Ciała dwudziestu powstańców styczniowych zostały w ostatni piątek (22 listopada) uroczyście pochowane na cmentarzu na Rossie w Wilnie. Wśród nich – komisarza powstańczego rządu na Litwie Wincentego Konstantego Kalinowskiego oraz dowódcy oddziałów powstańczych na Żmudzi Zygmunta Sierakowskiego. Czy pamięć o wydarzeniach lat 1863–1864 łączy dziś Polaków, Litwinów i Białorusinów? Czy pogrzeb dowódców powstania przyczyni się do zbliżenia między narodami dawnej Rzeczypospolitej?
Uczestnicy powstania styczniowego na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, których szczątki złożono na Rossie, na godny pogrzeb czekali ponad półtora stulecia. – Tak naprawdę to nie jest ponowny pochówek, gdyż potajemnego zrzucenia rozstrzelanych i powieszonych na Placu Łukiskim dowódców i żołnierzy powstania styczniowego przez carskich żołnierzy w ukrytym miejscu nie można nazwać pierwszym pochówkiem – tłumaczy prof. Jarosław Wołkonowski, polski historyk z Wilna. – Było to raczej zatarcie śladów zbrodni carskiej Rosji przed społecznością i przed rodzinami zamordowanych.
Tajemnica Góry Giedymina
Do odkrycia zbiorowego grobu ofiar carskiego terroru i ich pogrzebu prawdopodobnie nie doszłoby, gdyby nie osunięcie się zboczy wileńskiej Góry Giedymina w 2016 roku. Gdy na początku 2017 roku rozpoczęto prace mające zabezpieczyć zbocza przed dalszym osuwaniem, w jednym ze stanowisk odkryto zbiorową mogiłę. W toku dalszych badań udało się ustalić, że spoczywają tam powstańcy, straceni wcześniej na Placu Łukiskim. Łącznie odnaleziono 20 ciał, które spoczywały w dołach zasypanych wapnem, często ze skrępowanymi z tyłu rękoma, wrzucone do nich twarzą do dołu.
Już na początku XX wieku badacze dziejów Wilna podejrzewali, że właśnie na Górze Giedymina (lub Zamkowej) pochowano – bez należnego szacunku – ponad 20 powstańców, straconych w latach 1863–1864 z rozkazu wileńskiego gubernatora generała Michaiła Murawjowa, zwanego „Wieszatielem”. Znaleziona przy jednym z ciał obrączka z inskrypcją „Zygmund Apolonija 11 Sierpnia/30 Lipca 1862 r.” świadczyła, że jednym z pochowanych był dowodzący powstańcami na Żmudzi polski szlachcic z Wołynia i były carski oficer Zygmunt Sierakowski (powieszony 27 czerwca 1863 roku).
– Zgodnie z naszymi szacunkowymi ocenami, z dokładnością do 95 proc. możemy potwierdzić, że jedne z tych szczątków należą do Konstantego Kalinowskiego – ogłosił w marcu tego roku prof. Rimantas Jankauskas z Uniwersytetu Wileńskiego. Tożsamość straconego 22 marca 1864 roku przywódcy powstania udało się ustalić metodą wykluczenia. Mieszkańców terenów dawnego Wielkiego Księstwa Kalinowski nawoływał w wydawanej przez siebie „Mużyckiej praudzie” do oporu wobec carskiej władzy – pisząc w języku białoruskim. Po śmierci, jako Kastuś Kalinouski, stał się bohaterem i symbolem walki Białorusinów o niepodległość.
Organizacją pochówku zajęła się Kancelaria Rządu Litwy. „Po doniesieniach prasowych w marcu, że napisy na nagrobkach będą tylko po litewsku i po polsku, białoruscy działacze na Litwie oraz przedstawiciele opinii publicznej na Białorusi zaczęli zbierać podpisy pod petycją w sprawie napisów również w języku białoruskim. Mimo powściągliwości władz Białorusi w tej sprawie, Białorusini chcą jednak, żeby napisy były również w ich języku” – pisał w „Przeglądzie Bałtyckim” Andrzej Tichomirow. Ministerstwo kultury Litwy obiecało, że w miejscu pochówku pojawi się również napis po białorusku.
Chwalebne karty historii
O znaczeniu powstania w pamięci współczesnych Białorusinów przekonany jest białoruski historyk prof. Alaksandr Smalanczuk (Instytut Slawistyki PAN): – To ważne przypomnienie o chwalebnych kartach własnej historii, o heroizmie przodków, którzy walczyli z Imperium Rosyjskim „za naszą i waszą wolność” razem z Polakami i Litwinami. Dla władz państwowych to wspomnienie jest niebezpieczne, bo w pamięci historycznej Białorusinów ma ono wyraźnie narodowy (dzięki postaci Konstantego Kalinowskiego) i demokratyczny charakter – tłumaczy historyk. Zdaniem prof. Smalanczuka obecne władze Białorusi o powstaniu albo milczą, albo wspierają one rosyjski punkt widzenia, w którym powstanie jest nazywane „polskim buntem”.
