Jak Litwa znalazła się na celowniku Chin?

|

Prezes jednego z litewskich sądów kilka lat temu został zaproszony do udziału w konferencji na Tajwanie. Kierowane przez Linasa Linkevičiusa Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Kancelaria Prezydent Dalii Grybauskaitė przekonały do porzucenia tych planów, by nie wzbudzać niezadowolenia Chin, a cała historia nie przedostała się do opinii publicznej. W tym roku Litwa jako pierwsza w Unii Europejskiej zgodziła się na otwarcie przedstawicielstwa, w którego nazwie jest słowo „Tajwan”. Pekin zamierza się zemścić. Jak do tego doszło?

O przyjęciu przez Litwę twardej linii w stosunku do komunistycznych Chin i zwróceniu uwagi na demokratyczny Tajwan zdecydowały zarówno geopolityka, jak i polityka wewnętrzna. Szerzej patrząc, rosnące w siłę i coraz bardziej agresywne Chiny stały się najważniejszym zagadnieniem na porządku dziennym polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Litwa, dążąc do utrzymania zainteresowania USA i gwarancji bezpieczeństwa, nie chciała pozostawać na uboczu.

Litewski wywiad w ostatnich latach zaczął także odnotowywać coraz bardziej agresywne działania chińskich służb specjalnych wobec Litwinów. W 2019 roku po raz pierwszy o zagrożeniu ze strony chińskich szpiegów wspomniano w corocznym raporcie wywiadu. W tym samym czasie faktycznie wstrzymany został proces chińskich inwestycji w porcie w Kłajpedzie.

Po rozpoczęciu pandemii koronawirusa rząd Litwy zaproponował Światowej Organizacji Zdrowia zaproszenie Tajwanu do zgromadzenia międzynarodowego, a z inicjatywy konserwatystów (chodzi o partię Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci – przyp. PB) szefowi Misji Tajpej w krajach bałtyckich została udostępniona sejmowa trybuna. Litwa zablokowała także udział chińskiego koncernu „Huawei” w rozwoju sieci 5G, a prześladowanie mniejszości ujgurskiej w Chinach zostało w rezolucji Sejmu uznane za ludobójstwo.

Te kroki rozdrażniły Chiny, chociaż w oczach komunistycznych władz żadne czerwone linie nie zostały jeszcze przekroczone – podobne decyzje podejmowały i inne kraje europejskie. Rządzący już wtedy konserwatyści, w tożsamości których szczególnie ważną rolę odgrywa czynnik antykomunistyczny, zdecydowali się jednak pójść dalej niż większość sojuszników.

Zerwanie z Pekinem

Lider partii (konserwatystów – przyp. PB) Gabrielius Landsbergis, który dopiero co objął stanowisko ministra spraw zagranicznych przystąpił do konsultacji z USA i partnerami europejskimi w sprawie wycofania się z platformy współpracy Chin i Europy Wschodniej „17+1”. O podjętej decyzji o wycofaniu po raz pierwszy poinformował brukselskie media w maju.

Zwracając się do europejskiego audytorium, Landsbergis starał się przekazać, że wycofując się Litwa kieruje się jednością i solidarnością UE. Urzędnicy Komisji Europejskiej nie raz krytykowali format „17+1”, twierdząc że Chiny, obiecując inwestycje tej grupie krajów, dążą do tego, by podzielić Europę, podczas gdy rzeczywiste korzyści ekonomiczne są niewielkie. Zarówno USA, jak i Niemcy zdecydowanie wsparły tę decyzję Litwy.

Ale już wtedy pojawili się krytycy – choć wciąż jeszcze stosunkowo nieliczni i niezbyt głośni – którzy wskazywali na dwustronne stosunki innych krajów europejskich z Chinami i sugerowali, żeby wycofywać się nie w pojedynkę, ale zebrawszy szerszą koalicję i zapewniwszy sobie alternatywę.

Komunistyczna chińska prasa, lojalna wobec reżimu, bagatelizowała te działania jako próby przypodobania się przez mały kraj Amerykanom. Już miesiąc później rząd Litwy potwierdził przekazanie szczepionek Tajwanowi. Chińska prasa, będąca przekaźnikiem nastrojów władz, wciąż jeszcze zachowywała się wstrzemięźliwie, chociaż wyraziła swoje niezadowolenie z powodu obejścia chińskiej jurysdykcji.

I wtedy właśnie gruchnęła wiadomość o utworzeniu przedstawicielstwa Tajwanu w Wilnie.

