Jestem pewna, że w jesiennych wyborach do Sejmu w każdym okręgu każdy z kandydatów odnajdzie swojego wyborcę. Nowa Wilejka to nie jest „dzielnica izby wytrzeźwień” czy konserwatywnych osób. To jest odradzająca się i ambitna dzielnica. Być może nawet w rejonie wileńskim padnie kilka głosów na mnie jako na kandydatkę Partii Wolności. Ja uważam, że Litwa nie jest homogeniczna, a wręcz różnorodna i w tym jest piękno tego kraju. Mój wyborca nie głosuje na mnie z powodu mojej narodowości, tylko programu – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim prawniczka i radna wileńska Ewelina Dobrowolska.
Ewelina Dobrowolska urodziła się w 1988 roku w Wilnie. W 2011 roku ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Michała Römera. Od siedmiu lat aktywnie angażuje się w działalność organizacji pozarządowych. Pracuje jako aplikant adwokacki i prawnik w Europejskiej Fundacji Praw Człowieka w Wilnie, reprezentuje osoby w sądach w sprawach dyskryminacji, mowy nienawiści, naruszeń praw człowieka. Prowadzi także szkolenia na ten temat na uczelniach oraz w firmach. W wyborach samorządowych w 2019 r. kandydowała z listy „O Wilno, z którego jesteśmy dumni!” („Už Vilnių, kuriuo didžiuojamės!”), stworzonej przez obecnego mera stolicy Remigijusa Šimašiusa, jednak nie zdobyła mandatu. Do rady Wilna weszła w styczniu 2020 r. po rezygnacji z mandatu przez Renaldasa Vaisbrodasa. Wiosną 2019 r. została członkinią-założycielką nowego ugrupowania liberalnego Partia Wolności.
Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Weszłaś do rady miejskiej Wilna na przełomie roku i od razu poprosiłaś, żeby zmieniono Ci tabliczkę z „Eveliny Dobrovolskiej” na „Ewelinę Dobrowolską”. Koledzy partyjni pytali się może: „po co Ci to, dziewczyno?”. Czy wyrazili zrozumienie?
Ewelina Dobrowolska: Radną samorządu miasta Wilna zostałam 22 stycznia, więc mniej niż pół roku temu. Zmiana tabliczki w sali, gdzie się odbywają posiedzenia rady, była krokiem symbolicznym, ale nie mniej ważnym. Kandydowałam otwarcie reprezentując mniejszości narodowe, chciałam aby to się odzwierciadlało także w radzie. Wystarczyło poprosić referenta frakcji o zmianę w pisowni i już na drugi dzień widziałam nowy napis. Żadnych pytań „dlaczego i po co?”. Samorząd Wilna jest wielokulturowy i otwarty, podobnie jak samo miasto. W samorządzie na różnych stanowiskach pracuje wiele osób różnej narodowości. Ta różnorodność jest wyłącznie plusem i nie wzbudza żadnych kontrowersji.
Aż ciekawe, że konserwatyści nie protestowali. Uważasz, że wszyscy polscy radni powinni pójść Twoją drogą?
Ja swoje imię i nazwisko zmieniłam, ale chcę zwrócić uwagę, że jeśli ktoś z Polaków nie zmieniłby, to wcale nie oznacza, że dana osoba jest w mniejszym stopniu Polakiem. Każdy przedstawiciel mniejszości narodowej ma prawo samodzielnie decydować czy chce być identyfikowany jako mniejszość w konkretnej sytuacji.
Więc nie musi zmieniać tabliczki. Czy obecni radni AWPL-ZChR mają tabliczki z oryginalną pisownią swoich nazwisk? Udało im się to wywalczyć?
Nie wiem, szczerze mówiąc nie sprawdzałam. Podejrzewam, że mają. Jednak wątpię, czy to rzeczywiście była walka. Uważam, że prawdopodobnie tak samo łatwo to sobie zmienili jak i ja. Bycie Polakiem na Litwie to nie jest ciągła walka. Czasami jest łatwiej niż to wygląda.
