Borduria na wschód od Bugu. O zbiorze reportaży z Białorusi „Ojczyzna dobrej jakości”

|

Białoruś, dla znacznej części polskiego społeczeństwa, kojarzy się przede wszystkim z trudnymi sprawami politycznymi i międzynarodowymi. W takim już typowym przekazie ginie obraz życia codziennego Białorusinów. Książka Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi (Wydawnictwo Czarne, 2019) przybliża właśnie tą niezauważalną białoruską codzienność. Przegląd Bałtycki objął książkę patronatem medialnym.

Pisanie o Białorusi w Polsce oscyluje pomiędzy tematyką polityki (demokracji, stosunków międzynarodowych czy konfliktów) a historii, literatury czy języka. Badania białorutenistyczne w Polsce są bardzo rozwinięte, działa kilka ośrodków akademickich i wydano sporo ciekawych publikacji. Daje się jednak zauważyć, że poza kręgiem akademickim, polskie społeczeństwo o Białorusi wie niedużo. Białoruś nie jest popularnym kierunkiem turystycznym (choć w tej materii wiele się zmienia w ostatnich paru latach), a wydarzenia z tego kraju trafiają na pierwsze strony gazet raczej z powodu spraw politycznych. Mimo tego, że ten wschodni sąsiad Polski odzyskał niepodległość w 1991 roku, dla sporej części polskiego społeczeństwa pozostaje on w cieniu Rosji czy Ukrainy.

Przeczytaj także:  Grodno: malowniczy Niemen, zamki i muzea

Kiedy sięgałem po zbiór reportaży polskich, niemieckich i białoruskich dziennikarzy Ojczyzna dobrej jakości miałem pewne obawy. Myślałem, że będzie sporo wątków politycznych, tematów szeroko komentowanych w mediach czy też stereotypów, opakowanych w zrozumiałe dla zagranicznego odbiorcy pojęcia. Byłem mile zaskoczony.

Codzienność wielkomiejskich osiedli, powoli wymierających wsi, szybko wkraczająca kultura konsumpcyjna, trudna i prawie nieprzewartościowana pamięć o wydarzeniach historycznych, życie pomiędzy oficjalnym (i popieranym przez państwo) trybem a własnym i wspieranym przez tradycję rytmem – to główne tematy książki. Ojczyzna dobrej jakości przede wszystkim skupia się na białoruskim społeczeństwie. Oczywiście autorzy nie mogli ominąć tematyki politycznej: musieli wytłumaczyć czytelnikowi wiele spraw i kontekstów politycznych, a także doświadczenia białoruskich aktywistów prowadzących działalność na polu polityki czy obrony praw człowieka.

Reportaże znajdujące się zbiorze są dość nierówne: gdzieś brakuje zgłębienia tematu, gdzieś wyczuwa się brak czasu, gdzieś można zarzucić nawet sztuczność w konstruowaniu tekstu. Mimo to, książka pozwala nie tylko dowiedzieć się wielu rzeczy o życiu na Białorusi, ale też zachęca do następnych lektur i pozbawia ten kraj aureoli „odległego” i niezrozumiałego zakątka Europy.

Katarzyna Brejwo w tekście „Paragraf 328” opisuje drastyczne realia narkopolityki na Białorusi nie tylko w sposób zrozumiały dla nietutejszego czytelnika, ale też pozwalający odczuć wszelakie odcienie emocji bohaterów opowieści. W reportażu autorka skupia się przede wszystkim na postaciach matek, które walczą o złagodzenie losu własnych dzieci, odbywających karę za posiadanie, używanie i rozpowszechnianie substancji narkotycznych. Dekret nr 6 z 2014 roku, który zaostrzył prawo karne w tej sprawie wywołał spore poruszenie i szerokie dyskusje w społeczeństwie i mediach. Autorka drobiazgowo opisuje wydarzenia, przybliża sylwetki matek, ojców oraz skazanych i kilkakrotnie stawia pytanie czy zaostrzenie kary (w wielu przypadkach osoby złapane na udziale w obrocie substancjami psychotropowymi dostają znacznie wyższe kary, niż skazani za zabójstwo) rzeczywiście pomaga zwalczać handel narkotykami? Jak podaje autorka, na Białorusi około 18 tysięcy osób odbywa wyroki związane z tym procederem. Kulminacją opowieści jest opis protestu głodowego matek, które nie widzą już innego sposobu na zwrócenie uwagi władz. Tekst ten nie tylko pozwala odczuć nastrój białoruskiego blokowiska (które mało się różni w Borysowie, Brześciu czy Homlu), ale też ilustruje ogrom problemów społecznych, znanych nie tylko z Białorusi.

