Białoruś: To więcej niż protest, to przebudzenie narodu

|

Wydarzenia związane z wyborami prezydenckimi na Białorusi, które miały miejsce 9 sierpnia 2020 roku, ukazały światu inną Białoruś. Nie jest to zwyczajne wydarzenie polityczne, ale prawdopodobnie najważniejszy moment historyczny ostatnich 26 lat, w którym da się zaobserwować również ważne procesy społeczne i narodowościowe.

Wydarzenia związane z wyborami prezydenckimi przerosły oczekiwania wszystkich – nie tylko władzy białoruskiej z Aleksandrem Łukaszenką na czele, ale części białoruskich elit, które nie przewidywały takiej skali demonstracji mieszkańców, ale też i poziomu brutalności ze strony władz. W trakcie poprzednich wyborów prezydenckich (głównie w latach 2006 oraz 2010) protesty przeciwko fałszerstwom i manipulacjom ze strony władz odbywały się głównie w Mińsku i skupiały od kilkuset osób do kilku tysięcy demonstrantów. Obecnie jesteśmy świadkami zupełnie innej sytuacji – nieoczekiwanego i powszechnego wybudzenia się narodu białoruskiego, który wyraźnie mówi władzy „stop!”.

Co się zmieniło?

Swiatłana Cichanouska. Zdj. Serge Serebro, Vitebsk Popular News / CC BY-SA 3.0.

W stosunku do wyborów z poprzednich lat jest szereg nowych aspektów. Po pierwsze nie są to protesty powstałe wokół konkretnego lidera politycznego czy partyjnego. Jeszcze przed wyborami z polecenia prezydenta Łukaszenki uwięziono najważniejszych potencjalnych kandydatów na prezydenta. Celem całego systemu było niedopuszczenie mocnej konkurencji i zarejestrowanie bardzo słabych (w opinii władz) kandydatów, którzy mieli legitymować przyszłe zwycięstwo urzędującego od 1994 roku prezydenta. W trakcie samej procedury wyłaniania kandydatów na prezydenta władza aktywnie wpływała na ten proces. W wyniku tych działań oficjalnie zarejestrowano pięciu kandydatów, wśród nich – Swiatlanę Cichanouską – gospodynię domową, kiedyś nauczycielkę języka angielskiego, żonę Siarhieja Cichanouskiego – producenta telewizyjnego, blogera i aktywnego od kilku miesięcy youtubera. Na swoim kanale na platformie Youtube pokazywał on liczne problemy gospodarcze i społeczne kraju, prezentował tam opinię zwykłych mieszkańców bez cenzury i w szybkim tempie zdobył spore audytorium. Aktywność Cichanouskiego dopiero po kilku miesiącach została zauważona przez władze. Kilka razy został zatrzymany pod pretekstem „chuligaństwa” lub „niezarejestrowanej działalności”. Miał on również zamiar zarejestrować się jako kandydat na urząd prezydenta. Jednak w czasie procedury rejestracji był w areszcie i nie mógł tego zrobić. Nieoczekiwanie dla opinii publicznej dokumenty do Centralnej Komisji Wyborczej złożyła jego żona. W rezultacie skomplikowanej procedury S. Cichanouska również nieoczekiwanie została zarejestrowana jako kandydatka na prezydenta. Kolejnym zaskoczeniem było dołączenie do sztabu Cichanouskiej osób ze sztabów innych potencjalnych konkurentów: Weroniki Capkały – żony dyplomaty i byłego kierownika Parku Wysokich Technologii Walerego, Maryi Kaleśnikowej – kierowniczki sztabu bankiera Wiktara Babaryki (aresztowanego przed rejestracją) oraz Wolhi Kawalkowaj, która chciała startować na urząd prezydenta ze środowiska chadecji. W krótkim czasie wspólne portrety Cichanouskiej, Kalieśnikawej i Capkały obiegły białoruski Internet i stały się symbolem kampanii wyborczej. Wyraźnie zaskoczona uwagą mediów, stremowana i na początku bardzo nieśmiała Swiatlana Cichanouska zaledwie w ciągu kilku miesięcy zaczęła mówić coraz wyraźniej, w sposób jednoznaczny przedstawiała swój program i przede wszystkim była prawdziwa i wiarygodna dla szerokiej publiczności. Zaskoczyła również całkiem przyzwoitym angielskim, co jest ewidentnym novum dla białoruskiej polityki. Kampania wyborcza Cichanouskiej była bardzo udana: gromadziła ona liczne rzesze zwolenników nie tylko w Mińsku i dużych miastach, ale również w mniejszych ośrodkach. Po wyborach, wraz z rozpoczęciem demonstracji i ich brutalnego tłumienia, kandydatka musiała wyjechać z kraju i przebywa obecnie na Litwie. Pomimo tego Białorusini już drugi tydzień wychodzą na ulicę i protestują przeciwko fałszerstwom wyborczym. Cichanouska w zasadzie jest już symbolem tych protestów i nadzieją na zmianę. Jej wyborcy byli świadomi, że nie jest politykiem, ale jednak w ciągu tych kilku miesięcy stała się nim przy wsparciu społeczeństwa.

