W kolorze litewskiego chłodnika czy „hipsterskim krokiem”? Litwa szuka nowej, liberalnej alternatywy

|

W okres „chłodnikowy” Litwa wchodzi z kryzysem koalicyjnym, a także nową partią polityczną. „Litwa liberałami stoi” – mógłby powiedzieć ktoś jeszcze jedenaście lat temu, gdyby spojrzał na lokalny krajobraz polityczny. Związek Liberałów i Centrum Artūrasa Zuokasa, „socjalliberałowie” Artūrasa Paulauskasa, Ruch Liberałów Eligijusa Masiulisa, a także Porządek i Sprawiedliwość Rolandasa Paksasa, który wyłonił się z Partii Liberalno-Demokratycznej. Również obecnie, do niedawna, na Litwie były aktywne dwie partie liberalne (jedna w Sejmie, druga co najwyżej w samorządach). Jednak na początku czerwca na Litwie powstało kolejne ugrupowanie tego typu: Partia Wolności, które na swą przewodniczącą wybrało trzydziestoletnią Aušrinė Armonaitė. Czy partia ma szansę zadomowić się na litewskiej scenie politycznej i rzucić rękawicę dotychczasowym, zasiedziałym stronnictwom liberalnym?

Dwa rozczarowania

Ruch Liberałów rozczarował mnie – mówi mi o istniejącym od 2006 r. ugrupowaniu Eugenijusa Gentvilasa (dziesięć osób w Sejmie, parunastu merów i wicemerów w skali kraju) Marius Gorochovskis, litewski działacz na rzecz osób LGBT, który w 2018 r. pożegnał się z partią. – Historycznie to była jedna partia, którą można nazwać LGBT-friendly, a jej działacze stale wyrażali poparcie dla praw tych osób. Przygotowaliśmy projekt ustawy o związkach partnerskich, który nigdy nie uzyskał poparcia większości – zaczyna swoją opowieść Gorochovskis i już wiem, że za chwilę będą jakieś cienie. Nie rozczarowuję się. – Oczywiście wewnątrz partii były fale homofobicznych komentarzy, a kwestie LGBT nie były mocno obecne podczas debat, spotkań. Niektórzy członkowie wyrażali się publicznie w sposób negatywny o homoseksualistach, a władze partii nic z tym nie robiły. Doszło do tego, że ktoś otrzymał e-mail od aktywisty LGBT i odpisał: „nie jestem pedałem, nie przysyłajcie mi tego gówna”. Sprawa dotarła do gazet. A mimo to Ruch Liberałów długo pozostawał jedynym ugrupowaniem, które w całości, przynajmniej w teorii, było przychylne osobom homoseksualnym. Podobnie jak mniejszościom narodowym.

Przeczytaj także:  Czyim problemem są litewscy Polacy i Rosjanie?

Rozczarowanie drugie. Aleksander Radczenko, polski bloger i publicysta, jest w duchu „wolnościowcem”, nie liberałem, jak przekonywał mnie w 2018 r. w wywiadzie dla Przeglądu Bałtyckiego. Ale wcześniej chyba za takiego się uważał. W Ruchu Liberałów spędził sześć lat, od 2006 r. (czyli od momentu wyłonienia się tej partii) aż do 2012 r. Odszedł, bo nie spodobała mu się wsparta przez ugrupowanie nowelizacja ustawy o edukacji, która uderzała w mniejszości narodowe. Nowe prawo pilotował Gintaras Steponavičius, ówczesny minister oświaty, prominentny działacz partii, obecnie pracujący w Sejmie poza jej frakcją (na skutek jednej z afer politycznych, o której jeszcze wspomnimy). Ruch Liberałów był wówczas jedną z dwóch partii liberalnych (obok Związku Liberałów i Centrum Artūrasa Zuokasa), które tworzyły centroprawicowy rząd konserwatysty Andriusa Kubiliusa. Ustawa stanowiła, że po litewsku w szkołach polskich i rosyjskich należy uczyć jeszcze kolejnych trzech przedmiotów, wśród nich historii Litwy, geografii Litwy i wiedzy o społeczeństwie. Polska partia dowodzona przez Waldemara Tomaszewskiego zebrała wtedy przeciwko ustawie 60 tys. podpisów, wyrzuconych przez polityków szybko do kosza. – Odszedłem (z Ruchu Liberałów – przyp. red.) przede wszystkim dlatego, że nie zgadzałem się z polityką uprawianą przez niektórych oddelegowanych przez partię polityków w dziedzinie oświaty mniejszości narodowych. Uważam bowiem, że taka polityka uderza też i w samą partię, która chce przecież uchodzić za zdroworozsądkowa prawicę (…) Moim zdaniem wiele się rzeczy tej partii udało. Niestety w pewnych, dla mnie zasadniczych, kwestiach tej konsekwencji zabrakło. Zostawiłem w LRLS wielu znajomych, przyjaciół, nieukończone projekty, a poza tym nadal – że zacytuję byłego szefa STT Povilasa Malakauskasa —„myślę prawą półkulą” – (cytat z bloga „Inna Wileńszczyzna jest Możliwa”, 2013 r. ). Aleksander Radczenko dziś „prawą półkulą” nie myśli, zimą 2018 r. postanowił kandydować na radnego Wilna z partii socjaldemokratycznej Gintautasa Paluckasa, ale rozczarowanie Ruchem Liberałów było wtedy jak najbardziej szczere.

