Na mapie międzywojennego Kowna, w którym Polacy stanowili – wbrew zafałszowanym statystykom – nawet jedną trzecią mieszkańców, możemy wyróżnić charakterystyczne i ważne dla polskiej mniejszości punkty – siedzibę „Omegi” przy Orzeszkowej, gmach gimnazjum polskiego przy Leśnej, budynek Towarzystwa Drobnego Kredytu, księgarnię „Stella” czy choćby biura redakcji „Dnia Polskiego” i „Chaty Rodzinnej”, dwóch znanych polskich czasopism mniejszościowych. Do polskich punkcików na planie Kowna należała także działająca od 1897 r. cukiernia Perkowskiego. Jak głosiła powszechna opinia była jednym z najwytworniejszych lokali w krajach bałtyckich. To tutaj Tadeusz Katelbach spotykał się z Józefem Albinem Herbaczewskim, to miejsce upodobały sobie matki z dziećmi, a także… kowieńscy szachiści.
„A. Perkowski” należał do prawdziwych marek litewskich na początku XX stulecia, także wtedy, gdy cukiernię po 1918 r. przechrzczono na „Perkauskasa” – między innymi na skutek drażniących właściciela akcji litewskich klientów, którzy wydrapywali ze sztućców nazwę „A. Perkowski”, dążąc do tego, by zamienić ją na „A. Perkauskas”. Konflikt „cukierniany” wpisywał się w koszmarne relacje między Polską i Litwą w okresie międzywojennym. Ofiarą tych relacji padała oczywiście mniejszość polska w Kownie. Ten nacjonalizm rodzącej się republiki uchwycił ciekawie podczas podróży do Kowna nie kto inny jak publicysta „Kuriera Warszawskiego” Stanisław Kodź, sam… polski nacjonalista. „Szyldy wyłącznie litewskie, nawet nazwiska na szyldach mają brzmienie litewskie – właściwie niby litewskie. W państwie litewskiem bowiem nawet obce nazwiska rodzinne mieszkańców są przymusowo litwinizowane! A więc na szyldach spotyka się takie nazwiska jak Lewinas, Kaganas, Kapłanas, Rozenbaumas. Znana od dawna kawiarnia Perkowskiego dziś nazywa się „kawiarnia Perkauskasa”, golił mnie fryzjer p. Romanowski, dziś Ramanauskas”. Kodź jednocześnie wskazywał w swoim tekście, że język polski w Kownie słyszy się o wiele częściej niż niemiecki w Rydze, aczkolwiek inaczej niż przed 1914 r. zaznacza się już dominacja języka państwowego.

Kawiarnia dla elit i zwykłych ludzi
Cukiernia Perkowskiego znajdowała się w ścisłym centrum Kowna. Wraz z wytwórnią czekolady i ciastek została założona w 1897 r. przez Aleksandra Perkowskiego w domu należącym do kowieńskiej Żydówki Lidii Witkind, wdowie po kupcu Rabinowiczu. Kamienica mieściła się na rogu ówczesnego Prospektu Nikołajewskiego i ulicy Nowej. W niepodległej Republice Litewskiej adres lokalu zmienił się na róg al. Wolności i Maironisa. Kim był założyciel cukierni? O Aleksandrze Perkowskim wiemy, że urodził się w 1871 roku w Warszawie, rzemiosła cukierniczego uczył się także w stolicy Polski. W 1897 roku przyjechał do Kowna, angażując się w życie lokalnej wspólnoty – został radnym miejskim.

