Tomasz Lipowski: Puidukoda ma dzisiaj swoje miejsce w świadomości klientów

|

Uwagę zwraca znacznie głębsza tradycja budownictwa drewnianego w krajach bałtyckich i nordyckich niż w Polsce. Tam drewno było, jest i będzie traktowane jako naturalny materiał budowlany. Teraz jest znacznie lepiej – poprawiły się kompetencje, do Polski wróciło sporo osób, które pracowały w Skandynawii i stamtąd przywiozło pewne wzorce, które poprawiły jakość wykonywanych prac budowlanych. Drewno z pozycji materiału „dla biednych” awansuje do grupy produktów „dla zamożnych”. To jest związane z wyższym poziomem świadomości klimatycznej inwestorów, ale też z ograniczoną podażą drewna na rynkach światowych. To już nie jest materiał „dla każdego”, a im wyższy stopień przetworzenia drewna tym bardziej wyselekcjonowany koszyk klientów – mówi Tomasz Lipowski, prezes polsko-estońskiej spółki Puidukoda Polska.


Puidukoda Polska to polsko-estońska spółka założona w 2011 roku oferująca produkty drewniane niezbędne do budowy i wykończenia budynków i wnętrz oraz produkty architektury ogrodowej. Oferta firmy dostępna jest na stronach www.drewnoestonskie.pl i www.drewnodekoracyjne.pl oraz w Składach w Piszu, Koninie i Lublinie.


Kazimierz Popławski, Przegląd Bałtycki: Niedawno spółka Puidukoda Polska świętowała 10 lat istnienia. Zanim jednak podsumuje Pan dla nas dekadę działalności, proszę opowiedzieć w jaki sposób estońska spółka trafiła do Polski. Co sprawiło, że Estończycy postanowili wejść na polski rynek?

Tomasz Lipowski, Puidukoda Polska: W latach 2002–2003 pracowałem w polskiej firmie, która współpracowała z dużym niemieckim partnerem i dla zabezpieczenia procesu produkcji potrzebowała regularnych dostaw dobrego jakościowo drewna o powtarzalnej jakości. Ilość była na tyle znaczącą, że dotychczasowe kontrakty z polskimi i ukraińskimi producentami nie pokrywały bieżących potrzeb. W tym czasie estońska Puidukoda była młodą firmą i koncentrowała swój wysiłek produkcyjny na rynku lokalnym i na rynkach Europy Zachodniej. W 2003 roku, ówczesny właściciel Puidukoda, Enn Kinnas zorganizował dla załogi podróż do Polski, w wyniku której zdecydowano, aby podjąć staranie zbudowania rynku alternatywnego właśnie w Polsce. Można powiedzieć, że dzięki temu Puidukoda OÜ przetrwała kryzys gospodarczy w latach 2008–2009, kiedy nastąpiło załamanie rynku w Europie Zachodniej i sprzedaż do tych krajów spadła średnio o 50%. Dodam, że polski rynek od kilku lat zajmuje bardzo wysoką pozycję w rankingu rynków zagranicznych Puidukoda OÜ. Mówimy o miejscach od pierwszego do trzeciego.

Początki obecności estońskiej Puidukody opierały się na Pana osobistym zaangażowaniu.

Kiedy pracowałem jeszcze w poprzedniej firmie, Enn Kinnas zwrócił się do mnie z propozycją zbudowania w Polsce rynku dla produktów Puidukoda. Nigdy wcześniej nie zajmowałem się problematyką dystrybucji, sprawniej poruszałem się w przestrzeni technicznej i organizacji produkcji, więc było to pionierskie wyzwanie dla obu stron, ale ofertę przyjąłem. Przez 8 lat pracowałem jako przedstawiciel handlowy Puidukoda OÜ w Polsce i budowałem rynek w zasadzie od podstaw. Należy pamiętać, że w tym czasie oba kraje nie były jeszcze członkami UE, a odległa Estonia kojarzyła się jako jedna z republik byłego ZSRR, z całym przynależnym stereotypem cywilizacyjnym. Dość powiedzieć, że w tym pionierskim okresie zabierałem potencjalnych polskich partnerów do fabryki w Estonii, aby przynajmniej częściowo zneutralizować ryzyko niepowodzenia. W okresie pierwszych kilku lat przejechałem samochodem setki tysięcy kilometrów, ale nie widziałem innej możliwości ze względu na bardzo skromny poziom moich kompetencji marketingowych. Zresztą Puidukoda OÜ też nie mogła mi pomóc, ponieważ w ogóle nie miała żadnej komórki marketingowej, skupiła się wyłącznie na produkcji, a sprzedaż była realizowana poprzez doświadczonych agentów w Niemczech, Holandii, Danii, ale to zawodowcy a mnie było jeszcze bardzo daleko do ich poziomu.

