Tomasz Chłoń: Unia Europejska i NATO zbliżyły Polskę i Estonię

|

W tym roku mija 30 lat od przywrócenia międzypaństwowych stosunków polsko-estońskich. Jednym z ważniejszych okresów i kontekstów w ciągu relacji dwustronnych było wspólne kandydowanie do UE i NATO oraz zacieśnienie współpracy dzięki członkostwu w tych organizacjach. Pierwsze lata relacji polsko-estońskich po wstąpieniu obu krajów do UE oraz Estonii do NATO wspomina Tomasz Chłoń, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Estonii w latach 2005-2010.

Polska weszła do NATO w 1999 roku, o pięć lat wcześniej niż Estonia, i stała się jednocześnie jednym z najbardziej aktywnych rzeczników jej przystąpienia do Sojuszu. Wspomagaliśmy ten proces nie tylko politycznie, ale i w sposób bardzo praktyczny, na podstawie własnych doświadczeń, co przyczyniało się do kreowania sprzyjającego klimatu w stosunkach dwustronnych przez całą połowę pierwszej dekady nowego milenium. Wejście Polski i Estonii do Unii i Europejskiej, a Estonii do NATO zwieńczyło pewien etap tych bardzo dobrych relacji opartych na tożsamości strategicznych celów obu państw. Jednocześnie wpłynęło znacząco na ich polityczną intensywność i związki gospodarcze. Przystępowanie do tych organizacji i instytucji, integracja z Zachodem trwała długo i w jej trakcie współdziałaliśmy i uczyliśmy się jako państwa stowarzyszone i kandydackie funkcjonowania tych organizacji, ich polityk i agendy. Ale nie podejmowaliśmy decyzji. Po przystąpieniu, potrzeba koordynacji i współdecydowania przełożyła się siłą rzeczy na rytm kontaktów dwustronnych i charakter stosunków, znacznie częstsze spotkania polityczne i robocze. Chodziło przecież o fundamentalne dla obu państw kwestie na agendzie unijnej, natowskiej i dwustronnej: bezpieczeństwa narodowego, gospodarki, społeczne, objęte politykami unijnymi – spójności, rolnej, energetycznej, klimatycznej – sprawami infrastruktury, strategii bałtyckiej, Partnerstwa Wschodniego UE i Partnerstwa dla Pokoju NATO, etc.

Jeżeli stosunki dwustronne mierzyć intensywnością spotkań czy wizyt na szczeblach prezydenckich i rządowych, to w latach 2005-2010 było ich na najwyższym i wysokim rządowym szczeblu około sześćdziesiąt. Można oczywiście powiedzieć, że ludzie spotykają się, bo się lubią (bez wątpienia tak mógłbym scharakteryzować relacje prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Toomasa Hendrika Ilvesa, czy premierów Donalda Tuska i Andrusa Ansipa). Ale bardziej serio, taka częstotliwość kontaktów świadczyła o wadze wspomnianych spraw i znaczeniu jakie do bilateralnych uzgodnień przywiązywały obie strony.

Co do kwestii bezpieczeństwa międzynarodowego, wybór Toomasa Hendrika Ilvesa na prezydenta Estonii był z punktu widzenia Polski korzystny. Myślę, że Ilves poprzez swój formalny i nieformalny wpływ na politykę państwa, równoważył nieco kierunek nordycki estońskiej orientacji strategicznej, zakładając, że dopóki Szwecja i Finlandia będą pozostawać poza NATO, Polska w regionie jest dla Estonii w sprawach „twardego” bezpieczeństwa kluczowa, z uwagi na potencjał, jak i wolę polityczną realizacji i wzmacniania sojuszniczych zobowiązań. Wydarzenia związane z przenosinami pomnika Brązowego Żołnierza w Tallinnie, czy wokół wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku, konsultacje na najwyższych szczeblach, wsparcie (nie tylko polityczne) podczas wydarzeń w Tallinnie, wspólny lot prezydentów Polski, Estonii, Litwy i Łotwy do Tbilisi, to były nie tylko symboliczne, ale i politycznie znaczące działania.