***

Ewelina Dobrowolska

Zderzenia się ze smutną rzeczywistością w Ruchu Liberałów nie kryją działaczki na rzecz praw człowieka Ewelina Dobrowolska (Polka) i Monika Ošmianskienė (Litwinka). Ošmianskienė (41 l.) jeździ na wózku, jest radną i działaczką na rzecz osób niepełnosprawnych, zaś Dobrowolska (30 l.) aplikantem adwokackim i prawnikiem w Europejskiej Fundacji Praw Człowieka w Wilnie, reprezentuje osoby w sądach w sprawach dyskryminacji, mowy nienawiści, naruszeń praw człowieka. Prowadzi także szkolenia na ten temat na uczelniach oraz w firmach. Obie panie zimą 2018 r. przyłączyły się do ruchu mera Wilna Remigijusa Šimašiusa „O Wilno, z którego jesteśmy dumni”, a obecnie są członkiniami-założycielkami Partii Wolności.

Przeczytaj także:  Ewelina Baliko: Brak możliwości zapisu nazwiska w oryginale to dyskryminacja

Do niedawna mieliśmy na Litwie dwie partie nazywające się partiami liberalnymi, jedną od Gentvilasa, drugą od Zuokasa, ale obie tonęły w korupcyjnych skandalach, a także obie okazywały homofobiczne postawy – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu Ošmianskienė, wskazując, że ludzi od Artūrasa Zuokasa w ogóle nie było na Baltic Pride w Wilnie w czerwcu 2019 r., zaś z Ruchu Liberałów pojawiło się zaledwie parę osób (chlubnym wyjątkiem był europarlamentarzysta Petras Auštrevičius). Nowo powstała Partia Wolności miała zaś sporą delegację na tym wydarzeniu ważnym dla osób LGBT, tęczowe flagi zmieszały się z różowo-żółtymi sztandarami „nowych liberałów”.

–  Główny problem LRLS jest ten, że jednak pomimo liberalnego programu decyzje są podejmowane niezbyt liberalne, np. podczas drugiej tury wyborów prezydenta wspierali oni Gitanasa Nausėdę, który nie jest liberalny wobec LGBT czy mniejszości narodowych – mówi nam Dobrowolska. Z kolei Partia Wolności udzieliła poparcia kandydatce konserwatystów Ingridzie Šimonytė, która jest zwolenniczką prawa homoseksualistów do partnerstw.

Troszeczkę historii

Piszemy tekst o Partii Wolności Aušrinė Armonaitė, a zaczęliśmy go całą sekcją na temat Ruchu Liberałów, którego obecnym przewodniczącym pozostaje Eugenijus Gentvilas z Kłajpedy (59 lat, siwa bródka, zdążył być w „Sąjūdisie”, sprawował także funkcję ministra gospodarki, mera Kłajpedy oraz europosła). Wypada więc cofnąć się trochę do historii. Jest rok 2006, następuje rozłam w Związku Liberałów i Centrum, w wyniku którego wyłania się nowe, postępowe ugrupowanie pod nazwą Ruch Liberałów. Jego przewodniczącym zostaje popularny społecznie Petras Auštrevičius, główny negocjator członkostwa Litwy w Unii Europejskiej, który w 2004 r., gdy były wybory prezydenckie, wyszarpał dla siebie aż jedną piątą poparcia (obecnie Auštrevičius już po raz drugi wywalczył sobie mandat europosła z tego ugrupowania). Ruch Liberałów ma być koherentną, liberalną partią, która odcina się od przekrętów biznesowych Artūrasa Zuokasa, wieloletniego mera Wilna i patrona „liberałocentrystów” (jednak większość członków Ruchu Liberałów to po prostu byli działacze Zuokasa). Nowa partia uzyskuje z marszu parę procent poparcia, w wyborach w 2008 r. prześlizguje się do Sejmu, współtworzy centroprawicowy rząd Andriusa Kubiliusa. „Gwiazdami” ugrupowania szybko zostają minister komunikacji Eligijus Masiulis (w 2015 r. przepowiada mu się nawet fotel premiera), wspomniany już minister edukacji Gintaras Steponavičius, a także minister sprawiedliwości Remigijus Šimašius, obecny mer Wilna. Trójka liderów ma w 2008 r. około trzydziestki i stanowi nadzieję młodych, wykształconych, z dużych ośrodków, którym się powiodło podczas transformacji. Są także nadzieją dla tych, którzy pragną Litwy niedyskryminującej, otwartej dla mniejszości narodowych i seksualnych, na prawa kobiet (partia jako jedyna w całości opowiada się przeciwko zakazowi aborcji forsowanemu przez polską partię AWPL-ZChR w 2013 r.). To ze względu na prawa człowieka wstępuje do nich wspomniany już Aleksander Radczenko, a po kilku latach młody działacz na rzecz LGBT Marius Gorochovskis. Partia nie rzuca pustych obietnic, 8 kwietnia 2010 r. podczas głosowania w Sejmie, gdy na Litwie przebywa prezydent Lech Kaczyński, cała frakcja LRLS opowiada się za oryginalną pisownią nazwisk (znowu jako jedyna partia w Sejmie!). Ugrupowanie chce, inaczej niż konserwatyści, działać na rzecz łagodzenia napięć polsko-litewskich.