W jaki sposób narodził się pomysł, by dystrybucję w Polsce przekształcić w spółkę Puidukoda Polska? Jak wyglądały początki działalności firmy już pod szyldem „Puidukoda Polska”?

Po kilku pierwszych latach, zauważyłem, że w dotychczasowym modelu dystrybucji – dostawy bezpośrednio do klientów i minimum logistyczne 1 TIR – nie jesteśmy w stanie w przyszłości obsługiwać pewnej części rynku, która nie potrzebuje takich ilości i nie jest zaineresowana dystrybucją lokalną. Chodziło o segment rynku wykonawców oraz klientów detalicznych. Do tego niezbędny był inny kanał dystrybucji oparty na własnych magazynach w Polsce i obecności produktów tu i teraz. Dla moich estońskich partnerów była to zupełna nowość, nie mieli żadnych doświadczeń i żadnych wzorców, ponieważ ich konkurencja w Europie także nie stosowała takich rozwiązań. Ta inicjatywa wyszła z mojej strony i byłoby przesadą powiedzie, że spotkała się z entuzjazmem ze strony Estończyków. To był kilkumiesięczny proces „zmiękczania” ich stanowiska, a wymowne będzie, że rozmowy przed popisaniem porozumienia intencyjnego trwały nieprzerwanie przez 14 godzin.

W 2010 roku, zgodnie z zasadą „kto wychodzi z pomysłem ten go potem realizuje”, rozpocząłem od rocznego programu testowego na bazie innej mojej firmy i z lokalizacją w Piszu na Mazurach. Dopiero po pomyślnym zakończeniu tego zadania przystąpiliśmy do realizacji właściwego projektu o roboczej nazwie Składy Polska, ale już pod nazwą Puidukoda Polska Sp. z o.o. Historia z rejestracją takiego podmiotu to oddzielny i całkiem obszerny temat, ale ważne jest, że od listopada 2011 roku na polskim rynku działa nowa firma. Dodam, że odczuwamy pewien rodzaj satysfakcji, ponieważ, w ślad za Puidukoda Polska Sp. z o.o., w 2013 roku powstała Puidukoda Czechy, a w 2018 roku Timber Fokus w Wielkiej Brytanii.

W jaki sposób firma rozwijała się w ciągu 10 lat działalności? Obecnie spółka ma siedzibę w Piszu, ale także kilka składów w Polsce.

Pierwszy skład w zasadzie jest kontynuacją wspomnianego programu testowego w Piszu na Mazurach. Drugi skład powstał w 2013 roku w Koninie w Wielkopolsce i trzeci w 2020 roku w Lublinie. Lokalizacja naszych składów nie jest przypadkowa – musi ona uwzględniać obszary działalności naszych polskich partnerów tak, aby nie stanowiły dla nich konkurencji, a raczej wypełniały lokalne nisze rynkowe.

Puidukoda Polska świętuje 10 lat działalności. Zdj. Puidukoda Polska.

Czy mógłby Pan powiedzieć więcej o sprzedaży i obsłudze polskiego rynku przez Państwa firmę?

Nasze składy realizują kilka głównych zadań. Zajmują się one prowadzeniem typowej działalności handlowej i obsługą rynków lokalnych, regionalnych lub konkretnych inwestycji. Wdrażają one nowe linie produktów. To jedno z najtrudniejszych zadań, ponieważ wymaga obciążenia stanów magazynowych dodatkowym wolumenem, który musi czekać na swój czas i swojego klienta. To jest to, czego unikają nasi polscy partnerzy z grupy Sale Direct. Naturalnie łatwiej i bezpieczniej sprzedaje się produkty rozpoznawalne na rynku i szybko rotujące. Proces wdrażania nowych produktów zawsze obciążony jest ryzykiem niepowodzenia i wymaga bardzo dużego wysiłku marketingowego. Wreszcie zadaniem składów jest realizowanie działań edukacyjnych dedykowanych tak dla naszego personelu, jak też kierowanych do firm wykonawczych, architektów, biur projektowych i coraz częściej inwestorów indywidulanych.

