David Vseviov: Rosja nie przyciąga już tak bardzo estońskich Rosjan

|

Estonia oderwała się w 1991 roku od Związku Sowieckiego, ale stosunki z następcą prawnym, czyli Rosją, są nadal problematyczne. Aneksja Krymu i rosyjska ingerencja w wydarzenia we wschodniej Ukrainie potwierdziły negatywny wizerunek byłego okupanta, który utrzymuje się w Estonii. W Tallinnie niderlandzki dziennikarz Jeroen Bult rozmawiał z historykiem Davidem Vseviovem, jednym z najwybitniejszych ekspertów ds. Rosji w Estonii. Jaka jest przyczyna złych stosunków między dwoma krajami? Rozmowa o rosyjskim imperializmie, kłótni o historię, integracji mniejszości rosyjskiej i prawicowym populizmie w Estonii.

Od Przeglądu Bałtyckiego

David Vseviov. Zdj. artun.ee.

David Vseviov jest estońskim historykiem żydowskiego pochodzenia, który pracuje jako profesor w Estońskiej Akademii Sztuki, Instytucie Historii Sztuki i Kultury Wizualnej. Został okrzyknięty liderem opinii roku i jedną z najbardziej wpływowych osób w Estonii. W 1977 roku ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Pedagogicznym w Tallinnie, zaś w 2003 roku uzyskał doktorat z historii kultury na tejże uczelni. Studiował także na Uniwersytecie w Tartu i pracował w Instytucie Historii Akademii Nauk. Był członkiem KPZR i członkiem Instytutu Historii. David Vseviov zyskał rozgłos dzięki serii audycji historycznych w programach radia estońskiego i licznym artykułom w prasie. Prowadzi program „Mistyczna Rosja”.

Od Jeroena Bulta

Stosunki między Rosją a Zachodem były napięte od lat i przybrały szczególnie lodowaty charakter po 2014 roku, kiedy prezydent Putin przeszedł do aneksji Krymu i rozpoczął wojnę domową we wschodniej Ukrainie. Nie było to jednak zaskoczeniem dla Estonii. Kraj był w konflikcie ze swoim byłym kolonizatorem od 1991 roku, kiedy udało mu się uciec od Związku Sowieckiego, a w 2014 roku potwierdziły się wszystkie jego uprzedzenia dotyczące wschodniego sąsiada: Rosja jest krajem bezwzględnie autorytarnym, agresywno-ekspansywnym i zawsze taka będzie.

Ale czy takie melancholiczne, sugestywne podejście do Rosji nie świadczy w rzeczywistości o wygodnym lenistwie? Czy przeszkadza w próbach zrozumienia niespokojnego kraju i jego motywacji? Kwestia ta była wielokrotnie podnoszona przez historyka Davida Vseviova (ur. 1949 r.), przez wielu uważanego za najważniejszego intelektualistę i najwybitniejszego eksperta ds. Rosji w Estonii. Od dziesięcioleci próbuje analizować warstwę po warstwie „Venemaa”, jak nazywa się Rosję po estońsku, i przybliżyć swoim rodakom rosyjską historię, kulturę i duszę. Historyk związany z Akademią Sztuki w Tallinnie jako emerytowany profesor będzie w najbliższych latach nadal częstował czytelników i słuchaczy swoimi pięknymi sentencjami.

Jak Vseviov ocenia dziwaczny kurs Rosji pod rządami Putina? Czy jest to jedyne wytłumaczenie nieustannie napiętych stosunków z Estonią (i dwoma innymi republikami bałtyckimi, Łotwą i Litwą), czy też czasami pod powierzchnią jest ich więcej? Jak to porozumienie wpływa na integrację mniejszości rosyjskiej na ziemi estońskiej? A może Estonia powinna bardziej skupić się na problemach własnego kraju, który musi stawić czoła rosnącej niestabilności politycznej i polaryzacji? Rozmowa z Davidem Vseviovem odbyła się w kohvik, czyli po estońsku w kawiarni, w zacienionej dzielnicy Kadriorg w Tallinnie.

Mistyczna Rosja

Jeroen Bult: Od 1997 roku prowadzi Pan cotygodniowy program radiowy o historii i kulturze Rosji „Müstiline Venemaa” („Mistyczna Rosja”). W ciągu tych 23 lat Rosja zmieniła się z kruchej demokracji czasów Borysa Jelcyna w autokrację za rządów Władimira Putina. Niedawno została zmieniona konstytucja, co „zatwierdzono” w referendum, którego wynik był już przesądzony. W rezultacie Putin prawdopodobnie będzie mógł rezydować na Kremlu jeszcze przez wiele lat. Dlaczego system polityczny Rosji wykoleił się?

