Margarita Källo: estońskiego uczą się różne osoby, niekoniecznie Rosjanie

|

W Tallinnie mamy do czynienia z „miksem” różnych osób. Z kolei w naszym „pociągu języka estońskiego”, który ruszył pod koniec września na trasie Narwa-Tallinn, przeważali rosyjskojęzyczni i to pod ich kątem opracowany był program wydarzenia. A zatem dla ludzi, którzy od wielu lat mieszkają w Estonii, język estoński nie jest dla nich nowością, choć nie zawsze mówią dobrze. Mają już jednak pewien zasób słów, zwrotów, potrafią budować zdania czy parozdaniowe wypowiedzi. Z kolei w Tallinnie mamy studentów, pracowników, którym potrzebny jest język estoński, a do Estonii przyjechali całkiem niedawno – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim Margarita Källo, pracowniczka Fundacji Integracji, dyrektorka Domu Języka Estońskiego w Narwie, który został otwarty 1 października 2019 roku.

Margarita Källo urodziła się w 1981 roku. Po ukończeniu gimnazjum w Narwie kształciła się na studiach z dziedziny opieki społecznej w Tallińskim Uniwersytecie Pedagogicznym, następnie zaś studiowała stosunki międzynarodowe oraz finanse i księgowość na Tallińskim Uniwersytecie Technicznym. Pracowała jako pracownik socjalny w Finlandii, następnie zaś w estońskim Swedbanku, w Eesti Energia Õlitööstus, Belstroj Baltic i Ernst & Young Baltic. W 2018 roku podjęła pracę w Fundacji Integracji, zaś 1 października 2019 roku objęła funkcję dyrektorki Domu Języka Estońskiego w Narwie. Oprócz estońskiego i rosyjskiego porozumiewa się w językach angielskim i fińskim.

Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Pierwsze pytanie chciałbym zadać o Dom Języka Estońskiego, funkcjonujący w Narwie, którego jest Pani kierowniczką, a także o Fundację Integracji, która działa tutaj w Tallinnie. Dlaczego państwo estońskie stworzyło te instytucje, jaki był cel?

Margarita Källo: W 2018 r. jako Fundusz Integracji (Integratsiooni Sihtasutus) obchodziliśmy swoje dwudziestolecie, powstaliśmy jako agenda rządu estońskiego, powołało nas do życia Ministerstwo Kultury. Początki instytucji zajmujących się integracją społeczną były takie, że kupowały kursy języka estońskiego od szkół językowych i oferowały je za darmo tym, którzy chcieli się uczyć języka państwowego. Byli to w zdecydowanej większości Rosjanie, ale teraz sytuacja się trochę zmieniła, bo estońskiego chce się uczyć coraz więcej cudzoziemców z różnych stron świata mieszkających w Estonii. Jednak w Narwie i we Wschodniej Wironii „naszymi klientami” są wciąż głównie Rosjanie.

W 2018 r. podjęliśmy decyzję, że zaczniemy uczyć nie tylko języka estońskiego, ale także kultury i pewnych „umiejętności miękkich”. Powstały dwa Domy Języka Estońskiego (Eesti Keele Maja): jeden w Tallinnie, drugi w Narwie. W 2019 r. siedziba Fundacji Integracji praktycznie znalazła się w tym drugim mieście. Dom Języka Estońskiego został otwarty w Narwie 1 października. Będziemy teraz pod jednym dachem z Fundacją Integracji, będziemy wspólnie koordynować nasze akcje. Chcemy być otwartą organizacją, żeby każdy mógł do nas przyjść i brać udział w naszych aktywnościach. Nie organizujemy zresztą tradycyjnych kursów języka estońskiego, gdzie otwiera się podręcznik, wertuje strony, robi ćwiczenia. Chcemy ludzi pobudzić do zainteresowania językiem państwowym poprzez „metody aktywnej edukacji”. Chodzimy do muzeów, odwiedzamy wystawy, byliśmy jeden tydzień na wyspie Sarema, gdzie Rosjanie z Narwy mogli się „zanurzyć” w estońskości.

Cofnijmy się do lat dziewięćdziesiątych. Wspomniała Pani, że Wasza instytucja była odpowiedzialna za wykupywanie kursów języka estońskiego. Czyli generalnie kursy tego języka nie były wtedy darmowe jak obecnie?

Nie były, każdy musiał się sam o nie zatroszczyć, jeśli chciał zdać egzamin i uzyskać estońskie obywatelstwo. Dopiero od paru lat kursy są bezpłatne. Natomiast chcę jednoznacznie powiedzieć, że nasza aktywność nie jest związana tylko z ludnością rosyjskojęzyczną, która ubiegała się lub ubiega o obywatelstwo Estonii. Organizujemy także kursy dla Estończyków z zagranicy, którzy nie znają jeszcze swojego rodzimego języka. Co roku organizujemy dla nich lub dla ich dzieci obozy językowe.