Nazwa przedstawicielstwa

Otwarcie misji handlowej Tajwanu na Litwie rozważane było od paru lat. Dyskusje na ten temat prowadzili prezydent Gitanas Nausėda z ówczesnym premierem Sauliusem Skvernelisem, jednak w apogeum kryzysu koronawirusowego postanowiono je zawiesić z obawy, że mogłoby to utrudnić import z Chin środków potrzebnych do zwalczania pandemii. Ambasador Chin za zamkniętymi drzwiami agresywnie przestrzegał Litwinów, że otwarcie przedstawicielstwa może wywołać poważne konsekwencje.

Rząd Ingridy Šimonytė nie zwlekał. W umowie koalicyjnej wspomniano o wsparciu dla Tajwanu, w marcu tego roku ministra gospodarki i liderka przyjaźnie nastawionej do Tajwanu Partii Wolności Aušrinė Armonaitė ogłosiła, że Litwa otworzy tam przedstawicielstwo handlowe, a za kulisami zaczęły się negocjacje w sprawie otwarcia tajwańskiego przedstawicielstwa w Wilnie.

Jego powstanie zapowiedziano publicznie 20 lipca. Wiadomość błyskawicznie znalazła się w centrum uwagi międzynarodowych mediów – nie z powodu samego otwarcia placówki, ale z uwagi na nazwę, jaką miałoby nosić. Minister spraw zagranicznych Tajwanu z dumą ogłosił, że przedstawicielstwo będzie używać nazwy Tajwan a nie Tajpej. Po kilku godzinach potwierdziło to także Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy.

Oficjalnie po litewsku placówka będzie nosić nazwę Przedstawicielstwa Tajwańskiego. Angielska nazwa jest dwuznaczna – Taiwanese representative office. W innych miejscach na świecie, w tym w Waszyngtonie, Rydze i Warszawie, przedstawicielstwa działają pod nazwą Tajpej – w dyplomacji panuje zgoda, że właśnie taka nazwa najlepiej odpowiada polityce „jednych Chin”, która nie pozwala na traktowanie Tajwanu jako osobnego państwa.

Dla postronnego obserwatora może się to wydawać drobiazgiem, ale zarówno dla Tajwanu, jak i dla Chin jest to wyraźne zerwanie z dotychczasowym status quo. W oczach niektórych jest to symboliczny krok w stronę uznania Tajwanu, chociaż oficjalnie kategorycznie się temu zaprzecza.

Wagę precedensu w sprawie nazwy już w pierwszych dniach głośno podkreślali zarówno przedstawiciele Tajwanu, jak i kierownictwo litewskiej dyplomacji z wiceministrem Mantasem Adomėnasem na czele.

Chińscy komuniści, zapowiadający przywrócenie kontroli nad Tajwanem, ogłosili że czerwona linia została przekroczona. Chińska prasa nadanie przedstawicielstwu nazwy Tajwanu określiła jako otwartą prowokację i naruszenie suwerenności. Chiński reżim zdecydował się ukarać Litwę tak, aby inne kraje nie ważyły się iść za jej przykładem.

Kilka dni później Chiny odwołały ambasadora z Litwy i zaleciły Litwie uczynienie tego samego. Wkrótce niełaski Chin doświadczył także litewski biznes – zawieszone zostały przewozy towarowe na Litwę, wstrzymane negocjacje w sprawie nowych zezwoleń na eksport żywności, chińska państwowa agencja ubezpieczeń kredytowych obniżyła limity kredytowe i podniosła ceny dla litewskich spółek – co oznacza, że rozliczanie się za towary z Chin stało się trudniejsze.

Chińskie tuby propagandowe ogłosiły nawet, że Pekin powinien ukarać Litwę wspólnie z Moskwą. Pojawiły się też mgliste zapowiedzi, że straty mogą grozić także działalności „Thermo Fisher Scientific” (amerykański dostawca aparatury naukowej, urządzeń laboratoryjnych itd., inwestujący także na Litwie – przyp. PB) w Chinach.

Po odpowiedzi Chin wypowiedzi litewskich i tajwańskich polityków o znaczeniu nazwy przedstawicielstwa przycichły. Przedstawiciele litewskich władz i ich zwolennicy zaczęli bagatelizować sprawę nazwy jako mało istotną, podkreślając że przedstawicielstwo na Litwie pod względem statusu prawnego nie będzie się różnić od działających w innych krajach Europy. Liderzy tajwańscy wycofali się z zaplanowanego wywiadu w litewskich mediach do czasu, gdy napięcie opadnie.

Pochwały w mediach

Zwolennicy Gabrieliusa Landsbergisa mówią, że Litwa słusznie zademonstrowała politykę opartą na wartościach, która zbiega się z pragmatycznym celem realpolitik, jakim jest utrzymanie poparcia USA. Ich zdaniem historia Litwy pokazuje, że pobłażanie dyktatorom bywa zgubne, a litewskie zaangażowanie we wsparcie demokratycznego Tajwanu bierze się też z własnego doświadczenia w przeciwstawianiu się komunistycznej tyranii.