Przeczytaj także:  Kubilius: Zrozumieliśmy, że sytuacja na Wileńszczyźnie jest naszym słabym punktem
Przeczytaj także:  Simonas Gentvilas: Na Litwie mamy mało polityki w polityce

Z kolei druga partia liberalna, Związek Liberałów i Centrum, „zuokasowcy”, w sprawie polskich postulatów najczęściej nabiera wody w usta, nie jest także zwolenniczką praw osób LGBT. Jest to więc liberalizm tylko z nazwy (wielu działaczy partii w rozmowie ze mną mówi, że bliżej im do postaw chadeckich, zaś Roman Gorecki-Mickiewicz, potomek Adama Mickiewicza, członek „frakcji polskiej” tego ugrupowania, podkreśla, że nie jest… liberałem). W 2014 r. ugrupowanie, które dwa lata wcześniej wyleciało z parlamentu (Ruch Liberałów się obronił, wzmacniając poparcie także na prowincji), przekształca się w Związek Wolności Litwy.

Przeczytaj także:  Roman Gorecki-Mickiewicz: liberalizm jest dla pięknych i młodych

Zuokas nie lubi LGBT

Remigijus Šimašius

Jest 29 maja 2019 r. i rada miejska Wilna z inicjatywy obecnego działacza Partii Wolności Remigijusa Šimašiusa głosuje nad wsparciem samorządu dla Baltic Pride (marsz osób LGBT odbywa się w stolicy Litwy co trzy lata). Ostatecznie w wyniku braku kworum nie dojdzie do uchwalenia żadnej rezolucji. Związek Wolności Litwy, podobnie jak Partia Pracy, a także AWPL-ZChR, członkowie koalicji rządzącej miastem, jest przeciwko. – Tacy z nich są liberałowie – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu Ewelina Dobrowolska. – Za rządów Zuokasa w Wilnie nigdy nie było liberalizmu, wszystko zmieniło się za czasów Remigijusa Šimašiusa. On nawet nagrał specjalny filmik zapraszający na Baltic Pride. Z ramienia komitetu „O Wilno, z którego jesteśmy dumni” kandydował w marcu działacz środowiska LGBT Tomas Vytautas Raskevičius. Mieliśmy niedawno sprawę w sądzie. Napadnięto na Ekwadorczyka, krzycząc „Litwa dla Litwinów”. Šimašius nie musiał tego robić, ale okazał solidarność z tym człowiekiem – komentuje Przeglądowi Bałtyckiemu Dobrowolska, która jest świeżo upieczoną członkinią Partii Wolności.

Mówimy o Remigijusie Šimašiusie, który w 2019 r. wycofał się z Ruchu Liberałów, zaś parę tygodni temu założył własną partię, ale zostańmy jeszcze trochę przy historii. Od 2012 do 2016 r. Ruch Liberałów jest w opozycji wobec rządzącej Litwą centrolewicy, ale wielu komentatorów jest zachwyconych jego wspaniałym wynikiem w wyborach do rady miejskiej Wilna (Šimašius zostaje w 2015 r. merem stolicy, śpiewająco wygrywa ze „starym produktem”, czyli Zuokasem), przepowiada się mu także wygraną w wyborach sejmowych w 2016 r. Wtedy wybucha afera Eligijusa Masiulisa. Środowisko liberalne, podobnie jak w 2006 r., gdy polityczne szambo uderzyło w Artūrasa Zuokasa, wstrząśnięte jest do głębi. – Litewscy polakożercy idą na dno! Korupcja pogrążyła liberałów! – krzyczy słabo zorientowany w sprawach litewskich serwis internetowy kresy24.pl (akurat Ruch Liberałów to nie byli nigdy polakożercy).

