Białoruś trzy miesiące po wyborach prezydenckich

|

9 listopada minęły trzy miesiące od wyborów prezydenckich na Białorusi, które wywołały największy w powojennej historii republiki prodemokratyczny zryw społeczeństwa. Jak wygląda sytuacja na Białorusi po 100 dniach protestów i co się zmieniło w tym czasie?

Społeczeństwo białoruskie

22 listopada 2019 roku w Wilnie odbyła się ceremonia ponownego pochówku bohaterów Powstania Styczniowego na ziemiach Białorusi i Litwy, między innymi – Konstantego Kalinowskiego, który dla znacznej większości Białorusinów jest niekwestionowanym bohaterem narodowym. Wydarzenie to zebrało kilka tysięcy Białorusinów, którzy mimo oczywistych trudności, związanych z podróżą czy otrzymaniem wizy przyjechali do stolicy Litwy, aby zademonstrować przywiązanie do własnej tradycji historycznej, uszanować bohaterów największego zrywu powstańczego przeciwko rosyjskiej władzy imperialnej, swobodnie razem z innymi wyjść pod biało-czerwono-białymi flagami. W sierpniu 2020 roku można było usłyszeć, że tamta ceremonia w Wilnie, przesiąknięta mocną symboliką i sama postać Kalinowskiego obudziły w narodzie białoruskim nowego ducha.

Przeczytaj także:  Ostatnia droga powstańców styczniowych

16 listopada 2020 roku minęło 100 dni od rozpoczęcia protestów powyborczych na Białorusi. W tej chwili można powiedzieć, że sama postać Konstantego Kalinowskiego jest jakby tłem czy cieniem, pojawiającym się wśród uczestników protestów, ponieważ teraz jest czas na nowych, współczesnych bohaterów, którzy jeszcze rok temu nie byli tak znani, jak stracony na placu Łukiskim w marcu 1864 roku 26-latek.

Przeczytaj także:  Konstanty Kalinowski: bohater, buntownik czy obcy?

W sierpniu 2020 roku białoruskie społeczeństwo nie tylko odczuło swoją siłę, ale również stwierdziło, że system państwowy, który w ciągu ostatnich dwudziestu lat robił wszystko, żeby uczynić większość społeczeństwa apatyczną, całkowicie sterowalną i podporządkowaną masą tak naprawdę dba tylko o „swoich ludzi”. Brutalne, nieadekwatne do sytuacji, oburzające tłumienie demonstracji już w dniu wyborów 9 sierpnia i w ciągu kolejnych dni wyraźnie zburzyło w oczach aktywnych Białorusinów wizerunek państwa i władzy Aliaksandra Łukaszenki.

Reakcja Łukaszenki i aparatu władzy a dalsze protesty Białorusinów

Liczba zatrzymanych, pobitych i skatowanych podczas zatrzymań, przesłuchań, przebywających w areszcie ludzi jest szacowana na ponad 29 tysięcy. Oficjalnie wpłynęło ponad 4 tysiące skarg obywateli na bezprawne działania milicji i innych służb państwowych (pobicia, katowania, gwałty), wystawiono około 24 tysięcy protokołów administracyjnych (w większości są to mandaty i areszty), sędziowie praktycznie w każdym wypadku uznają osoby zatrzymane za winne, nawet jeśli faktycznie oni nawet nie brali udziału w protestach, a np. wychodzili na spacer z psem, dzieckiem, wracali z zakupów czy od krewnych.

Przeczytaj także:  Białoruś: To więcej niż protest, to przebudzenie narodu

Ze strony organów państwowych wyraźne jest nastawienie na ochronę milicjantów, OMONowców, przedstawicieli innych resortów siłowych. Prokuratura i Komitet Śledczy dotychczas nie wszczęły żadnego postępowania karnego wobec żadnego z milicjantów. Oprócz umundurowanych przedstawicieli resortów siłowych czy wojska w tłumieniu protestów uczestniczą osoby w ubraniach cywilnych, które trudno zindentyfikować. Do końca nie wiadomo, kto to jest: czy to milicjanci w cywilu, członkowie klubów sportowych czy też osoby, podobne do tzw. tituszek, znanych z wydarzeń na Ukrainie w latach 2013-2014. Wypowiedzi najwyższych przedstawicieli władz raczej nie pozostawiają złudzeń, że te osoby w cywilu to niby „zatroskani obywatele”, którzy już mają dość protestów i postanowili im sprzeciwiać się samodzielnie. Wyraźna koordynacja ich działań z akcjami milicji pokazuje, że są to prawdopodobnie przedstawiciele służb siłowych w przebraniu. W trakcie ponad stu dni protestów wszczęto około 900 postępowań karnych wobec obywateli, którzy są oskarżani o sprzeciw wobec milicjantów lub nawet o ich pobicie lub uszkodzenia ciała.

