Jestem Litwinem. Ukraińcy walczą też o moją przyszłość

|

Jeśli Putin wygra na Ukrainie, to czy kolejnym jego celem staną się państwa bałtyckie?

„Prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė nazwała Rosję «państwem terrorystycznym» i ostrzegła, że obecny konflikt na Ukrainie, jeśli nie zostanie zatrzymany, może się rozprzestrzenić”, pisze The Baltic Times.

Ten tekst brzmi tak, jakby został opublikowany dziś rano. Ale tak naprawdę pochodzi z 2014 roku. Był on reakcją na aneksję przez rosyjskie siły Półwyspu Krymskiego i części wschodniej Ukrainy. Wtedy Grybauskaitė pozostała osamotniona w swoim stanowisku.

W ostatnim tygodniu, gdy rosyjskie siły bombardowały budynki cywilne w ukraińskich miastach Kijowie i Charkowie, ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski powtórzył to, co Grybauskaitė wyraziła osiem lat wcześniej: „Rosja to państwo terrorystyczne. To oczywiste”.

Dla wielu Litwinów decyzja Władimira Putina o inwazji na Ukrainę wywołała poczucie, które można scharakteryzować gorzkim: „A nie mówiliśmy?”.

Wyjątkowa pozycja Litwy

Ale wyjątkowa sytuacja geopolityczna Litwy – z rosyjskim obwodem kaliningradzkim z jednej strony i z Białorusią z drugiej – zmusiła mieszkańców kraju do tego, by nie traktowali swojej niepodległości jako czegoś danego raz na zawsze. Od 2014 roku, gdy Rosja anektowała Krym i najechała wschodnią Ukrainę, Litwa podwoiła wydatki na wojsko i obronę oraz przywróciła pobór. Około 77 proc. społeczeństwa popiera członkostwo w NATO (do którego Litwa wstąpiła w 2004 roku), co jest drugim pod względem wysokości poparcia wynikiem w UE po Polsce.

Zatem gdy rosyjska armia zaczęła inwazję na Ukrainę na pełną skalę, Litwini wiedzieli doskonale co mają robić. Ponad 20 tysięcy ludzi wyszło na ulice Wilna, Kowna, Kłajpedy i Szawli, czterech największych miast kraju, by wyrazić wsparcie dla ukraińskiego oporu. W ciągu zaledwie sześciu dni mieszkańcy Litwy i litewskie firmy zebrały 10 milionów euro na pomoc wojskową dla ukraińskich żołnierzy. Parlament kraju jednogłośnie przyjął uchwałę potępiającą rosyjską agresję. Największa sieć supermarketów na Litwie zaprzestała sprzedaży produktów pochodzących z Rosji. Minister kultury ogłosił, że występy artystów z Rosji zostaną odwołane. Komisja litewskiego radia i telewizji zawiesiła nadawanie sześciu kanałów telewizyjnych kontrolowanych przez Rosję.

Bojkot Rosji sięgnął także korporacji międzynarodowych. Wielu Litwinów zamknęło swoje konta w banku Revolut po tym, gdy współzałożyciel banku, którego ojciec związany jest rosyjskim państwowym koncernem Gazprom, nie zdecydował się na potępienie działań Putina. Osiem litewskich mediów finansowych przez odbiorców zrezygnowało z usług platformy crowdfundingowej Patreon po tym, gdy ta zawiesiła ukraińską organizację pozarządową zbierającą środki dla ukraińskich żołnierzy.

Oczekuje się, że takie działania będą wyraźnym sygnałem dla mieszkańców Rosji: zróbcie coś ze swoim przywódcą i zróbcie to teraz. Granica została przekroczona.

