Władza nie ma płci, czyli recenzja filmu „Królowa Kier”

|

Doceniony na tegorocznym Sundance Film Festival (Nagroda Publiczności za najlepszy dramat zagraniczny) film „Królowa Kier” w reżyserii May el-Toukhy łamie stereotypy i mnoży pytania, nie podając na tacy prostych odpowiedzi. Jednocześnie jest to kino wyważone i chłodne. Historia głównych bohaterów stanowi kolejny ważny głos w dyskusji doby #MeToo: o przekraczaniu intymnych granic i nadużyciu władzy.

Główną bohaterką filmu jest Anne (Trine Dyrholm), prawniczka w średnim wieku, specjalizująca się w pomocy prawnej osobom molestowanym i doświadczającym przemocy. Jest oddana pracy, zamożna, a jej rodzina – mąż i dwoje dzieci – z początku sprawia wrażenie funkcjonującej bez zarzutu. Z czasem okazuje się jednak, że nic nie jest tak idealne, jak wydawało się na pierwszy rzut oka, a napięcie w domu bohaterów rośnie, gdy zamieszkuje w nim Gustav (Gustav Lindh), syn z pierwszego małżeństwa męża Anne, zbuntowany nastolatek. Bohaterka z początku mu matkuje, jednak z czasem ich relacja nabiera zupełnie innego charakteru. Anne uwodzi Gustava i zaczyna prowadzić niebezpieczną grę. Jednak sam wątek erotyczny to tylko pierwsza część skomplikowanej historii. Koniec toksycznej relacji nie zakończy problemu. Dopiero wtedy bohaterka poczuje zagrożenie. Zrobi wszystko, aby obronić się przed społecznym potępieniem i wymiarem sprawiedliwości.

Film ma w sobie niewiele z romansu, to raczej ponury dramat psychologiczny, którego akcja toczy się niespiesznie, co buduje napięcie, choć może znużyć. Dużą siłą „Królowej Kier” jest to, że przełamuje stereotyp, który każe myśleć, że osobą molestującą, czy uwodzącą, jest zawsze mężczyzna. Stroną dominującą jest tu dojrzała, uprzywilejowana kobieta, co nie zmienia faktu, że przestępstwo pozostaje przestępstwem. Pod tym względem film obudził wśród widzów i krytyków sporo kontrowersji: pojawiały się głosy, że niekoniecznie mowa w nim o molestowaniu, ponieważ Gustav jakoby świadomie i dobrowolnie angażuje się w relację, jest prawie dorosły, na bakier z prawem, a sam seks nie stanowi dla niego nowości. A jednak pozostaje nieletnim pasierbem bohaterki – odpowiadają inni, dostrzegający w filmie ważny głos w dyskusji o wykorzystywaniu seksualnym dzieci. W relacji: macocha-pasierb, czy nawet: gospodyni-niechciany gość, nic nie jest jednoznaczne. Anne jest tu na wygranej pozycji, mówienie o „świadomej zgodzie” Gustava pozostaje dyskusyjne. Mimo wszystko, wykreowana przez Trine Dyrholm postać nie sprawia wrażenia do bólu cynicznej i antypatycznej, ma w sobie natomiast pewien tragizm, który w jakimś stopniu pozwala jej współczuć. A może to tylko element perfekcyjnie poprowadzonej gry? Główna bohaterka w świecie paragrafów i rozpraw sądowych czuje się jak ryba w wodzie. Gdy poczuje, że ziemia zaczyna usuwać jej się spod nóg, będzie potrafiła obrócić wszystko na swoją korzyść, wykorzystując to, z czym do tej pory zawzięcie walczyła: ośmieszanie i zastraszanie ofiar molestowania. Coraz bardziej brnąc w fałsz, straci więc nie tylko spokój i bezpieczeństwo, ale też siebie, swoje ideały. Widz pozostaje jedynie z pytaniem: co nią właściwie kierowało? Nuda? Chęć przygody? Czy po prostu poczucie władzy? To samo, które kazało baśniowej Królowej Kier ścinać głowy poddanym w „Alicji w Krainie Czarów”, książce czytanej w filmie na głos przez córki Anne?

Bałtystka, tłumaczka literatury łotewskiej i litewskiej, publicystka. Absolwentka Bałtystyki na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się historią i poetyką reklamy oraz narracją w biznesie. Lubi podróże na Północ. Mieszka w Warszawie. Prowadzi blog o literackiej stronie reklamy: www.smarzewska.com.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!