Mówię ludziom: jeśli chcecie mieć wolne media, inwestujcie w nie. Bo inaczej przyjdą tacy, którzy mają worek pieniędzy, ale tych mediów bardzo szybko nie poznacie, tak się zmienią. Smutne, że na Litwie ludzie tego nie rozumieją. Panuje przekonanie, że Internet jest darmowy. „Dlaczego mam płacić?”, pytają się czytelnicy. Powiem coś, co jest smutne: o ile mamy dużo czytelników, to ludzi, którzy nas wspierają miesięcznie, jest bardzo mało. Osób, które płacą dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia euro, jest maksymalnie pięćdziesiąt miesięcznie. Na Litwie nie da się wyżyć z donacji od społeczeństwa – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim kłajpedzki dziennikarz Martynas Vainorius.
Martynas Vainorius urodził się w 1983 roku w Kłajpedzie. Studiował nauki polityczne na Uniwersytecie Kłajpedzkim. W trakcie studiów podjął pracę w „Vakarų ekspresas” (pol. „Ekspress Zachodni”). W 2004 r. ukończył studia, po czym kontynuował pracę dziennikarza w „Vakarų ekspresas”. W 2007 r. został zastępcą redaktora naczelnego. W latach 2011–2017 był wydawcą „Vakarų ekspresas”. Dwa i pół roku temu zdecydował się otworzyć własny, niezależny portal poświęcony Kłajpedzie „Atvira Klaipėda”. Obecnie jest jego redaktorem naczelnym i właścicielem. Pracuje także jako fotograf i menadżer.
Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Spotkaliśmy się pięć lat temu w siedzibie „Vakarų ekspresas” przy ulicy Mažvydasa w Kłajpedzie, rozmawialiśmy wtedy o mniejszości rosyjskiej w mieście, wynikiem czego był reportaż „Kłajpeda à la russe”. Tymczasem, gdy dzwoniłem do Pana dwa lata temu, okazało się, że nie jest Pan związany już z tą gazetą i założył Pan własny projekt. Czy może Pan powiedzieć, jaka była Pańska motywacja, dlaczego zdecydował się Pan porzucić tradycyjne media i założyć coś nowego?
Martynas Vainorius: Powodem był to, że przestałem być zadowolony nie tylko z tego, co się dzieje w „Vakarų ekspresas”, ale także w całej regionalnej prasie na Litwie. Być może wydawca „Vakarų ekspresas” ma na ten temat nieco inne zdanie. Mnie w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać, że głównym naszym zleceniodawcą jest samorząd w Kłajpedzie i jego spółki. Po prawdzie taka sytuacja jest w większości mediów regionalnych na Litwie. Wytwarzają się wpływy, których nie mogę akceptować.
Początkowo w ogóle chciałem rzucić dziennikarstwo. W Kłajpedzie nie było perspektywy, z drugiej strony nie chciałem opuszczać swojego miasta rodzinnego. Ostatecznie paru ze znajomych namówiło mnie na projekt, który jest zupełnie inny niż media w Kłajpedzie.
Czym się odróżniacie?
Nie dajemy płatnych artykułów. Nikt nie może przyjść do nas i poprosić, żebyśmy opublikowali coś za pieniądze. Tymczasem wcześniej się to zdarzało w innych mediach. Przychodził biznesmen i prosił, by coś opublikować. Przed wyborami przychodzili politycy. Weźmy taki przykład: powstaje w Kłajpedzie nowa kawiarnia. Teoretycznie to jest news. Ale czy powinno płacić się za to pieniądze? Czy dziennikarze powinni dostawać zniżki? W portalu „Atvira Klaipėda” pracujemy po prostu inaczej.
Ale szybko pojawia się zatem pytanie: z czego żyjecie?
Z jednej strony wspierają nas czytelnicy, z drugiej strony biznes, ale w tym drugim przypadku jest jasno powiedziane: żadnych sponsorowanych artykułów.
W jakim sensie sytuacja prasy regionalnej w Kłajpedzie jest inna niż np. w Kownie albo w innych miastach?
