Barwne oblicza pogranicza: Sejneńszczyzna we wspomnieniach mieszkańców

|

Suwalszczyzna, stanowiąca jej część Sejneńszczyzna oraz niedalekie Podlasie to od wieków krainy wielu granic. Nie wszystkie z nich powstały naturalnie: burzliwa historia tych ziem sprawiła, że wielokrotnie były one dzielone między plemionami, narodami, czy też zaborcami. „Sztuczne linie na mapach” niejednokrotnie rozdzielały rodziny, powodowały rozłamy, zmuszały mieszkańców do adaptowania się do nie zawsze chcianych i cyklicznie zachodzących zmian. Stworzyły one jednak niezwykłą mozaikę kulturową, która dziś często stanowi już tylko wspomnienie mieszkańców tej krainy.

Trudno jednak nie zauważyć, że wyjątkowy charakter tych terenów wynika po części właśnie z ciągłych podziałów – owo „wieczne pogranicze”, którym bez wątpienia jest Sejneńszczyzna, stało się miejscem, w którym od wieków żyją obok siebie różne narody, różni ludzie. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że to na kwestiach geograficznych kończy się rozumienie granic w tym regionie – w okolicach Sejn doświadczymy bowiem także granic mentalnych, językowych, gwarowych, etnicznych, religijnych czy kulturowych. Dzięki burzliwej historii, ale też roli którą niegdyś pełniły, ziemie te stały się świadkami niezwykłego zjawiska – nie tylko koegzystencji, ale i przenikania się wielu kultur, które harmonijnie przeplatają się, czerpią od siebie to, co najlepsze i dzięki temu rozwijają się w niezwykły sposób. Niezwykły, ponieważ każde zderzenie kultur – nieuchronne na pograniczu – niemal zawsze powoduje przenikanie ich elementów, tzw. „dyfuzję kulturową”. Kultura pogranicza jest więc wyjątkowo różnorodna i bogata, rodzi się bowiem z połączenia przynajmniej dwóch, a zwykle kilku, często zupełnie różnych tradycji, języków itd. Wyjątkowości dodaje fakt, że owa nowo powstała kultura występuje wyłącznie na danym obszarze, na peryferiach – próżno szukać jej śladów „w centrum” jednego z narodów, które wpłynęły na jej kształt.

Poza pełnieniem od setek lat roli pogranicza, Suwalszczyznę wyróżnia jednak coś jeszcze. Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, co to takiego i kiedy miało swoje początki, musimy nieco cofnąć się w czasie. Wystarczy krótki rzut oka na mapę I Rzeczpospolitej, by przekonać się, jak wiele ważnych dróg i szlaków handlowych biegło wówczas przez Podlasie. Dość wspomnieć, że leżący w tym województwie Tykocin stał się pod koniec życia króla Zygmunta Augusta nie tylko centrum królewskich dóbr i siedzibą władcy, ale też w tamtejszej twierdzy przechowywano arsenał i skarbiec Rzeczypospolitej. To przez to miasto przebiegały szlaki handlowe na Litwę, dzięki czemu Augustów i leżące nieopodal Sejn Wigry były „po drodze” dla podróżujących do i z Wilna czy Kowna. Dlaczego ten historyczny aspekt jest tak ważny dla dzisiejszego kształtu Sejneńszczyzny? Cóż, to właśnie dzięki niemu ziemie te doświadczały stałego napływu ludności, podróżników, czy „ciągłego ruchu” przejezdnych – w tym handlarzy (ci ostatni zresztą odegrali pewną rolę dla obecności mniejszości żydowskiej na tych terenach). Można więc powiedzieć, że Sejneńszczyzna „od zawsze” gościła wielu ludzi, wiele kultur.

Sejny, Biała Synagoga. Zdj. Andwieczor / Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0 pl.