Co się dzieje na Litwie wiosną 2016 r.? Media ujawniają, że przewodniczący Ruchu Liberałów Eligijus Masiulis i wiceszef koncernu „MG Baltic” Raimondas Kurlianskis, zamieszani są w aferę korupcyjną. Masiulis miał zostać przyłapany na przyjęciu łapówki od „MG Baltic” w wysokości 106 tys. euro, zaś Kurlianskis został zatrzymany i umieszczony w areszcie. Masiulis musi ustąpić ze stanowiska przewodniczącego, czasowym szefem Ruchu Liberałów zostaje Remigijus Šimašius. Jesienią 2016 r. partia ledwo prześlizguje się do Sejmu, choć wszyscy analitycy podkreślają, że mogło być o wiele gorzej. Wiosną 2017 r., już za rządów nowej koalicji, prokuratura litewska ujawnia, że Ruch Liberałów chodził na pasku MG Baltic, twierdzi, że wiceprzewodniczący liberałów Gintaras Steponavičius spotykał się z przedstawicielem koncernu, omawiając przekazanie pieniędzy na rzecz partii. „Zastrzyki forsy” miały trwać od 2012 r. – Partia jest przejrzysta – mówi mediom Šimašius i robi dobrą minę do złej gry. Steponavičius zmuszony jest wystąpić z frakcji Ruchu Liberałów, który w międzyczasie zmienia także przewodniczącego. Zostaje nim Eugenijus Gentvilas, były mer Kłajpedy. W partii zaczyna się dyskusja, czy nie lepiej doprowadzić do samorozwiązania partii i założenia nowej. Ostatecznie zwyciężą opcja Gentvilasa, by trwać przy sztandarze. Społeczne poparcie jednak spada.

Przeczytaj także:  Wilno przyjazne mieszkańcom – rozmowa z merem Remigijusem Šimašiusem
Przeczytaj także:  Eugenijus Gentvilas: Alternatywą dla państwa kryminalistów nie jest państwo policyjne

Małomiasteczkowi i wielkomiejscy liberałowie

Ruch Liberałów trwa i odnosi sukcesy nie tylko w Wilnie i Kłajpedzie (ta ostatnia jest od lat matecznikiem litewskich liberałów), ale także na prowincji. W wyborach jesienią 2016 r. aż sześć mandatów uzyskuje w okręgach jednomandatowych, w takich jak Žiemgalos, Jurbark-Pojegi, Troki-Jewie, Pajūrio… W rejonie trockim partia jest od lat silna i pozostaje w koalicji z Waldemarem Tomaszewskim, który w 2015 r. nazwał ją „niebieskimi ludzikami” (aluzja do rosyjskiego określenia gołubyj, czyli homoseksualista). Później zresztą AWPL-ZChR wchodzi do koalicji z liberałami także w stołecznym Wilnie. – Partia Tomaszewskiego to przewidywalni ludzie – mówi w rozmowie ze mną w 2017 r. szef frakcji liberałów w radzie miejskiej Vincas Jurgutis (obecnie wiceprzewodniczący Partii Wolności).

Tymczasem posłowie Ruchu Liberałów wybrani w 2016 r. w okręgach jednomandatowych szybko emancypują się i głosują w Sejmie za budżetem, choć teoretycznie są opozycją. Jest jednak także inna różnica. Działacze w mniejszych ośrodkach nie chcą słyszeć o politycznych nowinkach takich jak prawa osób LGBT czy legalizacja marihuany. Mówi o tym wprost posłanka liberałów z Szawli Viktorija Čmilytė-Nielsen. – Nasza partia łączyła zawsze „wielkomiejskich” i „małomiasteczkowych” liberałów – opowiada Przeglądowi Bałtyckiemu w grudniu 2018 r., gdy już się mówi o tym, że niedługo powstanie konkurencja wobec Ruchu Liberałów w postaci partii, która będzie bardziej jednoznacznie wolnościowa (jesienią 2018 r. posłanka Aušrinė Armonaitė opuszcza frakcję liberalną w Sejmie, coś zaczyna się święcić).

Viktorija Čmilytė-Nielsen komentuje w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim działania swojej koleżanki. – Ona jest specyficzną osobą, bo odwołuje się do wielkomiejskiego liberalizmu, który na Litwie jest o wiele bardziej radykalny niż „wiejscy” czy „małomiasteczkowi” liberałowie, którzy także należą do Ruchu Liberałów. I wcale nie jestem przekonana, czy jej inicjatywa zdobędzie poklask na litewskiej prowincji – mówi naszemu portalowi Čmilytė-Nielsen. – Ludzie w dużych miastach mają większą tendencję, by przejmować się prawami człowieka, równością płci, kwestiami ważnymi dla mniejszości czy dekryminalizacją posiadania marihuany. Te same postulaty wcale nie muszą być tak atrakcyjne dla liberałów w mniejszych ośrodkach. Ruch Liberałów w ciągu dziesięciu lat z powodzeniem łączył te dwie grupy liberałów, zarówno z Wilna czy Kowna, jak i z małych miejscowości. Naszym głównym spoiwem była troska o prawa człowieka, jak i wolność gospodarcza. Akceptowano te dwie kwestie, ale każdy kładł nacisk na różne rzeczy. Powiedziałabym, że kwestie wolności osobistych zawsze w jakiś sposób dzieliły – dodaje Nielsen, zaraz podkreślając, że nawet w Szawlach starała się ona walczyć o związki partnerskie.

