Markucie: Ostatnia posiadłość ziemska Puszkinów. W dniu śmierci Barbary Puszkin

|

1935 rok był smutny dla mieszkańców Wilna. Odeszło wiele z jego „ikon”, które miały niebagatelny wpływ na wielokulturowe miasto. W maju zmarł marszałek Józef Piłsudski, we wrześniu robotniczy przywódca żydowski Arkadiusz Kremer, zaś w grudniu legenda społeczności rosyjskiej: Barbara Puszkinowa, synowa znanego twórcy rosyjskiego, Aleksandra Puszkina. W 85. rocznicę jej śmierci „Przegląd Bałtycki” pozwala sobie przedrukować tekst autorstwa Józefa Mackiewicza zamieszczony w „Słowie” wileńskim w grudniu 1935 roku. Być może zainteresuje on tych, którzy mieli już okazję zwiedzić Muzeum Puszkina w Markuciach (lit. Markučiai), a tym, którzy jeszcze tego nie zrobili, da zachętę, by poznać ten uroczy zakątek Wilna, a także zagłębić się w historię Mielnikowów i Puszkinów.

Po zgonie synowej poety w Markuciach

Z wieczora na dżdżu stali dwaj młodzieńce
Pod jednym płaszczem wziąwszy się za ręce

Drugi był wieszczem ruskiego narodu,
Sławny pieśniami na całej północy.
Znali się z sobą niedługo, lecz wiele
I od dni kilku już są przyjaciele.

Tak o największym poecie rosyjskim, Aleksandrze Siergiejewiczu Puszkinie, pisał największy poeta polski Adam Mickiewicz. Wówczas nikt z dwóch przyjaciół przypuszczać nie mógł, że po tylu latach skrawek milczącej ziemi połączy dziwnie ich pamięć wśród potomnych. Ziemia jest człowiekowi uległa. Da sobie drzewa wyrąbać i domy postawić, a później je zburzyć, da się przeorać, a nawet zmienić nie do poznania – na jedno tylko nie zezwala nigdy: na wyrwanie już związanych z nią wspomnień.

W ten sposób podwileńska miejscowość Markucie zespolona została na zawsze z imieniem Mickiewicza. Albowiem tu chadzały jego zamyślone kroki, tu było miejsce stałych wycieczek i zbiórek „Filomatów”, tu zrodziła się idea, która wrzuciwszy Mickiewicza w kibitkę, powiozła go do Rosji, gdzie poznał Puszkina.

Po latach, stała się rzecz dziwna. Sam Aleksander Puszkin nigdy w Markuciach nie był. Lecz oto pośrednim zrządzeniem losu, podmiejska posiadłość Markucie przeszła w posiadanie jego syna, ale do dnia 11 grudnia 1935 r. ostała jako ostatnia ziemska majętność rodu Puszkinów, tzn. do dnia zgonu śp. Barbary Aleksiejewny Puszkinowej, synowej wielkiego poety rosyjskiego.

* * *

Pisał Mickiewicz:

Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy,
Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie,
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię

Zapewne wiele z tych dębów i wysokopiennych sosen nad brzegiem Wilenki, na górach Markuć, ostało jeszcze z tych czasów, gdy chodził pod nimi Adam Mickiewicz.

Jak dziwnie. Otaczają stary dwór puszkinowski, a w nim, w salonie, w rogu między dwoma szafkami, stoi drzewo. Stara kłoda słynnej sosny opiewanej przez Puszkina i na metalowej deszczułce napis brzmi:

Na granice władienij
diedowskich, na miestie tom,
Gdie w goru podymajetsia doroga,
Izrytaja dożdiami, tri sosny
Stojat – odna poodal, dwie drugije
Drug k drużkie blizko.

Sosna ta, złamana 5 lipca w r. 1895 przez burzę, przywieziona została z rodowego majątku Puszkina Michajłowskoje – do Markuć.

Można by rzec na to: góra z górą – nie, lecz oto drzewa wielkich poetów wzajemnie się zeszły w Markuciach, zupełnie przypadkowo, zupełnie samorzutnie.

Minister Mielnikow

Bo Markucie, wchodzące w skład tzw. wielkiego miasta Wilna, należały ongiś jako majętność ziemska do p. Godlewskiego. W r. 1867 ówczesny minister komunikacji imperium rosyjskiego, generał A. P. Mielnikow, kupił posiadłość i upodobał ją sobie ze względu na urocze położenie. W tym też mniej więcej roku wzniósł obecny dom, czyli dwór, lub jak niektórzy wolą, na dawny system staroruską usadźbę. Córka jego Barbara poślubiła młodszego syna Puszkina Grzegorza i Markucie przeszły w posiadanie rodu Puszkinów.