Fragment ekspozycji w Składzie Mazury w Piszu. Zdj. Puidukoda Polska.

Czy planują Państwo dalszy rozwój sieci składów?

Jeśli chodzi o program dalszej rozbudowy naszej struktury dystrybucji to występuje tu pewna analogia do jakości produktów – nie ilość, ale jakość. Ponadto obowiązuje zasada – otwarcie kolejnego składu jest brane pod uwagę dopiero wtedy, kiedy poprzedni osiągnął i utrzymuje dodatni wynik finansowy. To jest najbardziej kosztowny i energochłonny sposób dystrybucji – sam proces profesjonalnego przygotowania handlowców to minimum rok, a osiągnięcie progu rentowności wcale nie jest oczywiste. To wymaga czasu i cierpliwości. Przed podjęciem stosownej decyzji należy postawić pytanie: jak długo i ile środków należy zaangażować, aby przetrwać ten okres? Owszem są takie plany, ale po pierwsze najpierw muszą być spełnione określone warunki, a po drugie raczej myślimy o zupełnie nowym projekcie, o czymś czego jeszcze w Polsce nie ma.

O planach na przyszłość zaraz, porozmawiajmy jeszcze o rozwijaniu firmy. W jaki sposób budowali Państwo markę „Puidukoda Polska”? Co w sposobie działania Puidukoda Polska wyróżnia ją na tle konkurencji?

Nadrzędnym celem od samego początku jest budowanie rozpoznawalności marki Puidukoda na polskim rynku. Nie było to sprawą prostą, bo zaczynaliśmy od zera. Pierwszy etap mojej pracy jako przedstawiciela Puidukoda OÜ na polskim rynku w latach 2004–2011 dał mi wyobrażenie w jaki sposób możemy uzyskać przewagę naszej oferty i co powinno ją wyróżniać pośród podobnych ofert naszej konkurencji. Po pierwsze, odmówiłem ofertowania produktów tanich, które cechowały się niską jakością. Po drugie, starałem się wywierać ciągłą presję na naszych estońskich partnerów, aby jakość dostarczanych produktów była naprawdę wysoka a logistyka działała sprawnie i elastycznie. Efektem tych działań jest dzisiaj określenie naszego miejsca na rynku w formie sloganu: „Produkty Puidukoda OÜ są droższe od konkurencji, ale jakość jest naprawdę wysoka i relatywna do ceny”. Takie też są opinie klientów i jesteśmy z tego dumni. To bardzo ułatwia pracę, ponieważ wyższa cena broni się wysoką jakością i handlowcy nie muszą stosować jakichś „sztuczek”, aby przekonać klienta. Drugi kierunek to stałe wdrażanie nowych linii produktów i „ucieczka do przodu”. Dzięki temu nasza oferta jest bardzo szeroka i kompleksowa. Część produktów to standardy podobne do naszej konkurencji, a część to linie produktowe niemające swoich odpowiedników nie tylko w Polsce, ale także w Europie. Mam na myśli produkty z grupy „Woodmood”, tj. drewno-dekoracyjne.

Budynek restauracji „Trattoria w Puszczy” zbudowany z wykorzystaniem deski elewacyjnej Softline UTP ze świerka skandynawskiego. Zdj. Puidukoda Polska.

Czy może Pan powiedzieć więcej na temat oferowanych produktów? Do kogo kierowana jest oferta? Które produkty cieszą się największą popularnością? Czy produkty są wytwarzane tylko w Estonii, czy także w Polsce?

W naszej ofercie około 75% produktów wytwarzanych jest przez Puidukoda OÜ. Pozostałą część stanowią produkty od innych producentów np. cała linia materiałów do budowy saun, drewno poddawane procesowi termowania, drewno konstrukcyjne klejone, cała grupa akcesoriów do budownictwa drewnianego, a także linia środków do zabezpieczenia i malowania drewna. Najnowsza grupa produktowa to elementy architektury ogrodowej pozwalające na zagospodarowanie przestrzeni wokół bryły budynku z systemami ogrodzeń panelowych włącznie.