David Vseviov: Przez te wszystkie lata nie robiłem sobie złudzeń. Demokracji nie można budować z jednej chwili na drugą. Ona ma też korzenie polityczne, coś, co polega na myśleniu. Jeśli ktoś próbuje znaleźć okres demokracji w historii Rosji, to wyróżniają się tylko miesiące po rewolucji lutowej 1917 roku.

Ponadto należy również pamiętać, że pańszczyzna w Rosji została zniesiona dopiero w 1861 roku. Do tego czasu większość Rosjan w ogóle nie korzystała z praw człowieka, nie mówiąc już o prawach politycznych. Ponadto „wspólnota” jest kluczowym pojęciem w historii Rosji, większość chłopów przywykła jedynie do odpowiedzialności zbiorowej, a nie indywidualnej. Stworzyło to dodatkową barierę w kształtowaniu demokracji .

Rosyjski imperializm

Wielu estońskich intelektualistów, dziennikarzy i polityków myśli, że tutaj jest więcej problemów. Z powodu braku zachodnich, oświeceniowych wartości, Rosja nie może być w stanie zbudować liberalnej demokracji, a także będącego warunkiem jej istnienia – państwa prawa. Już w 1944 roku Jüri Uluots, prawnik pełniący obowiązki prezydenta Estonii, napisał, że Rosjanie preferują system, który nie jest oparty na prawie, ale na sile. W tej wizji rosyjska „tradycja bizantyjska” idzie ręką w rękę z inną, niewiele mniej groźną tradycją: nienasyconą potrzebą ekspansji terytorialnej. Między carem Iwanem Groźnym, Piotrem Wielkim, Katarzyną Wielką oraz Stalinem i Putinem można przeprowadzić w ten sposób linię ciągłą. Co sądzi Pan o tych przekonaniach, które panują w Estonii? Czy Rosja jest krajem chronicznie imperialistycznym?

Dla Rosji typowe jest to, że te reformy polityczne, które wprowadzano, zostały narzucone z góry, a więc nie pochodziły oddolnie. To znowu pokazuje, że brakuje prawdziwych demokratycznych korzeni. Estonia radziła sobie po 1991 roku lepiej; między 1918 a 1940 rokiem mieliśmy przynajmniej pewne doświadczenie z demokracją. Jeśli chodzi o imperializm Rosji, to zależy on przede wszystkim od tego, co rozumiemy przez „imperializm”. Imperializm rosyjski bardzo różni się od imperializmu brytyjskiego. W tym drugim przypadku istniał wyraźny związek między podmiotem a przedmiotem. Ale w pierwszym przypadku sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Elita Imperium Rosyjskiego była bardziej zróżnicowana. Po upadku chanatów (Kazań 1552, Astrachań 1556) car Iwan przejął lokalne elity. Tutaj, po podboju Estonii przez Piotra Wielkiego w 1710 roku, Rosja również wchłonęła elitę bałtycko-niemiecką. Kolejną istotną różnicą jest to, że Brytyjczycy i Francuzi mogli po dekolonizacji wycofać się do własnego kraju. Ale czym była rosyjska ojczyzna, jaki był stary rdzeń imperium rosyjskiego?

Po 1991 roku ponownie stało się jasne, że Rosja tak naprawdę nie ma logicznych, naturalnych granic. Pierwszy rozdział rosyjskiej książki historycznej, którą właśnie czytałem, dotyczy „Rusi Kijowskiej” (prekursora Imperium Rosyjskiego, ok. 880–1240). Ale Kijów jest teraz stolicą innego kraju! To wskazuje, że Rosja nadal jest w stanie zamieszania.

Rosja, zwłaszcza od wybuchu kryzysu ukraińskiego w 2014 roku, okazała się prawdziwym mistrzem w rozpowszechnianiu „alternatywnych faktów”, fałszywych wiadomości i (innej) propagandy. Holandia również doświadczyła tego po zestrzeleniu samolotu MH-17. Czy chodzi tutaj o podniesienie zasłony dymnej w kontekście rosyjskiej „wojny hybrydowej” przeciwko Zachodowi, czy może to coś więcej? Jedni delektują się starą sowiecką tradycją świadomego oszustwa (maskirowka), inni protestują przeciw zachodniemu „monopolowi na prawdę”, który sięga znacznie dalej w czasie.