Sam Mielnikow posiadał prócz tego inne majętności, a między innymi Majoraty w b. guberni lubelskiej, które w rezultacie procesów rewindykacyjnych powróciły do rąk dawnych właścicieli.

Kto by nie pamiętał…

Biegło się ongiś do Markuć w podskokach, z góry na dół i znowu na górę. Jakże pięknie tam było. Pamiętam za wczesnego dzieciństwa, że lasy jeszcze stały. Drogi wśród jarów, drogi spadające jak wodospady. Osłaniała je płaszczem zieleni leszczyna, a wszędzie dęby i dęby, i sosny.

W dole rwała Wilenka, jak do dziś, po kamieniach, zbiegały się wokół strumyki, kamuszki, trawy, stare drzewa, ptaki i kwiaty.

W tym raju, pośrodku, zaraz za wylotem ulicy Subocz, wtedy Sierockiej, na wzgórku, w wielkim kłębowisku drzew, krzewów i zieleni leżała właściwa majętność Puszkinów. Płot zielonych słupków, grodzonych drutem (w „mirnoje wriemia” nie znano jeszcze pozostałości zasiek kolczastych z okopów) oddzielał park od świata pospolitego. Park wspaniale był utrzymany. Tudzież stawy i łabędzie. Tamże obco strzelała spośród starodrzewia kopułka cerkwi. Bo w te czasy świat za płotem parku był dla nas obcy. Wjeżdżały we wrota „prolotki” i powozy, i pierwsze na świecie auta, a jeździli tam i „diejstwitielnyje sowietniki” i gubernatorzy, i archijerieje, i kornety lejbgwardii, i generały i inna „znat”, bo ród Puszkinów należał do arystokracji rosyjskiej, nie tylko z ducha.

Wodilis’ Puszkiny z cariami,
Iz nich był sławien nie odin…

– pisał sam poeta, choć nie wiedział jeszcze, że wnuczka po kądzieli, córka młodszej Natalii, Zofia, poślubi Wielkiego Księcia Michała Michajłowicza.

Od tego czasu wiele wody spłynęło po wartkich kamieniach Wilenki. Rewolucja, wygnanie, emigracja i… wspólny wróg bolszewicki, starły zewnętrzną warstwę obcości – pozostała bliska dla każdego kulturalnego człowieka pamięć wielkiego poety.

Ostatnia ziemska majętność Puszkinów

Wracając jednak do sprawy, w jaki sposób wileńskie Markucie okazały się w rezultacie ostatnią posiadłością i niejako gniazdem tak ongiś bogatego rodu poety Puszkina – należy zahaczyć co nieco o genealogię.

Otóż Puszkin miał dwóch synów: Aleksandra i Grzegorza. Starszy, Aleksander, ukończył Korpus Paziowski w r. 1851 i wstąpił do lejb-gwardii konnego pułku. W rezultacie dosłużył rangi generała broni (kawalerii) i umarł w r. 1914. Pozostawił wiele dzieci, zarówno z pierwszego, jak drugiego małżeństwa. Przy życiu pozostał z drugiego małżeństwa syn Mikołaj i córka Helena, mieszkający na emigracji w Brukseli i Paryżu; z pierwszego: Grzegorz i córki Maria i Anna.

Mikołaj walczył z bolszewikami, początkowo w 1. Sumskim huzarskim pułku, później w oddziale specjalnie ochraniającym rodzinę cesarską na Krymie, aż po ciężkich przejściach dostał się na emigrację.

Natomiast Grzegorz jest w tej chwili w Moskwie i otrzymuje stałą rentę rządu sowieckiego. Maria i Anna również przebywają w Rosji.

Ojciec ich (starszy syn poety) otrzymał w spadku wielkie majątki w guberni Niżegorodzkiej, jak Bołdino, Lwowo i Kistnienówkę. Majątki te zostały oczywiście przez bolszewików skonfiskowane i z linii starszego syna poety nie pozostało żadne gniazdo rodzinne.

Młodszy syn poety Grzegorz (nie należy mieszać go z jego bratankiem mieszkającym w Moskwie) otrzymał w spadku ulubiony majątek ojca Michajłowskoje. Służył w tym samym konnym pułku lejb-gwardii. W międzyczasie jednak ożenił się, jak już nadmieniliśmy, z córką generała Mielnikowa, właścicielką Markuć.

Dwór w Markuciach. Zdj. Dekle MK / CC BY-SA 4.0.