Przeczytaj także:  Białoruś oczami Niemca. Bałtycki łańcuch po ponad trzech dekadach

Protesty sierpnia 2020 roku wyróżniają się tym, że w ten nowy ruch zaangażowane są szerokie masy ludności. Są to nie tylko zwolennicy „tradycyjnej” opozycji (liderzy której są prawie niewidoczni zresztą podczas protestów), ale też młodzież, robotnicy, pracownicy branży IT, lekarze i pielęgniarki, naukowcy, mieszkańcy wsi i miasteczek, osoby w różnym wieku. Na ulice wyszli ludzie, którzy wcześniej nie angażowali się w protesty i zadowalali się możliwością pracy i względną stabilizacją. Do tego coraz bardziej między palcami wymykają się władzy kolejne bastiony jej struktur – dziennikarze, a nawet dyplomaci (np. w Szwajcarii i na Słowacji). Prezydentowi pozostały w zasadzie resorty siłowe (wczoraj nagrodzono ich za „dobrą pracę”) i znaczna część administracji. Po reakcjach ludzi widać jednak, że system się załamuje, a pracownicy administracji rządowej i regionalnej coraz bardziej zastanawiają się, czy nie opuścić tonącego okrętu i jak to ewentualnie zrobić. W wyniku kilkudniowych protestów, od 18 sierpnia władze Grodna pozwoliły na organizowanie wieców i demonstracji w centrum miasta, zadeklarowały wypuszczenie z aresztu wszystkich zatrzymanych, dostęp do telewizji miejskiej oraz transmitowanie wieców na żywo w telewizji. Jest to póki co pierwszy taki przypadek w skali kraju. Z kolei Ministerstwo Kultury faktycznie zamknęło 19 sierpnia Teatr Narodowy im. Janki Kupały w Mińsku, którego pracownicy i były już dyrektor Paweł Łatuszka (do niedawna ambasador Białorusi we Francji, a wcześniej w Polsce) również otwarcie zaangażowali się w akcje protestacyjne.

Protesty w Grodnie, 19 sierpnia. Zdj. Andrej Mialeshka.

W realiach Białorusi demonstracje te mają duży zasięg i liczebność. W niedzielę, 16 sierpnia w Mińsku wyszło na ulicę co najmniej 250 tysięcy osób (mówi się nawet, że demonstrujących mogło być nawet do 400 tysięcy). Protestuje nie tylko Mińsk, ale miasta obwodowe (Witebsk, Grodno czy Brześć), miasteczka a nawet wsie. Internet obiegło m.in. zdjęcie młodej kobiety jadącej na koniu z wielką biało-czerwono-białą flagą. Białorusini przestali obawiać się wychodzić na protesty, udzielać wywiadów, pokazywać swoje poparcie i emocje w sposób otwarty.

