Wileńszczyzna wstaje z kolan? Recenzja książki „Zakładnicy Historii” Barbary Jundo-Kaliszewskiej

|

Na przełomie lat 80. i 90. świat się zmieniał. Niemal wszyscy obserwowali na łamach gazet i ekranach telewizorów, jak kolejne państwa bloku wschodniego wyzwalają się spod dominacji sowietów. Niepodległościowy entuzjazm w Europie Środkowo-Wschodniej miał jednak też drugą stronę. Dawne spory i nieporozumienia między narodami, uśpione w czasach zimnej wojny, wybuchały na nowo. Ogień zapłonął na Kaukazie, w Mołdawii, a chwilę później w rozpadającej się Jugosławii. Dziś niewielu pamięta, że podobny konflikt mógł rozgorzeć tuż za nasza północno-wschodnia granicą – na Wileńszczyźnie.

Taką tezę stawia Barbara Jundo-Kaliszewska w niedawno opublikowanej siłami Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego książce „Zakładnicy Historii. Mniejszość Polska w postradzieckiej Litwie”. Na czterystu stronach rozprawy historycznej – jest to publikacja post-doktorska – autorka pisze o wydarzeniach sprzed 30 lat, które do dziś wzbudzają emocje na Litwie, a także w Polsce. Jundo-Kaliszewska opowiada historię, której osią jest próba utworzenia przez litewskich Polaków autonomii w ramach nowo powstałego państwa litewskiego. Temat ten przez wiele lat był opracowywany zdawkowo. Autonomiczne próby litewskich Polaków były opisywane z perspektywy nauk innych niż historia lub jako temat stanowiący margines innej narracji. Początek lat 90. na Litwie bywał tematem wielu artykułów publicystycznych pisanych zarówno w Polsce, jak i na Litwie. Prace te nie zawsze były pełnowartościowe. Dopiero podejście do tematu z punktu widzenia wyłącznie historycznego pozwoliło na szersze przeanalizowanie tego zagadnienia (w tym kontekście warto przypomnieć, że niedawno na Litwie ukazała się praca profesora historii Vladasa Sirutavičiusa, poruszająca podobną problematykę).

Co wyróżnia książkę Barbary Jundo-Kaliszewskiej? Z pewnością dwa elementy: perspektywa, z jakiej została napisana oraz materiał źródłowy, jaki został wykorzystany przy konstrukcji wywodu. Autorka urodziła się i spędziła część życia w podwileńskich Ejszyszkach, miasteczku uważanym za jedno z najbardziej polskich na Litwie. W tamtym okresie odgrywało ono rolę jednego z ważniejszych miejsc na mapie politycznej Wileńszczyzny. Stworzyło to autorce niepowtarzalną perspektywę. Z jednej strony łatwo jej zrozumieć kontekst lokalny, z drugiej strony fakt, że od lat mieszka ona w Polsce, pozwala jej analizować przeszłość z dystansem do opisywanych wydarzeń. Drugą zaletą pracy są bogate odwołania do archiwów, do których dotarła autorka. Częściowe ujawnienie sowieckich akt na Litwie pozwoliło wejrzeć jej w kulisy wydarzeń z okresu liberalizacji, a następnie dekompozycji władzy sowieckiej na Litwie.

Odrodzenie narodowe czy sowiecka intryga?