Przeczytaj także:  Viktorija Čmilytė-Nielsen: Nasza partia łączyła zawsze „wielkomiejskich” i „małomiasteczkowych” liberałów

***

Wróćmy znów do historii. Ostatni etap podziału środowiska liberalnego, zanim powstanie Partia Wolności, to wybory samorządowe w marcu 2019 r. Wtedy jako niezależni postanawiają wystartować Remigijus Šimašius (mer Wilna), Vytautas Grubliauskas (mer Kłajpedy), a także Algis Kašėta (mer Oran). Wszyscy trzej działali wcześniej w Ruchu Liberałów i wszystkim trzem ciąży to członkostwo. W wyborach do samorządu uzyskują sukces, co jeszcze utwierdza ich w przekonaniu, że uczynili dobrze, odcinając się od partii Gentvilasa i Čmilytė-Nielsen. – Zimą 2018 r. w ogóle nie spodziewałbym się, że ruch „O Wilno, z którego jesteśmy dumni”, odniesie taki sukces, zdobywając paręnaście mandatów, a Šimašius z takim przekonaniem wygra drugą turę w stolicy – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu jeden z wileńskich politologów. To daje wiatr w żagle merowi stolicy, którzy gromadzi wokół siebie kolorowe towarzystwo, między innymi ubranego ekstrawagancko podczas kampanii wyborczej działacza LGBT Tomasa Vytautasa Raskevičiusa, a także dwie działaczki na rzecz praw człowieka Ewelinę Dobrowolską i Monikę Ošmianskienė. Šimašius idzie w czasie kampanii wyborczej do knajpy gejowskiej, zbiera cięgi od komentatorów i… wygrywa wybory. Homofobia na Litwie przestaje działać. To jeden z powodów, dla którego Partia Wolności wpisze do swojego programu już nawet nie związki partnerskie, ale także równość małżeńską, czym przebije staromodnych działaczy Ruchu Liberałów, którzy jeszcze w 2006 r. wydawali się bardzo nowocześni na tle liberałocentrystów Artūrasa Zuokasa.

Tęczowy sztandar na zjeździe

Zjazd założycielski Partii Wolności, bo taką nazwę wybrali dla ugrupowania jego działacze w głosowaniu, odbywa się 1 czerwca w lokalu K29 Lounge na Śnipiszkach w Wilnie. Na forum mnóstwo młodych, uśmiechniętych, fajnych ludzi, dla których członkostwo w partii to pierwsza przygoda polityczna. Wokół dużo różu i żółci, takie „progresywne” kolory wybrała sobie Partia Wolności (Armonaitė zapewnia mnie, że to nie nawiązanie do niemieckiego FDP, róż to po prostu kolor liberałów zrzeszonych w ALDE). Tomas Vytautas Raskevičius przychodzi z tęczową flagą, jest atmosfera pikniku, choć to przecież nie lewicowa, hipsterska partia, a liberalna alternatywa dla Litwy (wolny rynek musi być, podkreślają wszyscy jej członkowie). Ma być jednak sympatycznie, wesoło i bez zbędnego spięcia.

Przeczytaj także:  „Baltic Pride” przeszedł ulicami Wilna. Wśród uczestników lokalni Polacy
Aušrinė Armonaitė

Szefem nowej partii zostaje nie Šimašius, a posłanka Aušrinė Armonaitė, która zaledwie parę dni wcześniej skończyła trzydzieści lat. Armonaitė pochodzi z Wilna, gdzie kształciła się na lokalnym uniwersytecie, z racji wieku nie otarła się o członkostwo w skompromitowanym Związku Liberałów i Centrum Artūrasa Zuokasa, co praktycznie każdy członek Ruch Liberałów miał w CV. W latach 2010–2011 Armonaitė pozostawała przewodniczącą organizacji młodzieżowej tej partii, następnie zaś objęła funkcję wiceprzewodniczącej Ruchu Liberałów. Była radną wileńską, zaś od jesieni 2016 r. posłanką na Sejm. Otarła się także o biznes, w latach 2013–2015 pracowała jako analityk w Litewskiej Konfederacji Biznesu. W grudniu 2016 r. miałem okazję rozmawiać w Wilnie z Armonaitė. – Mniej regulacji, mniej biurokracji, mniej podatków. Trzeba zostawić więcej wolnego pola dla inicjatywy ludzkiej. (…) byłoby dobrze, gdybyśmy mieli związki partnerskie dla homoseksualistów. Ja i wielu moich kolegów uważam także, że powinno się zmienić politykę państwa wobec marihuany (…). Kolejna sprawa to chociażby in vitro. Odpowiadając więc na pytanie, czy Ruch Liberałów jest bardziej prawicowy, czy lewicowy, to myślę, że jest mieszaniną prawicowego, tradycyjnego podejścia do gospodarki i idei opartych na prawach człowieka – mówiła wtedy o swojej byłej już partii Przeglądowi Bałtyckiemu. Jako najbliższe jej myśleniu europejskie ugrupowanie liberalne wskazywała holenderską VVD (Volkspartij voor Vrijheid en Democratie – Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji – przyp. red.) premiera Marka Rutte, niemiecką FDP (Wolną Partię Demokratyczną – przyp. red.), austriackie „Neos”, a także estońską Partię Reform. Może teraz wspomniałaby o łotewskich liberałach z „Attīstībai Par”, gdyż ich przewodniczący, minister Juris Pūce był oklaskiwanym gościem na zjeździe Partii Wolności.