Czytając reportaż Katarzyny Kwiatkowskiej-Moskalewicz o Białoruskim Republikańskim Związku Młodzieży ciągle miałem wrażenie, że wracam do głębokich lat 80. Obowiązkowa w moim dzieciństwie przynależność do oktiabriat, pionierów i komsomolców, zebrania drużyn, zbieranie śmieci na przystankach trolejbusowych i salutowanie podczas świąt państwowych, dziś są już niemal zapomniane. Istnienie państwowych organizacji dziecięcych i młodzieżowych, pochłaniających znaczną część budżetu państwa, jest stałym elementem życia współczesnej Białorusi. Jednak w odróżnieniu od okresu radzieckiego, kiedy przynależność do tych organizacji była obowiązkowa, teraz oficjalnego przymusu nie ma. Chyba że ktoś chce zdawać na studia na określone kierunki czy też chce robić karierę polityczną w ramach istniejących struktur władzy. Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz nie tylko uwypukla emocje, ukryte dążenia, czy obnaża sztuczność, ale również pozwala zrozumieć dlaczego młodzi zapisują się do „współczesnego komsomołu”.

Eva-Lena Lörzer przenosi czytelnika ze świata współczesnych komsomolców do codzienności osób, które raczej nie pojawią się na pierwszych stronach państwowych gazet. Były dziennikarz, znany z aktywności w nieuznawanym przez białoruskie władze Związku Polaków, skandalizujący Igor Bancer, jego trzy koleżanki z zespołu punkowego Messed Up – Liza, Maria i Nastia oraz Piotr Markielau – aktywista walczący o legalizację konopi – to główni bohaterowie tekstu niemieckiej dziennikarki. Pisząc o nich, autorka zwraca uwagę na problemy społeczne: biedę, nierówności, rodzącą się świadomość różnych grup, aktywizm, również feministyczny, potrzebę zmian w polityce narkotykowej czy też w obronę praw LGBTQ+.

Reportaż Kai Puto „Nietutejsi” może wywołać duże zdziwienie u czytelnika. Od kilku lat gołym okiem widać jak coraz więcej Białorusinów opuszcza swój kraj w poszukiwaniu stabilizacji i lepszych perspektyw za granicą. „Karta Polaka”, nie tylko w Grodnie czy w Brześciu, jest przepustką do „lepszego świata”, a wiza Schengen jest najbardziej deficytowym towarem na rynku. Kursy języka polskiego czy na zdawanie egzaminu na Kartę Polaka nikogo już nie dziwią nawet we wschodnich obwodach Białorusi (jeszcze 10 lat temu było to nie do pomyślenia). Kaja Puto zaś przybliża losy osób, dla których Białoruś stała się drugim domem i szansą na nowe życie. Piłkarz z Gwinei, pracujący w fabryce, gej z Turkmenistanu, pracujący w aptece, szczęśliwy Włoch, który ożenił się z Białorusinką, nieco zagubiona studentka z Wenezueli – wszyscy oni odnaleźli się w białoruskich realiach i są już częścią tego społeczeństwa. Autorka oddaje głos swoim bohaterom, nie zagłębia się przy tym w tajniki relacji Białorusi z innymi krajami WNP: Kurmanbek Bakijew jest nie tylko byłym premierem Kirgistanu, ale również obalonym prezydentem tego kraju, który też osiedlił się na Białorusi.