W setną rocznicę urodzin Puszkina, majątek Michajłowskoje został sprzedany skarbowi państwa, jako pamiątka narodowa, a syn jego przeniósł rezydencję do Markuć.

W ten sposób, po przewrocie bolszewickim i konfiskacie ziem – nasze Markucie pozostały jako jedyna posiadłość ziemska rodu poety. Grzegorz Puszkin zmarł w r. 1905.

Śp. Barbara Puszkinowa

Nekrolog Barbary Puszkin w „Dziennik Wileńskim”

11 grudnia 1935 roku, zmarła w wieku lat osiemdziesięciu, synowa wielkiego Puszkina, ostatnia właścicielka Markuć.

Brała aktywny udział w kulturalnym i oświatowym życiu kolonii rosyjskiej. Ludzie okoliczni powiadają o niej, że była zawsze dobra i grzeczna. A miała z tymi ludźmi ciągły kontakt. Majątek Markucie, niezbyt wielki obszarem, wchodził jednak w obręb miasta i na jego ziemi budowały się Popławy. – Dziś jeszcze na krętych uliczkach tego przedmieścia siedzi około 200 dzierżawców ziemi majątkowej. Poza tym inne tereny były z czasem parcelowane lub oddawane w długoletnią arendę.

Pozostał tylko park

Park, przez który przeciągnęła burza ostatnich dziejów, wojna, okupacja, najazd bolszewicki. – Wyrwano sztachety, połamano płoty, ścięto wiele drzew. Ogołociły się też okoliczne wzgórza. Gdzie ongiś szumiały dęby, dziś hula mroźny wiatr nad gołymi wydmami małych, nędznych poletek ludzi, którzy chcą żyć z kartofli i miarki żyta. Przyszły czasy nędzy i niedoli. Podupadły Markucie, zarosły trawą ścieżki. Dawno nie ma łabędzi…

W r. 1915 Barbara Puszkinowa wyjeżdża do Petersburga, wraca już na jesieni r. 1918 do Markuć, gdzie zastaje jeszcze okupację niemiecką. – Od tej chwili nie rusza się stąd więcej. Przychodzą bolszewicy i zastają ją w domu. Pocięli kilka portretów cesarskich, zrabowali wiele listów, dokumentów, fotografii i innych pamiątek puszkinowskich, spali na bilardzie, aż wrócili do Moskwy. Dom ustał i przed tą najgroźniejszą próbą.

Park w Markuciach. Zdj. Artiom P / Wikimedia Commons / CC BY 2.0.

Wnuk generał-gubernatora wileńskiego

Od kilku lat rządcą majątku Markucie jest p. Nazimow, wnuk wileńskiego ongiś generał-gubernatora. Nazimowy – to rodzina z dawien zaprzyjaźniona z rodem Puszkinów. Ich posiadłości sąsiadowały ongiś z dobrami poety. Zmieniło się. Pan Nazimow, starszy już człowiek, pełen dystynkcji i powagi przybył do Wilna z estońskiej emigracji i objął rządy w podupadającym, ostatnim majątku Puszkinów.

Tu go zastał zgon ostatniej też tego majątku właścicielki i oto występuje obecnie jako wykonawca ostatniej jej woli – testamentu.

Cóż się stanie z Markuciami?

Dom zaklęty w pamiątkę

„Zmarła synowa Puszkina”, Kurier Wileński, nr 341 z 12.12.1935 r.

Długo musiałem kołować po śliskiej drodze bezśnieżnego w tym roku grudnia. Brama zamknięta na kłódkę. Wczoraj odbył się pogrzeb. Pochowano Barbarę Aleksiejewnę w grobach rodzinnych, obok jej męża, a syna Puszkina. Na wzgórzu parku w Markuciach, na wprost cerkiewki. Nad nimi patronuje pomnik z katolickim krzyżem: „Marie Pelichet ur. w r. 1826…” – to bona, staruszka.

W pobok werandy, przez sień, przedpokój wchodzimy do wnętrza. Gdyby mnie kto zapytał, jakie odniosłem wrażenie, odpowiedziałbym, że widziałem żywe muzeum. Nawet nie ze względu na pamiątki Puszkinowskie, ale po prostu – jakby mnie ktoś przeniósł o lat 80, więcej, wstecz w środowisko tak dobrze znane z literatury rosyjskiej; środowisko bardzo stare „barskoj usadźby”. Dom jest, zwyczajnie ciekawy jako muzeum i jednocześnie jako świadomość, że przed tygodniem żył jeszcze powszednim życiem i wspomnieniami, tak bardzo różnymi od dnia dzisiejszego.