W ciągu trzech miesięcy protestów, według obliczeń socjologów, w demonstracjach uczestniczyło ponad milion mieszkańców Białorusi, co zdecydowanie czyni je najbardziej masowymi akcjami protestu przeciwko 26-letnim rządom Aliaksandra Łukaszenki.

Od końca sierpnia wydawało się, że działania pacyfikacyjne ze strony władz przynoszą wyraźne efekty: praktycznie zanikły próby strajków w największych przedsiębiorstwach Białorusi, sporo uczestników protestów w obawie o swoje życie i zdrowie wyjechało za granicę, stworzony do wspierania kandydatki na prezydenta Swiatlany Cichanouskiej Komitet Koordynacyjny po aresztowaniu i wyjeździe jego członków przestał faktycznie działać na terenie kraju, a we wrześniu mimo obaw, związanych z oczekiwaną drugą falą zachorowań na koronawirusa Covid-19, uczniowie i studenci wrócili do szkół średnich i na uniwersytety.

Mimo tych oznak i wyraźnego otrzeźwienia ze strony władz protesty przybrały nowe i jeszcze bardziej niepokojące dla systemu stworzonego przez Aliaksandra Łukaszenkę formy. W dni robocze obywatele chodzili do pracy, a w soboty i niedziele nadal masowo wychodzili na ulicę i urządzali demonstracje, pokazując nie tylko brak zgody na działania władz, ale również chęć na „długi marsz” protestacyjny. 30 sierpnia, w dniu urodzin Łukaszenki setki tysięcy mieszkańców Mińska wyszły nie tylko na demonstrację, ale też urządziły prawdziwy happening, pokazując swoje poczucie humoru i kreatywność w „życzeniach urodzinowych” dla prezydenta. Histeryczna reakcja samego zainteresowanego oraz nagranie wideo, pokazującego go z bronią wraz z nieletnim młodszym synem (ubranym w kamizelkę kuloodporną i również z bronią) w otoczeniu wojskowych stała się powodem do licznych żartów oraz zdziwienia politologów. W połowie września dotarcie demonstrantów do elitarnej dzielnicy Drozdy (tam mieszkają przedstawiciele najwyższych władz państwa) pokazało liczne problemy struktur siłowych w tłumieniu protestów, łącznie z brakiem koordynacji działań.

Protesty przybierają nowe formy: są bardziej autonomiczne, skupiają się na konkretnych osiedlach (sąsiedzi wieczorami wychodzą na wspólne picie herbaty, zapraszają znanych piosenkarzy, którzy chętnie urządzają tam improwizowane koncerty, znani naukowcy również są częstymi gośćmi na takich imprezach podwórkowych: oni z kolei opowiadają o historii kraju i symbolach narodowych), uniwersytetach (np. liczne akcje protestacyjne odbyły się na Uniwersytecie Lingwistycznym w Mińsku, w wyniku czego relegowano stamtąd studentów oraz zwolniono wykładowców), w konkretnych środowiskach zawodowych (lekarze i pielęgniarki, którzy najpierw protestowali przeciwko fali przemocy na ulicach i braku wsparcia w walce z pandemią później musieli bronić swoich aresztowanych i zwolnionych kolegów). Oprócz demonstracji kobiecych, które rozpoczęły się już w sierpniu, w poniedziałki do protestów dołączyli seniorzy, którzy nazwali swoje akcje „marszami mądrości”, pokazując, że również emeryci, postrzegani dotychczas jako jedna z ważniejszych „grup wsparcia” władz są oburzeni całą sytuacją. Do protestów dołączyły osoby niepełnosprawne, które gromadziły się w czwartki oraz przedstawiciele branży IT. Protesty są tłumione cały czas mocno, uczestnicy zatrzymywani, a w aresztach śledczych zaczyna wyraźnie brakować miejsca. Władza ucieka się już do takich sposobów ograniczenia liczby protestujących, jak zamykanie konkretnych stacji metra w weekendy, aby mieszkańcy mieli utrudniony dojazd do miejsc protestów.