W Wilnie wciąż chyba wychodzi pismo „Vilniaus diena”, w Kownie mamy z kolei „Kauno dienę”, ale szczerze mówiąc: nie sądzę, by sytuacja znacząco odbiegała od tej w Kłajpedzie. Zaznaczam jednak, że nie badałem lokalnego rynku prasowego. Mówię to jako osoba, która prowadzi całą swoją działalność w naszym portowym mieście. Największe wpływy, a co za tym naciski, są w mediach wydawanych nie w dużych litewskich miastach, a w małych samorządach, w regionach.
„Atvira Klaipėda” działa od jesieni 2017 roku. Jakie są Wasze największe sukcesy?
To, że piszemy o rzeczach, o których nie piszą inni. W ostatnich miesiącach naszym dużym sukcesem była sprawa dyrektora jednego z pracowników urzędu miejskiego, który robił zakupy w jednej ze spółek, która należała do syna jednego z pracowników urzędu (sprawa dotyczy przetargu, w którym wygrała spółka należąca do syna pracowniczki „Gatvių apšvietimo” – przyp. red.). To był Dangeras Aleksandrovas ze spółki „Gatvių apšvietimas” („Oświetlenie ulic”). On skarżył się później na nas, pisał do różnych urzędów, do policji etc. Jednak ostatecznie został odwołany. Oprócz tej sprawy pisaliśmy także o jednej z pracowniczek urzędu w Kłajpedzie, która robiła biznesy z innym pracownikiem. Tutaj również ta osoba została zwolniona. To była Simona Razgutė-Mažūnienė.
A jaki jest trzeci sukces?
Nie chcę teraz mówić o zwalnianiu ludzi z pracy, ale sądzę, że całkiem udany jest nasz projekt poświęcony historii Kłajpedy. Piszemy o architekturze, ciekawych budynkach, miejscach. To robimy w ramach specjalnego projektu, dostajemy na to finansowanie.
W Waszym portalu można przeczytać praktycznie o wszystkim: o polityce, sprawach społecznych, gospodarce, kulturze, sporcie etc. Czy są takie branże, które są Wam najbliższe?
Dla mnie osobiście polityka i gospodarka. Jestem absolwentem politologii. Z kolei w „Vakarų ekspresas” startowałem od informacji biznesowych. Ale inne osoby mogą mieć inne preferencje. Trzeba by zapytać te dwie i pół osoby, które pracują w naszym portalu, co lubią najbardziej.
Dwie i pół osoby? Widziałem na Waszej stronie, że macie więcej dziennikarzy…
Tak, ale to są ludzie niejako „z doskoku”. Oni nas wspierają od czasu do czasu, np. raz w miesiącu albo raz na dwa miesiące napiszą jakiś artykuł. Widzi Pan, spotykamy się w specyficznym miejscu zwanym „Kulturos fabrika”, niedaleko browaru „Švyturys”, ale tak naprawdę pracuję tu tylko ja. Open space, na który Pan wkroczył, nie należy do naszego portalu, po prostu ja wynajmuję jedno biurko z komputerem. Większość z naszych współpracowników uprawia „home working”. To nie jest takie złe, bo jedna z naszych dziennikarek jest emerytką, ona wręcz uwielbia pracować z domu. Jeśli jest potrzeba, ona udaje się do sądu czy do urzędu miejskiego, ale pracuje z domu.
Wasz portal nazywa się „Atvira Klaipėda”, ale zajmujecie się także tym, co się dzieje w całym regionie, np. w Połądze, Kretyndze, na Mierzei Kurońskiej.
Owszem, ale od razu muszę powiedzieć, że to są tylko suche informacje. Nie możemy np. zrobić reportażu z Połągi. Nie mamy zasobów. To byłoby właściwie marzenie, by pisać o tym, co się dzieje na całym litewskim Pomorzu, a nie tylko w samej Kłajpedzie.
Może w ciągu następnych trzech lat Wam się uda?