Z kolei zdaniem prof. Jarosława Wołkonowskiego pochówek powstańców ma ogromne znaczenie także dla Polaków na Litwie. – Jest to oddanie hołdu i pamięci ludziom, którzy zginęli w walce o Rzeczpospolitą Obojga Narodów przeciw carskiej Rosji, a Polacy w tej walce odegrali ogromną rolę. Jest to też przykład, kiedy ludzi o różnych narodowościach, ale tworzących pewną wspólnotę utraconego państwa połączyła wspólna idea walki o odzyskanie niepodległości – twierdzi Jarosław Wołkonowski, wyliczając jednocześnie przykłady inicjatyw upamiętniających powstańców na Wileńszczyźnie, jak ulica Sierakowskiego w rejonie wileńskim czy pomnik Kalinowskiego w Solecznikach.
Litewski historyk dr Darius Staliūnas z Instytutu Historii Litwy, zapytany o miejsce powstania lat 1863–1864 w pamięci Litwinów zachowuje pewną rezerwę. – Tradycja nie jest czymś, co istnieje w sposób obiektywny, tworzy ją samo społeczeństwo, a dokładniej jego elity. Ośmielę się jednak stwierdzić, że w najbliższym czasie powstanie nie zajmie szczególnie ważnego miejsca w litewskiej pamięci historycznej – wyjaśnia. Zdaniem historyka wynika to z dominującej na Litwie etnocentrycznej narracji, w którą trudno jest wkomponować powstanie. Pytany o wagę samego pochówku Darius Staliūnas zastrzega, że odpowiedź wymagałaby przeprowadzenia badań socjologicznych, jednak sama uroczystość miała jego zdaniem znaczenie dla władz, mediów i części społeczeństwa, choć nie wiadomo, jak dużej.
Pod biało-czerwono-białymi flagami
Litewskie władze rzeczywiście postarały się, by nadać piątkowemu wydarzeniu szczególną oprawę. Trumny ze szczątkami powstańców wystawiono w wileńskiej Katedrze, gdzie następnie odbyła się uroczysta msza pod przewodnictwem arcybiskupa wileńskiego Gintarasa Grušasa, któremu towarzyszyli metropolita miński Tadeusz Kondrusiewicz i ordynariusz polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. Przemówienia wygłosili prezydenci Litwy Gitanas Nausėda i Polski Andrzej Duda, a także wicepremier Białorusi Ihar Pietryszenka, choć apel tego ostatniego, by postaci Kalinowskiego nie wykorzystywać do celów politycznych wywołał wyraźne niezadowolenie licznie zgromadzonych przed Katedrą Białorusinów.
Wydaje się, że właśnie ci ostatni dominowali w kilkutysięcznym tłumie, który następnie przeszedł w kondukcie żałobnym, odprowadzając szczątki powstańców w drodze na Rossę. Wrażenie potęgowała ogromna liczba biało-czerwono-białych flag, zakazanych przez władze w Mińsku i uważanych za symbol oporu wobec reżimu Alaksandra Łukaszenki. Uroczystości były transmitowane na żywo przez redakcje niezależnych białoruskich mediów w tym Telewizji Biełsat i Radia Swaboda. Zgromadzeni w Wilnie Białorusini nie kryli rozczarowania choćby brakiem kompanii honorowej białoruskiego wojska, wyrażali natomiast wdzięczność litewskim władzom za godną organizację pochówku.
– Dla wielu Białorusinów Kalinowski to bohater narodowy numer 1, a dla tych, którzy reprezentują struktury państwowe i państwową ideologię to „polski buntownik i terrorysta” – wyjaśnia prof. Smalanczuk. – Co prawda, 22 listopada, pod naciskiem społecznym byli oni zmuszeni wysłać do Wilna oficjalną delegację na czele z wicepremierem, który w swoim przemówieniu uznał zasługi Kalinowskiego dla narodu białoruskiego. Jestem jednak przekonany, że jest to tylko tymczasowe ustępstwo, a ataki na Kalinowskiego i powstańców ze strony państwowych ideologów i posłusznych im historyków wkrótce jeszcze bardziej przybiorą na sile – uważa białoruski historyk.
