Michał Kujaczyński: pandemia uderzyła w Kołobrzeg, ale skutki zobaczymy za rok

|

Możemy w tegoroczne wakacje mówić o szczęściu. Jednak tak naprawdę tylko dlatego, że dobry był sierpień. W lipcu ponieśliśmy straty i nie są to tylko straty z tytułu opłaty uzdrowiskowej, bo spadły także opłaty z dzierżaw, z wszelkiego rodzaju opłat i podatków lokalnych. Te kwoty także mają swoje znaczenie. Najgorszymi miesiącami dla Kołobrzegu były kwiecień, maj, czerwiec i lipiec. W marcu mieliśmy paradoksalnie nawet niewielki wzrost. Jak sobie radzimy? Pani prezydent Anna Mieczkowska przyjęła zasadę, żeby nie wykreślać z budżetu inwestycji. Po prostu przesunęliśmy je na następny rok. Największe inwestycje będą zatem realizowane w przyszłym roku, jeśli oczywiście sytuacja na to pozwoli, bowiem skutki epidemii będziemy tak naprawdę odczuwali w przyszłym roku. Wiemy już teraz, że budżet na 2021 rok będzie trudny – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim Michał Kujaczyński, rzecznik prezydent Kołobrzegu Anny Mieczkowskiej.

Michał Kujaczyński – z wykształcenia mgr ekonomii. Od 1999 roku związany zawodowo z Urzędem Miasta Kołobrzeg. Od 2006 roku rzecznik Prezydenta Miasta Kołobrzeg. W latach 2011-2012 był odpowiedzialny za przygotowanie Kołobrzegu do ulokowania w nim centrum pobytowego na Euro 2012 (Kołobrzeg został wybrany przez reprezentację Danii). W latach 2012-2018 jako kierownik Biura Prezydenta odpowiedzialny m.in. za promocję miasta. Obecnie pracuje jako rzecznik prezydent Anny Mieczkowskiej.

Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Mamy rozmawiać o tym, jak pandemia koronawirusa wpłynęła na Kołobrzeg, czy możemy zacząć od statystyk, od liczb?

Michał Kujaczyński: Dane z Urzędu Statystycznego są publikowane z dość dużym poślizgiem czasowym, więc na razie nie mamy pełnego obrazu. W Urzędzie Miasta Kołobrzeg opieramy się na danych z opłaty uzdrowiskowej i porównujemy je z analogicznym okresem rok wcześniej. O ile generalnie co roku wpływy z opłaty  wzrastają, a więc Kołobrzeg jest coraz popularniejszym miejscem wypoczynku, to w okresie od stycznia do sierpnia 2020 roku wyraźnie widać trend spadkowy. Najgorzej wypadły miesiące maj, czerwiec i lipiec, w sierpniu już jest lepiej, widać, że turyści dopisali, jednak oczywiście nie tak samo jak w sierpniu 2019 roku. Żeby to zobrazować kwotami: wpływy z opłaty uzdrowiskowej od stycznia do sierpnia 2020 roku wyniosły 3,7 mln złotych. Patrząc zaś po liczbie osobonoclegów, to mamy prawie 1,1 mln mniej niż w roku ubiegłym.

W szczecińskim dodatku do „Gazety Wyborczej” można było przeczytać, że w lipcu i sierpniu 2019 roku mieliśmy w Kołobrzegu 900 tysięcy noclegów.

Tak, to prawda, prawie 900 tysięcy.

A jak to się zmieniło w tym roku?

We wspomnianych dwóch miesiącach mamy około 520 tysięcy noclegów.

A więc prawie połowa mniej.