Bizantyjskie, prawosławne myślenie jest tu rzeczywiście kluczowe. Rola cerkwi prawosławnej jako instytucji narodowej jest nadal głęboko zakorzeniona w myśleniu w Rosji. Moskwa była „Trzecim Rzymem”, miało nigdy nie być „Czwartego Rzymu”, głosiło powiedzenie. Po upadku Konstantynopola w 1453 roku Rosja sama zajęła pozycję przedstawiciela świata chrześcijańskiego. Wynika z tego, że „wszystko, co robimy, jest dobre”, łącznie z przedstawionymi faktami. To, co robi Putin, jest bardzo podobne do tego, co zrobił car Mikołaj I w XIX wieku, propagując opowieść o „szczególnej naturze Rosji”. „Maskirowka” (wojskowe oszustwo – przyp. Jeroen Bult), to inna historia, ale z pewnością istnieje związek.

W swoim zbiorze „Aja vaimud” („Duchy czasów”, 2009) z lekką pogardą pisze Pan o rosyjskiej wizji: „Rosja nie jest otoczona zwykłymi krajami. Graniczy z krajami dobrymi i złymi. Sąsiadami Rosji nie są Finlandia i Estonia, to dobra Finlandia i zła Estonia”. Co sprawia, że ​​Estonia jest tak złym krajem dla Rosji, a Finlandia tak dobrym krajem?

To był tylko jeden, ale wymowny przykład, wywodzący się z rosyjskich sondaży opinii i oczywiście związany z przystąpieniem Estonii do NATO w 2004 roku. Rosja od tamtej pory chętnie kładzie nacisk na „dobre stosunki” z Finlandią. Ale już w latach trzydziestych Rosjanie nazywali Litwę „dobrą”, a Polskę „złą”. To wszystko jest propagandą mającą na celu zasiadanie w Europie podziału.

Wyzwoliciel czy okupant

Epicentrum trudnych relacji wydaje się okres 1939–1945. Estoński parlament osądził 19 lutego 2020 roku „próby władz Federacji Rosyjskiej, by pisać na nowo historię, zaprzeczać roli Związku Sowieckiego jako jednego z czołowych mocarstw, które wywołało II wojnę światową, a także przypisywać winę ofiarom”. Ambasador Rosji w Tallinnie nazwał to na Twitterze „czystym bluźnierstwem”. Trochę później Putin określił w amerykańskim czasopiśmie „The National Interest” przystąpienie bałtyckich republik do Związku Sowieckiego jako „dobrowolne”. Czy dojdzie kiedyś do zbliżenia stanowisk Estonii i Rosji w tej kwestii?

Tożsamość sowiecka, włączając w to narrację historyczną, jest silnie zakorzeniona w Rosji. Kręci się wokół rewolucji październikowej, przejęcia władzy przez Lenina w 1917 roku, a także wokół „wielkiej wojny ojczyźnianej”. Rewolucja już nie jest teraz tak ważna, współczesne połączenie carskiej flagi i sowieckiego hymnu pozostaje wciąż dziwaczne. Pozostając przy wielkiej wojnie ojczyźnianej. Współczesna Rosja zna liczne problemy, przyszłość pozostaje wysoce niepewna, więc najlepiej zwrócić się do przeszłości. Tymczasem nawet ówcześni sojusznicy Rosji już nie istnieją. Narracja brzmi tak, że Związek Sowiecki wygrał sam. A bohaterska Armia Czerwona w rosyjskiej optyce może tylko wyzwalać, a nie okupować. Zbliżenia między Rosją a Estonią jest więc z tego powodu po prostu niemożliwe. Czytałem wymianę listów między Stalinem i Churchillem, w której Stalin prosił Churchilla o pomoc. Teraz o tym się nie pamięta”.

Deklaracja parlamentu estońskiego przypomina także, że „Niemcy nazistowskie, Związek Sowiecki i inne reżimy totalitarne są winne masowych mordów na skalę niespotykaną w historii ludzkości, ludobójstw, deportacji, a także utraty życia ludzkiego i wolności”. Nazizm i komunizm, Holocaust i stalinowski terror ustawiane są tutaj na równi. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział Pan, że może się w tym odnaleźć. Dlaczego? Przecież między innymi znany niemiecko-izraelski historyk Dan Diner zaatakował to „zrównanie”. Czy istnieje dowód na to, że Stalin chciał systematycznie wyniszczyć Estończyków, Łotyszy i Litwinów, tak samo jak Hitler chciał wytępić Żydów? Czy stalinowski terror nie był bardziej przypadkowy i nieprzewidywalny, wymierzony we wszystkich mieszkańców Związku Sowieckiego, również w komunistyczną elitę?