Protest w Mińsku, 16 sierpnia. Zdj. Homoatrox / Wikimedia Commons.

Zwiększenie liczby protestujących spowodowało brutalne akcje tłumienia wieców. Kilka tysięcy ludzi zostało zatrzymanych, są również ofiary śmiertelne. Wśród nich byli nie tylko uczestnicy wystąpień, ale również często przypadkowi przechodnie, kierowcy samochodów oraz rowerzyści. Siły porządkowe zachowywały się bardzo brutalnie, osoby zatrzymane przewożono do aresztów w złych warunkach i już w autach milicyjnych je bito. W aresztach śledczych zatrzymani byli przetrzymywani w małych salach po kilkadziesiąt osób, regularnie bito ich, torturowano, pozbawiano możliwości korzystania z toalety. Kobiety pozbawiono środków higienicznych, ludzie nie dostawali praktycznie jedzenia i wody. Białoruski AMAP (Oddział Milicji Specjalnego Przeznaczenia) użyto nie tylko do tłumienia wystąpień, ale również do systematycznego bicia osadzonych. Kilka dni po protestach osoby zatrzymane pokazywały „wyniki” tych działań: liczne uszkodzenia ciała, wybite zęby, oczy, złamania kończyn. Podano również, że są liczne przypadki gwałtów zarówno na kobietach, jak i mężczyznach.

9-12 sierpnia większość odbiorców była odcięta od Internetu. Mimo to ludzie nadal gromadzili się wieczorami, a kierowcy aut używając klaksonów wspierali wychodzących na ulice. Organizacja wystąpień ma charakter sieciowy. Ludzie gromadzą się autonomicznie, potrafią szybko dostosować się do sytuacji i zmieniają taktykę. W opinii obserwatorów, pewne działania koordynacyjne prowadzą kanały sieci Telegram, szczególnie kanał NEXTA, kierowany przez białoruskiego dziennikarza Sciapana Swiatłowa z Polski. Skala protestów bardzo zaskoczyła również politologów, choćby w związku z tym, że w obiegowej opinii Białorusini są niezwykle flegmatycznym i biernym społeczeństwem.

Jedno z haseł na protestach przeciwko Łukaszence. Zdj. Artem Podrez / Pexels.

Zaangażowanie w protesty po pacyfikacjach świadczy głównie o tym, że Białorusini utracili poczucie bezpieczeństwa. Jeśli dotychczas „kontrakt społeczny” pomiędzy władzą a ludnością polegał na zapewnieniu bezpieczeństwa, pracy oraz pewnego dostatku materialnego w zamian za całkowity brak kontroli władz ze strony zwykłych obywateli, to obecnie Białorusini głośno mówią o tym, że powodem protestów są nie tylko oszustwa wyborcze, ale również strach o siebie i własne dzieci. Uprawiana przez lata rządowa propaganda o czyhającym zagrożeniu zewnętrznym, kult siły, militaryzacja, przypominanie II wojny światowej oraz próby rehabilitacji sowieckiego systemu represji i Józefa Stalina świadczyła o tym, że obiektem tych działań nie jest złowrogi Zachód czy Rosja, a białoruskie społeczeństwo.

Katalizator zmian

Na taki przebieg spraw miało wpływ szereg czynników – złość i irytacja narodu białoruskiego narastały latami. Powtarzające się co kilka lat kryzysy gospodarcze, systematyczne marginalizowanie kultury i języka białoruskiego, rusyfikacja, poczucie bezsilności i powszechnej władzy A. Łukaszenki i nieprzyjaznego obywatelom systemu administracyjnego. Od kilku lat stałym elementem jest również emigracja Białorusinów do innych krajów.