Hipsterstwo może zabić

O partii Armonaitė chętnie rozmawia z Przeglądem Bałtyckim publicysta Aleksander Radczenko, który co prawda odciął się od tego nurtu politycznego, wciąż jednak wie, co „piszczy w trawie u litewskich liberałów”. – Stary Ruch Liberałów całkiem nieźle poradził sobie z wyborami samorządowymi, jednak przypuszczam, że wynikało to w dużym stopniu z inercji oraz braku liczącej się, ogólnokrajowej alternatywy po liberalnej stronie sceny politycznej – przypomina w rozmowie ze mną Radczenko, który wydaje się bardziej stawiać na Partię Wolności, jako na ugrupowanie, które ostatecznie odniesie większy sukces w litewskiej polityce. – Ruch Liberałów dogorywa. Najpierw oskarżenie liderów o korupcję, następnie démarche Antanasa Guogi (byłego europosła liberałów – przyp. red,), a teraz podziały wewnątrz partii i powstanie nowego liberalnego ugrupowania wydaje mi się, ze dobiją LRLS ostatecznie – mówił mi w kwietniu 2019 r. Radczenko.

Przeczytaj także:  Aleksander Radczenko: dla mniejszości w Wilnie najważniejsze są szkoły

Jest jednak pewne niebezpieczeństwo dla partii Armonaitė. To grupa fajnych, młodych, wykształconych ludzi, którzy świetnie się czują w wileńskich kawiarniach, znają języki, potrafią rozmawiać o Europie, światowej polityce, są Litwinami bez kompleksów, często urodzonymi już po upadku Związku Sowieckiego. Jednak czy z takim programem można iść na wybory w Elektrenach, Trokach czy Płungianach?

Akurat w tych samorządach swoich merów ma stary, dobrze sprawdzony Ruch Liberałów, który lokalnej ludności nie prawi kazań o prawach osób nieheteronormatywnych, ani nie częstuje ich marihuaną (to oczywiście przenośnia, na Litwie rozpowszechnianie narkotyków jest zabronione, dopiero Partia Wolności chce doprowadzić do dyskusji na temat polityki narkotykowej na Litwie).

Moim zdaniem Partia Wolności to partia wielkomiejskich hipsterów – wyrokuje w rozmowie ze mną Aleksander Radczenko. Czy taka partia w ogóle ma szansę prześlizgnąć się jesienią 2020 r. w wyborach do Sejmu i zostać koalicjantem choćby dla socjaldemokratów?

Naszym priorytetem jest ochrona zdrowia, sprawy socjalne, oświata i kultura. Te sfery potrzebują lewicy. Z Partią Wolności mamy więcej tego co różni, a nie jednoczy. Przecież to ludzie, którzy byli w Ruchu Liberałów. To właśnie ich minister oświaty przyjął decyzje, które wzbudziły niezadowolenie w polskich szkołach. Oni powinni udowodnić, że są inni, tak jak zrobiliśmy my. Obecnie nie widzę czym się różni Partia Wolności od Ruchu Liberałów, sądzę, że koalicja lewicy z nimi jest raczej niemożliwa – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim szef Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej w rejonie wileńskim Robert Duchniewicz. Nieco inaczej patrzy na całą sprawę wileński politolog i członek lewicy Paluckasa (tej samej co Duchniewicz) Liutauras Gudžinskas. – Jeśli Partia Wolności przekroczy próg 5%, może być koalicjantem dla lewicy. W swoim manifeście portretują się jako społecznie progresywni, co może być podstawą do rozmów. Z drugiej strony są prorynkowi, co może być przeszkodą dla owocnej współpracy – deklaruje Gudžinskas w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim.

Przeczytaj także:  Liutauras Gudžinskas: Egalitarne społeczeństwa sprzyjają nie tylko biednym, ale także bogatym

Aleksander Radczenko, podobnie jak inni moi rozmówcy, wskazują, że bardziej naturalnym koalicjantem dla partii Armonaitė są konserwatyści, czyli TS-LKD. – Wydaje mi się, że konserwatyści, szczególnie ich liberalne skrzydło, to naturalny wielki brat dla Partii Wolności. To czy im będzie łatwiej czy trudniej ułożyć relacje będzie zależało od dwóch czynników: jak mocne będzie skrzydło liberalne w TS-LKD po następnych wyborach, a także ile mandatów będzie miała Partia Wolności – wskazuje Przeglądowi Bałtyckiemu Radczenko. Warto tutaj dodać, że liberalna część konserwatystów takich jak ich przewodniczący Gabrielius Landsbergis, młody ekonomista Mykolas Majauskas czy niedawna kandydatka na urząd prezydenta Ingrida Šimonytė już dawno pogodzili się z partnerstwami osób LGBT. O narkotykach chyba także można z nimi rozmawiać.