Rzecz jasna, Litwini sami doświadczyli wcześniej rosyjskiego imperializmu. Okupacja trzech państw bałtyckich przez Związek Radziecki zaczęła się w 1940 roku i trwała pół wieku. Niemal każdy na Litwie ma w rodzinie kogoś, kto został deportowany przez stalinowskie władze. Poważne problemy społeczne dotykające dzisiaj Litwy – w tym brak zaufania do instytucji, chroniczne nadużywanie alkoholu i wysoki współczynnik samobójstw – mogą mieć swoje źródła w czasach radzieckich, a prowadzona w ostatnich latach neoliberalna polityka również nie przyniosła rozwiązania tych problemów.

Biorąc pod uwagę litewską historię jak i deklaracje rosyjskich władz, że chcą one powrotu do świata sprzed 1997 roku, zanim państwa bałtyckie wstąpiły do NATO, trzeba poważnie traktować groźbę, że Litwa, Łotwa czy Estonia mogą być następne na liście celów Putina.

A co z NATO?

Istotna różnica pomiędzy Ukrainą a państwami bałtyckimi leży w tym, że te ostatnie są częścią NATO. Artykuł 5. założycielskiego traktatu sojuszu mówi o tym, że atak na jednego z członków NATO jest atakiem na nich wszystkich. Jak powiedział w swoim wtorkowym orędziu o stanie państwa (State of the Union – przyp. tłum.) prezydent USA Joe Biden, „Stany Zjednoczone będą broniły każdego skrawka terytorium NATO z całą mocą amerykańskiej siły”.

Ale pytanie, które w 2019 roku zadał Hal Brands, profesor stosunków międzynarodowych w amerykańskim Johns Hopkins University jest dziś aktualne jak nigdy wcześniej: „Czy Stany Zjednoczone włączyłyby się do wojny nuklearnej w obronie Estonii?”. W chwili obecnej amerykańskie społeczeństwo nie jest chętne do interwencji poza granicami kraju. I wiele osób, zarówno w USA, jak i w Europie poważnie zaniepokoiło się, co zrozumiałe, gdy w poniedziałek Putin wydał rozkaz rosyjskiemu wojsku postawienia sił odstraszania nuklearnego w stan najwyższej gotowości.

Litwini bez wątpienia nie chcą wojny nuklearnej. Ale gdy słyszą zapowiedzi NATO, że jego siły nigdy nie zostaną wysłane na Ukrainę, nawet mimo wzrostu liczby ofiar, ich zaufanie do sojuszu może się skurczyć. Jak stwierdziła w ostatnią środę Grybauskaitė, która zakończyła już dwie kadencje na urzędzie prezydenta, ale nadal cieszy się na Litwie dużym uznaniem, „jeśli nie zatrzymamy Putina na Ukrainie, to nadal będziemy musieli toczyć wojnę, ale tym razem już w naszych krajach”.

Jak na razie, jedyne co pozostaje Litwinom, to dalsze wspieranie ukraińskiego oporu przez rozpowszechnianie wiarygodnych informacji, wpłacanie datków i balansowanie na cienkiej granicy między przeciwstawianiem się Putinowi a odmową zwrócenia się przeciwko litewskim Rosjanom, którzy, choć są tylko niewielką mniejszością (5 proc. społeczeństwa), stanowią istotną część litewskiej tożsamości.

Jak dotąd Ukraińcy, z ich dzielnym i niedocenianym przywódcą Zełenskim, walczą jak diabli. Ale ta wojna dopiero się zaczęła. Czy sami zwyciężą? A może Zachód popełnia śmiertelny błąd, nie próbując im bardziej pomóc?

Odpowiedzi na te pytania zdecydują o przyszłości Litwy w najbliższych dekadach.

Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu OpenDemocracy.net. Przedruk w Przeglądzie Bałtyckim na podstawie licencji Creative Commons za zgodą redakcji. Tłumaczenie z języka angielskiego Dominik Wilczewski.

Współzałożyciel NARA, litewskiego medium non-profit zajmującego się długimi formami dziennikarskimi. Studiuje innowacje medialne na New York University jako stypendysta programu Fulbright.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!