Być może (śmiech). Nie narzekamy jednak na brak czytelników. W ostatnich miesiącach sprawdzaliśmy i według Google Analytics mamy 126 tysięcy unikalnych czytelników miesięcznie. To już jest rekord. Niech Pan pamięta, że nie mamy reklam na naszym portalu. Ale powiem coś, co jest smutne: o ile mamy dużo czytelników, to ludzi, którzy nas wspierają miesięcznie, jest bardzo mało. Ci, którzy płacą dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia euro, to jest maksymalnie pięćdziesiąt osób miesięcznie. Nie da się wyżyć z donacji.
Właśnie, zapytam o te donacje. Macie jakieś limity?
Nie, nie mamy, aczkolwiek jest taka zasada, że jeśli ktoś wpłaci więcej niż 380 euro, to jesteśmy zobowiązani o tym napisać. Dla higieny. Jeśli wspiera nas biznes, to na naszej stronie może zobaczyć Pan loga firm. Musi być transparentnie.
Jaki macie model finansowania?
Wspiera nas biznes, ale z jednym wyraźnym zastrzeżeniem: nie mogą mieć wpływu na treść artykułów. Jeśli przychodzę do biznesmena i proszę o pieniądze, mówię: weźmiemy, ale nie wymagaj proszę od nas, żebyśmy milczeli, gdy dowiemy się o Tobie czegoś brzydkiego. Wtedy będziemy musieli napisać. Także prywatni donatorzy nie mogą od nas oczekiwać, że będziemy dla nich łaskawi, jeśli okaże się, że stali się sprawcami jakichś przestępstw czy przekrętów. Amerykanie mają takie powiedzenie: „freedom is not for free”. Mówię ludziom: jeśli chcecie mieć wolne media, inwestujcie w nie. Bo inaczej przyjdą tacy, którzy mają worek pieniędzy, ale tych mediów bardzo szybko nie poznacie, tak się zmienią. Smutne, że na Litwie ludzie tego nie rozumieją. Panuje przekonanie, że Internet jest darmowy. „Dlaczego mam płacić?”, pytają się czytelnicy.
Mamy ten sam problem jako Przegląd Bałtycki. Chciałbym uściślić: otrzymujecie pieniądze od biznesu, prywatne donacje, coś jeszcze?
Piszemy projekty, na które pieniądze daje urząd miejski w Kłajpedzie, to dotyczy głównie kultury. O przyznaniu pieniędzy decydują eksperci. Wspiera nas także instytucja państwowa Litewski Fundusz Wspierania Prasy, Radia i Telewizji.
Czy po tych trzech latach jest Pan zadowolony ze swego projektu?
Tak. Ale powiem od razu: oczekiwałem, że będzie nas finansowo wspierać jakieś dziesięć procent naszych czytelników. To się nie spełniło. Jeśliby co dziesiąta osoba wyłożyła chociażby jedno euro miesięcznie, wtedy mielibyśmy 12 tysięcy wspierających i 12 tysięcy euro. Moglibyśmy za to robić np. wideo, czy bardziej skomplikowane materiały. Jednak ten model nie funkcjonuje na Litwie, kultura „donacji” nie jest w naszym kraju silna.
Ale generalnie jestem bardzo usatysfakcjonowany. Mogę wreszcie pracować w wolnym medium. Jako szef staram się także dawać wolność pracownikom, nie zmuszam ich do pisania o określonych sprawach, bardziej zachęcam, staram się również słuchać. Moi dziennikarze pytają mnie: naprawdę mogę o tym pisać? Ja odpowiadam: dlaczego nie?
Tak naprawdę wciąż jednak brakuje nam pieniędzy. Chciałbym, żebyśmy uzyskiwali więcej środków. Obecnie bardzo dużo pracuję, a mam dwie małe córki, chciałbym im poświęcić więcej czasu. Nasz problem polega także na tym, że wciąż zatrudniamy dwóch i pół dziennikarzy. Powinno być więcej. Obecnie nie mogą wziąć nawet urlopu. Bo działamy tak, że treści publikujemy na naszej stronie codziennie. Każdego dnia staramy się napisać trzy lub cztery większe artykuły, a także parę razy więcej newsów. Do tego dochodzą jeszcze fotografie.
Jaki jest background Waszych dziennikarzy? Czy są to także ludzie z „Vakarų ekspresas”?