Tekst Agnieszki Wójcińskiej „Mężczyzna dobrej jakości” z chirurgiczną dokładnością obnaża zawiłości relacji między kobietami i mężczyznami na Białorusi. Sporo osób po przeczytaniu tego reportażu odniosło by pewnie wrażenie, że białoruskie kobiety czynią wszystko, żeby tylko wyrwać się z tego kraju i znaleźć upragnioną miłość i stabilizację życiową za granicą. Historia właścicielki agencji, poszukującej zachodniego narzeczonego dla Białorusinek tak naprawdę jest opowieścią kobiet o mężczyznach, o ogromnej presji społecznej (w dużej mierze wytwarzanej przez same kobiety), braku pieniędzy, czasu i poświęceniu dla rodziny. Jeśli ktoś chce pisać o problemach genderowych na Białorusi, tekst Agnieszki Wójcińskiej jest obowiązkową lekturą.

Reportaż Anety Prymaki-Oniszk „Historia z rodzinnych opowieści” jest jednym z najbardziej poruszających w tej książce. Autorka Bieżeństwa świetnie wskazuje kilka rzeczy, które często pozostają niezauważalne w wielu tekstach o Białorusi. Zbrodnie w Zaleszanach i innych wsiach na Podlasiu, postać Romualda Rajsa (ps. Bury), historie przesiedleńców z Białostocczyzny do powojennej Białoruskiej SRR, odkrywanie własnej przeszłości przez ich potomków – to „nieprzegadane” i nieznane sprawy w dzisiejszym białoruskim społeczeństwie. Autorka podkreśla również i to, że pamięć zbiorowa białoruskiej społeczności w Polsce jest często słabo zrozumiała dla znacznej większości społeczeństwa Białorusi. Ja bym też dodał i to, że dla przeciętnego Białorusina historia nie stanowi większej wartości. Odkrywanie własnych korzeni zrobiło się dopiero niedawno „modne” i często ma ono znaczenie praktyczne: coraz więcej osób potrzebuje odnaleźć polskich przodków, żeby polepszyć własne perspektywy i wyjechać.

Przeczytaj także:  „Bo wsie jechali” – recenzja reportażu „Bieżeństwo 1915” Anety Prymaki-Oniszk
Przeczytaj także:  Aneta Prymaka-Oniszk: Trzeba być bardzo uważnym

Reportaż Julii Jürgens „Restauracja na grobach” też traktuje o stosunku do przeszłości. Sprawa masowych mordów okresu stalinowskiego w Kuropatach pod Mińskiem była jednym z czynników powstania białoruskiego ruchu niepodległościowego pod koniec lat 80. Od kilku dziesięcioleci miejsce to stanowi ogromny problem dla władz, które nie umieją poradzić sobie z żywą pamięcią społeczną, która to woła o sprawiedliwość, szacunek dla zmarłych i rozbija oficjalną narrację historyczną. Zbudowana w pobliżu Kuropat restauracja oligarchy Leonida Zajdesa, dla aktywistów społecznych i polityków opozycji jest naruszeniem świętości tego miejsca. Julia Jürgens dokładnie opisuje blokowanie wjazdu na teren restauracji przez aktywistów, dyskusje społeczne i procesy sądowe aktywistów. Autorka wraz z noblistką Swietłaną Aleksijewicz próbuje zrozumieć dlaczego w tej sprawie protestuje tylko mała garstka ludzi, a większość społeczeństwa milczy.

Alona Szabunia również pisze o przeszłości i postrzeganiu jej na przykładzie Witebska. Autorka opisuje spacer Anieli z Polski po Witebsku, który ma dużo „ukrytych” historii, niezrozumiałych pomników czy chowa w sobie sporo napięć w postaci bezdusznej biurokracji czy braku przychodni medycznych i żłobków w nowych dzielnicach. Chwilami sama konstrukcja tego tekstu wydaje się nierówna i nieco sztuczna, bo trudno uwierzyć, że napotkani mieszkańcy miasta z taką dokładnością i dbałością o szczegóły opowiadają o czasach średniowiecza czy postaciach książąt. Jednak trzeba się zgodzić, że zwiedzić Witebsk samodzielnie oczywiście można, ale mieszkańcy tego miasta mogą opowiedzieć sporo ciekawych i zaskakujących rzeczy, których raczej nie opisują zwykłe przewodniki.