Jednak tak naprawdę tylko dlatego, że dobry był sierpień. W lipcu ponieśliśmy straty i nie są to tylko straty z tytułu opłaty uzdrowiskowej, bo spadły także opłaty z dzierżaw, z wszelkiego rodzaju opłat i podatków lokalnych. Te kwoty także mają swoje znaczenie. Pani prezydent Anna Mieczkowska przyjęła zasadę, żeby nie wykreślać z budżetu inwestycji. Po prostu przesunęliśmy je na następny rok. Największe inwestycje będą zatem realizowane w przyszłym roku, jeśli oczywiście sytuacja na to pozwoli, bowiem skutki epidemii będziemy tak naprawdę odczuwali w przyszłym roku. Wiemy już teraz, że budżet będzie trudny.

Może Pan podać przykłady inwestycji, które będą przesunięte?

Zdecydowaliśmy się przesunąć trzeci etap remontu promenady nadmorskiej na przyszły rok. Piękny deptak jest już na ulicy Rodziewiczówny i Sikorskiego, teraz chcemy by sięgał, aż do Ekoparku. Podobnie przesunęliśmy budowę targowiska miejskiego. To, które mamy obecnie, nie przystaje do dzisiejszych czasów. Chcemy mieć targowisko z prawdziwego zdarzenia, z toaletami, z bieżącą wodą etc. To wszystko także jest przesunięte na rok następny. Mamy jeszcze inne inwestycje przesunięte na kolejny rok, w tym drogowe.

Budżet na 2021 rok będzie trudny.

Jesteśmy na etapie jego konstrukcji. Przygotowujemy się do emisji obligacji, żeby jakoś zrównoważyć sytuację finansową i zachować pozyskane finansowanie zewnętrzne, choćby na wspomnianą promenadę. Żal byłoby nie wykorzystać tych środków. Jeśli nie zbudujemy promenady ze środków RPO, to wtedy jest mała szansa, że zbudujemy ją za nasze pieniądze, bo sama inwestycja jest warta kilkanaście milionów złotych.

Możemy podać czytelnikom liczby z tegorocznego budżetu miasta Kołobrzeg?

Nasze dochody to 283,5 miliona, zaś wydatki 347,5 mln. Mamy zatem „lekki” deficyt.

Parędziesiąt milionów.

Trzeba jednak pamiętać, że ten deficyt zmniejsza się w ciągu roku, bo spływają do nas wykorzystane i wydatkowane z naszego budżetu środki unijne. Na papierze deficyt jest duży, w rzeczywistości znacznie mniejszy. Epidemia sprawiła, że wszystkie uzdrowiskowe miasta stanęły w takiej sytuacji co my. Można to porównać do miasta na Śląsku, gdzie działała jedna duża kopalnia i nagle została zamknięta.

Doktor Mariusz Miedziński z Akademii Pomorskiej w Słupsku, znawca Pomorza Środkowego, porównał Kołobrzeg do Łap, gdzie wszystko stało na kolei.

Fakt, że jesteśmy uzdrowiskiem nie pozostawia nam dużego pola manewru. Mamy strefy uzdrowiskowe A i B, które mają wynikające z przepisów obostrzenia. Nie da się tam zlokalizować zakładów produkcyjnych – funkcje uzdrowiskowe to wykluczają. Jako przykład podam,  że w strefach A i B nie można zrobić parkingu większego niż 50 miejsc. Ewentualnie można by to zrobić w strefie C, ale to już są obrzeża Kołobrzegu, zaś miasto rozbudowane jest na wszystkie strony. Nie pozostaje więc wiele miejsca. Dlatego obecnie trwają rozmowy na temat powiększenia miasta o gminę Kołobrzeg. Temat jest wywołany już od dwóch kadencji. Jesteśmy po pierwszych spotkaniach ze specjalistami, którzy analizują te możliwości.

Chodziłoby zatem, by połączyć miasto i gminę Kołobrzeg.

Wciąż otwartą sprawą pozostaje, czy byłaby to cała gmina, czy jakaś jej część. Oczywiście nie chodzi o to, by zabrać gminie wszystkie atrakcyjne miejscowości, a zostawić najbiedniejsze sołectwa. Najlepiej byłoby, by oba samorządy na tym zyskały.