W 1897 r. Perkowski, przez Litwinów zwany „Perkauskasem”, założył własny warsztat cukierniczy. Trzy lata później na miejscu pierwotnego lokalu zbudowano nowy jednopiętrowy budynek należący do Lidii Witkind. Wytwórnia ciastek i czekolady Perkowskiego znajdowała się w piwnicy, zaś na parterze – sala cukierni i bilard. Jak pisze współczesna badaczka Nijolė Lukšionytė-Tolvaišienė „wnętrze cukierni było skromne, ale stylowe”. W środku umieszczono m.in. biały piec kaflowy. W 1910 r. dom na rogu Prospektu Mikołajewskiego i ul. Nowej został sprzedany przez Lidię Witkind-Rabinowicz Izraelowi Kocinowi. Parter wynajmował Aleksander Perkowski, zaś pierwsze piętro kino „Palas”. W 1928 r. kamienicę nadbudowano o drugie piętro.
Cukiernia Perkowskiego cieszyła się sporą popularnością wśród mieszkańców Kowna bez względu na pochodzenie etniczne. Spotykali się w niej nie tylko miejscowi Polacy, ale także litewscy i żydowscy inteligenci, zwyczajni Litwini, polskie elity w okresie Litwy międzywojennej, polskie ziemiaństwo. Z drugiej strony inne źródła, pisząc o okresie dwudziestolecia międzywojennego, wspominają o swoistym bojkocie lokalu. Narodowo nastawieni Litwini mieli spotykać się w mieszczącej się również w al. Wolności cukierni Konrada.

Gdy wygrywał partię, częstował ciastkami
Cukiernię Perkowskiego upodobali sobie szachiści. Portal szachy.art.pl przytacza taką anegdotę: „Nastąpiło to w Kaunasie w kawiarni Perkowskiego. Przy filiżance kawy zaczęto mówić o Laskerze (Emanuel Lasker, wybitny szachista niemiecki pochodzenia żydowskiego – przyp. Przegląd Bałtycki). Jeden ze stałych bywalców kawiarni utrzymywał, że Lasker jest jego najlepszym przyjacielem i wystarczy napisać doń list, a eksmistrz świata przyjedzie. Chodzi tylko o stronę finansową. Właściciel kawiarni Polak Perkowski – jak nazywaliśmy go „pan Kazimierz” – zainteresował się tym i jako prawdziwy miłośnik szachów przyrzekł pokryć wszystkie wydatki. Nawiasem mówiąc o „panu Kazimierzu” – był to dobroduszny człowiek o wielkich wąsach, grał 50 lat w szachy, zawsze otrzymywał hetmana „for” i zawsze grał tylko białymi! I jeszcze jedna ciekawostka: gdy wygrywał partię, zawsze bezpłatnie częstował wszystkich kibiców kawą i ciastkami. I w tym znamiennym dniu „pan Kazimierz” miał wiele szczęścia, był w dobrym nastroju”.

Cukiernia znalazła swoje miejsce w literaturze. Z polskich autorów wspomina ją Melchior Wańkowicz w „Zielu na kraterze”, a także Tadeusz Katelbach. Oddajmy głos Wańkowiczowi: „No cóż — mówi Mama — w Kownie jest tylko Perkowski (cukiernia). Jadłyśmy ciastka rano, jadłyśmy ciastka w południe, jadłyśmy ciastka pod wieczór, a Renia wojowała z kobiałkami i biegała po mieście”. O cukierni pisze również Andrzej Kownacki w książce „Czy było warto?”: „I rzeczywiście, na drugi dzień wybraliśmy się (…) Doszliśmy razem na brzeg Niemna do przystani promu, przepłynęliśmy w drugą stronę i poszliśmy przede wszystkiem prowadzeni przez żołnierza na główną ulicę. Na tej ulicy zauważyliśmy szyld „Kawiarnia Perkowskiego”. Zresztą szyld był napisany po polsku i nazwisko było polskie, więc stwierdziliśmy, że jest to kawiarnia polska i za zgodą naszego „opiekuna” wstąpiliśmy tam. Kawiarnia była prawie zupełnie pusta, siedziały w niej tylko dwie czy trzy osoby. Gdy weszliśmy, obecni przyglądali nam się z wielką ciekawością. My z Kaziutkiem usiedliśmy przy jednym stoliku, a przy drugim posadziliśmy naszego opiekuna; spytaliśmy go, co by też zjadł, ponieważ chcieliśmy się napić kawy i zjeść jakieś ciastko drożdżowe. Podano nam dobrą kawę ze śmietanką i zamówione ciastka, a on zamówił sobie lody, które mu zafundowaliśmy”.