Rok 2020 przyniósł kolejne zmiany. Pandemia Covid-19 od początku była wyśmiewana i lekceważona osobiście przez Łukaszenkę, media państwowe, cytując go, mówiły, że nie istnieje albo że jest to spisek USA i zachodniej finansjery. Mimo zaangażowania całej służby zdrowia i ogromnego wsparcia i samoorganizacji obywateli w sprawie pomocy lekarzom i pacjentom (liczne grupy wolontariuszy zgromadziły ponad milion dolarów pomocy na ten cel), urzędnicy państwowi na czele z prezydentem najpierw ukrywały skalę zakażeń, nie informowały opinii publicznej o ryzyku, a dopiero przy ewidentnym wzroście zachorowań zaczęły ostrożnie o tym wspominać, a później wykorzystywać to propagandowo. Prezydent publicznie lekceważył ofiary choroby, szydził z nich oraz proponował coraz bardziej „egzotyczne” sposoby walki z koronawirusem: wódkę, jazdę na traktorze, spożywanie słoniny oraz… przebywanie w towarzystwie białych kóz. Jeśli na początku to budziło u niektórych śmiech, to z czasem w społeczeństwie gromadziła się irytacja, brak zaufania do państwa i służb medycznych. W pewnym momencie Białorusini widząc poziom własnej samoorganizacji zaczęli zadawać proste pytanie: po co nam taki system państwowy, skoro nas nie chroni?

Drugim bardzo ważnym czynnikiem była skala fałszerstw wyborczych – władze tym razem nie potrafiły nawet odpowiednio sfałszować wyborów. Światło dzienne ujrzały liczne oszustwa komisji – zmiany w protokołach wyborczych, manipulacje czy też nieinformowanie wyborców o wynikach w poszczególnych lokalach wyborczych.

Pierwsza rewolucja feministyczna?

Protest w Mińsku, 13 sierpnia. Zdj. Artem Podrez / Pexels.

Niezwykle ważnym elementem w tej sytuacji jest zaangażowanie kobiet. Jeszcze w 2015 roku wspólnym kandydatem opozycji na prezydenta była Tacciana Karatkiewicz. Mimo tego, że nie została zwyciężczynią wyborów, to jednak jej kampania oznaczała zmianę w bieżącej polityce. Świat polityki czy dyplomacji na Białorusi jest mocno zdominowany przez mężczyzn i w zasadzie kobiety pełnią w nim bardzo określone role. Pojawienie się trzech pań – Cichanouskiej, Capkały i Kaleśnikawej niewątpliwie było zaskoczeniem dla wielu Białorusinów, ale przede wszystkim dla samego Łukaszenki, który przeciwko sobie miał jako kontrkandydatów zazwyczaj mężczyzn. Urzędujący prezydent oznajmił, że konstytucja nie jest „pod kobietę”, co dość szybko wywołało protesty kobiet w różnym wieku. 13-14 sierpnia, zaraz po brutalnych pacyfikacjach na ulice wyszły demonstrować kobiety (nierzadko z dziećmi w wózkach), z kwiatami w dłoniach i białymi wstążkami. Teza o „rewolucji feministycznej” autorstwa ekonomisty Siarhieja Czałego w kilka dni stała się niemalże opinią obiegową.