Jeden z politologów z Kowna, z którym rozmawialiśmy, studzi jednak entuzjazm. – Sądzę, że „szklany sufit” dla konserwatystów to czterdzieści mandatów w wyborach sejmowych w 2020 r., z kolei Partia Wolności i Ruch Liberałów mogłyby liczyć na jakieś pięć-osiem mandatów każda. Z tego nie da się zrobić większościowej koalicji jak w 2008 r., gdy powstawał rząd Andriusa Kubiliusa, bo wtedy była jeszcze Partia Wskrzeszenia Narodu showmana Arūnasa Valinaskasa, a teraz takiego ugrupowania nie widać. Sądzę więc, że nawet jeśli Partia Wolności wejdzie w 2020 r. do Sejmu, to pozostanie w opozycji – mówi nasz kowieński rozmówca.

Co zrobicie dla Polaków?

Byłoby błędem sprowadzanie wrażliwości społecznej Partii Wolności do narkotyków czy związków osób homoseksualnych. Partia opowiada się za prawami kobiet (choć w grudniu 2016 r., gdy rozmawiałem z Aušrinė Armonaitė, niechętnie podeszła do kwestii kwot w wyborach czy w gospodarce, partia jest jednak jednoznacznie przeciwko wszelkim pomysłom ograniczenia legalności aborcji), a także za prawami osób niepełnosprawnych czy mniejszości narodowych, choć na zjeździe założycielskim w K29 Lounge było ich niewielu.

Za sprawy niepełnosprawnych w partii ma odpowiadać radna wileńska Monika Ošmianskienė. – Sądzę, że Partia Wolności będzie działać na rzecz implementacji konwencji na rzecz osób niepełnosprawnych, powinno dać tym ludziom więcej niezależności i radości z życia – deklaruje w rozmowie ze mną Ošmianskienė, która wskazuje jednocześnie, że dotychczasowe partie polityczne na Litwie nie były zainteresowane problemem, dopiero Armonaitė się nad tym pochyliła. Z kolei za kwestie prawa mniejszości narodowych będzie w partii odpowiedzialna wspomniana już polska działaczka Ewelina Dobrowolska.

Przeczytaj także:  Ewelina Dobrowolska: Šimašius pracował na rzecz praw człowieka nie tylko na Facebooku

Nie wszyscy wierzą jednak w dobrą wolę „nowych liberałów”, by rozwiązać kwestie mniejszości narodowych. Satyryczny profil „Wileńszczyzna Today”, obecny na Facebooku, wypomniał już Dobrowolskiej, że jej partia wcale nie jest lepsza od Ruchu Liberałów, gdy mowa o sprawach Polaków czy Rosjan. – Parę dni temu, po długich mękach, powstała Partia Wolności Laisvės Partija, czyli liberałowie, ale tacy fajniejsi, nieskorumpowani, z ładniejszymi uśmieszkami i lepszym instagramem: idealny wybór dla głosujących przedterminowo w samorządzie millenialsów, głosujących na fajność. Niektóre środowiska Polaków na Litwie z tą partią wiążą wielkie nadzieje, bo przecież, po pierwsze, w tej partii są Polacy wśród założycieli (aż co najmniej troje na dwa tysiące osób), a po drugie, przecież to liberałowie, natura im każe być za prawami dla mniejszości! Wygra taka fajna Laisvės Partija i, patrz, w przerwie między chwaleniem się swoim hollywoodzkim uśmiechem na facebooku, załatwią „polskie postulaty” (…) Program partii to 37 stron-slajdów Power Point (wszystko, jak lubi fajny elektorat), a o mniejszościach narodowych w nim jest równo tyle, ile widzicie na załączonym zdjęciu. Żeby było jasne – ogółem o prawach dowolnej mniejszości jest niewiele więcej – wezwali do odpowiedzi Dobrowolską wileńscy satyrycy już parę dni po kongresie Partii Wolności. – Szczegółowy program jest teraz dopiero w trakcie przygotowania i jeżeli dowolna osoba chce się zaangażować w przygotowanie jego, partia jest na to otwarta, nawet jeżeli osoba nie ma zamiaru zostać członkiem  – odpaliła Dobrowolska w komentarzu. Rozmawiając z nami zobowiązuje się: – Będę uczestniczyć przy opracowaniu programu, głównie tej części, która dotyczy mniejszości narodowych. Partia Wolności ma zamiar sporządzić szczegółowy program na różne zagadnienia identyfikując główne problemy i możliwe rozwiązania. Już jestem właśnie w trakcie pisania tego. Program tej Partii zapewni dążenie do reglamentacji praw mniejszości narodowych na poziomie prawa międzynarodowego i zobowiązań dwustronnych – mówi Dobrowolska.