Niecałe dwa tygodnie temu władze Wilna ogłosiły przełomową decyzję: odtąd wszyscy mieszkańcy stolicy będą mogli otrzymać pisemną odpowiedź na swoje zapytania w języku, w którym się kontaktowali z urzędem. Wcześniej robiono wyjątek zaledwie dla angielskiego. Polacy od dawna walczyli, by z urzędami wileńskimi można się było komunikować także po polsku. „Wielki sukces AWPL-ZChR”, komentowano na kresowych portalach. Radna Renata Cytacka napisała nawet na Facebooku, że to dzięki jej „długoletnim staraniom” mer Wilna Remigijus Šimašius „spełnił daną jej obietnicę”. Tymczasem ta sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, a AWPL-ZChR niekoniecznie jest matką sukcesu, jak sama to przedstawia, choć od wielu lat tworzy koalicję rządzącą miastem.
Uważam, że wprowadzenie „usługi pisemnej” w innych językach to był konsekwentny krok polityki miasta Wilna, która jest otwarta i liberalna. Przez kilka ostatnich lat urząd miasta Wilna obsługiwał klientów na żywo w formie ustnej w czterech językach – litewskim, angielskim, rosyjskim i polskim, zatrudnieni byli również konsultanci posługujący się językiem migowym. Witryna internetowa urzędu jest dostępna również w czterech językach. Decyzja obsługi pisemnej jest następnym krokiem, który zapewnia, że wszyscy mieszkańcy Wilna, nie zważając na narodowość, są traktowani jednakowo.
Nie możemy oczekiwać, że mniejszości narodowe czy obcokrajowcy, którzy wybrali Wilno jako miejsce zamieszkania i pracy, będą równomiernie zaangażowani w życie publiczne miasta, jeżeli nie stworzymy im do tego warunków. Warto też pamiętać, że wszystkie organizacje międzynarodowe, w tym Rada Europy, zarzucają ciągle Litwie, że dotychczas nie posiada ustawy regulującej prawa mniejszości narodowych, a ich prawa lingwistyczne nie mogą być realizowane. Aby to zmienić na poziomie państwa, niezbędna jest ustawa, jednak małe kroki może podjąć także samorząd, każdy samodzielnie. Właśnie to zrobiło Wilno.
Wracając do AWPL-ZChR…
Wspaniale rozumiem ich retorykę, warto dodać, że jest to partia, która od wiele lat jest u władzy lub w koalicji rządzącej w Sejmie i samorządach Wilna czy rejonu wileńskiego. Nie chcę powiedzieć, że partia nie dba o interesy mniejszości narodowych, jednak ostatnio widzimy, że AWPL-ZChR skupia się na interesach ogólnopaństwowych, a zagadnienia mniejszościowe stają się kwestią drugo- czy pięciorzędną. Radna Renata Cytacka podnosiła kwestię obsługi pisemnej w języku polskim, ostatni raz, jeżeli się nie mylę, przed wyborami do samorządu w marcu 2019 r., prawdopodobnie widząc, że to był jeden z moich punktów wyborczych. Mówiono także o tym w różnych międzynarodowych raportach, do których powstania Europejska Fundacja Praw Człowieka w Wilnie, w której zasiadam, ciągle się przykłada. Jednak decyzja zapadła chyba wtedy, gdy rozpoczęto próbę rozstrzygnięcia problemu, a nie tylko jego nagłaśniania. Jeszcze przed pandemią Covid-19 sporządziłam projekt rozporządzenia o zmianie regulaminu obsługi w formie pisemnej, a także argumentację na podstawie międzynarodowych przepisów: dlaczego to jest potrzebne i ważne dla miasta. Oczywiście wirus skorygował tempo pracy, jednak cieszę się że tak szybko udało się to załatwić. Także chciałabym wyrazić podziękowanie merowi Šimašiusowi, którego wsparcie było zasadnicze. A także dyrektorowi administracji Povilasowi Poderskisowi, który pomimo nawału pracy podczas walki z pandemią, znalazł czas na taką właśnie kwestię.