Protest w Mińsku, 26 października 2020 r. Zdj. Max Katz / Flickr / CC BY-SA 2.0.

Akcje studentów i wykładowców, głównie w Mińsku, Homlu, Grodnie, Witebsku i Połocku brutalnie tłumiono, osoby zatrzymane z reguły zwalniano z uczelni, a same uniwersytety często w trybie pilnym otrzymywały nowych rektorów, wyznaczanych osobiście przez prezydenta.

Często akcje protestu to nie spektakularne demonstracje, a nagrywanie filmów z wypowiedziami pracowników z różnych sfer. Należy jednak pamiętać o poziomie strachu w społeczeństwie, gdzie znaczna większość zatrudnionych pracuje w firmach państwowych. W wielu miejscowościach nie ma właściwie alternatywy w dziedzinie zatrudnienia i znalezienie pracy jest często niezwykle trudnym zadaniem. Oprócz strachu o utratę środków do życia w ciągu tych miesięcy ludzie zwyczajnie boją się utraty zdrowia i życia: zwykłe wyjście na ulicę w dniu protestów, nie związane z udziałem w nich jest już niebezpieczne. Zawsze można trafić do wozu milicyjnego i nie ma wcale gwarancji, że milicja nie będzie próbowała wejść do mieszkania czy otoczyć blok. Wydarzenia ostatnich tygodni wyraźnie pokazały, że jest to częsta praktyka służb siłowych.

23 września mimo protestów Aliaksander Łukaszenka przeprowadził kolejną (już szóstą) inaugurację, która nie była w żaden sposób anonsowana w mediach. Protesty uliczne zaraz po tym wydarzeniu władze musiały tłumić za pomocą armatek wodnych.

Zapowiedziany przez Swiatlanę Cichanouską na 26 października ogólnonarodowy strajk mimo licznych prób ze strony konkretnych komitetów strajkowych i pracowników nie odbył się. Robotnicy byli zastraszani, ale również był odczuwalny brak solidarności i determinacji. Jednak w niektórych fabrykach da się odczuć nastroje protestacyjne do dziś, a niektórzy pracownicy decydują się na strajk indywidualny.

Do akcji strajkowych przyłączają się firmy prywatne, co wyraźnie denerwuje władze: prezydent zarządził obowiązkowe stworzenie w firmach prywatnych lokalnych jednostek prorządowych związków zawodowych. W przypadku niepodporządkowania się firma ma być zlikwidowana.

Społeczeństwo białoruskie w ciągu ponad trzech miesięcy nauczyło się w dużej mierze działać autonomicznie: protesty przybrały nowe formy, poziom samoorganizacji jest coraz wyższy (tworzenie kas pomocowych, fundacji zbierających środki dla ofiar, wzajemne wsparcie), jest wyraźna zmiana pokoleniowa oraz przyłączenie do protestów nowych grup społecznych. Mimo sceptycznych głosów ze strony części analityków tegoroczne protesty pokazują, że część obywateli jest nastawiona na „długi marsz” i niewątpliwie chce zmiany władzy.

Oficjalne władze Białorusi mają ogromny problem z aktywnością społeczną, głównie z powodu tego, że same ją sprowokowały. Logika populistyczna oraz próby „zarządzania poprzez tworzenie konfliktów”, opanowane przez Łukaszenkę i jego otoczenie w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci do perfekcji doprowadziły do tego, że nieoczekiwanie społeczeństwo obudziło się.

Stała retoryka militarystyczna, kult siły, mitologia „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”,  propaganda sukcesu oraz indoktrynacja młodego pokolenia mimo sporych wysiłków finansowych i ludzkich rozbiły się jednak o dążenie młodych pokoleń do normalnego życia, do praworządności, do możliwości swobodnego wyrażania swojego zdania i realnego wpływu na decyzje dotyczące polityki, gospodarki i innych obszarów. Dążenie to władza uznała za śmiertelne zagrożenie i traktuje zbuntowane społeczeństwo jako stronę w konflikcie wojennym.