To właśnie kwestia archiwów sowieckich wydaje się najciekawszą częścią pracy Jundo-Kaliszewskiej. Informacje, do których dotarła autorka, pokazują jednoznacznie dwie ważne kwestie. Ruch autonomiczny na Wileńszczyźnie był bezsprzecznie inicjatywą oddolną. Procesem polityczno-społecznym charakterystycznym dla całego regionu – odrodzeniem narodowym takim, jakie miało miejsce wśród innych narodów w regionie. Dokumenty, do których dotarła autorka, wskazują, że ruch odrodzeniowy Polaków na Litwie nie został jednak w pełni zlekceważony przez służby upadającego ZSRS. Z cytowanych przez autorkę sprawozdań agenturalnych wynika, że eskalacja konfliktu między Litwinami a litewskimi Polakami była na rękę Moskwie. Szczególnie w ostatniej fazie trwania ZSRS (1991 rok), gdy strona Polska wsparła wyraźnie dążenia niepodległościowe Litwinów, a Moskwa przyodziała szaty obrońcy praw mniejszości narodowych. Z wywodu autorki można wysnuć zaś dość ważny wniosek. Pomimo tego, że sowieckie służby posiadały aktywa w strukturach polskich na Litwie (w mediach jak i ZPL), nie posiadały wystarczającego potencjału to pełnego manipulowania ruchem polskim na Wileńszczyźnie.

W tekstach publicystycznych w kontekście tamtych wydarzeń można spotkać się niekiedy z stwierdzeniem, jakoby na Wileńszczyźnie mogłoby dojść do scenariusza „naddniestrzańskiego”. Obraz ten utożsamiany jest właśnie z działaniem agentury sowieckiej na Wileńszczyźnie. „Zakładnicy…” pokazują, że przyczyną takiego scenariusza nie musiałaby być wcale „Sowiecka Intryga”, a raczej kwesta starcia dwóch odradzających się nacjonalizmów – polskiego i litewskiego. Jak podkreśla autorka, kolejne naciski ze strony litewskich nacjonalistów skutkowały postępującą radykalizacją postaw Polaków na Litwie. Idea autonomii była zaś próbą obrony i zachowania jak największej przestrzeni politycznej, w której mogły być realizowane ambicje polityczno-językowe litewskich Polaków.

Dlaczego więc teza o sowieckich źródłach autonomii jest nadal żywa? Tutaj odpowiedzi może być kilka. Z pewnością za obraz ten w litewskim społeczeństwie (oraz polskim) odpowiadają pro-radzieccy autonomiści tacy jak Czesław Wysocki czy Anicent Brodawski, budując obraz Polaka jako komunisty i zdrajcy, a ze słowa „autonomia” czyniąc niemal przekleństwo. Barbara Jundo-Kaliszewska w swojej książce stara się walczyć z takim stereotypem, udowadniając (co jest pomijane w Polsce i na Litwie), że środowisko litewskich Polaków nie było wtedy (jak i nadal nie jest) jednorodne politycznie. Możemy zatem poznać ówczesnych działaczy o poglądach ugodowych wobec większości litewskiej, jak i różne poglądy na kształt samej autonomii.

Niewolnicy historii

Wątek autonomiczny na kartach publikacji Barbary Jundo-Kaliszewskiej jest jednak tłem dla szerszego ujęcia aktywności polityczno-społecznej Polaków na Litwie. Tytułowe hasło – „Zakładnicy Historii” – obrazuję sytuację, w jakiej znaleźli się Polacy zamieszkujący Wileńszczyznę pod koniec XX wieku. Stali się oni swego rodzaju ofiarami historii i wynikających z nich „traum” utraconej Wileńszczyzny – w wersji zarówno polskiej, jak i litewskiej. Wileńszczyzny, która z perspektywy litewskiej została odebrana siłą na początku XX wieku, a potem nigdy do końca nie odzyskana. Region ten jest dziś fizycznie w granicach Republiki Litewskiej, jednak duchowo nadal jest traktowany z dystansem. Często w dyskursie nazywany „Litwą południowo-wschodnią bywa traktowany trochę jak region »specjalnej troski«”. Można w ten sposób uznać, że jest to region kraju, który Litwa od prawie 100 lat nadal próbuję „odzyskać” mentalnie, cywilizacyjnie, kulturowo i językowo. Z drugiej strony, pokutuje polska trauma utraconego Wilna (szerzej Kresów), która w pospieszny sposób została przepracowana przez emigranckie środowiska inteligenckie, ustanawiające polską agendę polityczną w ten sposób, że nowa Polska, po epoce PRL, już nie rościła sobie praw do dawnych granic na wschodzie, by ochronić stan posiadania na zachodzie. Ta pospieszna realizacja nowego podejścia spowodowała, że do dziś trochę nie wiemy, co zrobić z Polakami pozostającymi za (północno-) wschodnią granicą