W rozmowie ze mną wspomniałaś, że w obecnej regulacji wcale nie chodzi o języki „historycznych mniejszości narodowych”. Notabene na Litwie nie ma takiego pojęcia, inaczej niż w Polsce, gdzie historyczne mniejszości są po prostu wymienione w ustawie. A więc tutaj nie chodzi o historyczne języki takie jak polski, rosyjski, żydowski czy białoruski. Także mieszkający w Wilnie Łotysz, Węgier czy Niemiec będzie mógł uzyskać odpowiedź w swoim języku…
Jako że nie mamy na Litwie ustawy o mniejszościach narodowych, nie mamy uregulowanego odpowiednio pojęcia „historycznych mniejszości narodowych”. Więcej, nie mamy także samej definicji „mniejszości narodowych”. Regulamin obsługi, jak wspomniałeś, nie ogranicza się do języków mniejszości narodowych, zamieszkujących na Litwie. My dobrze rozumiemy, że w stolicy mamy wiele osób, które niekoniecznie są przedstawicielami mniejszości narodowych, ale na przykład imigrantami.
Na przykład Ukraińcami…
Sądzę, że decyzja samorządu, by umożliwić obsługę także w języku imigrantów, a nie tylko mniejszości, jest najlepszym przykładem tego, że Wilno pozostaje miastem otwartym.
Regulacja jest ciekawa, także z punktu widzenia PR. Czy nie wprowadzi ona jednak chaosu, zwiększonych wydatków z kasy miejskiej, a także znacznie większych obowiązków dla urzędników miejskich?
Odpowiem w ten sposób: chociaż już od kilku lat samorząd Wilna obsługuje ustnie interesantów w czterech językach, z opcji tej korzysta nie tak dużo osób. Obsługa w języku polskim czy rosyjskim nie stanowi bardzo dużego procentu i nie obciąża urzędników. Obsługa pisemna prawdopodobnie też w większości pozostanie głównie w języku litewskim – osoby składające wniosek najczęściej zwracają się do urzędu o wydanie konkretnych zaświadczeń, wypełniając formularz według szablonu czy prosząc o inne usługi. Także procent mniejszości narodowych i imigrantów w Wilnie nie jest aż tak znaczny, aby to utrudniło pracę samorządu. Warto zauważyć, że o wartości nowej regulacji świadczy nie tyle liczba złożonych próśb w języku polskim, a samo istnienie takiej możliwości. Wilno jest na tyle mocne, na ile silne są odrębne grupy społeczne składające się na miasto.
Czy władze miasta będą korzystać z usług tłumaczy?
Samorząd już korzysta z usług tłumaczy, bo jego strona internetowa od kilku lat funkcjonuje w czterech językach. W samorządzie pracuje także wiele osób różnej narodowości, oni już obsługują interesantów ustnie w czterech językach, więc zmiany nie będą takie duże. Natomiast odpowiedź na pismo zostanie podana w języku litewskim, do niej będzie załączone tłumaczenie wykonane w serwisach translate.google.lt lub translate.tilde.com/lt, a więc umożliwi to danej osobie zrozumieć treść odpowiedzi czy decyzji. Prośba złożona w innym języku będzie rozpatrzona i uważam, że to jest najważniejsze. Nareszcie udało się to osiągnąć.
Od kiedy będzie działać nowa regulacja?
Rozporządzenie jest już podpisane, zaś pracownicy poinformowani o zmianach, więc to już działa i z tych regulacji można korzystać. Gdy sporządzałam projekt zmiany było dla mnie istotne, aby zmiana weszła w życie jak najszybciej, by nie ograniczać się tylko do przedwyborczych obietnic. Z tej przyczyny nie chodziłam do mediów, nie anonsowałam tej sprawy i nie robiłam z tego tytułu reklamy. Pierwszy poinformował o tym samorząd na swojej stronie właśnie wtedy, kiedy to już działało.