Sam początek protestów pokazał wyraźny szok i niedowierzanie ze strony urzędników, zmuszonych do rozmowy z protestującymi. Prawie każdy urzędnik wysokiego szczebla na Białorusi nie jest przyzwyczajony do rozmawiania ze zwykłymi ludźmi. Sama sytuacja, kiedy urzędnik jest zmuszony wychodzić do ludzi jest dla niego zasadniczo obca, oburzająca w swej istocie i naruszająca jego wyobrażenie o sensie władzy. Solidarność społeczna jest traktowana nie tylko jako zwykłe zagrożenie, a jako burzenie istoty rzeczy, całe wyobrażenie o świecie. W istocie jest to myślenie arystokratów, a nie urzędników w państwie republikańskim. Aktywność obywatelska w czystej postaci, nie sztucznie urządzana i ściśle wyreżyserowana przez przedstawicieli władz podważa ich rację bytu. Brutalność w czystej postaci ze strony władz i brak przestrzegania norm prawnych świadczą o ogromnym lęku wobec społeczeństwa. Urzędnicy na najwyższych stanowiskach formalnie i faktycznie są osobami zależnymi tylko od jednego człowieka – prezydenta, który ich wyznacza. Jedna z urzędniczek w trakcie rozmowy z zebranymi robotnikami próbowała coś im dowodzić, ale i tak cały czas rozmawiała niezwykle arogancko, wręcz w stylu feudalnym. Mieszanka arogancji, buty, przekonania o własnej wyższości wobec społeczeństwa i infantylizmu, wyrażana przez przedstawicieli władz i licznie pokazywana przez media rządowe pokazuje poziom oderwania od realiów.

Protest w Mińsku, 26 października 2020 r. Zdj. Max Katz / Flickr / CC BY-SA 2.0.

Prezydent osobiście nie jest przekonany o lojalności aparatu urzędniczego, co już niejednokrotnie pokazał podczas narad oraz innych wystąpień publicznych. Bardzo częste zmiany na najwyższym poziomie w resortach siłowych oraz przenoszenie urzędników na inne stanowiska, emeryturę oraz do służby dyplomatycznej w odległych krajach a także chaos decyzyjny świadczą o nerwowości i trudnościach w zarządzaniu machiną biurokratyczną. Mimo wyraźnego wsparcia ze strony Rosji i osobiście prezydenta Władimira Putina pewności w utrzymaniu władzy lub też lojalności społeczeństwa do końca nie ma. Ściągnięcie z rosyjskiej telewizji RT (Russia Today) specjalistów na miejsce zwolnionych pracowników białoruskich mediów rządowych miało przekonać przynajmniej część społeczeństwa o tym, że protesty są zorganizowane przez „obce siły” (pod tym terminem rozumie się zazwyczaj kraje zachodnie, NATO, Unię Europejską), a ich brutalne rozpędzenie jest jedynym sposobem na uspokojenie nastrojów. Propaganda sięga do stereotypów rodem z połowy XX wieku, nadal mocno wykorzystuje wątek militarny oraz geopolityczny i władze próbują radykalizować nastroje. Różnice wyznaniowe i etniczne również są sposobem na podkreślenie „obcości”: wypowiedzi, skierowane przeciwko społeczności katolickiej w kraju oraz niewpuszczenie na Białoruś arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza, metropolity mińsko-mohylewskiego, będącego obywatelem Białorusi, mimo oburzenia wiernych, nie doczekały się oficjalnej reakcji ze strony Watykanu. Profesjonalizm fachowców, sprowadzonych z Rosji miał wyraźnie zmienić nastroje Białorusinów, ale jak pokazały badania socjologiczne obywatele już od dawna przestali masowo wierzyć przekazowi telewizyjnemu. Młodsze pokolenia praktycznie jej nie ogląda, a całą swoją aktywność już dawno przeniosły do Internetu. Próby kontroli Internetu również nie dają oczekiwanego efektu.