Za wolność naszą i waszą
Przemówienia prezydentów Litwy i Polski w wileńskiej Katedrze były utrzymane w podobnym duchu – obaj zwracali uwagę na wspólne dla wielu narodów dziedzictwo powstania. „Na Litwie powstanie roku 1863 przez długi czas było trudnym tematem. Nie byliśmy pewni, jak pogodzić nowoczesną Litwę ze spuścizną historycznej Litwy. Jednak pochówek uczestników powstania pozwala nam na nowo przemyśleć XIX-wieczną historię Litwy i całego regionu, lepiej zrozumieć jego złożoność i znaleźć należne miejsce dla powstania w naszej historycznej pamięci” – mówił Gitanas Nausėda, dodając że wspólna przeszłość powinna dziś zachęcać do zacieśniania stosunków między sąsiednimi narodami.
„Powstanie to było ostatnim akordem tej przepięknej symfonii różnych kultur, języków i wyznań, jaką niegdyś rozbrzmiewała dawna Rzeczpospolita” – mówił Andrzej Duda. „Za wolność naszą i waszą – Už mūsų ir jūsų laisvę – Za naszu i waszu swabodu. To samo hasło na sztandarach i głęboko w sercach wypisane mieli wszyscy nasi bohaterscy bojownicy – po polsku, litewsku, rusku. W imię tych wartości podjęli nierówną walkę: o wolność, godność, niepodległość” – mówił polski prezydent, dodając że dziś jednoczy nas ta sama co przed 156 laty „wspólnota pamięci i losów, wspólnota wartości i dążeń”. Swoje przemówienie zakończył apelem o budowę jedności Europy Środkowej.
Czy dziś bohaterowie tacy jak Konstanty Kalinowski – przez Andrzeja Dudę nazwany „budzicielem ludu białoruskiego” – mogą łączyć narody dawnej Rzeczypospolitej? – Według mojej opinii, Polacy na Litwie z radością przyjmą fakt, że bohaterzy powstania styczniowego mogą być bohaterami dla Litwinów i Białorusinów – jest przekonany Jarosław Wołkonowski. Z kolei zdaniem Dariusa Staliūnasa zorganizowany przez litewskie władze państwowy pogrzeb dowodzi, że powstańczy dowódcy są traktowani na Litwie jako bohaterowie, a zaproszenie i udział przedstawicieli władz państw sąsiednich oraz białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego pokazują gotowość litewskich elit, by „podzielić” się tymi bohaterami z innymi.
Nieco inaczej patrzy na tę kwestię Alaksandr Smalanczuk, zdaniem którego dla znacznej części elit kulturalnych i społecznych „nieoficjalnej” Białorusi Kalinowski jest przede wszystkim bohaterem białoruskim, a wspólna walka z Litwinami i Polakami schodzi na plan dalszy. – Nie ma też wielkiej ochoty, by dzielić się postacią Kalinowskiego z Polakami i Litwinami. Chociaż dla każdego badacza XIX w. jest zrozumiałe, że Kalinowski żył, walczył i zginął przed nadejściem epoki nacjonalizmów na ziemiach białoruskich i litewskich – twierdzi Smalanczuk. – Myślę, że w ówczesnych kategoriach był on jednocześnie i Litwinem, i Polakiem, i Białorusinem – dodaje.
Miejsce wiecznego spoczynku
W piątkowe popołudnie, około godziny 15 kondukt żałobny dotarł na Rossę. Szczątki powstańców zostały złożone w tamtejszej kaplicy cmentarnej, w otoczeniu której spoczywa wiele postaci zasłużonych w historii Polski, Litwy i Białorusi. Naprzeciwko wejścia do kaplicy znajduje się m.in. grób jednego z założycieli nowoczesnego państwa litewskiego Jonasa Basanavičiusa. O miejscu wiecznego spoczynku powstańców informuje tablica w językach litewskim, polskim, białoruskim i angielskim. Po uroczystościach kaplica została udostępniona wszystkim, chcącym oddać hołd poległym w walce o wolność narodów Rzeczypospolitej.
Czy wspólna ceremonia pochówku powstańców wpłynie na stosunki między Polską, Litwą i Białorusią? – Takie pytanie najlepiej zadać politologom. Na stosunki z obecną Białorusią te uroczystości w żaden sposób nie wpłyną. Choć na ile mi wiadomo, białoruskie społeczeństwo obywatelskie rzeczywiście było zadowolone z tego, jak uroczystości zostały zorganizowane i to może mieć dalekosiężne pozytywne skutki – twierdzi Darius Staliūnas. Jego zdaniem uroczystość może nadać pozytywny impuls stosunkom z Polską i wpłynąć na pozytywny obraz Litwy w polskim społeczeństwie.