Wierzysz, że inne samorządy pójdą za przykładem Wilna i wprowadzą odpowiednią regulację? Notabene jak to wygląda obecnie w Kownie czy Kłajpedzie? Można składać wniosek i otrzymać odpowiedź po angielsku?
Uważam, że Wilno jest wspaniałym przykładem, jak obietnice dane mieszańcom można zrealizować. Czy jest potrzeba i wola polityczna, by ten przykład poszedł dalej, na to musi odpowiedzieć każdy samorząd. Nie jestem pewna jaką regulację posiadają poszczególne samorządy, ale np. samorząd Kłajpedy czy rejonu święciańskiego obsługuje pisemnie wyłącznie w języku państwowym. Natomiast samorządy rejonu solecznickiego i wileńskiego przyjmują pisma także w innych językach, natomiast odpowiedź udzielana jest w języku litewskim.
Czyli Wilno, jeśli chodzi o prawa mniejszości, akurat w przypadku tej regulacji wyprzedziło samorządy położone na Wileńszczyźnie. Porozmawiajmy o Partii Wolności, alternatywnie dla Ruchu Liberałów, założonej w zeszłym roku przez mera Remigijusa Šimašiusa i posłankę Aušrinė Armonaitė, do której Ty wstąpiłaś. Patrzę na sondaże i jakoś nie macie szczęścia. Wydaje się, że w nowym Sejmie będzie reprezentowane raczej „stare” ugrupowanie liberałów, którego szefową jest Viktorija Čmilytė-Nielsen. Dlaczego ludzie ufają im, a nie Wam?
Sondaże są rzeczą subtelną i zmienną. O ile pamiętam, rejtingi komitetu wyborczego Remigijusa Šimašiusa publikowane przed wyborami samorządowymi w marcu 2019 r. także nie przewidywały aż takiej dużej wygranej w samorządzie. Moje kandydowanie, tak samo jak innych Polaków z partii innych niż AWPL-ZChR, też było oceniane sceptycznie. Oczywiście Partia Wolności jest mniej znana niż Ruch Liberałów, otrzymuje mniej uwagi mediów, a także nie posiada dotacji państwa, co utrudnia sytuację. Czy mimo to warto ryzykować? Wybory samorządowe potwierdziły, że tak. Czy wystarczy tak mało czasu, aby zyskać zaufanie wyborców dla Partii Wolności, dowiemy się jesienią. Większość kandydatów partii to nie dobrze znani politycy, a młode osoby, które przez dłuższy czas pracowały w różnych dziedzinach, większość z nich kandyduje, mając bardzo konkretne programy i zaplanowane sprawy do rozstrzygnięcia.
Ogłosiłaś niedawno, że wystartujesz jako kandydatka do Sejmu w okręgu Nowa Wilejka, najmniej litewskim z wileńskich okręgów wyborczych. Czy zamierzasz podczas kampanii zajmować się kwestami mniejszościowymi? Do kogo będziesz adresować swój program: do Polaków, do Rosjan czy może do Litwinów, których interesują prawa człowieka?
Idąc na wybory sejmowe, podobnie jak było to w przypadku samorządowych, pozostaję przy swojej agendzie. Litwa nie ratyfikowała dotychczas Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych, Protokołu Nr 12 do Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, Konwencji Stambulskiej. To są główne zobowiązanie międzynarodowe, które Litwa powinna przyjąć i wdrażać. Prawa człowieka nie mogą być kwestią drugorzędną i czekać na lepsze czasy. Już od dziesięciu lat nie mamy ustawy o mniejszościach narodowych, oryginalna pisownia imion i nazwisk jest możliwa wyłącznie dzięki decyzji sądu. Kandydując, będę reprezentować tę część społeczeństwa, której ciągle się mówi, że jeszcze nie przyszedł czas na zapewnienie ich praw. Uważam, że to nie jest sprawiedliwe i musimy dbać o wszystkie grupy społeczeństwa już dziś.