Warto jednak zaznaczyć, że do części obywateli przekaz propagandowy jednak dociera. Są to głównie osoby starsze, mieszkańcy prowincji oraz członkowie rodzin milicjantów i OMONowców. Emeryci są przekonani o tym, że świadczenia emerytalne są wypłacane osobiście przez prezydenta i pozbawienie jego stanowiska doprowadzi do katastrofy, osoby uzależnione od państwa w inny sposób boją się również o własne liczne przywileje płacowe i socjalne.

10 października prezydent Łukaszenka osobiście udał się do więzienia KGB w Mińsku, gdzie spotkał się z niektórymi uwięzionymi przedstawicielami opozycji (między innymi Wiktaram Babaryką, Siarhiejem Cichanouskim, Lilią Ulasową, Maksimem Znakiem). Szczegóły kilkugodzinnej rozmowy do dziś nie są znane, ale wypowiedzi osób wypuszczonych z więzienia po tym spotkaniu pokazują chęć władz do rozwiązania konfliktu i próby pewnych rozmów. Zatrzymana we wrześniu Maryja Kalesnikawa, która stała się jednym z symboli kampanii wyborczej Swiatlany Cichanouskiej i późniejszych protestów, według relacji adwokatów odmówiła udziału w tym spotkaniu. Rozmowa z przedstawicielami opozycji może świadczyć także o tym, że strona rosyjska próbuje wywierać wpływ na sytuację na Białorusi i zmusić władze do pewnego, choćby udawanego „kompromisu” w postaci zmian w konstytucji. Kwestia propozycji zmian w konstytucji oraz „dyskusje społeczne” pod auspicjami władz lokalnych na ten temat jednak przypominają udawane działania. Osoby związane z istniejącymi partiami politycznymi są przyciągane przez władze w charakterze „listka figowego”, a same propozycje są pozbawione istotnych konkretów: nie ma dotychczas wyraźnych idei, dotyczących potencjalnego wzmocnienia roli parlamentu czy rządu w państwie, a nagłaśniane są propozycje w postaci „zapisu o tym, że małżeństwo to wyłącznie związek mężczyzny i kobiety” (mimo tego, że podobny artykuł już istnieje w obowiązującej konstytucji).

Sprawa zmian w konstytucji była podnoszona na Białorusi już w ciągu dwóch-trzech ostatnich lat, jednak żaden wyraźny projekt nie został dotychczas opublikowany, a obecnie sprawa ta jest wykorzystywana przez władze jako „zasłona dymna”, żeby przykryć częste łamanie praw człowieka podczas tłumienia protestów.

Pożegnanie Ramana Bandarenki, 20 listopada 2020 roku. Zdj. Станіслаў Дубасаў / Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0.

Wykorzystywanie podczas akcji ulicznych milicjantów w cywilu czy też ewidentnych tituszek doprowadza do kolejnych sytuacji zapalnych. 12 listopada w jednym ze szpitali w Mińsku zmarł Raman Bandarenka – 31-latek, absolwent Akademii Sztuk Pięknych, który brał udział w wieszaniu flag i wstążek w barwach narodowych na własnym osiedlu, był autorem murali protestacyjnych. Dzień wcześniej widział on, jak zorganizowane osoby w cywilu niszczą zawieszone wstążki pod jego blokiem. Raman wyszedł z domu i sprzeczał się z tymi ludźmi, po czym został zatrzymany i brutalnie pobity w samochodzie. Prawdopodobnie został również pobity na posterunku milicji, gdzie został przewieziony. Po dostarczeniu go do szpitala okazało się, że obrażenia są bardzo poważne i zagrażają życiu. Po śmierci Ramana Bandarenki przedstawiciele służb siłowych wyraźnie nie mogli uzgodnić wspólnego stanowiska co do tej sytuacji, a Łukaszenka osobiście stwierdził, że zabity był pijany. Lekarz prowadzący, który dostarczył dokumentację medyczną do jednego z portali internetowych za zgodą rodziny, w której wyraźnie było zaznaczono, że pacjent miał zero promila alkoholu w krwi, został zatrzymany przez milicję, jak również i dziennikarka, opisująca to zdarzenie. Przez kilka dni władze nie chciały przekazać ciała zabitego rodzinie, dopiero 20 listopada odbył się pogrzeb Ramana Bandarenki w Mińsku, który zgromadził około 5 tysięcy osób. Raman Bandarenka jest piątą osoba, która zmarła w wyniku działań przedstawicieli władz. Mimo prób pacyfikacji i licznych represji społeczeństwo białoruskie protestuje.