Wspomniała Pani, że Wasze kursy są przeznaczone dla osób dorosłych, nie dla dzieci. Czy może Pani powiedzieć, ilu macie „podopiecznych” we Wschodniej Wironii?

W Narwie mamy pięciu nauczycieli. Każdy z nich podczas jednego roku ma dziesięć grup. W każdej grupie jest dwudziestu uczniów. Chciałabym jednak podkreślić, że my nie tylko organizujemy kursy, ale cały szereg różnych aktywności dla tych ludzi: wieczorki kinowe, gotowanie, wyjścia na wystawy. Przyciągamy także różne osoby, które nie są naszymi studentami, tych ludzi jest nawet więcej. W całej Wschodniej Wironii jest może ponad tysiąc takich osób. Głównie dotyczy to jednak Narwy, bo aktywność w Kohtla-Järve i Sillamäe zaczęliśmy dopiero we wrześniu tego roku. Nie wiemy jeszcze, czy będziemy korzystać z usług miejscowych nauczycieli, czy wyślemy swoich.

Ile poziomów nauczania języka estońskiego macie? Od A0 do C2?

Na pewno C2 to już jest taki poziom, że wielu etnicznych Estończyków może nie pochwalić się taką płynnością (śmiech). W Narwie teoretycznie oferujemy pięć poziomów: A1, A2, B1, B2 i C1. Nie mamy na razie jednak A1. Nie wiem, czy ten kurs jest potrzebny. Mieszkańcy Narwy może nie mówią płynnie po estońsku, ale żyją już prawie trzydzieści lat w niepodległej Estonii, znają podstawowe słowa i wyrażenia, mogą budować zdania. Nie było więc zbyt wielu chętnych na kurs A1. Ale zdecydowanie uruchomimy ten kurs na wiosnę 2020 r. Trochę ludzi jednak na niego czeka.

Na które kursy najczęściej uczęszczają mieszkańcy Narwy?

Na trzy poziomy: A2, B1 i B2. Jeśli chodzi o kurs C1, to są ludzie, którzy by chcieli pójść na taki kurs, ale to już jest poziom naprawdę zaawansowany. Skądinąd ludzie, którzy dobrze już znają estoński i byliby potencjalnymi uczniami na poziomie C1, są na tyle aktywni w pracy, że nie mają czasu uczestniczyć w zajęciach. Ale ewidentnie jest zapotrzebowanie na C1 wśród prawników, policjantów, lekarzy.

Żeby otrzymać estońskie obywatelstwo trzeba mieć B2?

B1. Mamy zresztą dla tych ludzi specjalny program nauczania, który został opracowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Czy dla wszystkich kursantów w Narwie język rosyjski jest ojczysty, czy porozumiewają się także po angielsku?

Są ludzie, dla których angielski nie jest może językiem rodzimym, ale „językiem przetrwania” w Estonii. Takie osoby pojawiają się w Narwie. To są także Ukraińcy, którzy coraz częściej przyjeżdżają do naszego kraju. Co prawda większość z nich mówi po rosyjsku, może nie perfekcyjnie, ale jednak.

Wspomniała Pani, że Wasze aktywności to nie tylko nauka języka w salkach, ale także wychodzenie na wystawy, na pokazy filmowe. Jakie filmy oglądacie?

Obecnie obchodziliśmy stulecie niepodległości, z tej okazji sfinansowaliśmy wiele filmów na ten temat. Te filmy są na wysokim poziomie. Są także „filmy retro”, gdzie pokazujemy kulturę przedwojennej czy powojennej Estonii. Każdy nowy film ma napisy w języku angielskim i rosyjskim, starsze niestety nie. Naszą zasadą jest jednak to, że nie dajemy żadnych trudnych tematów, które mogłyby wywołać jakieś uczucia dyskomfortu, np. dotyczących wydarzeń z czasów XX stulecia, trudnych dla stosunków estońsko-rosyjskich. Jak mówiłam filmy „retro” nie mają napisów, to może być trudniejsze dla naszych widzów, ponadto jak przedwojenna mentalność, poczucie humoru etc. Po każdym takim filmie rozmawiamy o nim, przygotowujemy pytania, nawzajem tłumaczymy sobie określone sceny.

Czy staracie się uczyć Rosjan estońskiej kuchni?

To estońska kuchnia po estońsku. Własnymi rękami możemy przyrządzać różne potrawy, poczuć Estonię.

Czy mieszkańcy Narwy znają kuchnię estońską?