Polacy i Litwini – ludność rodzima

Przyjrzyjmy się obrazowi dzisiejszej Sejneńszczyzny. Jeśli spojrzymy na jej mieszkańców, nie trudno będzie dostrzec udział mniejszości litewskiej w życiu tych przygranicznych społeczności. Co warte podkreślenia, Litwini na tych ziemiach nie są „gośćmi”, nie są też ludnością napływową czy potomkami licznych podróżników, którzy przez wieki przewijali się przez ten region. Jak odnotowuje Grzegorz Rąkowski w książce Polska egzotyczna. Przewodnik, przybycie osadników litewskich na te obszary było krokiem niejako naturalnym: „Tereny obecnej Sejneńszczyzny po opuszczeniu ich w XIII w. przez Jaćwingów porosły dziką puszczą. Dopiero od XV w. puszczę tę zaczęli kolonizować osadnicy litewscy, przybywający od północnego-wschodu”[1]. Autor zwraca jeszcze uwagę – co tylko podkreśla odwieczny, wielokulturowy charakter tego wyjątkowego pogranicza – że Litwini nie byli jedynymi przybyszami, którzy wówczas zaczęli kolonizować należące do tej pory do przyrody dzikie obszary. Według Rąkowskiego, w tym samym czasie – choć z innych stron świata – napływali osadnicy ruscy, ale także Polacy. Te trzy narody w końcu spotkały się ze sobą w rejonie obecnych Sejn.

Choć Rusini szybko ulegli polonizacji lub lituanizacji, Polacy i Litwini wciąż pozostali niejako odrębnymi, niezależnymi od siebie społecznościami, które nie uległy wpływom kulturowym sąsiada. Zdaniem Rąkowskiego przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka: „Przede wszystkim polscy Litwini stanowią społeczność dobrze zintegrowaną, zamieszkującą niewielki, zwarty obszar. Silne więzi społeczne są podtrzymywane przez kultywowanie dawnych zwyczajów, dbałość o zachowanie kultury ludowej, organizowanie imprez folklorystycznych”[2]. Autor Przewodnika zwraca także uwagę na element językowy – w przeciwieństwie do melodyjnego, podobnego polskiemu języka Rusinów, język litewski stanowi barierę skutecznie chroniącą przed asymilacją. Choć to właśnie na pograniczach najczęściej możemy zaobserwować powstawanie gwar, które czerpią z języków mieszkających obok siebie społeczności, a przedstawiciele obu stron zazwyczaj nie mają problemu ze zrozumieniem sąsiadów, litewski pozostał niejako terra incognita dla polskojęzycznych mieszkańców Sejn. Choć większość z nich rozumie tę mowę, słowa wywodzące się z grupy języków bałtyckich bez wątpienia brzmią zupełnie inaczej niż choćby te pochodzące z należącego do języków słowiańskich rosyjskiego czy białoruskiego.

Choć kwestie asymilacji można rozpatrywać wielostronnie, patrząc wstecz, na dzieje Sejneńszczyzny, nie trudno przyznać rację Grzegorzowi Rąkowskiemu: tutejsi Litwini nie stanowią i nigdy nie stanowili grupy obcych przybyszy, elementu, który pojawił się na tych ziemiach niedawno. Podobnie jak Polacy, są ludnością rodzimą, a lasy, jeziora, miasta i wsie na terenach, które od setek lat opływa rzeka Marycha, są ich domem.

Intelektualiści litewscy w Sejnach, 1909 r. Siedzą od lewej: Kazimieras Būga, Jurgis Šlapelis, Jonas Jablonskis, Kazimieras Jokantas, ks. Juozas Laukaitis; stoją: ks. Antanas Sivickas, Juozas Balčikonis, ks. Juozas Vailokaitis, nauczyciel Jakūbauskas, Antanas Rucevičius, Juozas Grabauskas. Zdj. Wikimedia Commons / PD.

Co pamięta Sejna

Czasy, w których żyjemy, zdają się bardzo ułatwiać dostęp do informacji – możemy nie tylko w kilka chwil skontaktować się z bliską nam osobą, choćby znajdowała się w innym mieście czy kraju, ale też, wykonując kilka kliknięć myszki, dowiedzieć się, co wydarzyło się po drugiej stronie globu. Cały świat stał się jedną globalną wioską, co oczywiście poza niewątpliwymi plusami ma też swoje minusy. Mimo powszechnego dostępu do wiedzy, dawny świat – w tym także ten zrodzony na pograniczach – zdaje się odchodzić w zapomnienie. Ostatni świadkowie dawnych zwyczajów i tradycji, wchodząc w jesień życia, są często jedynym źródłem informacji o tym, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu wyglądało codzienne życie mieszkańców miast i – w szczególności – wsi. Na szczęście powstają projekty mające połączyć ze sobą starsze i młodsze pokolenie oraz utrwalić dla potomności obraz minionego świata. Jednym z owoców takiej właśnie inicjatywy jest książka Co pamięta Sejna, będąca ukoronowaniem serii spotkań sejneńskich dzieci i młodzieży z mieszkańcami regionu.