Cichanouskaja i opozycja

Tradycyjna białoruska opozycja, skupiona wokół największych partii, powstałych pod koniec lat 80. i na początku lat 90. ma od samego początku problem z masowym ruchem protestacyjnym i ewidentnie mu nie przewodzi. Nowi liderzy, wyniesieni przez aktywność społeczną, skupieni wokół Swiatlany Cichanouskiej w sytuacji faktycznej emigracji mogą tylko prowadzić działania wspierające oraz uświadamiać rządy i społeczeństwa państw zachodnich. Spotkania Cichanouskiej na najwyższym szczeblu, między innymi z prezydentami Litwy, Łotwy, Estonii, Francji, Słowacji, premierami wielu krajów oraz jej liczne wystąpienia pokazały, że nieoczekiwanie stała się czynnym politykiem i wyraźną potencjalną alternatywą wobec obecnych władz Białorusi. Jednak możliwości skupionego wokół niej Komitetu Koordynacyjnego są bardzo ograniczone. Władze Białorusi przy wsparciu Rosji, mimo presji ze strony społeczeństwa, pokazały, że potrafią kontrolować sytuację. Zagrożenie dla władzy może stanowić wewnętrzna erozja w aparacie biurokratycznym, pogarszająca się sytuacja finansowa i ekonomiczna, pandemia Covid-19 oraz potencjalna fronda. Sytuacja epidemiczna i wyraźne problemy z jej opanowaniem (w kraju odczuwa się trudności z organizacją personelu medycznego, są liczne problemy z możliwością wykonania testów, dopiero po 16 listopada wprowadzono obowiązek zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych, ewidentne fałszowanie statystyk) mogą również istotnie wpłynąć na rozwój wydarzeń.

Minister spraw zagranicznych Niderlandów Stef Blok i Swiatlana Cichanouska. Zdj. Ministerie van Buitenlands / Flickr / CC BY-SA 2.0.

Reakcja społeczeństw zagranicznych i innych państw

Ze strony społeczeństw krajów ościennych w ciągu pierwszego miesiąca protestów dało się zauważyć duże zainteresowanie wydarzeniami na Białorusi. Liczne akcje solidarnościowe, szczególnie widoczne w przypadku Litwy, Łotwy, Polski, Ukrainy, Estonii, ale również Czech, Francji, USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Rosji pokazały, że białoruskie przebudzenie i sam pokojowy charakter protestów są czymś nowym i ważnym. Wcześniejsze zainteresowanie Białorusią było nieduże, a wiele ludzi nawet nie miało pojęcia o istnieniu tego kraju. Symboliczne było również to, że protestujący od kilku miesięcy mieszkańcy rosyjskiego Chabarowska również skandują hasła wsparcia dla Białorusinów. Litwa, Polska, Łotwa, Czechy, Estonia oraz niektóre inne kraje zaoferowały pomoc i wsparcie dla zwolnionych pracowników różnych branż (głównie IT, lekarzy), studentów, osób prześladowanych w tracie protestów. Ważna jest również pomoc białoruskiej emigracji, która zbiera fundusze czy pomaga w leczeniu poszkodowanych, jak na przykład w Pradze.

Przeczytaj także:  Białorusini protestują, Litwini wspierają

Oficjalne uruchomienie 7 listopada białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu w pobliżu granicy z Litwą i w bezpośrednim sąsiedztwie z Wilnem i problemy techniczne następnego dnia, 8 listopada, które doprowadziły do tymczasowego jej wyłączenia tylko usztywniły stanowisko Litwy wobec władz Białorusi. Bezpieczeństwo budowy i funkcjonowania elektrowni w Ostrowcu jest od kilku lat głównym punktem zapalnym w stosunkach Litwy i Białorusi, a zasadność jej istnienia jest krytykowana przez liczne organizacji pozarządowe. Jeszcze wcześniej litewski Sejm uznał Swiatlanę Cichanouską za wybranego reprezentanta narodu białoruskiego. Swoje stanowisko zmieniła Łotwa, która dotychczas była nastawiona bardziej neutralnie wobec Łukaszenki i pełniła rolę pośrednika z Zachodem, a teraz zdecydowanie wystąpiła z krytyką władz białoruskich i stosowanych przez nią metod i represji wobec społeczeństwa.