„Niańki Piłsudskiego”. Antypolskie hece
W latach trzydziestych cukiernia była często obiektem ataków podczas tzw. zajść antypolskich. W lokalu wybijano wówczas szyby. Komentując zamieszki w 1930 r. polski tygodnik „Chata Rodzinna” pisał: „została poszwankowana również popularna w całem mieście cukiernia Perkowskiego. Dwie szyby zostały potłuczone. O godz. 10 ponownie przyszło w cukierni do zajścia. W owym czasie, gdy cukiernia otoczona już była policjantami, kilka osób siedzących przy jednym ze stolików zażądało od kelnerek, by zdjęły czepce i fartuszki, albowiem „taki strój noszą niańki Piłsudskiego”. Awanturnicy grozili kelnerkom, iż obrzucą je kamieniami”. W 1934 roku „Chata” donosiła z kolei o zajściach wywołanych przez studentów: „w dalszym ciągu tłum skierował się ku cukierni p. A. Perkowskiego. Niebawem zaczęto ciskać kamieniami do szyb cukierni. Potem zrobiono użytek z kijów, tłukąc szyby w drzwiach wejściowych. Kilka osób chwyciło znajdujący się w pobliżu na bulwarze ciężki żelazny kosz na śmiecie i cisnęło nim w wielką szybę witryny. Kosz wpadł poprzez szybę wewnątrz, tłukąc nadto marmurowy blat stolika. Kilka osób z tłumu wtargnęło do cukierni i wszczęło awanturę”. Wtedy znalazł się jednak jeden sprawiedliwy Litwin. Jak donosił korespondent „Kuriera Wileńskiego” Włodzimierz Hołubowicz „jakiś oficer armii litewskiej, obecny w kawiarni, dobył rewolweru i przeciwstawił się napastnikom. Zażądał, żeby wyszli w lokalu i zagroził, że będzie strzelał. Zwyciężył, ocalając kawiarnię przed zdemolowaniem”.
Cukiernia była również niszczona przy innych okazjach. Jak pisze Bohdan Paszkiewicz: „w Kownie ustaliła się praktyka zwoływania w ważnych chwilach wieców studenckich rzekomo mających manifestować wolę ludu, w rzeczywistości zaś służących celom propagandowym poszczególnych partii (…) Wiece nie raz kończyły się awanturami, burdami, a nawet tłuczeniem szyb sklepowych, wśród których ulubionym obiektem były ogromne lustrzane witryny polskiej kawiarni Perkowskiego”. Pochodzący z Litwy Kowieńskiej dziennikarz Edmund Jakubowski, powojenny współpracownik „Kultury” paryskiej (jako E. Żagiell), wspomina z kolei: „Byle jakiś areszt Litwina w Wilnie, zaraz leciały szyby u Perkowskiego. Stary Perkowski pilnował, by ich asekuracja „od wypadku” była zawsze opłacana, nie te szyby więc, lecz bojkot litewskiej elity zmusiły go do zamknięcia lokalu”. Litwini mieli zaś swoje „argumenty”. Prasa litewska wspomina o ekspedientach nie potrafiących porozumiewać się sprawnie w języku litewskim, co miało się zmienić po 1934 roku.