Co nas łączyło w regionie Bałtyku i UE? Wiele. Interesy związane z funkcjonowaniem wspólnego rynku, polityką spójności, bezpieczeństwem energetycznym, infrastrukturą energetyczną i komunikacyjną, strategią UE dla Bałtyku. O tych sprawach myśleliśmy generalnie bardzo podobnie, choć nie zawsze zbieżnie (np. w kwestiach pakietu energetyczno-klimatycznego, czy w sprawie Rospudy). Trudno było też nie dostrzec, że stosunek Polski do regionu bałtyckiego był niekiedy przedmiotem krytyki ze strony Estończyków. „Patrzycie na Zachód, a Północ was mniej interesuje” (np. kwestia via Baltica i Rail Baltica). Z kolei nasze próby jakiegoś włączenia Polski do współpracy bałtycko-nordyckiej (NB8) były odrzucane.  Ale zwyczajem było zapraszanie prezydenta Polski na szczyty bałtyckie.

W NATO mówiliśmy naturalnie jednym głosem. I nie tylko mówiliśmy. Misje patrolowania przestrzeni powietrznej państw bałtyckich przez Polskę w latach 2005-2010 miały miejsce trzykrotnie. Tym bardziej było dla mnie niekiedy zastanawiające – i irytujące – że  przy takich nakładach jak na Baltic Air Policing, mieliśmy jednocześnie problemy z przekonywaniem MON do finansowania polskiego wykładowcy w Baltic Defence College w Tartu, czy do skierowania polskiego eksperta do pracy w Centrum Doskonalenia Cyberobrony w Tallinnie.

W gospodarce, czy we współpracy samorządów i organizacji pozarządowych mogliśmy tylko z zazdrością podziwiać poziom relacji estońskich z partnerami z Finlandii i Szwecji. Niemniej warto odnotować, że gdy w 2004 roku nasze dwustronne obroty handlowe wynosiły ok. 275 mln euro, przy polskim eksporcie wielkości 210 mln, to cztery lata później było to już 729 mln (w tym 603 mln polski eksport).

W 2005 roku mieliśmy już uregulowane praktycznie wszystkie kluczowe sprawy traktatowe, co też wynikało z procesów integracyjnych przed 2005 roku. Później podpisaliśmy jeszcze jedynie umowę o współpracy ministerstw kultury (2007 rok) oraz umowę o reprezentacji wizowej (np. Polski przez Estonię w Pskowie, 2010 rok).

Miałem satysfakcję z efektów dyplomacji publicznej ambasady, realizowanej przez wspaniały zespół, szczególnie Sławomirę Borowską-Peterson. Także dzięki temu, że zwiększyły się środki, którymi dysponowała polska dyplomacja. To był sygnał dla partnerów, że inwestujemy w nasze relacje, przenosimy siedzibę ambasady w najlepszą lokalizację, zwiększamy znacząco jej budżet reprezentacyjny i promocyjny. Pewnego razu usłyszałem od prezydenta Estonii, że Polska i Szwecja rywalizują o wpływy w Estonii niemalże jak w XVII wieku. Odebrałem to nie tylko jako osobisty komplement.

Doświadczenie z lat pełnienia misji ambasadora Polski w Estonii, szczególnie za rządów PiS (2005-2007), pokazało jednocześnie ograniczenia dyplomacji publicznej i potwierdziło, że w zglobalizowanym świecie wizerunek kraju wykuwa się przede wszystkim w domu. Nawet najlepsza dyplomacja nie będzie w stanie wpłynąć w sposób istotny na zmianę postrzegania kraju, który jest wewnętrznie skonfliktowany, zewnętrznie skłócony i ma etykietę ksenofobicznego. Dyplomacja może jedynie mitygować wizerunek zły lub wzmacniać dobry.

Tomasz Chłoń w latach 2005-2010 pełnił misję Ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej w Estonii.

Tytuł i wstęp od redakcji Przeglądu Bałtyckiego.

Dyplomata, był ambasadorem Polski w Estonii i na Słowacji. W latach 2017-2020 pełnił funkcję dyrektora Biura Informacyjnego NATO w Moskwie. Obecnie prowadzi własną działalność badawczą. Specjalizuje się w problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego, sprawach NATO i Rosji, zagrożeń hybrydowych, w tym szczególnie dezinformacji. Jest współautorem książki „Platforma przeciwdziałania dezinformacji – budowanie odporności społecznej. Badania i edukacja” (2021). Absolwent filologii węgierskiej na Uniwersytecie Warszawskim, a także studiów podyplomowych w zakresie stosunków międzynarodowych i integracji europejskiej.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!