Pakiet ofertowy dedykowany jest do szerokiej grupy odbiorców na każdym etapie realizacji projektu. Można powiedzieć, że obejmuje on całość inwestycji – od budowy bryły budynku w systemie szkieletowym poprzez wykończenie elewacji na zewnątrz i wewnątrz, zabudowy tarasów i zagospodarowania przestrzeni zewnętrznej z ogrodzeniem włącznie. Nie ma mniej lub bardziej popularnej grupy produktów, wszystko zależy od etapu budowy i indywidualnych gustów inwestorów. Wokół naszych składów funkcjonuje wiele małych firm budowlanych, które wyspecjalizowały się w budownictwie z użyciem drewna. To są nasi ważni partnerzy, których możemy polecać potencjalnym inwestorom. Zakup materiałów budowlanych jest tylko częścią procesu inwestycyjnego, ktoś te materiały musi umieć zastosować zgodnie ze sztuką budowlaną i wymogami projektowymi.

Budynek usługowy zbudowany z wykorzystaniem szerokiej gamy produktów Puidukoda: deska elewacyjna PTGH/S, deska elewacyjna PTGH i deska tarasowa (wszystkie wraz z malowaniem maszynowym), materiał konstrukcyjny. Realizacja TOMBUD. Zdj. Puidukoda Polska.

Czym różni się rynek polski od estońskiego? Wydaje mi się, że w Estonii drewno jest doceniane w architekturze, a jak jest w Polsce?

Z pewnością rynek estoński w odróżnieniu od polskiego przetrwał „etap sidingowy” w znacznie lepszej kondycji nie tracąc ciągłości pokoleniowej. Uwagę zwraca znacznie głębsza tradycja budownictwa drewnianego w krajach bałtyckich i nordyckich niż w Polsce. Tam drewno było, jest i będzie traktowane jako naturalny materiał budowlany.

W Polsce wspomniany „etap sidingowy” zdemolował ciągłość pokoleniową, a kiedy szczęśliwie się zakończył, to nowa generacja wykonawców próbowała aplikować te same metody montażu na drewno, co skutecznie na kilkanaście lat zniechęciło inwestorów do jego stosowania. Teraz jest znacznie lepiej – poprawiły się kompetencje, do Polski wróciło sporo osób, które pracowały w Skandynawii i stamtąd przywiozło pewne wzorce, które poprawiły jakość wykonywanych prac budowlanych. Pewną rolę w tym procesie możemy przypisać naszej firmie, ponieważ staramy się dzielić naszą wiedzą i doświadczeniem z tymi, którzy są otwarci na naukę i podnoszenie swoich kompetencji. O takiej roli naszych składów wspominałem wcześniej.

Jak wyglądają trendy związane z zastosowaniem drewna w budownictwie w Polsce w ostatnich latach?

Trendy w budownictwie nie tylko w Polsce, ale także w Europie zmieniają się z kilku powodów. Drewno z pozycji materiału „dla biednych” awansuje do grupy produktów „dla zamożnych”. To jest związane z wyższym poziomem świadomości klimatycznej inwestorów, ale też z ograniczoną podażą drewna na rynkach światowych. To już nie jest materiał „dla każdego”, a im wyższy stopień przetworzenia drewna tym bardziej wyselekcjonowany koszyk klientów. Tak z powodów demograficznych, jak też z konieczności zachowania wyższych standardów, dąży się do wytwarzania elementów budynków w warunkach „fabrycznych”. Z jednej strony, łatwiej jest zachować reżim produkcyjny, z drugiej pozwala to spędzać mniej czasu na placach budowy montując bryłę budynku. Coraz trudniej znaleźć pracowników godzących się na delegowanie i przebywanie miesiącami na placach budowy, w związku z tym tradycyjna metoda budowania np. szkieletu „na płycie” jest w coraz większym stopniu marginalizowana. Stąd też coraz większy udział budynków prefabrykowanych, modułowych oraz budowanych w technologii CLT (Cross Laminated Timber).

Realizacja z boazerią PTGV/S Rustik Denim z malowaniem maszynowym. Zdj. Puidukoda.

Rozmawiamy o produktach, które pochodzą z Estonii. Jakie reakcje wywołuje określenie „estoński”? Czy produkty estońskie mają już w Polsce utrwaloną markę, czy też nadal musi ona być budowana i wzmacniana?

