserią skupiłby się wyłącznie na pisaniu książek, to nazywałby się Andrej Adamowicz i byłby znanym wschodnioeuropejskim pisarzem. Wszechobecna tragikomiczność w opowiadanej historii cechuje twórczość obu autorów – obaj też namiętnie i libidycznie odwołują się do ludzkiej seksualności. Tragizm i komedia napędzają również Pieśń o Cimurze. A tam gdzie tragizm i komedia, tam też bohater godny zainteresowania.

Na kartach powieści Adamowicza śledzimy tragiczne losy białoruskiego poety Cimura Chomicza, ściganego przez niejakiego Kopiejkina, należącego do białoruskiego KGB, instytucji pełnej ludzi żądnych informacji o innych, a najlepiej o wszystkich, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że ktoś jest dla nich nieuchwytny. Kagiebiści poszukują poety, bo ten rozsiewa w Białorusi, ale także w Polsce, niebezpieczną dla reżimu ideę wolności. Chomicz to mężczyzna na schwał, którego nie imają się kule pistoletów. To współczesny heros czerpiący nadludzką siłę z wiary w idee. Jak przystało na prawdziwego bohatera Chomicz chce zmienić świat, ma zamiar sprawić, że ludzie będą nieśmiertelni, dąży także do przywrócenia równowagi i sprawiedliwości w życiu społecznym. Jako neomarksista chce wprowadzić w życie coś na wzór hipisowskiej komuny, gdzie wszystko będzie wspólne, gdzie każdy z każdym będzie mógł współżyć oraz gdzie każdy po prostu będzie szczęśliwy. Piękne to i nierealne, a jednak Chomicz stara się za wszelką cenę ten pomysł zrealizować, bo jak ktoś już jest jakąś ideą zafiksowany, to nie widzi nic więcej poza obiektem fiksacji. Z tego też powodu należy doszukiwać się tragizmu bohatera. Tragizm ten polega na rozdźwięku, jaki wyłania się z chęci zmiany przez poetę rzeczywistości i z oporu, jaki ta rzeczywistość wytwarza. Cimur Chomicz mimo szczerych chęci nie jest w stanie dokonać w społeczeństwie rewolucyjnych zmian. Przygody, w których bierze udział, niejednokrotnie pozostawiają w nim jedynie smak porażki. Poprowadzenie wątku Chomicza na myśl przywołuje filozofię absurdu Alberta Camusa, w której świetle Chomicz jest bohaterem w pełni egzystencjalnym, absurdalnym i tragicznym.

W Pieśni o Cimurze znajdziemy ogrom komizmu, wręcz w każdej linijce tekstu zetkniemy się z groteskowym humorem, który może jednak dysonować odbiór ze względu na wybór osoby, zjawiska lub przedmiotu, który przez pióro pisarza jest skarykaturowany. Nadwrażliwi na swoim punkcie polscy czytelnicy mogą na przykład obruszyć się, gdy przeczytają „Odę do pana i pani polskich podatników od uczestnika programu Gaude Polonia z wdzięcznością pisania”. Adamowicz naśmiewa się z siebie, ze swoich znajomych, dalszych znajomych, z Białorusi, Białorusinek i Białorusinów oraz z Polski, Polek i Polaków, a tak naprawdę to z wszystkiego, co autorowi przyszło do głowy podczas pisania. Na czym polega ten humor? Sądzę, że dobrze zobrazuje to sytuacja jednego bohatera, będącego przedstawicielem białoruskiej inteligencji, który w akwarium na pięć tysięcy litrów hoduje krewetki i dokarmia je MDMA, czyli substancją potocznie znaną pod nazwą ecstasy. Absurd i wyolbrzymienie. Czasami humor jest sardoniczny, jak w przypadku, gdy jeden z bohaterów powieści wspomina lekcję ideologii [sic!], na której uczono, że Białoruś to wspólny dla wszystkich dom, w którym każdy znajdzie swoje miejsce.

Pieśń o Cimurze nazwałbym powieścią surrealistyczną, a nie psychodeliczną, jak możemy przeczytać w opisie książki. Co prawda można odnieść wrażenie, że bohaterowie książki ciągle mają odmienny stan umysłu, zbliżony do doświadczenia psychodelicznego, ale ta cecha w mojej opinii powinna charakteryzować doświadczenie wywołane przez psychodeliki, a nie gatunek literacki – tak wiem, że psychodelia to termin określający szeroko rozumiane twory kultury, więc pewnie niepotrzebnie to kwestionuję. Na marginesie zwróciłbym jeszcze uwagę cenzurowania albo samocenzurowania przekleństw. Czyżby pisarzowi, intelektualiście nie wypadało kląć, ponieważ ujmie to jego wartości? A czytelnikowi stykać się z przekleństwami w tekście? Chociaż może okazać się, że był to stylistyczny zabieg autora, którego zwyczajnie nie pojąłem.

Książka Andreja Adamowicza jest pozycją godną uwagi. Pełno w niej humoru, który może podzielić czytelników, ale wykreowani bohaterowie, którzy są z krwi i kości, bo wzorowani na prawdziwych osobach, rekompensują wszystko. Zwłaszcza Cimur, który symbolizuje wolność uciskaną w Białorusi, ale która nie poddaje się bez walki. Warto zwrócić swoje czytelnicze zainteresowanie na kraje na wschód od Polski, ponieważ znajdziemy tam wiele literackich perełek, a ta książka jest jedną z nich. Trzymam kciuki za książkę, autora i tłumacza, aby w przyszłym roku znaleźli się co najmniej na długiej liście Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.

Andrej Adamowicz, Pieśń o Cimurze, przeł. Bohdan Zadura, Wydawnictwo KEW, Wrocław-Wojnowice 2021

Doktorant socjologii na lubelskim UMCS. Współpracuje z Warsztatami Kultury w Lublinie. Publikował m.in. w Przeglądzie Bałtyckim, Wydawnictwo j, Malkontentach, Kulturze Enter oraz Helikopterze. Uczestnik zajęć warsztatowych Pracowni otwartej prozą realizowanych w ramach festiwalu Biura Literackiego TransPort Literacki w Kołobrzegu. W wolnych chwilach czyta albo pisze. Zdarza mu się też marnować czas. Ostatnimi czasy slamuje.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!