Kawiarnia „Aldona”
Jesienią 1934 roku kawiarnia została przeniesiona w inne miejsce al. Wolności i przemianowana na „Aldonę”. Nowy lokal mieścił się pod adresem al. Wolności 41 w pasażu kina „Metropolitain” w dawnym pomieszczeniu baru „Pale Ale”. Na dole można było zamówić ciastka i kawę, a także napić się piwa, na górze znajdowała się obszerna sala przeznaczona do tańców, gdzie umieszczono również bufet z winem. Gazeta mniejszości polskiej – „Dzień Kowieński” – tak opisywała otwarcie cukierni w dniu 4 października 1934 roku: „wieczorem do gościnnych podwojów „Aldony” wałem napłynęła publiczność, obsiadając wszystkie stoliki w wielkiej reprezentacyjnej sali cukierni. Frekwencja była tak wielka, że dziesiątki ludzi, nie mogąc znaleźć miejsca, opuszczało cukiernię, pocieszając się nadzieją, że zdoła powetować tę stratę nazajutrz”. W dawnym lokalu Perkowskiego otwarto zaś należącą do żony Kocina kawiarnię „Lithuanica”, a następnie „Monika”. Kawiarnia „Aldona” przeżyła ważny moment po upadku państwa polskiego i napływie polskich uchodźców na Litwę w 1939 r. Jak pisze polska działaczka z Kowna Joanna Mackiewiczowa: „z funduszy polonijnych wydawałam talony do polskich kawiarni i restauracji na obiady dla uchodźców. Kierowaliśmy więc do kawiarni „Asta” przy Al. Wolności 52, której właścicielem był Julian Urniaż, a kierowniczką p. Maria Szukszta. Posyłaliśmy do „Aldonki” – kawiarni Stefana Perkowskiego, do stołówki Towarzystwa Dobroczynności na Zieloną Górę i prywatnie do polskich domów”.

Cukiernia należała najpierw do Aleksandra, następnie zaś Stefana Perkowskiego. Inżynier Stefan Perkowski (w czasie II wojny światowej ps. Giedymin), przez Bohdana Paszkiewicza określony mianem rudowłosego przedstawiciela „złotej młodzieży” w przedwojennej Litwie, w latach trzydziestych wiceprezes polskiej drużyny działającej na Litwie „Sparta Kowno”, w okresie okupacji nazistowskiej pracował jako łącznik Armii Krajowej na linii Kowno–Ryga–Warszawa.
Praskie brewerie
Historia rodu nie kończy się na 1945 roku, czyli ponownej okupacji Litwy przez Związek Sowiecki i likwidacji polskości w Kownie. O Perkowskich co poniektórzy pamiętali także po II wojnie światowej. Ich nazwisko pojawiło się w jednym z numerów powojennego „Dziennika Bałtyckiego”. Autor tekstu Władysław Mergel, nauczyciel i dyplomata, po 1945 roku działacz PSL Mikołajczyka na Warmii i Mazurach, opisał praskie przygody młodszego syna właściciela kawiarni Henryka. „Po pierwszej wojnie światowej zjechała do Pragi w celu odbycia studiów politechnicznych grupka absolwentów polskiego gimnazjum w Kownie. Jednak większość z nich swój kontakt z uczelnią ograniczyła do dokonania formalności wpisowych. Cały wolny czas – a mieli go bardzo dużo – poświęcali smakowaniu uroków nadwełtawskiej stolicy i zwiedzaniu tak licznych tam výčepów (piwiarni). Chłopcy ci pochodzili przeważnie z gęsto rozsianych po całej Litwie polskich mająteczków. Wyjątkiem był Henryk Perkowski (…) – Jak Pan będzie w Kownie, proszę odwiedzić mojego ojca – zapraszał mnie wylewnie, chociaż wiedział dobrze, że Polaków z polskimi paszportami na Litwę w tym czasie nie wpuszczano” – wspominał w 1980 roku Władysław Mergel, który na początku lat dwudziestych sprawował funkcję attaché prasowego w Czechosłowacji, korespondenta Polskiej Agencji Telegraficznej (PAT) oraz przedstawiciela PLL „Lot” w Pradze. Później, już w czasach Polski sanacyjnej, został wysłany na Litwę Kowieńską jako nieoficjalny przedstawiciel. Wtedy też miał ponownie okazję bywać w słynnej kowieńskiej cukierni.