Określnie „drewno estońskie” jest sloganem marketingowym, ponieważ samo drewno w zasadzie niczym nie różni się od drewna europejskiego. Marka „Puidukoda” była na tyle trudna do lokowania, że trzeba było użyć innego rozwiązania. Ponieważ historia relacji polsko-estońskich nie ma jakichś zadawnionych zatargów, została przyjęta na polskim rynku bez oporów. Przymiotnik „estoński” z jednej strony od razu narzucał kraj pochodzenia, a z drugiej wzbudzał ciekawość czym to drewno różni się od polskiego. Dla specjalistów niczym, dla „Kowalskiego” ma jakiś akcent atrakcyjności. Paradoksalnie nazwa Puidukoda, którą przenieśliśmy na naszą Puidukoda Polska i która do dzisiaj z trudem jest wymawiana poprawnie przez naszych klientów wyróżnia się oryginalnością na tle różnej maści „x-woodów”, którymi przesycony jest polski rynek.

Przeczytaj także:  Polsko-estońska współpraca gospodarcza

Wróćmy jeszcze do estońskiego rodowodu firmy oraz Państwa okrągłej rocznicy. Pytałem wcześniej o estońską historię firmy. Biorąc pod uwagę Pana personalne wieloletnie zaangażowanie i dekadę działalności polskiej spółki w rodzinie Puidukoda, musieli Państwo stworzyć bliskie relacje także na poziomie osobistym. Jak one wyglądają? Jak często Państwo odwiedzają Estonię? Czy są to wizyty oficjalne czy też bardziej spotkania przyjacielskie i rodzinne?

Oczywiście mogę odpowiedzieć wyłącznie w swoim imieniu. Zawsze starałem się oddzielać relacje biznesowe od osobistych z mniejszym lub większym powodzeniem, ale nadal uważam, że bardzo trudno zachować równowagę emocjonalną bez szkody dla jednej czy też drugiej relacji. Tak jak mówiłem wcześniej, okres moich kontaktów obejmuje prawie 19 lat. Przez ten czas kilkakrotnie zmieniło się kierownictwo Puidukoda OÜ, zmienili się właściciele firmy, a ze „starej” załogi pozostały może 3 osoby. Dokonała się kompletna wymiana pokoleniowa, do firmy dołączyły osoby młode, w większości bezpośrednio po studiach bez doświadczenia zawodowego. Zmienił się język i narzędzia komunikacji: o ile do roku 2013 dominował język rosyjski, to później wyłącznie angielski. Lata 2004–2010 to więcej kontaktów osobistych, więcej rozmów telefonicznych, więcej też wizyt i rewizyt. To miało z pewnością wpływ na poziom obustronnych relacji, szczególnie w pierwszym „pionierskim” okresie wprowadzania Puidukoda na polski rynek.

Wraz z postępem digitalizacji i przejścia na komunikację elektroniczną relacje zredukowały się to poziomu technicznego. Ludzie przychodzą, pracują 2-3 lata i odchodzą do innych firm na inne, często wyższe, stanowiska. Jeśli chodzi o „stary” zarząd to pomimo tego, że nie jesteśmy już partnerami w biznesie, to zachowaliśmy kontakt i przy okazji moich wizyt w Estonii spotykamy się. Może nie nazywałbym tych relacji przyjaźnią, ale z pewnością jest to „pogłębione” koleżeństwo bazujące na wspólnej historii współpracy. Dość powiedzieć, że na nasze zaproszenie na obchody 10-lecia Puidukoda Polska „stary” zarząd stawił się w komplecie, pomimo tego, że część osób odeszła z Puidukoda OÜ kilka lat temu i robi zupełnie coś innego.

Co do wizyt z naszej czy estońskiej strony to ograniczone zostały do koniecznego minimum tzn. kilku w ciągu roku. Zazwyczaj obejmują one podsumowanie roku, coroczne zgromadzenie wspólników, letnie imprezy integracyjne oraz spotkania przed Świętami Bożego Narodzenia. Okazjonalnie to udział w imprezach targowych, czasami wspólne wizyty u naszych polskich partnerów i to byłoby tyle. Wszystkie techniczne sprawy załatwiane są w czasie cotygodniowych konferencji online i drogą elektroniczną.

Domek Ublik Green. Zastosowano deski elewacyjne UYL i S4S/S z malowaniem maszynowym. Zdj. Puidukoda Polska.

