Czasy schlebiającej demokracji

|

Demokracja lubi epitety. I epitety nadaje się najczęściej tylko po to, by zapanować nad samą demokracją. Różne epitety czynią to w różny sposób. Demokracja liberalna akcentuje prymat indywidualnej jednostki nad demosem, co często idzie w parze z deklarowaniem zasady praworządności. Socjaldemokracja sprowadza się do upominania się o prawa grup represjonowanych i bezsilnych do równych możliwości. Chrześcijańska demokracja odwołuje się do tego, że nie sam reżim demokratyczny jest celem, ale stworzenie przez reżim możliwości, aby człowiek samodzielnie mógł dążyć do dobra. Nawet neofaszystowska idea demokracji suwerennej odwołuje się do prymatu odrębności kulturowej narodu nad instytucjami demokratycznymi. To samo można powiedzieć nie tylko o ideologicznych, ale i o formalno-instytucjonalnych określeniach demokracji: demokracja przedstawicielska włada tłumem, tworząc wybraną elitę; demokracja deliberatywna ufa w możliwość przekonania wszystkich za pomocą argumentów i osiągnięcie wspólnego konsensusu.

Tymczasem cztery lata rządów Litewskiego Związku Rolników i Zielonych (LVŽS) zaczęły się od postulatów czystej demokracji, demokracji bez epitetów, a skończyły się tym, czym musi się skończyć bunt masy – podporządkowaniem się dyktatorowi. W czystej demokracji rządzą ludzie, którzy czują, że są równi jeden drugiemu. Każdy głos jest ważny, dlatego głos uczuć waży tyle samo, co głos rozsądku. Rozum dla prawdziwego demokraty zawsze będzie arogancki wobec uczuć i z natury niedemokratyczny. Podstawowym celem polityka demokratycznego staje się nie tyle zaproponowanie najlepszego i najbardziej sprawiedliwego rozwiązania, ale takiego, które popiera większość. Ale większość jest zmieniającym się w czasie tłumem o wielu twarzach, więc prawdziwy demokrata wie, że zaakceptowane może być zasadniczo jakiekolwiek rozwiązanie, jeśli tylko masy będą dobrze przygotowane, odpowiednio uformowane. Najłatwiej czyni się to obiecując, bez końca obiecując i czasem, by wzbudzić intrygę, oskarżając rozum, że staje on na drodze do osiągnięcia prawdziwej wolności i szczęścia.

Jeśli taka demokracja także potrzebuje epitetów, to tylko takich, które wzmacniają wolę ludu. Dlatego mówi się o „demokracji bezpośredniej”, która nie obiecuje nic innego, z wyjątkiem permanentnego samookreślania się większości. W demokracji bezpośredniej każdy przedstawiciel staje się niepożądanym pośrednikiem. W swoim programie z 2016 roku LVŽS mówił o demokracji uczestniczącej, która zapewni „obywatelom bezpośrednią możliwość realizacji suwerennej woli Narodu”1. Przez cztery lata nie poczułem, aby zostały mi przyznane jakiekolwiek możliwości lepszej realizacji suwerennej woli Narodu, jednak zostawmy ironię na boku – tak naprawdę ważna jest sama intencja LVŽS: jako zamierzony cel ogłasza się nie wzmocnienie instytucji państwowych, ale bezpośredni udział. Dziś taki pogląd powszechnie nazywa się populizmem, ale jest to tylko modne słowo, którym nazywa się demokrację radykalną. Można jednak zaproponować jeszcze jedno określenie, które charakteryzuje reżim tworzony przez politykę „zielonych chłopów” (medialne określenie LVŽS, dalej w tekście „chłopi” jako synonim partii – przyp. red.). To demokracja schlebiająca.