Flaga, język i porządek

Na uwagę zasługują również kwestie świadomości historycznej i tożsamości narodowej. W latach 1991-1995 historyczna biało-czerwono-biała flaga oraz herb Pogoń były symbolami urzędowymi. W wyniku referendum 1995 roku wprowadzono nowe symbole państwowe, wyraźnie nawiązujące do symboliki sowieckiej oraz język rosyjski stał się drugim językiem urzędowym. Propaganda państwowa w ciągu kolejnych lat twierdziła, że poprzednia symbolika ma charakter opozycyjny, nie ma nic wspólnego z narodem białoruskim oraz szeroko wykorzystywano fakt, że była używana również przez białoruskich kolaborantów w okresie II wojny światowej. Sierpniowe demonstracje pokazały, że naród białoruski nie zapomniał wcale tej symboliki oraz swojej historii. Absolutna większość flag, które widać na demonstracjach, to flagi historyczne. Białorusini nie tylko coraz otwarciej mówią o swoich potrzebach i domagają się zmian (17 sierpnia nawet podczas wizyty w fabryce Łukaszenka usłyszał w mocnych słowach, że ma odejść), ale coraz częściej starają się udzielać wywiadów ulicznych w języku białoruskim. W tych protestach jest również wyraźna zmiana pokoleniowa. Bardzo zaangażowane są głównie osoby urodzone w latach 90., czyli pokolenia urodzone i wychowane w okresie sprawowania rządów przez Aleksandra Łukaszenkę. Dotychczas sądzono, że nie wiedzą nic o symbolice historycznej, a teraz cały świat obserwuje morze biało-czerwono-białych flag na ulicach białoruskich miast i miasteczek.

Protest w Mińsku, 12 sierpnia. Biało-czerwona-biała flaga z pogonią. Zdj. Artem Podrez / Pexels.

Oglądając filmy i zdjęcia z wydarzeń z innych krajów, kojarzonych z rewolucjami, widać zazwyczaj ogromny nieporządek, który nastał i był pozostawiony – masy śmieci, spalone samochody, rozbite witryny sklepów itd. W przypadku Białorusinów ma jednak miejsce coś innego – demonstranci po zakończeniu protestów sprzątają po sobie, aby nie pozostawiać śmieci, nie depczą trawników, przestrzegają zasad ruchu drogowego. Kilka dni temu Internet obiegło zdjęcie, gdzie demonstrujący młodzi ludzie zdjęli buty zanim weszli na ławki.

Białoruś na rozstaju dróg…

Autorzy zdają sobie sprawę, że kilka dni, czy nawet kilka godzin po opublikowaniu tego tekstu niektóre z poniższych rozważań mogą już nie być aktualne. Sytuacja na Białorusi może zmienić się bardzo szybko, a głównymi czynnikami, poza protestującymi, jest tutaj oczywiście sam Aleksander Łukaszenka oraz reakcja Rosji, a dopiero w dalszej kolejności reakcja Zachodu. W momencie publikacji tekstu istnieje kilka możliwych wariantów rozwoju sytuacji.

Aleksander Łukaszenka nie był i nie jest osobą, która ustępuje (chyba, że wobec Rosji w celu uzyskania wymiernych korzyści finansowych i politycznych). Publicznie stwierdził, że nie odejdzie, chyba że go zabiją. Niewątpliwie będzie się starał wykorzystywać wszystkie dostępne środki, aby utrzymać swoją władzę. Wiadomości z ostatnich dni pokazują jednak, że administracja jest coraz bardziej zdystansowana wobec swojego „wodza”, prezydent nie ma już wsparcia ze strony części społeczeństwa (na wiece poparcia Łukaszenki przywożono pracowników pod przymusem) i zostają mu przede wszystkim resorty siłowe oraz Rosja. Na zdjęciach i nagraniach widać także, że prezydent nie tylko nie jest w dobrej formie fizycznej (zdrowotnej), ale coraz bardziej traci kontakt z otaczającą go rzeczywistością.

Kluczowym jest, jak zachowa się w najbliższych dniach Moskwa i jakie decyzje podejmie Władimir Putin. Białoruś i Federacja Rosyjska są we wspólnym Związku oraz są członkami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, głównym filarem której jest Rosja. Podczas ostatnich rozmów z kanclerz Angelą Merkel i prezydentem Emmanuelem Macronem, Putin wezwał do „nieangażowania się w wewnętrzne sprawy Białorusi”, co może być odbierane w różny sposób. Może to oznaczać sprzeciw wobec m.in. hipotetycznego uznania S. Cichanouskiej za prezydenta-elekta przez Zachód (szereg niepełnych informacji i dokumentów pokazuje, że prawdopodobnie wygrała z Łukaszenką w wyborach). Nie jest wykluczona również opcja zamiany A. Łukaszenki na innego przedstawiciela nomenklatury, akceptowalnego dla Moskwy.