Na razie w nowej partii Polaków można policzyć na palcach jednej ręki. Poza Dobrowolską do Partii Wolności wstąpili Zbigniew Samko, Dariusz Litwinowicz czy Robert Błaszkiewicz. Rosyjskich nazwisk, podobnie jak było to już w przypadku Ruchu Liberałów, na razie nie widać.

Aušrinė zostanie prezydentką?

Aušrinė Armonaitė wylicza na Facebooku po tym, jak parę dni temu odbyło się spotkanie nowej partii w Poniewieżu. – 2423 założycieli, 3056 członków, 1200 sympatyków, dzisiaj składamy do Ministerstwa Sprawiedliwości dokumenty rejestracyjne Partii Wolności chwali się przewodnicząca, dodając: Pirmyn už laisvę! (Naprzód do wolności!).

Wiceprzewodniczący Vincas Jurgutis na facebookowej stronie dla działaczy Partii Wolności już pyta o wybory uzupełniające w okręgu Żyrmuny, gdzie zwolnił się mandat po wyborach do Parlamentu Europejskiego. – Naszym celem jest posiadanie oddziałów w co najmniej połowie samorządów Litwy. Już teraz mamy silne drużyny w takich rejonach jak Pojegi, Okmiany, Koszedary itp. – wylicza w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim Jurgutis, wskazując, że partia wcale nie będzie ugrupowaniem „wileńskiego hipstera”. – Najważniejsze jest ogólne uczucie. Podczas podróżowania po kraju i spotkań z ludźmi widzimy, że takie sprawy jak prawa LGBT już więcej nie są tabu. Ludzie się zmieniają, czekają na nowy typ polityków, tak jak my – mówi mi Jurgutis.

Mindaugas Tarnauskas jest radnym okręgu Szaki (choć mieszka i prowadzi biznes w Kownie), wybranym z listy Litewskiego Związku Wolności Artūrasa Zuokasa (podkreśla, że tylko dlatego, iż nie było tam innej partii liberalnej), właśnie został wiceszefem Partii Wolności, odpowiedzialnym za struktury w regionach. – Nie zgadzam się z Viktoriją Čmilyte-Nielsen, że liberałowie myślą inaczej w dużych miastach i małych ośrodkach. Takie wartości jak prawa człowieka, wolny rynek, wolność słowa muszą być rozumiane jednakowo. Pytanie tylko, ile osób w małych ośrodkach, które nazywają się liberałami, to rzeczywiście liberałowie – zastanawia się w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim Tarnauskas. Swojej szefowej nie może się nachwalić. – Aušrinė jest prawdziwym liderem, znam ją wiele lat i widzę w niej wielki potencjał. Co ważniejsze, Aušrinė jest bardzo konsekwentna, a wartości są dla niej ważne. Zobaczysz, że po dziesięciu latach Armonaitė zostanie prezydentką Litwy. Ona ma na to potencjał – deklaruje Tarnauskas. – Aušrinė jest silnym liderem z zupełnie nowym podejściem, którego w polityce prawie nikt nie ma. Odważnie występuje z pomysłami, przejmuje się ideami, dąży do osiągnięcia wyników zamiast walk politycznych – uzupełnia Jurgutis.

Ciekawe, że jeszcze parę tygodni temu większość analityków obstawiało, że nowym liderem Partii Wolności zostanie Remigijus Šimašius. Tymczasem członkowie-założyciele zaufali Armonaitė. – Jedyne co może ją zgubić to brak doświadczenia, zbytnia pewność siebie, a także irytujący tembr głosu – stara się wyrzucić z siebie jakieś minusy politolog z Kowna.

Armonaitė, najmłodsza szefowa politycznej partii w krajach bałtyckich, chyba sobie jednak poradzi. Jest młoda, ale już silna. Zupełnie odrębną kwestią pozostaje jednak, czy idee, którymi chce zarazić mieszkańców Litwy są w stanie porwać. Niedawno w Polsce Koalicja Europejska przegrała przez zbytnie przywiązanie do wolności osobistych, praw LGBT, przez dyskusję, którą narzucił PiS. Litwa, gdy mowa o prawa homoseksualistów, jest jeszcze bardziej konserwatywna.

Najgorszy scenariusz, który mógłby się zdarzyć jesienią 2020 r., to start trzech partii liberalnych i nieprzekroczenie przez żadną progu 5% – mówi nam jeden z litewskich liberalnych polityków. Chyba będzie jednak inaczej. Należy raczej oczekiwać powtórki z wyborów w 2008 r., gdy do Sejmu weszły dwa ugrupowania liberalne, z bardzo małym poparciem, niewiele wykraczającym poza 5%. Tylko tym razem obu ugrupowaniom liberalnym będzie trudniej trafić do rządu.

Czas pokaże, czy polityczny projekt Armonaitė wyprzedzi starą gwardię Gentvilasa (Partia Wolności na razie nie jest notowana w sondażach, zaczekajmy do lipca). Hipsterzy na wybory chętnie nie chodzą, ale może chociaż na Litwie namieszają?

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!