W miniony weekend trzy kraje bałtyckie po raz czwarty w historii wybierały swoich eurodeputowanych. O ile frekwencja na Litwie, gdzie połączono głosowanie do Strasburga z drugą turą wyborów prezydenckich, była przyzwoita, to na Łotwie i w Estonii głosowała najwyżej jedna trzecia uprawnionych. Wilno i Tallinn zaufały w tych wyborach opozycji, podczas gdy w Rydze triumfy święciły trzy partie koalicyjne. Do Parlamentu Europejskiego wybrano nowe, ale także stare twarze. Choć obawiano się, że w tych ...
Zamów prenumeratę w dowolnym wariancie, aby móc przeczytać cały artykuł. Prenumerując wspierasz Przegląd Bałtycki!
Przeczytaj dlaczego to ważne i skorzystaj z promocji »
Jeśli już prenumerujesz, zaloguj się.