Zbrojna pomoc „bratniej” Rosji z jednej strony może uratować Łukaszenkę, ale z drugiej może oznaczać śmierć polityczną w dłuższej perspektywie czasowej. O wiele korzystniejsze dla niego byłoby przeczekanie, aż demonstracje Białorusinów z dnia na dzień będą słabły i wygasną samodzielnie. Taka wersja oznaczać będzie jednak jeszcze większe zamknięcie się Białorusi na świat (sankcje, dalsze ograniczenie stosunków dyplomatycznych, gospodarczych etc.) oraz potencjalną falę emigracji.

Demonstracja poparcia dla protestujących Białorusinów w Pradze. Zdj. Mirosław Jankowiak.

Niewątpliwie duże znaczenie, przede wszystkim dla samych protestujących Białorusinów, ma wsparcie innych krajów i zachodnich społeczeństw. Tysiące demonstrujących osób z poparciem dla przemian na Białorusi w różnych krajach (Polska, Czechy, Litwa, Niemcy, USA, Gruzja, Ukraina itd.), liczne samorządy demonstrują swoje poparcie, wywieszając historyczne flagi Białorusi. W przypadku rządów krajów deklaracje już nie są takie jednoznaczne. Wprawdzie słyszymy słowa wsparcia, otuchy i chęci wspierania zmian demokratycznych na Białorusi, ale w zasadzie póki co brak konkretnej reakcji. Wśród państw wspierających jest bardzo zauważalna pomoc Litwy, która udzieliła wsparcia Cichanouskiej oraz nie uznaje wyników wyborów. Warto również odnotować wspólne stanowisko Litwy, Łotwy, Estonii, Polski i Węgier w tym temacie.

Przeczytaj także:  Białorusini protestują, Litwini wspierają

***

Niewątpliwie jesteśmy obecnie świadkami najważniejszych wydarzeń społeczno-politycznych na Białorusi od czasu odzyskania przez ten kraj niepodległości. Jest to największy sprzeciw Białorusinów wobec istniejącego systemu autorytarnego. Białorusini nigdy nie byli tak blisko obalenia Łukaszenki. Widzimy również niezwykle przyśpieszony proces ostatecznego kształtowania się białoruskiego narodu politycznego, tożsamości historycznej oraz świadomego udziału w wyborach. Badacze nacjonalizmów w Europie Środkowo-Wschodniej prawdopodobnie już nie będą mieli podstaw, by wygłaszać opinie o „sztucznym narodzie” czy też mówić o „niewidoczności” Białorusinów, a o narodzie, w którym ciągle jest nadzieja na zmiany.

Zajmuje się językowym i kulturowym pograniczem słowiańsko-bałtyckim. Absolwent warszawskiej białorutenistyki i polonistyki. Studiował w Studium Europy Wschodniej UW. Współpracował z Fundacją im. Kazimierza Pułaskiego jako ekspert ds. państw bałtyckich i obwodu kaliningradzkiego. W latach 2008-2017 pracował w Instytucie Slawistyki PAN. Od 2018 pracownik Instytutu Słowiańskiego Akademii Nauk Republiki Czeskiej. Najlepiej czuje się na Białorusi, Łotwie i w Szwecji.

Historyk i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Grodzieńskiego im. Janki Kupały i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania badawcze: historia idei, historiografia, polityka pamięci oraz mniejszości etniczne i wyznaniowe w Europie Środkowej i Wschodniej. Najlepiej się czuje w Grodnie, Wrocławiu i Druskiennikach. Od dziecka jest zauroczony postaciami z książek estońskiego pisarza Eno Rauda.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!