W prześladowaniach stalinowskich chodziło o pochodzenie społeczne, narodowość etc., czego nie można sobie samemu określić. Ludzi mordowano nie z powodu ich czynów, ale z powodu pochodzenia. Nie możesz przecież nic na to poradzić, że urodziłeś się jako hrabia. Bałtyckie rodziny były deportowane tylko i wyłącznie dlatego, że były właśnie „bałtyckie” albo „burżuazyjne”. W tym sensie dwa systemy są zupełnie porównywalne. Oczywiście są różnice, ale one kryją się w detalach. W przypadku wszystkich reżimów totalitarnych chodzi o tworzenie strachu, nie tak bardzo o ideologię samą w sobie. Po prostu nie ma reguł i nie ma logiki. Nie powinniśmy zbyt mocno racjonalizować.

Pańscy dziadkowie i dwójka ich najmłodszych dzieci zostali zamordowani w czasie Holocaustu, w estońskim obozie koncentracyjnym Klooga (takiej formuły „estoński obóz”, użyto w oryginale – przyp. red. Przeglądu Bałtyckiego). Czy Rosja ma słuszność, jeśli mówi, że Estonia powinna krytyczniej spojrzeć na okres 1941–1944, kiedy była zajęta przez nazistowskie Niemcy?

Jako konsekwencja stalinowskiego terroru i deportacji z lat 1940–1941 (z okresu pierwszej okupacji sowieckiej Estonii – przyp. Jeroen Bult) zmienił się stosunek do Niemców. Kolaboracja z nazistami nie była powiązana z narodowością, ona miała miejsce wszędzie, także w Niderlandach i nawet w Rosji. W Estonii, kiedy wkroczyli do niej Niemcy, żyła relatywnie niewielka liczba Żydów. Jednym z powodów był fakt, że Stalin już w czerwcu 1941 roku zdołał przetransportować ich na Syberię.

Rosjanie w Estonii

W 2007 roku Estonia postanowiła usunąć pomnik Brązowego Żołnierza z centrum Tallinna. Dla Estończyków on symbolizuje okupację i represje sowieckie, dla rosyjskiej mniejszości ofiary „wielkiej wojny ojczyźnianej” prowadzonej przeciwko nazistowskim Niemcom. W związku z tym faktem wybuchły w mieście ogromne zamieszki. Jak obecnie wygląda kwestia integracji mniejszości rosyjskiej?

Trudno powiedzieć. Przed 2007 rokiem również było spokojnie, podobnie jak teraz. Jest jednak mała grupa wśród mniejszości rosyjskiej, być może dziesięć procent, która chce, by Estonia powróciła do Rosji. Reszta jest lepiej zintegrowana. Problemem oczywiście pozostaje fakt, że wielu Rosjan w Estonii żyje w swojej przestrzeni informacyjnej, oglądając głównie telewizję rosyjską. Ale przez pandemię koronawirusa więcej Rosjan zaczęło oglądać telewizję estońską jako wiarygodne źródło informacji. Jeśli nie wybuchnie żaden poważny kryzys, rosyjskie media będą odgrywać znacząco mniejszą rolę. Ponadto może Pan zaobserwować, że coraz więcej Rosjan posyła swoje dzieci do estońskich szkół. W trakcie przerw można obecnie usłyszeć na szkolnym placu dużo rosyjskiego. Ale w istocie chodzi o to, jak zachowuje się sama Rosja. Obecnie Rosja nie ma jakiejś szczególnie wielkiej siły przyciągania wobec miejscowych Rosjan.

Powiedział Pan kiedyś, że typ paszportu, jaki posiadają ludzie: estoński, rosyjski czy „paszport obcego” (dokument dla osób pozbawionych obywatelstwa) nic nie mówi o tym, czy i w jaki sposób są lojalni wobec Estonii. W swojej książce „Aja voimud pisze Pan, że szerzenie wolności i demokracji jest najlepszą drogą, by zwiększyć stopień lojalności wśród mniejszości. Obywatele kraju powinni dzielić wspólne wartości. Czy Estończycy nie powinni raczej powiedzieć, że ich rosyjskojęzyczni rodacy muszą przejąć „historyczne” wartości i explicite zdystansować się od sowieckich mitów?