Choć praca ta zawiera wiele ciekawych historii, barwnych opisów i wspomnień, szczególnie interesujące wydają się opowieści o tym, co dziś staje się coraz rzadsze lub też zupełnie zapomniane: dawne zwyczaje oraz sposób obchodzenia świąt i ceremonii.

Wielu spośród wypowiadających się w książce mieszkańców Sejn zwraca uwagę na wyjątkowe tradycje obecne podczas ceremonii pogrzebowych charakterystyczne dla mniejszości litewskiej. „Gdy umarł ktoś młody spośród Litwinów, mężczyzna lub kobieta, młodzi chłopcy na przepięknych białych koniach, ubrani tak jak na wesele, przepasani krajką z przypiętymi kwiatami odprowadzali ciało na cmentarz i krajki wraz z kwiatami wrzucali do trumny”[3] – wspomina urodzona w 1940 roku Janina Kaszkiel i dodaje: „Do dziś pamiętam piękne białe konie uroczyście żegnające młodą duszę”. Podobnie wypowiada się Anna Tomkiewicz, emerytowana nauczycielka: „Pamiętam, że zmarłą młodą osobę narodowości litewskiej młodzież konno odprowadzała aż na cmentarz. Kiedyś tak żegnano mojego ucznia, młodego Litwina, który zginął na przejeździe kolejowym. Obecnie ta tradycja zanika, hoduje się coraz mniej koni”[4]. Szczególnie ostatnie zdanie, którym pani Anna podzieliła się z przysłuchującymi się jej wspomnieniom dziećmi, stanowi smutą refleksje na temat obecnych czasów. Nie ulega wątpliwości, że zwierzęta takie jak konie, a nawet krowy, powoli znikają z wiejskiego krajobrazu. Urodzona w 1938 roku nauczycielka pamięta zapewne czasy, gdy w niemal każdym gospodarstwie hodowany był koń. Choć zwierzęta te zastąpione zostały maszynami rolniczymi, ich zniknięcie ze wsi i miasteczek pociągnęło za sobą także tę, niezauważalną na pierwszy rzut oka, stratę – wraz z nimi w zapomnienie powoli odchodzi tradycja.

Choć we wspomnieniach ceremonii pogrzebowych pojawia się najczęściej element widowiskowego, efektownego pochodu jeźdźców na białych rumakach, nie jest to jedyne, co odróżniało sposób obchodzenia świąt przez Litwinów. „[Litwini] Bardziej uroczyście urządzali wesela i pogrzeby. Pięknie wtedy śpiewali”[5], opowiada Marina Tomkiewicz. Muzyka, wielogłosowe pieśni i wspólne ich wykonywanie to coś, co także dziś zdaje się towarzyszyć Litwinom na co dzień. Nie inaczej było w przeszłości – „Z pięknym śpiewem w mojej pamięci związani są też Litwini (…). Od wczesnej wiosny do późnej jesieni po wieczornej rosie echo niosło ich piękne śpiewy. Słychać było głównie męskie, młode głosy”[6]. Nie znaczy to jednak, że śpiewanie zarezerwowane było wyłącznie na dni świąteczne. Wręcz przeciwnie – wspólny śpiew, szczególnie przy pracy, bardzo zbliżały do siebie sąsiadów i łączyły ludzi, których – zdawałoby się – wiele dzieli. „W łaźni także tarliśmy i międliliśmy len. Polacy, starowiercy i Litwini razem pracowali przy lnie: przędli, tkali (…), a także wspólnie śpiewali”[7].

Codzienność wśród wielokulturowej społeczności zdecydowanie nie jest czarno-biała. Trudno, by taka była, skoro pogranicza niemal z definicji wymykają się wszelkim schematom i ramom. Sejneńszczyzna nie jest tu wyjątkiem – wielonarodowe sąsiedztwo, małżeństwa między Polakami i Litwinami, życie tuż obok trudnej do przekroczenia w czasach PRL „sztucznej” granicy między Polską i Litwą, czy wreszcie relacje między dziećmi: to wszystko pojawia się we wspomnieniach, którymi starsi mieszkańcy Sejn i okolic podzielili się z dziećmi i młodzieżą w ramach projektu „Co pamięta Sejna”.