Wspomniałaś o konwencji stambulskiej. Estonia ją ratyfikowała, Litwa i Łotwa nie.
Jednak Polska, Szwecja, Szwajcaria, Niemcy i wiele innych państw ją ratyfikowało. Czy naprawdę chcemy za przykład brać Łotwę? Tę Łotwę, którą jako wzór podają narodowcy na Litwie, chcąc, by umieszczać oryginalną pisownię imion i nazwisk na drugiej stronie dokumentów?
Dlaczego na Litwie jest tak ciężko? Czy ten dokument stwarza naprawdę tak wielkie kontrowersje dla litewskiej klasy politycznej? Chodzi o tę nieszczęsną „płeć kulturową”?
To jest konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Różne manipulacje definicji są tylko grą polityczną i próbą uniknięcia rozszerzenia regulacji międzynarodowej w dziedzinie praw człowieka. Na przykład ratyfikacja Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych, którą ratyfikowała Polska, też jest wstrzymana z analogicznych przyczyn – część społeczeństwa się obawia, że zapewnienie praw lingwistycznych mniejszościowym narodowym stanowi w jakiś sposób zagrożenie dla języka państwowego, chociaż ona nie kwestionuje, że język litewski jest i pozostanie jedynym językiem państwowym.
Gdzie widzicie swoich sojuszników w celu ratyfikacji tego dokumentu: u socjaldemokratów, w Ruchu Liberałów?
Chyba sukces ratyfikacji zależy nie tylko od sojuszników, od postawy partii politycznych, ale także od tego, czy w Sejmie jest chociaż jeden poseł, który by widział konwencję jako priorytet numer jeden. Sądzę, że zmienić nastroje polityczne w Sejmie Litwy pomogłoby przedstawienie konsekwencji ratyfikowania konwencji, a także powołanie się na dobre praktyki innych państw.
Wspomniałaś także o absurdach, które widzisz w litewskim prawie i chciałabyś zmienić.
Pracując na co dzień na rzecz praw człowieka dostrzegam absurdalne kary, które funkcjonują w naszym systemie prawnym, np. osoba fizyczna może otrzymać grzywnę, jeżeli nie wywiesi flagi litewskiej w dzień święta państwowego lub za to, że nie poinformuje państwa, że otrzymała obywatelstwo innego kraju. Działając publicznie przez długi czas jako przedstawicielka organizacji pozarządowych i w sądach uświadamiam sobie, że większość zmian może pójść do przodu tylko wtedy, gdy zaistnieje możliwość podjęcia decyzji, takich jak np. obsługa wielojęzyczna w samorządzie.
Okręg Nowa Wilejka to chyba trudne miejsce dla takich „nowoczesnych liberałów” jak Partia Wolności. Mówicie o prawach osób LGBT, nawet o małżeństwach, o dekryminalizacji marihuany etc. Czy przeciętny mieszkaniec Nowej Wilejki nie będzie w szoku, jeśli będziesz chciała rozmawiać z nim o osobach LGBT? A może patrzę na tę dzielnicę stereotypowo?
Jestem pewna, że w każdym okręgu każdy z kandydatów odnajdzie swojego wyborcę. Nowa Wilejka to nie jest „dzielnica izby wytrzeźwień” czy konserwatywnych osób. To jest odradzająca się i ambitna dzielnica. Być może nawet w rejonie wileńskim padnie kilka głosów na mnie jako na kandydatkę Partii Wolności. Ja uważam, że Litwa nie jest homogeniczna, a wręcz różnorodna i w tym jest piękno tego kraju. Mój wyborca nie głosuje na mnie z powodu mojej narodowości, tylko programu.
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.