Przeczytaj także:  Białoruś. Kilka uwag w sprawach międzynarodowych

Kolejna fala pandemii Covid-19, która rozpoczęła się jesienią, wyraźnie jednak zmniejszyła zainteresowanie mediów zachodnich wydarzeniami na Białorusi, co nie znaczy, że sprzeciw społeczeństwa białoruskiego nie zasługuje na uwagę. Protesty są jednak coraz mniejsze, a stanowisko władz tego kraju tylko zaostrza się. Próby władz, aby całkowicie uspokoić nastroje społeczne w ciągu ostatnich tygodni, stwarzały pewne wrażenie, że akcje będą miały coraz mniejszą skalę, a samo społeczeństwo jest wyraźnie zmęczone. Jednak warto zauważyć, że sytuacja na Białorusi z perspektywy zwykłego obywatela staje się coraz bardziej niebezpieczna: władza od kilku miesięcy ignorowała i ukrywała poziom zachorowań na Covid-19, działania milicji stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla życia, próby wyrażania swojego zdania mogą wiązać się z problemami w pracy czy też na studiach. Na dodatek społeczeństwo już od dawna przyzwyczaiło się nie wierzyć rządowym mediom i uprawianej propagandzie. Doświadczenie z lat poprzednich, szczególnie po 2006 i 2010 roku uczy tego, że władza w taki czy inny sposób będzie wykorzystywała obywateli i nie będzie broniła osób, wyraźnie sprzeciwiających się jej. Póki co oczekiwania władz, że protesty powoli uspokoją się, a również oczekiwania protestujących, że Białoruś otrzyma zmianę na najwyższym stanowisku nie spełniły się. Impas cały czas trwa.

***

Protesty ostatnich trzech miesięcy pokazały, że społeczeństwo białoruskie jest bardzo zdeterminowane, by walczyć o swoje prawa i normalne życie, a dotychczasowy marazm, uśpienie i strach przed utratą mizernej, ale jednak stabilizacji proponowanej przez władze zostały zastąpione odwagą, otwartym i masowym protestem oraz ogromną chęcią zmian pomimo brutalnych pobić i represji. Białorusini pokazali, że potrafią się zjednoczyć i dobrze zorganizować bez zewnętrznej pomocy i gotowi są walczyć dalej. Prezydentowi Łukaszence sprzyja nie tylko Rosja, skostniała administracja czy resorty siłowe, ale również czas i zbliżająca się zima. Niewątpliwie bierze on pod uwagę zmęczenie swoich obywateli długim marszem o wolność i pogarszającą się pogodą. Czas pokaże, kto kogo przetrzyma, ale jak pokazuje historia pierwsi sekretarze czy autorytarni prezydenci z czasem odchodzą, a naród trwa dalej – pytanie tylko, ile jeszcze musi minąć czasu?

Historyk i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Grodzieńskiego im. Janki Kupały i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Zainteresowania badawcze: historia idei, historiografia, polityka pamięci oraz mniejszości etniczne i wyznaniowe w Europie Środkowej i Wschodniej. Najlepiej się czuje w Grodnie, Wrocławiu i Druskiennikach. Od dziecka jest zauroczony postaciami z książek estońskiego pisarza Eno Rauda.

Zajmuje się językowym i kulturowym pograniczem słowiańsko-bałtyckim. Absolwent warszawskiej białorutenistyki i polonistyki. Studiował w Studium Europy Wschodniej UW. Współpracował z Fundacją im. Kazimierza Pułaskiego jako ekspert ds. państw bałtyckich i obwodu kaliningradzkiego. W latach 2008-2017 pracował w Instytucie Slawistyki PAN. Od 2018 pracownik Instytutu Słowiańskiego Akademii Nauk Republiki Czeskiej. Najlepiej czuje się na Białorusi, Łotwie i w Szwecji.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!