Kazys Grinius

Dla miłujących historię i swoją tradycję „zielonych chłopów” nie powinno to być żadną obrazą. Przecież sam LVŽS uważa się za reprezentanta tradycji ludowo-chłopskiej i kontynuatora myśli Kazysa Griniusa (litewski działacz ludowy i polityk, premier w latach 1920–1922, prezydent w 1926 roku – przyp. red.). Myślę, że niespodziewanie trafnie, biorąc pod uwagę, że ludowcy odwoływali się do tradycji rosyjskich narodników, a ci w międzynarodowej literaturze tłumaczeni byli jako populiści. Tu, rzecz jasna, ma się na myśli co innego niż dzisiejszy populizm. Ludowcy z początku XX wieku także opierali się na interesie ludu i walczyli z zepsutą obcą biurokracją czy elitą kapitalistyczną. Tak jak i dziś, lud tak naprawdę milczał, a o jego potrzebach wypowiadali się wykształceni intelektualiści, własna elita, odrzucająca przegniłą elitę obcą. Na korzyść ówczesnych ludowców trzeba zapisać, że ich celem było nie tylko ucieleśnienie ludu poprzez jego reprezentację, ale także umocnienie jego świadomości – uczynienie ich lepszymi rolnikami, lepszymi obywatelami, lepszymi ludźmi. Jeśli także LVŽS miał taką ambicję, to pozostała ona jedynie na kartach programu, słabo uświadomiona. Ich celem od samego początku było nie to, by starać się być lepszymi, ale być takimi, jaką była domniemana większość. Z jednej strony, domniemana większość polityków – LVŽS – pochodziła z ludu, który wiedział, że politycy są źli i dlatego często zarzut niemoralnego zachowania spotykał się nie z przeprosinami czy usprawiedliwieniem, ale ze stwierdzeniem „a tamci (konserwatyści-liberałowie) są jeszcze gorsi”. Z drugiej strony, jako większość widzi się tych, którzy są reprezentowani – zwykłych ludzi, obywateli, chłopów. Jacy oni są? Są tacy sami jak i ich wybrani przedstawiciele. Ergo, oni sami, nowi posłowie na Sejm, są ludem. Poznaj siebie – zrozumiesz lud. I koło się zamyka – reprezentują oni nie kogoś, ale tylko siebie, swoje rozumienie polityki, Litwy, potrzeb ludzkich i celów. Dlatego nie dziwi, że schlebianie samemu sobie jest równoznaczne ze schlebianiem ludowi.

Zrozumieć chłopa znaczy zrozumieć LVŽS. I odwrotnie, zrozumieć LVŽS znaczy zrozumieć chłopa. Zatem spróbujmy to zrobić, cytując wspólne autorytety, takie jak Grinius: „Ciało chłopskie ma swe osobliwości. Mięśnie ich mocne są, chłop przyzwyczajon jest znosić zmiany pogody, jako i zdolen żywić się trudnemi do zmielenia, najwięcej roślinnymi owocami. Ale za to rozum i mózgowie z nerwami, dla porównania, dużo już słabiej rozwiniętemi się zdają. Chłopu wszak nie ma tak wielkiej potrzeby swój mózg suszyć, jak, powiedzmy, Żydowi z miasteczka. Rozum ten i tak dzień w dzień się gotuje, jakby tu więcej zarobić, co by chleba dla się i rodziny zdobyć. Chłopskaż praca idzie więcej regularnie, obraca się bez pomyślunku, podług słońca, podług takich a owych świąt, poglądając na sąsiadów”2.