Litewski historyk jest jednak mniej entuzjastyczny, jeśli chodzi o pogłębienie zrozumienia, czym było powstanie styczniowe, w społeczeństwie litewskim. – Sprawa odnalezienia szczątków, a szczególnie historia życia Zygmunta Sierakowskiego, o którym było naprawdę dużo informacji w mediach rzeczywiście uczyniły powstanie bardziej znanym. Jednak, jak już wcześniej zauważyłem, wątpię, czy w litewskiej pamięci kulturowej stanie się ono ważnym wydarzeniem historycznym – rozważa Darius Staliūnas. Więcej entuzjazmu wykazuje z kolei Jarosław Wołkonowski. Jego zdaniem uroczystości przyczynią się do lepszego uświadomienia przez społeczeństwa obu krajów wagi walk o niepodległość.
– Uroczysty pochówek powstańców styczniowych będzie wywierał także pozytywny wpływ na relacje polsko-białoruskie i litewsko-białoruskie, aczkolwiek duży poziom rusyfikacji społeczeństwa białoruskiego wygasi znacząco te pozytywne tendencje za wyjątkiem demokratycznej opozycji – twierdzi polski historyk. Ale zdaniem Jarosława Wołkonowskiego piątkowe uroczystości wywrą pozytywny wpływ na relacje z Białorusią i wzmocnią tamtejszą opozycję. Dadzą one też – jego zdaniem – możliwość lepszego zrozumienia wspólnej historii, przypomną tragiczne losy, ale też wspólną ideę i walkę przeciw ciemiężcy.
Symbol pojednania
A jak patrzy na to historyk z Białorusi? W ocenie Alaksandra Smalanczuka najważniejszym zadaniem dla białoruskich historyków jest dziś zbadanie powstania jako wspólnego dla Polaków, Litwinów i Białorusinów. – Postać Kalinowskiego w istocie nie powinna się stać symbolem podziału między Białorusinami i Polakami, a symbolem pewnego pojednania – twierdzi Smalanczuk, przypominając że w swym ostatnim słowie, „Listach spod szubienicy”, Kalinowski wzywał Białorusinów do wspólnej z Polakami walki przeciw Moskwie („Bo ja ci spod szubienicy mówię Narodzie, że wtedy tylko będziesz żyć szczęśliwie, kiedy nad tobą Moskala nie będzie” – kończył swój ostatni list Kalinowski).
Wspólny pochówek może w opinii Alaksandra Smalanczuka przyczynić się do lepszego zrozumienia wspólnej historii, a historycy powinni pracować w tym kierunku. W tle pozostaje jednak wielka polityka i sprawy bieżące. – W większym stopniu na obecne stosunki międzynarodowe wpływają takie wydarzenia jak kontynuacja integracji Białorusi z Rosją, budowa białoruskiej elektrowni atomowej na granicy z Litwą, wspólne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe itd. Niestety, w najbliższym czasie poprawa tych stosunków nie nastąpi. Wspólny pochówek to jasny epizod, ale tylko epizod – konstatuje historyk.
Alaksandr Smalanczuk w innej kwestii kończy jednak optymistycznie: – W stosunkach między Polską i Litwą ten pogrzeb może przyczynić się do ich wyraźnego „ocieplenia”. A przynajmniej chciałoby się w to wierzyć.
W kaplicy cmentarnej na Starej Rossie w Wilnie spoczęły szczątki dwudziestu dowódców i uczestników powstania styczniowego na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wśród nich znaleźli się: Wincenty Konstanty Kalinowski, Zygmunt Sierakowski, Bolesław Kołyszko, ks. Rajmund Ziemacki, Julian Leśniewski, Albert Laskowicz, Józef Jabłoński, Aleksander i Józef Rewkowscy, Karol Sipowicz, Jan Bieńkowski, Jan Marczewski, Edward Czapliński, Mieczysław Dormanowski, Ignacy Zdanowicz, Tytus Dalewski, Henryk Makowiecki, Władysław Nikolai, Kazimierz Syczuk i Jakub Czechan. Spośród straconych na Placu Łukiskim nie odnaleziono dotąd ciała ks. Stanisława Iszory.
Absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku, współpracownik Zakładu Bałtystyki Uniwersytetu Warszawskiego, interesuje się krajami bałtyckimi, stosunkami polsko-litewskimi i polsko-białoruskimi, był współautorem "Programu Bałtyckiego" w Radiu Wnet, publikował m.in. w "Nowej Europie Wschodniej", "New Eastern Europe", "Tygodniku Powszechnym", portalu "Więź" i "Magazynie Pismo".