„Nie wiedziałam, jako mała dziewczynka, czy jestem Polką czy Litwinką. Wtedy nie było to dla mnie ważne”[8] – wyznaje urodzona w 1928 roku Marianna Chraboł. W podobnym tonie wypowiada się inna mieszkanka Sejn, Czesława Jasionowska: „Największym bogactwem człowieka jest jego wartość wewnętrzna czyli farsz. Czy człowiek jest Litwinem, Polakiem, Żydem, Tatarem, starowierem – najważniejsze jest wnętrze. Żyć należy miłością, a nie «zaszłością» i nienawiścią”[9]. Choć to piękne i budujące słowa, rzeczywistość we wspomnieniach innych bywa różna. Nie brakuje w nich obrazów wspólnego dzieciństwa, zabaw i dorastania między dziećmi: „Do szkoły chodziłam razem z Litwinkami. Przyjaźniłyśmy się. Dobrze nam się żyło. Bawiłyśmy się w różne zabawy. Nie było żadnych konfliktów. Granice ani podziały nie istniały”[10] – mówi Anna Tomkiewicz, opisując swoje dzieciństwo, i dodaje: „Gdy pracowałam w szkole, uczyłam wiele dzieci narodowości litewskiej (…). Miałam koleżankę Litwinkę – Birutę Wasilewską. Razem z nią kończyłam liceum, miałyśmy te same problemy i przeżywałyśmy te same radości. Ona, tak jak ja, została nauczycielką”[11]. Pojawiają się także nieco inne obrazy relacji między rówieśnikami: „Stosunki między Litwinami i Polakami za czasów mojej młodości nie były najlepsze. Były problemy z kościołem w Sejnach. I jakoś nie bardzo się układało (…)”[12] – wspomina Litwin Eugeniusz Palanis, szybko jednak dodaje: „(…) teraz [Litwini i Polacy] się zżyli i jest w porządku. (…) Bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej. Teraz to już nie jest ważne, Polak czy Litwin. Teraz wspólnie obchodzone są różne święta i uroczystości”[13].

Podobnie rzecz miała się z mieszanymi małżeństwami – według niektórych, społeczności Polaków i Litwinów były dość zamknięte, inni zaś twierdzą, iż w czasach ich młodości dochodziło do wielu małżeństw między przedstawicielami dwóch narodów. Zdaje się, że wpływ na podejście ludzi do tej kwestii miało przede wszystkim miejsce zamieszkania, wsie i miasteczka potrafiły się od siebie bardzo różnić na tej płaszczyźnie.

Jedną z ciekawszych historii zawierającej wątek miłośny jest ta opowiedziana przez Otylię Misiukanis: „Moja kuzynka, żeby wyjść za Litwina, bo się w nim zakochała, musiała uciec z domu, ponieważ jej na to nie pozwalali. To był krawiec. A w tamtych czasach krawiec wędrował od domu do domu, a maszynę wieźli za nim konno. I między innymi trafił właśnie do tego domu, zakochał się w babci, a babcia w nim”[14]. Później historia rozwija się niemal filmowo – rodzice nie wydali młodym zgody na ożenek, dlatego też zakochani postanowili… uciec. Pani Otylia wspomina, jak przygotowująca się do ucieczki kobieta po cichu wynosiła z domu swoje rzeczy, by ukryć je w krzakach. Gdy przyszedł czas, wyjechała wraz z ukochanym i zamieszkali na Litwie. Rodzina oczywiście została poinformowana o wszystkim po fakcie, lecz ta historia ma szczęśliwe zakończenie – gdy nowożeńcy doczekali się pierwszego dziecka, brat panny młodej pojechał po nią i przywiózł do Polski. Niedługo potem dołączył do niej mąż, i ostatecznie oboje zostali w Polsce.

Mówiąc o codzienności na pograniczu, nie można zapomnieć o samej granicy – a ta na Sejneńszczyźnie była dość wyjątkowa. „Sztuczna” linia odgradzająca kraje, które od lat miały tak wiele wspólnego, odgradzająca mieszkających tu Litwinów od ich ojczyzny, rodziny i przyjaciół – to tylko niektóre z problemów, z którymi spotykali się mieszkańcy tych terenów jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Ciekawą perspektywą dzieli się w książce Kroniki Sejneńskie pan Olgierd Skrypko: „Wieś Dusznica znajduje się nad samą granicą polsko-litewską. Przed wojną, do 1936 roku, jedna czwarta gruntu należała do Litwy. Stąd my codziennie musieliśmy przejeżdżać przez granicę na Litwę, obrabiać grunta”[15]. Mężczyzna wspomina o konieczności meldowania się na strażnicy KOP. Choć jego rodzina miała stałe przepustki, wymagano, by codziennie wieczorem zgłosić, o której godzinie i ile osób przekroczy granice oraz czy i jakie zwierzęta będą towarzyszyć wybierającym się do pracy ludziom. Co istotne, po drugiej stronie granicy odbywała się druga kontrola, tym razem prowadzona przez Litwinów.