Jak ten antropologiczny przegląd może pomóc nam zrozumieć nasze dzisiejsze polityczne podwórko? Schlebiająca demokracja opiera się na tym, że podstawą prawdziwie chłopskiego postanowienia powinny być nie argumenty, a siła. Demokracja buldożerowa, której zasady były bronione i stosowane przez całą kadencję jako przejaw prawdziwej demokracji, jest najdoskonalszym określeniem takiego sposobu podejmowania decyzji w oparciu o siłę. Jak to działa w praktyce, mógł się przekonać każdy, kto spojrzał do sejmowych stenogramów – gdy oponenci z opozycji przedstawiali swoje argumenty przeciw, „chłopi” jak mantrę powtarzali, że tego chce naród, że o wszystkim powinien zdecydować naród, no bo jak można sprzeciwiać się woli narodu. I tak, na przykład, argument w dyskusji w sprawie zmniejszenia liczby posłów na Sejm, za pomocą którego w najbardziej wyszukany sposób próbowano obejść obecne zasady konstytucyjne i ustawowe brzmiał: „W ten dzień zakochanych chciałoby się chyba tego, żeby Litwa naprawdę mogła mieć prawo sama zdecydować, jak będzie świętować, jak się będzie smucić, żeby nie wmawiano jakichkolwiek opinii i zasad, wychodzących właśnie z parlamentu i narzucanych z góry. Zachęcam do tego, by głosować za. Pozwólmy, żeby ludzie sami decydowali. Myślę, że te tysiące ludzi, które już podpisały się pod wnioskiem o referendum, są tego warte. Zachęcam do poparcia”3. Tak mówiono i czyniono, tak jak gdyby w programach partyjnych nie było żadnych zapisów o chęci zapewnienia rządów prawa i szacunku dla poglądów mniejszości.

Po czterech latach otwartego stosowania schlebiającej demokracji pewnym nieporozumieniem wydaje się zawarte w programie LVŽS stwierdzenie: „Za cechę dojrzałej demokracji uważamy nie tylko możliwość uczestniczenia przez obywateli w rządzeniu państwem, ale i zrozumienie przez obywateli narodowych i wspólnotowych interesów oraz możliwości ich formułowania i obrony. Dlatego zobowiązani jesteśmy do prowadzenia przejrzystej i otwartej polityki po to, aby upiększyć4 obywatelską wiarę we własne siły, a także – we własne państwo”5. Nawet jeśli zostawimy na boku wszystkie skandale i skandaliki markauskasów, karbauskisów, kildišienė, skvernelisów i smirnovasów (wymieniam i już robi się strasznie; a przecież są jeszcze partnerzy koalicyjni, bastysowie, rozowe, narkiewicze…) (aluzja do nazwisk polityków LVŽS i ich koalicjantów – przyp. red.), myśląc że „kto nie złapany – ten nie złodziej”, to samo rozumienie reprezentacji przez LVŽS każe patrzeć na Litwę zdecydowanie nie jako na przestrzeń wspólnej troski, rzeczpospolitą. Staje się ona protegowaniem własnych, osobnych, lokalnych i grupowych interesików. I to możemy rozumieć jako ważną zasadę demokracji schlebiającej: przecież właśnie oni, wyborcy-zwolennicy, jak należałoby oczekiwać, poprą swojego, dającego. Jak mawia lud, „ręka rękę myje”. Z drugiej strony, także te lokalne interesiki są tak naprawdę troską o siebie samych, bo myśliwy najlepiej rozumie tylko drugiego myśliwego, policjant – jedynie drugiego policjanta, kownianin – drugiego kownianina. Przecież dobry chłop zawsze troszczy się o swoje gospodarstwo i nie pcha się na podwórko innego gospodarza, sam też domagając się, aby nie pchano się i do jego gospodarstwa. I z dumą nazywa to wolnością.

Inny przykład dwulicowości tego modelu demokratycznego LVŽS wiąże się z obietnicą włączenia wszystkich obywateli. Być może sformułowana została ona w sposób naiwny, nie rozumiejąc, że różnych interesów, różnych partii, a nawet różnych rejonów nie da się pogodzić. Dlatego w rzeczywistości, zderzając się z innymi poglądami, zaczyna się je demonizować. Fantasmagoryczne formy przyjęło to w ostatnich latach, gdy na każde krytyczne pytanie wszyscy „chłopi” jak jeden mąż, trzeba czy nie trzeba, odpowiadali, że winni są konserwatyści. W porządku, zrozumieliśmy, że ci nie są godni miana obywatela i to było najważniejszym przekazem informacyjnym, przynajmniej do czasu błogosławionego, podnoszącego słupki w sondażach, nadejścia COVID-19. Napawało jednak grozą, gdy tego samego aktu demonizowania dokonywano z każdym innym nie-chłopskim poglądem – tzw. „systemowe media”, naukowcy służący nie-chłopom, związki zawodowe broniące swoich interesów, sądownictwo czy nawet sama Konstytucja, bo stworzona nie rękoma samych „chłopów”.