Od wielkiego portretu Puszkina, po tysiące fotografii rozwieszonych na ścianach, złożonych w pudełka, w albumy. Nad biurkiem Grzegorza Puszkina lśnią wszystkimi blaskami epoletów dziesiątki mundurów, od wspaniałych kawalergardów do armiejskich oficerów. Powiedziałem lśnią? Pożółkłe, wyblakłe, popstrzone przez muchy.

Stoi fotel poety, a nad nim półeczka z majątku Michajłowskoje. Lampa naftowa. Prześliczne biurka, krzesła, obrazki malowane przez samą Barbarę Puszkinową, portrety cesarzów, firanki tkane w domu, jakieś serwetki, jakieś wyszywane poduszki. Pokoje obite materiałem, niektóre jeszcze z czasów, gdy tkały je ręce chłopów pańszczyźnianych, a nawet sufity przykryte tym samodziałem. Szafki, szafeczki, starożytnego użytku przybory myśliwskie, obok oszklone półki pełne listów, wiele z nich stanowić dziś może dokument.

Z pokoju do pokoju, a jest ich trzynaście, a co krok to jakaś pamiątka.

Cóż się stanie z Markuciami?

Niedoszły spadkobierca komunistą

„Zgon Puszkinowej”, Kurier Warszawski, nr 343 z 14.12.1935 r.

Swego czasu śp. Barbara Puszkinowa zamierzała całość zapisać na rzecz swego ulubionego siostrzeńca, który przebywał w Rosji. Z wielkim trudem uzyskano zezwolenie na jego przyjazd. Przybył z żoną. Do starego, szlacheckiego, po dywanach tkanych ręką pańszczyźnianych, wszedł on i ona, która podaje się za dońską Kozaczkę, a bodajże rodem jest z… Odessy. Komunistka. Mąż pod jej wpływem. Mieszkać było trudno pod jednym dachem. Po roku wrócili do Bolszewii.

Testament

Zgodnie z ostatnim testamentem, majątek ma być rozparcelowany, spieniężony i sumy przekazane poszczególnym spadkobiercom (pozostała córka Puszkinowej z pierwszego małżeństwa). Sam zaś dom i wszystko wewnątrz, z ogrodem wokół, przechodzi na własność Wileńskiego Towarzystwa Rosyjskiego, z tym, by nic w nim nie zostało zmienione i wszystko – po staremu. Życie się skończyło – pozostała pamiątka.

Dla tej pamiątki niepodobna stosować ambicji narodowościowych. Puszkin był wielkim poetą, w rzędzie największych świata. I dlatego pamiątki jego w tym domu zawarte i sam dom ostatniej jego synowej dla wszystkich pozostanie na zawsze cennym ogniwem, łączącym nas z przeszłością ludzkiej kultury.

Markucie Mickiewicza i Markucie Puszkina.

Artykuł w „Słowie” wileńskim (nr 348, 1935 r.)

Tekst ukazał się pierwotnie w „Słowie” wileńskim (nr 348, 1935 r.) pod tytułem „Ostatnia posiadłość ziemska Puszkinów, był również przedrukowany w „Kurjerze Nowogródzkim”, będącym mutacją „Słowa” (nr 348, 1935 r.). Tytuł i wstęp pochodzi od redakcji „Przeglądu Bałtyckiego”. Podział na rozdziały i tytuły rozdziałów oryginalne. Tekst Józefa Mackiewicza publikujemy bez skrótów.

Polski pisarz, dziennikarz i publicysta. Ur. 1 kwietnia 1902 roku w Petersburgu, zm. 31 stycznia 1985 roku w Monachium. W okresie II Rzeczypospolitej wraz z bratem Stanisławem Catem-Mackiewiczem, redaktorem naczelnym, związany ze „Słowem” wileńskim. W 1938 roku wydał kultowy „Bunt rojstów”, będący zbiorem jego reportaży dla „Słowa”. Po włączeniu Wileńszczyzny w skład Litwy jesienią 1939 roku podjął się wydawania polskojęzycznej „Gazety Codziennej”. Po aneksji Litwy przez Sowietów imał się różnych dorywczych prac, pracował m.in. jako drwal i woźnica. W 1943 roku jako jeden z trzech Polaków odwiedził Katyń, miejsce zbrodni sowieckiej na polskich oficerach. Po II wojnie światowej przebywał na emigracji, związany m.in. z „Kulturą” i „Wiadomościami”. Wydał książki: „Droga donikąd” (1955), „Kontra” (1957), „Nie trzeba głośno mówić” (1969), „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy” (1975).


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!