Działając na styku dwóch kultur, musi Pan mieć swoje obserwacje i przemyślenia. Czym Polacy i Estończycy różnią się, jeśli chodzi o kulturę, sposób działania, spojrzenie na biznes i świat?

Moje kontakty ograniczają się do pewnego kręgu osób, daleki jestem od uogólnień. Owszem z pewnością występują pewne różnice, ale raczej lokalizowałbym je w indywidualnych cechach charakteru, temperamentu czy bagażu doświadczeń. Nie sądzę, aby dzisiaj wiele nas różniło, a już szczególnie jeśli mówimy o nowej generacji Estończyków i Polaków. Raczej można więcej powiedzieć o tym, co mamy wspólne. Tak jak mówiłem wcześniej – nie mamy w naszej wspólnej historii zadawnionych pretensji czy uprzedzeń, które by w jakiś znaczący sposób wpływały na poziom naszych relacji. Oczywiście od każdej nacji można się czegoś nowego nauczyć, pytanie jest takie – czy potrafimy z takiej wiedzy skorzystać.

Kilkanaście lat temu miałem wrażenie, że część naszych rodaków, których spotykałem w Estonii odtwarzała stereotypy i niekiedy z tytułu różnic potencjału populacyjnego traktowała Estonię w sposób nieco protekcjonalny. Estończycy widzieli w Polsce kraj o prawie 30-krotnie większej populacji, ale bez poczucia kompleksu i bardziej racjonalnie – jako miejsce z potencjałem rynkowym. To co zawsze ceniłem u Estończyków to duży dystans do własnej historii, poczucie odrębności kulturowej, ale jednocześnie gotowość do poznawania innych kultur, uznawanie położenia geograficznego, w tym obecności sąsiadów, z którymi tak czy inaczej należy utrzymywać relacje gospodarcze, bo jest to w interesie Estonii. Zwraca uwagę mało „romantyczna”, za to bardzo racjonalna dyplomacja.

Czy jest coś czego moglibyśmy się od nich nauczyć?

Od Estończyków możemy wiele nauczyć się w dziedzinie informatyzacji procesów zarządzania strukturami państwa, ale też na poziomie przedsiębiorstw. To jest i dla naszej Puidukoda Polska ciągłym wyzwaniem. Oni stale nad czymś pracują, cyklicznie wdrażają nowe oprogramowanie, czego my musimy się nauczyć i samodzielnie stosować.

Dla mnie, ale pewnie także dla innych osób interesujących się Estonią, znany jest fakt bardzo wysokiego poziomu cyfryzacji. Nie przekonują mnie argumenty, że małym państwem łatwiej jest zarządzać. To nie problem skali państwa, tylko poziom kompetencji firm informatycznych w połączeniu z poziomem edukacji cyfrowej społeczeństwa może dać taki efekt. No i elita polityczna musi reprezentować odpowiedni poziom wiedzy i umieć swoje pomysły zaaplikować w skuteczny sposób.

Warty podkreślenia jest fakt, że wielu estońskich przedsiębiorców zna przynajmniej język angielski, a ci którzy współpracują z Rosją – także rosyjski. Pytałem o to i w odpowiedzi usłyszałem, że jest to związane z wielkością rynku estońskiego: jeśli twoja firma rozwija się to rynek wewnętrzny tylko do pewnego poziomu jest w stanie przyjąć twoją ofertę. Kolejny etap to wyjście na rynki zagraniczne, a do tego potrzebne są narzędzia komunikacji i nie przez tłumacza, tylko jako właściciel sam powinieneś budować relacje z rynkiem zagranicznym.

A co uznałby Pan za największy sukces Puidukoda Polska w ciągu pierwszych 10 lat działalności?

Odpowiadając na Pana pytanie wolałbym zamiast słowa sukces użyć sformułowania obustronne poczucie satysfakcji ze współpracy. Kilka rzeczy daje mi takie poczucie. Na pewno to utrzymanie nowej firmy na rynku. Później wdrożenie poprzez Puidukoda Polska korporacyjnej struktury dystrybucji, na którą producent, tj. Puidukoda OÜ ma określony wpływ, co dało możliwości otwarcia nowych rynków w Czechach i Wielkiej Brytanii poprzez kolejne spółki zależne.