Rafał Grzenia opowiada o przesiedleńcach z miast na białoruską wieś – osobach, zainspirowanych książkami rosyjskiego pisarza Władimira Megre i wracających do ziemi, ekologicznej uprawy roślin i celebrujących postać mitycznej Anastazji. Ten tekst wydaje się sporym zaskoczeniem dla mieszkańca Białorusi, bo ja również nie podejrzewałem, że są tu adepci tego ruchu. Autor skupia się nie tylko na opisywaniu życia w tych społecznościach, ale też bada motywacje jej członków, pragnących „wrócić” na łono natury, ale też nie rezygnować ze współczesnych osiągnięć cywilizacji. Ruch, zbudowany na podstawie książek o Anastazji – coś w rodzaju rosyjskiego wydania New Age – jest ciekawym przykładem tego w jaki sposób rusyfikacja dociera na białoruską wieś. Mieszkańcy miast, wychowani już w kulturze rosyjskiej, żeby wrócić na białoruską wieś, z której wyjechali ich przodkowie, czytają książki, napisane przez Rosjanina, zachęcającego do uprawy ziemi na Syberii. Tematy ekologii, zrównoważonego rozwoju czy też powrotu do korzeni – to sprawy, poruszające cały świat zachodni od dłuższego czasu. Jeśli w sąsiadujących i bliskich krajach bałtyckich, np. na Litwie i Łotwie, odrodził się ruch rdzennych religii, który też wzywa do powrotu i bliskości z naturą, w przypadku Białorusi ludzie inspirują się postacią Anastazji – współczesnym realizmem magicznym w rosyjskim „opakowaniu”.

Jędrzej Morawiecki w swoim reportażu opisuje życie codzienne białoruskich dziennikarzy: tych „uczciwych” (pracujących w państwowych mediach) i „nieuczciwych” (w mediach niezależnych od państwa). Dialogi w redakcjach, tłumaczenie podstawowych zawiłości nieformalnych, tajniki autocenzury, rozprawy sądowe czy rozmowy z prokuratorem – to wszystko autor pokazuje z precyzją i wiedzą. Czytelnik może poczuć się jak w równoległych światach: każda z tych grup dziennikarzy opisuje własną rzeczywistość.

Ziemowit Szczerek w tekście „Reportaż z Bordurii, czyli o dobrych panach” preparuje radziecką spuściznę w Białorusinach, pisze o nich, jako o ludziach, którzy mogliby być „moimi rodakami, ale nie są”, zawiłościach historii i o Aleksandrze Łukaszence. Autor książki Przyjdzie Mordor i nas zje nie tylko mówi o tym, że Białoruś to mityczna Borduria dla zachodniego publicysty, ale również twierdzi, że sam Zachód powoli staje się Bordurią. Ziemowit Szczerek jest filozofem wśród polskich publicystów: umie pokazać to, co jest ukryte.

Przeczytaj także:  Daleko od Bordurii – recenzja książki Ziemowita Szczerka „Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową”

Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi jest niewątpliwie godna polecenia. Pozwala zrozumieć więcej i pokazuje Białoruś od mniej znanej strony.

Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi, pod redakcją Małgorzaty Nocuń, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2019

Historyk i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Grodzieńskiego im. Janki Kupały i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania badawcze: historia idei, historiografia, polityka pamięci oraz mniejszości etniczne i wyznaniowe w Europie Środkowej i Wschodniej. Najlepiej się czuje w Grodnie, Wrocławiu i Druskiennikach. Od dziecka jest zauroczony postaciami z książek estońskiego pisarza Eno Rauda.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!