Tymczasem wróćmy do rodziny, która prowadziła wspomnianą kawiarnię. Aleksander Perkowski, oprócz dwóch synów, miał także dwie córki. Jedna z nich wyszła za mąż za właściciela słynnej mleczarni Hejbera. Jak wspomina Mergel „była to młoda, bardzo przystojna, postawna kobieta. Będąc rozwódką straciła ukochanego, jedynego syna, co ją załamało. Codziennie rano spieszyła na cmentarz, „aby porozmawiać z dzieckiem”. Po ukończonej pracy ponownie odwiedzała mogiłkę. Jej bliscy zaczęli obawiać się o jej stan zdrowia. Druga córka Perkowskiego wyszła za mąż za ziemianina Bażeńskiego, którego siostra była pierwszą żoną Kornela Makuszyńskiego, zakochanego w niej po uszy. Posiadłość, z której ona pochodziła, Makuszyński opisał barwnie w wydanym w osobnej książce-poemacie „O ziemi naszej”. Nie przeszkodziło mu to powtórnie ożenić się szybko, po utracie żony poślubił córkę znanego kardiologa Gluzińskiego”. O litewskich koneksjach Makuszyńskiego traktuje ciekawy list w „Tygodniku Powszechnym” (2003 r.) autorstwa prof. Mieczysława Jackiewicza pod tytułem „Krewieństwo i miłość”. Dodajmy, że druga żona Michała Bażeńskiego, a córka starego Perkowskiego, Aleksandra, urodziła mu dwóch synów: Aleksego i Adama. Ten ostatni, urodzony w 1923 roku w Burbiszkach, jeszcze niedawno mieszkał w Gnieźnie. Zmarł w 2007 roku. Przed śmiercią, na początku lat dziewięćdziesiątych, zdołał przekazać odzyskany majątek w Burbiszkach odrodzonemu państwu litewskiemu na cele kulturalne.
Wspomniany wcześniej Stefan, starszy syn Perkowskiego, z wykształcenia inżynier, znalazł się podczas Powstania Warszawskiego w stolicy. „Powstanie warszawskie chyliło się ku upadkowi – padło właśnie Stare Miasto (…) W pewnym momencie widzę, jak z włazu gramoli się przybrany w powstańczą „panterkę” ktoś z moich znajomych. Tak, to był starszy brat Henryka Perkowskiego – inżynier Stefan Perkowski. Przywitaliśmy się czule”. Stefan opowiedział Władysławowi ciekawą historię związaną z Bażeńskimi, którzy w czasie II wojny światowej funkcjonowali na Litwie jako folksdojcze pod nazwiskiem Basein. Sam zaś Stefan Perkowski po zakończeniu okupacji nazistowskiej zamieszkał w Olsztynie, na „ziemiach odzyskanych”.
Postscriptum

W okresie sowieckim o wolnej inicjatywie gospodarczej w Kownie nie mogło być mowy. W czasach Litwy Sowieckiej w budynku przy al. Wolności mieściła się restauracja „Orbita” (na zdjęciu obok). Pamięć o cukierni specjalnie nie przetrwała. W wolnej Litwie po 1990 r. w gmachu kawiarni na rogu al. Wolności i Maironisa usadowił się „Vilniaus bankas” oraz oddział banku SEB. Dzisiaj nazwisko „Perkowski” czy „Perkauskas” przeciętnemu kownianinowi nic nie mówi, Polakom zainteresowanym historią Litwy także.
Artykuł jest poszerzoną wersją tekstu opublikowanego w 2013 roku w kwartalniku „Znad Wilii”. Przypisy i bibliografia do wglądu dla zainteresowanych czytelników.
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.