Rozumiem, że zainteresowanie powiększeniem Kołobrzegu jest głównie w mieście Kołobrzeg.

Wójt gminy jak dotąd nie mówi nie. Powiedział, że jest gotowy do tych rozmów. On wie, że to jest nieuchronny proces, bo miejscami ta granica między miastem i gminą jest umowna. Często jest tak, że jest ulica, po obu stronach są bloki, jednak jedna strona jest miejska, druga gminna. Różnica polega na tym, że po drugiej stronie nie może np. interweniować straż miejska, inaczej świadczone są usługi sprzątania itp. To jest tylko jeden aspekt. Kolejny to np. szkoły. Duża część mieszkańców gminy posyła swoje dzieci do szkół w Kołobrzegu.

Mieszkańcy korzystają zatem z usług oferowanych przez Kołobrzeg, zaś podatki płacą w swojej gminie, która się bogaci. Kołobrzeg jest przez to stratny.

Mamy co prawda porozumienie, gdzie wójt dopłaca do swoich uczniów, ale już np. na wydatki infrastrukturalne, remont szkół, sali gimnastycznej, nie dostajemy pieniędzy. To wszystko leży po stronie miasta, nie było nigdy takiej praktyki, żeby gminy finansowały takie inwestycje, zresztą okoliczne gminy na Pomorzu Zachodnim nie są aż tak bogate.

Jeśli weźmiemy Kołobrzeg na tle województwa zachodniopomorskiego, to chyba możemy powiedzieć, że on najwięcej ucierpiał spośród gmin nadmorskich, uzdrowiskowych.

Jesteśmy największym w Polsce uzdrowiskiem. Do nas przyjeżdżało zawsze bardzo dużo osób. 90% eksportu polskich usług sanatoryjnych przypada na Kołobrzeg. Zresztą to nie są tylko turyści, którzy przyjeżdżają do sanatoriów, to nie są tylko turnusy, ale do nas przyjeżdżają ludzie choćby na weekend. Nie jesteśmy jak inne małe miejscowości, gdzie zimą wiatr hula po ulicach i nie widać ani jednego człowieka. Nawet jesienią w hotelach, gdy mamy jakieś dłuższe weekendy czy święta, mamy wielu gości. Teraz oczywiście wszystko jest zachwiane i widać to po wpływach pieniężnych.

Czy porównywaliście się do Świnoujścia czy Międzyzdrojów, gdy mowa o wpływie pandemii na Wasz budżet?

Nie, tego nie robiliśmy, bo wszyscy jeszcze liczą swoje straty. Na to będzie czas później. Takie porównania to naturalna rzecz w wielu aspektach – na przykład, gdy rozpisujemy przetarg na odbiór odpadów. My porównujemy się z nimi, oni porównują się z nami. W Kołobrzegu staramy się zawsze wybierać rozwiązania, które są sprawdzone. Jeśli coś się sprawdza u sąsiadów, dlaczego nie zastosować tego u nas? Myślę, że wszystkie samorządy tak robią.

Jak pandemia wpłynęła na udział gości z Niemiec, na przyjazdy do Kołobrzegu?

Tego wciąż nie wiemy. Wszystko zobaczymy, gdy pojawią się dane GUS. Na pewno niemieccy turyści po zniesieniu ograniczeń na granicy polsko-niemieckiej przyjechali, ale nie jestem w stanie pokusić się o liczby. Będziemy musieli poczekać na konkretne dane.

Pandemia zaczęła się w marcu, nawet widziałem na YouTube filmik o zamarłym Kołobrzegu, robiący ogromne wrażenie. Pan powiedział jednak, że najwięcej straciliście nie w marcu i kwietniu, ale od maja do lipca.