Nałożenie się polskiej i litewskiej traumy utraconego Wilna spowodowało, że litewscy Polacy na przełomie lat 80. i 90. wpadli wprost pod koła dwóch walców drogowych jadących ku sobie. Znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, każde rozwiązanie wydawało się równie złe. Ten polityczny klincz jest jednym z najważniejszych problemów, jakie porusza książka „Zakładnicy…”. Dzięki temu w głowie czytelnika pojawia się refleksja, że „zimna kalkulacja” w relacjach międzynarodowych jest tylko wyświechtanym frazesem. Stereotypy, mity historyczne i tożsamość wykuta w XX wieku na bazie interpretacji historii jest czynnikiem kluczowym. To ona wpływa na kroki podejmowane przez decydentów, a wyjście poza perspektywę emocjonalną staje się często niemożliwe. Te emocje nie tylko stały się przyczyną opisywanych przez autorkę wydarzeń minionych, ale rzutują na nie do dziś. Bo czy litewscy i polscy radykałowie nadal całymi nocami nie śnią o autonomii? Dla jednych sen ten jest koszmarem, dla drugich – marzeniem.

Wileńszczyzno, wstawaj!

Książka Barbary Jundo-Kaliszewskiej jest niemal kronikarskim zapisem wydarzeń na Wileńszczyźnie z przełomu lat 80. i 90., co dla czytelnika mniej zaznajomionego z tematem może stać się nie lada wyzwaniem. Ogrom nazwisk, miejsc, dat i wątków może przyprawić o oszołomienie. Wprawny czytelnik będzie zaś mógł zapoznać się z pełnowymiarową pracą historyczną. Składająca się z trzech rozdziałów książka zamyka w pełni skomplikowany wątek stosunków polsko-litewskich na początku lat 90. Praca badawcza, jaką wykonała autorka – nowe archiwalia czy wywiady ze świadkami wydarzeń, wnoszą wiele do stanu wiedzy o historii Litwy, a także o historii przemian politycznych w Europie Środkowo-Wschodniej na początku lat 90. Pojawienie się takiego opracowania na rynku wydawniczym z pewnością wpłynie na dyskurs – ten naukowy oraz publicystyczny.

Lektura „Zakładników…” budzi wiele emocji. Zapewne książka w różnych środowiskach społeczno-politycznych będzie odmiennie odbierana. Ciekawe, jakie emocje przy lekturze książki będą towarzyszyć Polakom na Litwie. Ci, którzy przebrną przez te paręset stron, nie będą mogli pozbyć się wrażenia, że autorka pisała nie tylko pracę naukową, ale także wołała „Wileńszczyzno, wstawaj!”. Książka ukazuje Polaków na Litwie jako tych, którzy nie są wcale gorsi od litewskiej większości. Mają swoje odrodzenie, które nie jest już czymś narzuconym z zewnątrz, „intrygą” sowieckich służb, ale własnym dążeniem do emancypacji politycznej. Takiej samej, o jaką walczyli Litwini, Łotysze czy Polacy w Koronie.

„Zakładnicy Historii. Mniejszość polska w postradzieckiej Litwie”, Barbara Jundo-Kaliszewska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2019.

Absolwent historii wojskowości w Akademii Obrony Narodowej i warszawskiego Studium Europy Wschodniej. Jego zainteresowania oscylują głównie wokół dziejów wojska narodowego i sowieckiego na obszarze Łotwy, Litwy i Białorusi.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!