Tu znowuż możemy wrócić do zapisków Griniusa. Miejskiego oglądania się na innego, empatii i sympatii, które pojawiają się wskutek ciągłego spotykania się z innym, w zamkniętym chłopskim świecie i jego decyzjach nie warto szukać. Chłop po prostu wie, bo zawsze robił tak samo, jak teraz. Dlatego nie musi on rozumieć innego, bo innego być nie może. Obecność innego burzy ideę jednolitego ludu, ideę chłopskiej racji. Inny oznacza wrogą partię i kłamstwo. Aroganckiego mieszczucha. Konserwatystę i liberała. Powinno być na odwrót: jedna prawda, bo jest tylko jeden lud, dlatego może być tylko jedna jedynie słuszna partia uosabiająca interes ludu. Jak powiedział jeden z zapomnianych autorytetów, wybierając zasadę akceptacji dla swojej linii partyjnej, a nie porozumienia, jednocześnie faktycznie poszli oni w kierunku nie uspokojenia, ale skłócenia społeczeństwa, nie prawdziwej jedności, ale rozbicia.

Przeczytaj także:  Ramūnas Karbauskis: cieszę się, że udało się stworzyć większościową koalicję

Można oczywiście uważać, że chłopi wcale nie zamierzali budować dojrzałej demokracji i te cztery lata tak naprawdę oznaczały polityczny Kulturkampf. Z jednej strony są stosujący przeróżne epitety demokraci, którzy rozumieją wyzwania związane z demokracją i próbują nad nimi zapanować. Z drugiej strony jest budowany przez chłopów demokratyczny absolutyzm, w którym nie ma już miejsca dla zasad konstytucyjnych, konsekwentnego myślenia, nie ma szacunku dla przeciwnika, a czasem nawet dla zwykłej przyzwoitości. Wszystko, co zostało, to własne interesy i schlebianie tym, którzy mają władzę, albo mogą pomóc w jej utrzymaniu. Przy okazji tej uwagi przypomnę jeszcze jedną niezwykłą myśl z programu: „Nie będziemy tolerować przypadków korupcji politycznej zarówno we własnych szeregach, jak i wśród partnerów. Uznając, że przestrzeganie zasad moralnych jest wartością wyższą niż porozumienia koalicyjne, będziemy wymagać, aby wszelkie podejrzenia o korupcję zostały niezwłocznie zbadane, a siły polityczne, które tego odmówią albo będą ukrywać podejrzanych o korupcję, przestaniemy uważać za partnerów godnych szacunku i zaufania”6. O tak, brzmi pięknie, ale po czterech latach – prawie jak kpiny.

Byłoby zbyt dużym uproszczeniem powiedzieć, że tego typu schlebiająca demokracja zaczęła się od „historycznego zwycięstwa” LVŽS w wyborach do Sejmu w 2016 roku. Nie byli oni pierwsi, ani ostatni. Jak mówię, schlebianie, podejmowanie prób utrafienia w potrzeby większości, jest nieodłączną częścią demokracji. Tę technikę w krótkiej historii Drugiej Republiki Litewskiej w większym lub mniejszym stopniu stosowali i konserwatyści, i socjaldemokraci, i liberałowie, a pomysłowo udoskonaliła Partia Pracy. Tak, jak ci ostatni, „zieloni chłopi” nie mają żadnych wyraźnych hamulców, które ograniczałyby demokratyzacyjny zapał, dlatego ich prawdopodobne partnerstwo z Partią Pracy byłoby zgodne z tendencją. Jednak to właśnie „chłopi” udoskonalili schlebiającą demokrację do, jak na razie, jej najwyższej formy. I nie mówię tutaj o tych banalnych wypłatach dla potencjalnego wyborcy przed wyborami w 2020 roku. Widzieliśmy to i słyszeliśmy. Rosnące konto w banku cieszy serce nawet największego sceptyka. Redystrybucja kapitału to abecadło schlebiającej demokracji. Ale alfą i omegą, niech mi te obce znaki wybaczą Perkūnas i Audrys (aluzja do Audrysa Antanaitisa, przewodniczącego Państwowej Komisji Języka Litewskiego – przyp. red.), schlebiającej demokracji jest to, że człowieka nie prosi się o nic, za to obiecuje się mu dać wszystko. Mówi mu się: ty, drogi obywatelu, nie jesteś niczemu winien, ale przebiegły wróg odebrał tobie i odbiera to, co ci się od urodzenia należy.