Zaraz podam Panu dane, by być precyzyjnym. W marcu 2019 roku liczba osobonoclegów była na poziomie 240 tysięcy. Rok później wyniosła prawie 270 tysięcy. Było zatem widać trend wzrostowy.  Udało się to dzięki pierwszej połowie marca, bo lockdown mieliśmy dopiero później. Drastyczny spadek zaczyna się dopiero od kwietnia, gdzie w 2019 roku mieliśmy jeszcze 310 tysięcy osobonoclegów, zaś w 2020 roku już tylko 86 tysięcy. Jeśli chodzi o wpływy z opłaty uzdrowiskowej to już jest wtedy 858 tysięcy złotych mniej. Odbiliśmy się dopiero w sierpniu.

Jak z dochodami spółek miejskich? Mam na myśli wodociągi czy elektrownie.

Wszystkie spółki miejskie straciły, głównie dlatego, że niektórzy odbiorcy przestali płacić i zalegają z opłatami.

Czytałem ostatnio artykuł w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie poinformowano na czym oszczędzają samorządy po pandemii. Podano z jednej strony przykład kultury, z drugiej komunikacji miejskiej.

Komunikacja miejska w Kołobrzegu jeździła rzadziej w trakcie sezonu, było to jednak podyktowane wytycznymi sanepidu. Transport miejski musiał tak rozłożyć kursy w Kołobrzegu, żeby autobusów starczyło na wszystkie linie. Więc niektóre autobusy jeździły rzadziej, ale tylko i wyłącznie z uwagi na to, że wysyłano dodatkowe autobusy na tych trasach, gdzie mieliśmy dużo ludzi na przystankach. Robiono zatem dodatkowe kursy określonych linii. Natomiast tak naprawdę nie możemy oszczędzać na komunikacji czy na sprzątaniu, bo wciąż musimy być gotowi na przyjęcie turystów. Mogą być pewne przesunięcia w inwestycjach, czy cięcia w wydatkach bieżących, gdzie to jest możliwe…

No właśnie, jak wyglądają cięcia w wydatkach bieżących?

Przesunęliśmy środki na inwestycje, a z drugiej strony zamrożone zostały pieniądze na podwyżki w urzędzie miejskim, remonty i zakupy wyposażenia. To wszystko musi poczekać.

Czy przycięto pieniądze na kulturę?

W Kołobrzegu poszliśmy nieco inną drogą. Proszę pamiętać, że to jest pierwszy rok działania Regionalnego Centrum Kultury (RCK) w nowej formule. Zgodnie z założeniami pani Prezydent i z jej wizją, wydzielono promocję z urzędu miasta i dołączono ją do Regionalnego Centrum Kultury. Wraz z tym poszły pieniądze, które zostały przesunięte do RCK. W tym względzie nie było  cięć. Jeśli spojrzeć na to w ten sposób, pieniądze na kulturę wzrosły, a nie zmalały. Oczywiście część pieniędzy poszło na promocję poprzez internet, telewizję, ale część także na kulturę. Założenie było takie, jeszcze przed wprowadzeniem stanu epidemii, że część wydarzeń nie będzie miała takiego wymiaru jak dotychczas, że będzie inna. Chodziło o to, żeby Kołobrzeg ożywić, żeby nie było jednego wielkiego wydarzenia, a ileś mniejszych. W momencie, gdy został wprowadzony stan epidemii, to zadziałało. Podam tutaj przykłady teatrów ulicznych i cyklicznego już festiwalu jazzowego, czyli RCK Pro Jazz Festival, który odbywa się co roku. Te dwie imprezy zorganizowano w tym roku nie jako jedno duże wydarzenie, ale na sześciu różnych scenach jako mniejsze wydarzenia. Dzięki temu ta impreza stała się widoczna i dotarła do większej liczby osób. Okazało się, że w paru różnych miejscach dzieją się fajne rzeczy. Ten efekt był bardzo pozytywny. Dużo mieszkańców dostrzegło, że coś się dzieje w kołobrzeskiej kulturze.