Główna dziennikarka, która z nami pracuje, czyli Palmira Martinkienė, jest już emerytką. W latach dziewięćdziesiątych pracowała w „Vakarų ekspresas”, później była rzecznikiem prasowym prokuratury w Kłajpedzie. Później straciła pracę, jak zakładałem „Atvira Klaipėda”, zaproponowałem jej współpracę. Była bardzo zadowolona. Kolejna nasza dziennikarka pracowała w piśmie wydawanym przez urząd miasta „Klaipėda”, później jednak związała się z ubezpieczeniami. Zaszła w ciążę, rok temu przyszła do mnie i powiedziała: chcę odnowić swoje pióro dziennikarskie. Obecnie pracuje z domu, wspomaga nas jak może, ale jest właśnie tą „połówką osoby”. Jest także facet, który pracuje w „Vakarų ekspresas” i pisze do nas raz, dwa razy w miesiącu. Postanowił wyjechać do Wielkiej Brytanii, znalazł tam pracę, obecnie pracuje z Kłajpedy, pisze dla Litwinów, którzy wyemigrowali za granicę.
Jest również dziewczyna, absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Kłajpedzie, robiła u nas praktykę, pracuje na uczelni, ale od czasu do czasu do nas pisze.
Macie głównie artykuły na stronie, ale nie myślał Pan o podcastach, o materiałach wideo? Czy to za drogie?
Nie, to po prostu nie jest mój styl. Robimy „live stream”, co pokazaliśmy chociażby ostatnio w przypadku spółki „Grigeo”, która bardzo zanieczyściła powietrze w Kłajpedzie. Z naszego „live stream” korzystała także państwowa agencja informacyjna BNS. Jeśli jest szansa, staram się nasze „live streamy” umieszczać na YouTube, ale to nie jest bardzo profesjonalne.
Jesteście dostępni w mediach społecznościowych?
Tak, na Facebooku i na Instagramie, staramy się także zawojować Twitter, ale nie jest to takie proste. Na Twitterze jest ciężko z followersami, z kolei na Facebooku mamy już ponad pięć tysięcy sympatyków.
Jakie są reakcje na „Atvira Klaipėda” na Facebooku?
Pozytywne. Nie zamieszczamy na naszym profilu żadnych reklam. Dajemy po prostu treść, ale także nie wszystkie newsy, tylko raczej nasze artykuły. Takie unikalne, robione specjalnie przez „Atvira Klaipėda”. Jeśli ludzie wchodzą na Facebooka, wtedy zawsze znajdą coś ciekawego od nas.
Macie 126 tysięcy unikalnych czytelników miesięcznie, to jest połowa mieszkańców Kłajpedy…
Nie do końca. Sprawdzaliśmy na Google Analytics i okazuje się, że 40% naszych czytelników pochodzi z Kłajpedy, kolejne 40% z Wilna, zaś po 10% – z małych miejscowości litewskich i z zagranicy. Czytają nas Litwini w Norwegii, Irlandii, Wielkiej Brytanii.
Ale dlaczego Wilno?
Może jest wielu mieszkańców Kłajpedy, którzy przebywają w Wilnie. Albo wilnianie są zainteresowani tym, co się dzieje na Pomorzu (śmiech).
Jaka jest struktura wiekowa Waszych czytelników?
To także wiemy dzięki Google Analytics. Okazuje się, że najczęściej czytają nas ludzie od 18 do 45 lat. Można to łatwo wytłumaczyć: to są osoby, które korzystają z Internetu.
Nie myśleliście, żeby przenieść Wasze treści także na papier?
Wydawanie papierowej gazety jest w dzisiejszych czasach dość skomplikowane. Nie chodzi tylko o pieniądze, o kolportaż etc. Problemem są treści. Nie wszystkie treści z Internetu nadają się na papier. To co jest aktualne jednego dnia, nie musi być następnego. Ludzie i tak mają wcześniej szanse, żeby o pewnych rzeczach dowiedzieć się z Internetu lub z radia. Wtedy do papierowej gazety trzeba dawać inny, specyficzny już kontent. Nie sądzę, żeby było nas na to stać.