Mimo to, inaczej niż w przypadku wcześniejszego litewskiego populizmu, ten „zielonochłopski” ma dwie wyraźne cechy szczególne. Po pierwsze, jest to swoista nienawiść do polityki. Do wyborów idzie się z ludowym przekonaniem, że polityka jest zła i nie może być inna. Antypolityczność deklarowali niektórzy z dopiero co wybranych posłów na Sejm, mówiąc że przyszli oni tutaj tylko na chwilę, polityka tak naprawdę ich nie obchodzi; inicjatywy zmniejszenia liczby członków Sejmu jako rzekomo najlepszy sposób naprawienia polityki albo w ogóle obniżenie znaczenia Sejmu. W odpowiedzi na takie poglądy zaproponowana została alternatywa w postaci tzw. „rządu fachowców” – niezideologizowanych urzędników i niepartyjnych ministrów. Nie wydaje mi się, że zdawano sobie z tego sprawę, ale oba te poglądy swoje źródła mają w sowieckiej marksistowskiej wyobraźni politycznej, której wyraźnymi cechami były (i najwyraźniej wciąż są) nieufność wobec burżuazyjnego parlamentu, wiara w siły administracyjne i pragnienie zrzeczenia się decydowania przez państwo (jako władzę), pozostawiając ostateczną decyzję w rękach efemerycznego, działającego po swojemu ludu.

Takie nieświadome intelektualne wybory nie powinny dziwić – biografie większości posłów na Sejm tej (poprzedniej – przyp. red.) kadencji pozwalają sądzić, że z koncepcjami politycznymi najdogłębniej zostali oni zapoznani jeszcze na zajęciach z marksizmu-leninizmu. Chciałbym się mylić, ale wydaje się, że żadna polityczna literatura, nawet piękna, przed ich chłopskie oczy nigdy nie trafiła (przypomnijmy sobie tylko, jak ówczesny nowy przewodniczący Sejmu Viktoras Pranckietis nie zrozumiał, że Folwark zwierzęcy to tytuł książki, a przypominam, że był on profesorem uczelni wyższej, jednym chyba z inteligentniejszych spośród politycznych nowicjuszy). Dlatego też nie dziwi, że parafrazując Lenina, „chłopi” w polityce znaleźli się tylko po to, żeby za pomocą jej własnych środków zniszczyć samą politykę.