Druga sprawa to powrót do Jarmarku Solnego, przy okazji którego testowaliśmy zamknięcie ulic w centrum miasta. To też jest temat, o którym mówi się od kilku kadencji. Dzięki temu zobaczyliśmy, jak miasto działa, gdy jego centrum jest wyłączone. W tej chwili zbieramy opinie mieszkańców, które są w większości pozytywne. Kołobrzeżanie chcą, by miasto szło właśnie w tym kierunku. Nie wiemy wciąż, czy zamkniemy centrum na sezon czy na cały rok.

Wciąż nie wiemy jak będzie z zachorowaniami jesienią w województwie zachodniopomorskim. Teraz mamy ognisko w zakładach mięsnych w Szczecinie, wcześniej stację dializ w Kołobrzegu, gdzie pojawili się chorzy na Covid 19. Jak to wszystko może wpłynąć na Wasze miasto, jak się przygotowujecie do sytuacji, gdy jesienią koronawirus zbiegnie się z grypą?

Jak każdy samorząd mamy obawy, jak to może wyglądać. Robimy, to co w naszym zakresie. Mamy opracowane różne warianty jeśli chodzi o szkoły. Od hybrydowych po zupełnie zdalne nauczanie. Jesteśmy już przygotowani po wiosennych wydarzeniach. Wyposażamy szkoły, a także uczniów, którzy nie mają tabletów czy laptopów. Od tej strony wszystko jest przygotowane. Natomiast co do turystyki: jeśli zostaną znowu wprowadzone ograniczenia, to tak naprawdę nie ma samorządu, który miałby z góry jakiś plan i mógłby coś przedsięwziąć. Do tego po prostu nie da się przygotować. My możemy stawiać na promocję, reklamę, ale jeśli będzie lockdown i turyści do nas nie przyjadą, to mamy po prostu związane ręce. Jesteśmy uzależnieni od państwa, liczymy, że wyciągnie ono pomocną dłoń.

Właśnie, na jaką pomoc możecie liczyć ze strony państwa, zarówno gdy mowa o wiosennej, jak i jesiennej pandemii?

Otrzymaliśmy 8,8 milionów złotych jako pomoc na inwestycje dla samorządu. Będą wykorzystane za budowę sali gimnastycznej przy szkole podstawowej nr 5 i na przebudowę promenady.

W marcu w szczecińskiej „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst doktora Mariusza Miedzińskiego z Akademii Pomorskiej w Słupsku, bardzo alarmistyczny, na temat tego jaki wpływ może mieć pandemia na sytuację społeczną w Kołobrzegu. Bezrobocie miało skoczyć do 60-70%. Uważa Pan, że to był przesadzony tekst?

Ciężko mi się do tego odnieść. Doktor Miedziński ma swoje wyliczenia i na pewno wie, co pisze. Rynek kołobrzeski bada bowiem od lat. Natomiast jest prawdą, że wiele kołobrzeskich hoteli wybudowanych jest nie przez wielkie sieciówki, ale przez lokalnych biznesmenów, którzy poświęcili wszystkie swoje środki na te inwestycje. Wzięli kredyty i postawili naprawdę dobre obiekty. Jeśli oni będą mieć kłopoty ze spłatą swoich kredytów, to sytuacja może stać się dramatyczna. Jeśli zaczną zwalniać pracowników hoteli, to ucierpią nie tylko oni, ale także firmy, które obsługiwały te hotele, prali pościel, zapewniali dostawę żywności. To wszystko jest system naczyń połączonych i myślę, że to miał na myśli doktor Mariusz Miedziński.

Ale nie pokusi się Pan o prognozę, jak wysoko może skoczyć bezrobocie w Kołobrzegu?

Nie, nie pokuszę się. Powiatowy Urząd Pracy podlega pod starostę kołobrzeskiego, być może mają takie prognozy. W tej chwili sezon pokazał, że zatrudnienie wróciło do dobrego poziomu. Ruszyły też  miejsca dla osób, które pracują w sezonie. Trzymajmy kciuki, żeby ten stan się utrzymał.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!