Sądzę, że do pewnego stopnia tak, ale nasze lekcje dotyczą potraw, które przyrządzało się w przeszłości, mogą być także trudne dla etnicznych Estończyków, niekoniecznie tylko dla rosyjskojęzycznych. Obecnie tej tradycyjnej kuchni nie spotka Pan w Estonii. W ramach tego programu jeździliśmy do Avinurme na wschodzie kraju, tam jest tradycyjna estońska kuchnia, gdzie można nauczyć się wypiekać chleb i stare potrawy. W innym pokoju można wyrabiać koszyki. Wszystko dzieje się oczywiście po estońsku.

Jeśli chodzi o wycieczki, które są organizowane we Wschodniej Wironii, co chcecie pokazać?

Odwiedzamy miejscowe ośrodki, choćby Muzeum w Narwie czy Galerię Sztuki w Narwie. To są wspaniałe miejsca, tam organizuje się interesujące wystawy. Inna możliwość jest taka, że zabieramy naszych kursantów do Muzeum Narodowego w Tartu. Niedawno rozmawiałam z Muzeum w Parnawie, zaproszą tam naszych nauczycieli i studentów. To jest kultura. Druga kwestia, to sprawy interaktywne. Byliśmy także w Sinimäe, niedaleko Narwy…

Jak udała się wycieczka na Saremę?

Było wspaniale, ludzie byli zachwyceni. Dostaliśmy feedback, że nigdy nie rozmawiali tyle po estońsku co tam. Niektórzy zaczęli nawet śnić po estońsku (śmiech). Znowu, nie chodziło tylko o lekcje estońskiego, ale o imersję. Ludzie chodzili po różnych miejscach i używali języka, czego na co dzień nie mają okazji robić w Narwie. Tymczasem na Saremie codziennie wieczorami była organizowana „kawiarenka języka estońskiego”, gdzie ludzie dzielili się swoimi wrażeniami, mogli porozmawiać o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Pisali pamiętniki, koncentrowali się na tym, co przeżyli. Wszystko w języku estońskim.

Czy macie opłaty dla kursantów?

Wszystko finansowane jest przez państwo, także wycieczki, podróże.

Ile lat ma najmłodsza osoba, która uczestniczy w kursach?

Wiek waha się od nastolatków do 65+. Jedna z naszych kursantek miała nawet ponad 75 lat. Ale przeciętny wiek to 40-45, głównie kobiety, one są bardziej aktywne niż mężczyźni. To w większości osoby, które pracują, ale mimo to przychodzą na kurs.

Czy widzi Pani różnice między kursami języka estońskiego w Narwie i Tallinnie?

W Tallinnie mamy do czynienia z „miksem” różnych osób. Z kolei w naszym „pociągu języka estońskiego”, który ruszył pod koniec września na trasie Narwa-Tallinn, przeważali rosyjskojęzyczni i to pod ich kątem opracowany był program wydarzenia. A zatem dla ludzi, którzy od wielu lat mieszkają w Estonii, język estoński nie jest dla nich nowością, choć nie zawsze mówią dobrze. Mają już jednak pewien zasób słów, zwrotów, potrafią budować zdania czy parozdaniowe wypowiedzi. Z kolei w Tallinnie mamy studentów, pracowników, którym potrzebny jest język estoński, a do Estonii przyjechali całkiem niedawno.

Pod koniec września odbył się happening pod hasłem „pociąg języka estońskiego”, miałem okazję uczestniczyć w nim na trasie Narwa-Tallinn. Czy jesteście zadowoleni z niego i czy planowana jest kontynuacja?

To, czy zaplanujemy kontynuację, okaże się, jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Celem pociągu było przyciągnięcie uwagi do nauki języka, pokazanie, że nie trzeba tego robić w klasie, że to może być zabawą, grą, sprawiać przyjemność, skłaniać ludzi do rozmowy, interakcji. Sądzę, że osiągnęliśmy nasze cele.

Dom Języka Estońskiego jest częścią Fundacji Integracji. Ale Wasza Fundacja nie zajmuje się tylko językiem estońskim i jego nauczaniem wśród Rosjan. Czy może Pani powiedzieć o innych Waszych aktywnościach?

Częściowo wspomniałam już o nich. Organizujemy obozy dla Estończyków z zagranicy, pomagamy cudzoziemcom mieszkającym w Estonii. To co robimy w Fundacji Integracji to także szkolenie nauczycieli estońskich. Co roku wysyłamy ponad setkę takich nauczycieli na kursy językowe. Chodzą na wystawy, uczestniczą w wycieczkach. Ciekawy jest problem z nauczycielami w szkołach mniejszościowych, bilingwalnych. My jako państwo nie kształcimy już nauczycieli w języku rosyjskim, więc wcześniej czy później problem szkół mniejszościowych w Estonii rozwiąże się. Nie będzie nauczycieli. Dlatego tym bardziej warto, żeby nauczyciele pochodzenia rosyjskiego korzystali z możliwości, które dajemy i uczyli się języka estońskiego. Wcześniej czy później będziemy mieli bowiem edukację w języku estońskim w skali całego kraju.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!