Przeczytaj także:  Ramūnas Karbauskis: Szara eminencja litewskiej polityki

Po drugie, tej schlebiającej demokracji udało się zakorzenić, bo, co mówię bez ironii, koordynowana jest ona przez jednego z najzdolniejszych współczesnych polityków litewskich – Ramūnasa Karbauskisa7. Jest doświadczony i już nie raz poznał smak porażki, więc rozumie, co trzeba robić, by ich unikać. Jest typowym, używając terminologii Maxa Webera, politykiem z powołania – żyje dla polityki, ale polityka nie jest dla niego środkiem do poprawy życia. Jest partyjnym bossem, nadzorcą, który zbiera wokół siebie ludzi i prowadzi ich w wybranym kierunku. Jest pewny siebie, czasem agresywny, czasem miły, wpływowy, ma władzę i zasoby finansowe. Jest politykiem, który wie, że w demokracji schlebiającej trzeba schlebiać nie tylko masom, ale także, co może nawet ważniejsze, potencjalnym partnerom. Ale co najważniejsze, trzeba schlebiać członkom własnej partii i jej stronnikom, okazywać miłość i przypominać, że bez łaski LVŽS byliby nikim, a z nią – mogą stać się kim tylko zechcą. Serwilizm politycznych debiutantów oraz młodzieży pragnącej dużo i szybko jest największą siłą takiej schlebiającej demokracji i, jak się wydaje, Karbauskis nauczył się ją po mistrzowsku wykorzystywać.

Obawiam się, że właśnie tak rodzą się dyktatorzy. Na razie piszę te słowa bez negatywnych skojarzeń, a tylko w odniesieniu do człowieka, któremu dane jest dyktować – kierować, pokazywać, ściślej mówiąc, co ma być zrobione. Nie musi on koniecznie zabronić głoszenia innych poglądów, ale zachowa sobie prawo, by nie zwracać na nie uwagi i robić swoje. Podstawą jedności LVŽS jest właśnie ta umiejętność Karbauskisa: pozwalać mówić, ale nie pozwalać się sprzeciwiać. Niestety, wydaje się, że właśnie pogodzenie się z tym stało się warunkiem dobrego politycznego życia części posłów na Sejm. Osobiście może i korzystne jest takie schlebianie, ale gdy spojrzy się z na to z boku – robi się strasznie.

Artykuł pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Naujasis Židinys-Aidai” (nr 5/2020) oraz na portalu Bernardinai.lt. Przedruk w Przeglądzie Bałtyckim za zgodą redakcji. Tłumaczenie z języka litewskiego Dominik Wilczewski.

Przypisy:

  1. „Program rządu harmonijnej Litwy. Litewski Związek Rolników i Zielonych 2016 rok. Program wyborczy w wyborach do Sejmu RL”, s. 100. Dostęp: http://darnilietuva.lt/rinkmenos/darnios-lietuvos-vyriausybes-programa.pdf.
  2. Kazys Grinius, „Stiprinkime savo kapitalus”, w: „Vienybė lietuvininkų” 25 metų sukaktuvių jubilėjus (1886–1911), Brooklyn 1911, s. 122.
  3. Kęstutis Mažeika, Dyskusja w Sejmie RL 14 lutego 2019 r., Projekt uchwały Sejmu w sprawie ogłoszenia referendum dotyczącego zmiany art. 55 Konstytucji Republiki Litewskiej” Nr XIIIP-3222. Dostęp: https://e-seimas.lrs.lt/rs/legalact/TAK/f36690d0310a11e9a505bd13c24940c9/#_ftn1.
  4. Tak, „upiększyć” (w oryg. „sugražintume”, prawdopodobnie powinno być „sugrąžintume” – przywrócić – przyp. red.). Przypadek? Nie sądzę. Upiększenie obywatelskiej wiary to działanie estetyczne, polegające na tworzeniu czegoś, czego nie ma.
  5. „Program rządu harmonijnej Litwy”, s. 99.
  6. Ibid., s. 100.
  7. Nie mylić z księdzem Karbauskisem. „Ks. Karbauskis przedłożył pomysł powołania «Litewskiego Związku Chłopów-Gospodarzy». Najpierwszym politycznym celem „Związku” jest obywatelskie uświadomienie chłopów i walka o ich obywatelskie równe innym prawa. Ekonomicznemu polepszeniu bytu chłopskiego póki co proponuje się projekt ks. Spudasa powołania banku «Związku»” („Lietuvos aidas”, 1917-11-08, s. 4).

Doktor nauk politycznych, docent w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wileńskiego, zajmuje się historią idei, tradycją litewskiej myśli politycznej oraz historią intelektualną.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!