Satysfakcję daje zbudowanie marki „Puidukoda”, która ma dzisiaj swoje miejsce w świadomości wielu klientów, jest rozpoznawalna i kojarzy się z wysoką jakością. Od początku przekonywałem naszych estońskich partnerów i odmawiałem sprzedaży produktów bez oznaczenia logo producenta w opakowaniach „neutralnych”, chociaż polski rynek bardzo o to zabiegał. Uznałem, że produkt nieoznaczony jest produktem „niczyim”, może go lepiej lub gorzej wyprodukować dowolny producent dysponujący surowcem i środkami produkcji. Znak producenta to kwestia odpowiedzialności, jeśli coś pójdzie źle, to wiadomo kto się powinien wstydzić i szybko wdrożyć procedury naprawcze, jeśli utrzymamy ciągłość odpowiedzialności i powtarzalną jakość to wygramy część rynku na długo. Myślę, że strona estońska też czegoś się od nas nauczyła np. wdrożenie procedur kontroli jakości. W 2004 roku Puidukoda OÜ nie miała żadnych procedur, nie tylko jakościowych, ale także w innych dziedzinach swojej działalności.

Okrągła rocznica to dobry moment na poczynienie dalszych planów rozwojowych. Podczas wizyty w Państwa siedzibie w Piszu rozmawialiśmy o Centrum Ekspozycyjno-Edukacyjnym Budownictwa Drewnianego. Proszę opowiedzieć o tym innowacyjnym projekcie – na czym polega, jakie przyświecają Państwu cele?

To autorski projekt o roboczej nazwie „Centrum Ekspozycyjno-Edukacyjne Budownictwa Drewnianego”, który stanowi połączenie funkcji komercyjnej i edukacyjnej. Funkcja komercyjna to działalność handlowa, do czego zresztą spółka została powołana. Funkcja edukacyjna to przeznaczenie części infrastruktury oraz zasobów osobowych do organizacji i prowadzenia w różnych formach doskonalenia zawodowego lub pomocy w konwersji zawodowej.

Nie zamierzamy wyręczać kształcenia branżowego, a raczej uzupełniać o wiedzę i umiejętności, których deficyt obserwujemy na rynku od kilku lat. O przyczynach takiej sytuacji mówiłem już wcześniej wspominając o przerwaniu ciągłości pokoleniowej, co skutkuje niedostatkiem wykwalifikowanych specjalistów budownictwa drewnianego w Polsce. Rynek jest bardzo dynamiczny i cały czas generuje potrzeby zawodowe i naturalne jest, że system kształcenia strukturalnego nie jest w stanie nadążyć za tym procesem. Nowe technologie wymagają kompetencji, które są połączeniem teorii i praktyki. Szkoły i uczelnie mogą dostarczyć wiedzy teoretycznej, ale ich baza warsztatowa nie jest przygotowana do zajęć praktycznych. Trudno sobie wyobrazić demonstrator technologii CLT w typowych warsztatach szkolnych.

Jak będzie wyglądać realizacja tego przedsięwzięcia?

Nasz projekt jest aktualnie na etapie konsultacji. Pierwsza prezentacja odbyła się w listopadzie 2021 roku w czasie konferencji zorganizowanej przez Kuratorium Oświaty w Olsztynie. Przedstawiamy projekt władzom lokalnym, specjalistom od kształcenia zawodowego, słuchamy uważnie wszystkich wypowiedzi, w tym także krytycznych, bo tylko dzięki temu możemy projekt prowadzić w formie najbliższej potrzebom rynku. Projekt to nowość w Polsce, dlatego nie ma na czym się wzorować, więc występuje ryzyko błędów, co jest czymś całkowicie naturalnym i mamy taką świadomość.

Co do lokalizacji to z pewnością najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłby jeden z naszych składów, ponieważ dysponują one odpowiednią bazą materiałową i kadrą menadżerską, którą w krótkim czasie można przygotować pod względem metodycznym. Wpisanie naszego pomysłu w projekty lokalne typu „Zielony Park” to rozwiązanie bliskie idealnemu. Obecnie centrum jest w fazie studium projektu, a więcej będę mógł powiedzieć po opracowaniu studium wykonalności.

Dziękuję za rozmowę.

Redaktor naczelny Przeglądu Bałtyckiego. Absolwent Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się Estonią, regionem Morza Bałtyckiego oraz Europą Środkową i Wschodnią. Prowadzi również portal estoński Eesti.pl.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!