W prasie zachodniej pojawiły się artykuły chwalące zdecydowaną pozycję Litwy, swoje polityczne poparcie zadeklarowała grupa wpływowych zachodnich parlamentarzystów i sekretarz stanu USA, który zatelefonował do Gabrieliusa Landsbergisa, potępiając naciski ze strony Chin.

Zwolennicy twardej linii podkreślają, że zemsta Pekinu nie będzie miała szczególnie dużego wpływu na litewską gospodarkę, bo jej uzależnienie od Chin jest dużo mniejsze niż innych krajów europejskich, dlatego właśnie teraz jest odpowiedni moment na to, by zdecydowanie stanąć po stronie USA i zerwać z Chinami. Ich zdaniem Chiny same ryzykują, że jeśli zbyt przesadnie ukarzą Litwę, to zaczną być postrzegane jako ryzykowny partner ekonomiczny.

Pytania krytyków

Nie brakuje jednak i krytyki. Zdaniem sceptyków, ostre zakręty charakterystyczne dla dyplomacji parlamentarnej w sposób nieprofesjonalny i nazbyt pośpieszny podniesiono na poziom rządowy.

Nie tylko opozycja czy biznes, ale też szereg dyplomatów, polityków partii rządzących i bliskich im analityków, popierających strategiczną linię rządu, prywatnie wyrażali zakłopotanie, czy kierownictwo MSZ postąpiło właściwie, decydując się na wybór dla przedstawicielstwa nazwy łamiącej dyplomatyczną tradycję.

Czy Litwa podjęła decyzję na prośbę amerykańskiej administracji, by wystąpić w roli swego rodzaju lodołamacza? Jeśli takiej prośby nie było, to czy chociaż wcześniej udało się zapewnić poparcie administracji USA, czy poszukiwano go dopiero po otrzymaniu odpowiedzi Chin?

Czy nie zabrakło konsultacji z partnerami w Unii Europejskiej, gdzie w sprawie Chin panuje dewiza – „współpracujmy, gdzie możemy – konkurujmy, gdzie musimy”? Czy krok ten był uzgodniony z prezydentem Gitanasem Nausėdą, który zgodnie z konstytucją rozstrzyga o najważniejszych kwestiach polityki zagranicznej?

Czy w kontekście kryzysu białoruskiego, agresywnych działań Rosji i rozpoczynających się manewrów wojskowych „Zapad” (artykuł w oryginale ukazał się 30 sierpnia 2021 r. – przyp. PB) Litwa nie otworzyła w jednym czasie zbyt wielu frontów? Jeśli ten krok jest częścią nie tylko polityki wartości, ale także polityki pragmatycznej, to czy w zamian możemy liczyć na żołnierzy, uzbrojenie albo potężne inwestycje?

Być może na część z tych pytań istnieją przekonujące odpowiedzi, których ujawnienie ograniczają umowy o zachowaniu poufności, ale ich brak dostrzegają także środowiska bliskie rządzącym.

Spojrzenie w przyszłość

Litwa skierowała do Chin nieupublicznioną propozycję wyciszenia skandalu, zapewniając, że polityka „jednych Chin” pozostaje w mocy. Pole manewru pozostaje mimo wszystko ograniczone: wycofanie się w sprawie nazwy oznaczałoby zwycięstwo Chin, upokorzenie Litwy i sygnał dla innych, by nie stawać Chinom na drodze.

Po mglistym początku droga naprzód będzie w największym stopniu zależeć od wsparcia, udzielonego przez administrację amerykańską, która i tak ma pełno międzynarodowych problemów.

Zamiast wniosków – stary dobry żart. Żmudzini wypowiedzieli wojnę Chinom. Przyjeżdża chiński ambasador, żeby zorientować się, co to za jedni i ilu ich jest. Wódz Żmudzinów odpowiada: „Jest nas kilkaset tysięcy. A was?”. „Ponad miliard” – oburzył się chiński ambasador. Wyraźnie zaniepokojony żmudzki wódz zwraca się do dowódcy swoich wojsk: „Że też nie pomyśleliśmy, gdzie my ich wszystkich pochowamy?”.

Artykuł oryginalnie ukazał się na portalu 15min.lt. Przedruk w Przeglądzie Bałtyckim za zgodą redakcji. Tłumaczenie z języka litewskiego Dominik Wilczewski.

Pracował jako dziennikarz w agencji informacyjnej ELTA. Od 2009 roku związany z agencją BNS, najpierw jako wydawca, zastępca kierownika działu krajowego i zastępca redaktora naczelnego, w latach 2017–2021 redaktor naczelny, a od 2021 dyrektor generalny BNS. Od 2021 roku pełni również funkcję redaktora naczelnego portalu 15min.lt.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!