Wasz portal jest tylko po litewsku. Ale Kłajpeda to w zasadzie dwujęzyczne miasto, około jednej trzeciej mieszkańców porozumiewa się w języku rosyjskim. Czy planowaliście coś specjalnego także dla Rosjan?
To jest nasze kolejne marzenie. Pisaliśmy projekt do Rady Ministrów Państw Nordyckich, ale nie dostaliśmy pieniędzy. Teraz znowu spróbujemy, bo środki są chyba większe i możemy mamy większą szansę.
Jaką część społeczności rosyjskiej chcielibyście przyciągnąć? Wiemy, że to są ludzie dość konserwatywni, gdy mowa o mediach. Czytają „Obzor”, „Litowskij kurier”.
Pewnie przyciągnęlibyśmy młodszych Rosjan, którzy dobrze się czują w Internecie, z kolei starsi ludzie zostaliby przy swoich gazetach.
Jak często na Waszych łamach pojawiają się lokalni politycy kłajpedzcy?
Zawsze staram się prezentować polityków, to w jaki sposób myślą, bo to ma wpływ na nasze życie. W marcu 2019 r. mieliśmy w Kłajpedzie wybory samorządowe. Prowadziłem z tej okazji debatę kandydatów, która była transmitowana przez YouTube, a także Facebook. Wypowiadali się kandydaci na merów, z tego co pamiętam było ich ośmiu. Debata przed drugą turą Vytautas Grubliauskas vs Arvydas Vaitkus cieszyła się bardzo dużą popularnością. Zabawne, że te wszystkie debaty kosztowały zaledwie osiem euro. Taka była cena wody mineralnej, którą pili kandydaci (śmiech).
Teraz jesienią będziemy mieli wybory do Sejmu, myślę już o kolejnych debatach kandydatów.
Waszą trzecią rocznicę będziecie obchodzić w październiku, to jakoś zbiegnie się z wyborami do Sejmu. Jakie macie plany na następne trzylecie?
Jest takie powiedzenie: „ludzie planują, Bóg się śmieje”. Naprawdę nie wiem, w jakim miejscu będziemy za trzy lata. Oczywiście mam marzenia, które dotyczą jakości, publikowanych treści. Chcę mieć więcej dziennikarzy, rosyjską wersję. Muszę jednak już teraz podkreślić, że „Atvira Klaipėda” jest wspaniałym miejscem dla dziennikarzy. Po pierwsze, jest absolutnie wolna, pozbawiona nacisków, demokratyczna…
Dziennikarz może zatem pokłócić się z szefem i nie zostanie zwolniony (śmiech)…
Tak, tak to właśnie wygląda (śmiech). Chcę powiedzieć jedno: czytają nas w Wilnie i to o czymś świadczy. Może jeśli model „Otwartej Kłajpedy” przyjmie się, to wtedy powstanie „Atviras Kaunas” czy „Atviras Vilnius”. Dlaczego nie?
Wadą naszego modelu jest to, o czym już wspomniałem wcześniej. Brak kultury wspierania mediów przez obywateli na Litwie. Największa taka kultura funkcjonuje, co ciekawe, w Kambodży. Tymczasem my oferujemy naprawdę różne możliwości. Można na nas płacić nawet smsem, nie mówiąc już o tradycyjnym przelewie bankowym. Tymczasem wpłacenie jednego euro miesięcznie staje się problemem, choć to nawet nie jest filiżanka kawy w kawiarni. Każdego miesiąca deklarujemy na naszej stronie, ile wpływów otrzymaliśmy i na co zostały przeznaczone. Nie wiem, jak można być bardziej transparentnym?
Czy Wasze media otrzymują pieniądze z podatków?
Każdego roku każdy Litwin ma prawo zaznaczyć na co przekazuje swoje 2% z podatków. Korzysta z tego wiele projektów medialnych, choćby „Laisvės TV” Andriusa Tapinasa. Tylko my jesteśmy mali. „Laisvės TV” otrzymała w zeszłym roku tą drogą jakieś 190 tysięcy euro, z kolei „Atvira Klaipėda” zaledwie cztery i pół tysiąca. Może powinniśmy zainwestować w jakiś marketing?
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.