Rzeczywiście powinni się zdystansować. To jest problem myślenia. Rosjanie powinni zrozumieć, że nie „wyzwolili” Estonii. Ale my nie możemy zapominać, że wśród ofiar stalinizmu było wielu Rosjan. Wiele zależy tutaj od uwarunkowań rodzinnych i poziomu wykształcenia. Młodzi Rosjanie wydają się lepiej rozumieć, co się działo w Estonii. Zresztą, także w innych krajach, w Europie Zachodniej, istnieją problemy z integracją mniejszości.

Prawicowa, populistyczna koalicja rządowa

Estońska polityka od kwietnia 2019 roku jest w cieniu EKRE, prawicowo-populistycznej Estońskiej Konserwatywnej Partii Ludowej, która stała się częścią rządu. Jej udział w koalicji doprowadził do nieskończonego szeregu skandali, a także dziwacznych incydentów. Szef EKRE i minister spraw wewnętrznych Mart Helme powiedział swego czasu: „Koronawirus to jedynie takie przeziębienie, wszystko, co trzeba, to ciepłe skarpety, tłuszcz z gęsi i plasterki”. Według wielu krytyków EKRE, wolność prasy i estońskie państwo prawa są przez to zagrożone. Czy to jest słuszna konstatacja?

To przesada. EKRE nie jest aż tak bardzo konserwatywna, raczej pseudokonserwatywna. Promuje na przykład „wartości rodzinne”, ale jednocześnie zamyka oczy na przemoc, która ma miejsce w rodzinach. EKRE zupełnie nie zajmuje się naprawdę ważnymi problemami społecznymi. Zagraniczni studenci, kurierzy jeżdżący na rowerach i zbieracze truskawek mają odbierać pozwolenie na pobyt (za czym opowiada się od miesięcy EKRE), jednak ja nie widzę tego jako palącej potrzeby.

Rosja stanowi dla Estonii egzystencjalne zagrożenie

Czy ci sami krytycy nie przechodzą zbyt łatwo obok faktu, dlaczego ludzie głosują na EKRE? Być może są to ludzie, którzy w ciągu ostatnich dwudziestu lat prawie nic nie skorzystali na wzroście gospodarczym w „E-Stonii”, albo bardzo obawiają się erozji usług społecznych i wyludniania terenów wiejskich?

To prawda. Potrzeba więcej inwestycji, by zmierzyć się z tymi problemami. Ale wciąż jest wielu ludzi, którzy wierzą w iluzje, wierzą, że wyrzucenie cudzoziemców z pracy wszystko rozwiąże, coś, co można zaobserwować również gdzie indziej. Partie takie jak EKRE żywią się obrazem wroga i potrzebują go, by usprawiedliwić swoje istnienie.

Na koniec rozmowy jeszcze raz porozmawiajmy o Rosji. Czy przypadkiem Chiny nie są większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy, a więc także dla bezpieczeństwa Estonii?

Chiny w sensie ekonomicznym stanowią zagrożenie, ale Rosja jest dla Estonii zagrożeniem egzystencjalnym. Rosja nie podjęła od 1991 roku żadnych kroków wobec naszego kraju, które można by uznać za przyjazne. Żeby dać Panu przykład, który nie jest bardzo znany poza granicami Estonii: złoty łańcuch przedwojennego prezydenta Republiki Estońskiej, który został skonfiskowany przez Sowietów, wciąż znajduje się gdzieś w Rosji. Jego zwrot byłby miłym gestem…

Wywiad ukazał się w lipcu 2020 roku w holenderskim portalu „Raam op Rusland” („Okno na Rosję”). Publikacja w Przeglądzie Bałtyckim za zgodą redakcji. Tłumaczenie z języka niderlandzkiego Tomasz Otocki.

Urodził się w 1971 roku w Alkmaar. Studiował historię na Uniwersytecie Amsterdamskim. Podjął pracę w firmie „Teldersstichting”, jednak ostatecznie skoncentrował się na pisaniu. Wyspecjalizował się w tematyce Niemiec i Unii Europejskiej. W 2006 roku podjął współpracę z portalem „Elsevier Weekblad” jako jego korespondent w Tallinnie, tematycznie obejmujący trzy kraje bałtyckie. Współpracuje także z „De Pers” i estońskim „Postimees”, pisał również teksty do „De Staatscourant”, „International Spectator”, a także „De Groene Amsterdammer”. Przez pewien czas wykładał w Instytucie Międzynarodowych Studiów Społecznych na Uniwersytecie Tallińskim. Interesuje się stosunkami bałtycko-rosyjskimi. Obecnie pracuje nad książką poświęconą historii Estonii po 1991 roku.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!