Pan Olgierd wspomina także o sytuacji, która ze zgodnym z prawem przekraczaniem granicy niewiele miała wspólnego: „I ponieważ mieszkaliśmy przy granicy, to tak jak i teraz była kontrabanda. Chcąc nie chcąc musieliśmy troszeczkę zahandlować”[16]. Choć zwykle przewożono elementy garderoby czy przyprawy, jesienią przeprowadzano także gęsi. Miało to jednak swoje wady, o czym wybitnie przekonano się pewnej nocy – pilnujący dużego stada białych ptaków nie przewidzieli, że w nocy spadnie śnieg. Łatwo odgadnąć, że tym razem to nie gęganie, a ślady stu gęsi pozostawione w śniegu ściągnęły na przemytników wojsko patrolujące przejście.

Wsłuchać się w śpiące Sejny

Nie ulega wątpliwości, że polsko-litewskie pogranicze nie jest już takie, jak kilkadziesiąt lat temu. W największej mierze wpłynęły na to przemiany ustrojowe i gospodarcze, które pociągnęły za sobą m.in. zniesienie granicy między tymi dwoma krajami. Nie można jednak bagatelizować czynników takich jak globalizacja, wyludnianie się wsi, czy powolne zanikanie tradycji. Konie – niegdyś nieodłącznych towarzyszy mieszkańców wsi – zastąpiły maszyny rolnicze. Ludzkie ręce pracujące przy lnie także zastępują nowe technologie. Z tego względu ludzie coraz rzadziej spotykają się razem przy pracy, coraz rzadziej wspólnie przy niej śpiewają.

Sejneńszczyzna zmienia się jak każdy inny zakątek świata, próbując przystosować się do wyzwań dzisiejszej rzeczywistości. To, co pozostało niezmienne, to obecność Litwinów, wielokulturowość na każdym kroku i ten wyjątkowy charakter nieco sennego dziś miasteczka, które pamięta czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Mówiąc o teraźniejszości, nie sposób nie podkreślić działalności ośrodka Pogranicze – instytucji kultury prowadzącej projekty nie tylko edukacyjne, ale też polepszające dialog międzypokoleniowy i międzysąsiedzki. W Sejnach znajduje się także szkoła z litewskim językiem nauczania.

Choć wiele się zmienia, zdaje się, że czasem wystarczy wieczorem wsłuchać się w śpiące Sejny, lub wybrać na nocny spacer po okolicznych łąkach, by znów usłyszeć niosące się wśród traw nostalgiczne śpiewy czy rżenie koni. Choć wiele się zmienia, wielokulturowa, polsko-litewska dusza tego miejsca zdaje się pozostawać niezmienna.

 

Przypisy:

[1] Cyt. za: Kroniki Sejneńskie pod red. Bożedy Szroeder, Sejny: Pogranicze, 2001, s. 45
[2] Tamże, s. 45
[3] Co pamięta Sejna, praca zbiorowa, Sejny: Pogranicze, 2007, s. 67
[4] Tamże, s. 141
[5] Tamże, s. 141
[6] Tamże, s. 21
[7] Tamże, s. 69
[8] Tamże, s. 26
[9] Tamże, s. 60
[10] Tamże, s. 136
[11] Tamże, s. 136
[12] Tamże, s. 104
[13] Tamże, s. 1-4
[14] Tamże, s. 90
[15] Kroniki Sejneńskie, s. 97
[16] Tamże, s. 98

Studentka filologii bałtyckiej oraz technik weterynarii. W wolnych chwilach włóczy się po świecie z aparatem, gdyby mogła nie wychodziłaby z lasu. Szczęśliwa posiadaczka dużej, międzygatunkowej rodziny. Szczególne miejsce w jej sercu zajmują pogranicza, ich historia i teraźniejszość.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!