Zadajemy pytania – odpowiada… filozof, podróżnik, poeta, prawnik. Recenzja tomiku poetyckiego „Żmuty” Tomasza Snarskiego

|

W swoim najnowszym i jednocześnie trzecim w dorobku, wydanym w Wilnie, tomiku poezji Tomasz Snarski, prawnik i wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego, zabiera nas w intymną, intelektualną wędrówkę, która wiedzie przez empiryczne i duchowe doświadczenie. W paśmie uniwersalnym w niezwykle klarowny sposób ukazana została istota zawiłości pytań o sens i naturę samoświadomości. W paśmie rzeczywistym jest to książka o nierozerwalnym związku Snarskiego z tym co mu najbliższe – Gdańskiem i Litwą.

Nawiasem mówiąc właśnie słowo zawiłość jest tutaj kluczowe do zrozumienia w jaki sposób wrażliwy autor postrzega otaczającą go i zbudowaną z wiecznej pamięci skomplikowaną rzeczywistość. Pochodzące z Litwy i oznaczające poplątane tasiemki lub włosy słowo żmuty można bowiem odczytać jako piękną metaforę profuzji wyborów, które stawia przed każdym z nas życie. Ma ona jednak dość ponury wydźwięk. Nadzieja dobrego wyboru jest bowiem płonna. Uczą żyć w świecie nadziei niemogących się ziścić, czytamy w tytułowym wierszu. Mnogość i wielość dróg (u Snarskiego niemal wszystkie prowadzące do Wilna) daje jedynie iluzoryczne poczucie wolności, raczej przeciwnie – kiełzna człowieka, niż wyzwala w nim wrażenie wszechmocy i wolności: proponują wybory pozbawione znaczenia / pojmują duszę w niewolę.

Książka rozpoczyna się bardzo zgrabnie skomponowaną reminiscencją. Poeta siedzi mianowicie w Londynie na Dean Street i przez okno pubu obserwuje świat. Rozmyśla nad świeżą i ciepłą jeszcze miłością. Za moment pewnie wejdzie do kawiarni (a być może już tam był) na Picadilly, znanej bardzo dobrze z poprzedniej książki Werblista.

Niezwykle ciekawym i istotnym wątkiem jest w Żmutach podróż – zarówno ta prawdziwa w sensie geograficznym, z bogactwem zapamiętanych obrazów, jak i ta introspekcyjna, mająca na celu znalezienie odpowiedzi na nurtujące nas wszystkich pytania i zrozumienie rudymentarnego podłoża takich dążeń. Każdego dnia wyznaczasz trasy, kreśląc znaczenia słów na mapie myśli, rozpoczyna poeta-prawnik doskonały wiersz Itaka Cię nie oszukała. Niepodobna przecież wyodrębnić w nas jednej osoby ani jednego dobrego pytania. Dlatego autor skupia się na wielopłaszczyznowości i różnorodności osnowy kolejno pojawiających się rozmyślań. Fascynujące są słowa wiersza Przywiązany, o swoistym „ukrzyżowaniu” słowami i niejako intelektualnym buncie jako determinizmie, na który skazany jest każdy poeta. Przypomina to w wymowie znany wiersz Czesława Miłosza Sens, gdzie nacisk położony jest mutatis mutandis na to samo – to jest na słowo puszczone w ruch obojętnie od natury eschatologicznych poszukiwań i uzasadnień. Wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego zastanawia się ponadto nad źródłami samoświadomości i woli w tak bardzo przecież zagmatwanej konstrukcji świata.

„Itaką”, do której Snarski nawiązuje w niemalże całej książce jest Litwa i Wilno, jako jej serce. Wiersz Kraj deszczu jest oczywistym nawiązaniem do obiegowej proweniencji słowa Litwa. Wciąż jeszcze krople z nieba / dają siły życiodajne jest zaś kolejnym elementem znanej dobrze w literaturze polskiej „litewskiej mitologii”.

Ażeby zrozumieć swoje intelektualne rozterki, zainteresowany i oczytany w teologii Snarski, sięga jakby pomocniczo po ideę haecceitas Dunsa Szkota. Tutaj zapisuje być może najlepsze formalnie zdanie z całego tomu: chciałbyś raz jeszcze spojrzeć na kres górzystej Szkocji / mocą woli otworzyć teraźniejszość. Rozplątać i odgadnąć zawiłości, czyli żmuty. Tym, co odróżnia nas od siebie i czyni nas wyjątkowymi jest na przykład spojrzenie zatroskanej matki. Naprawdę trudno o piękniejsze zilustrowanie na czym w praktyce polegać ma szczery, a przy tym właśnie ów dystynktywny aspekt indywiduum. Autor jednoznacznie i nie po raz pierwszy zresztą, opowiada się za prostą i prawdziwą „teologią”. Jest tutaj miejsce na poznanie siebie, innych oraz błądzenie w książkach, ale niekiedy także na zapomnienie w alkoholu – czego dowodem chociażby wiersz Moskwa – Pietuszki. Sądzę, że w takim, zapisanym w dużym cudzysłowie, „prostolinijnym” podejściu do wiary i szukaniu dowodów jest coś dającego oczyszczenie i nadzieję. Inny, ale podobnie dobroduszny stosunek widzimy w wierszu Książkonosiciel z Fabianiszek (Fabianiszki to dzielnica Wilna – przyp. red.). Noszenie, ratowanie książek było wyrazem litewskiego patriotyzmu.

Przeczytaj także:  Były sobie Fabianiszki? Recenzja książki Romualda Mieczkowskiego

Żmuty nie polegają jednak wyłącznie na zebraniu kolejnego naręcza trywializmów. Książka nie porywa nas w kontredans symboli – jak czyni to biblijna Sykomora czy Trzydzieści trzy jedynie dla podkreślenia mistyczności aury rozmyślania nad sensem egzystencji. Cała kompozycja utworu to splot sentymentalno-refleksyjnych wierszy-impresji, jak te o dziadku, czy te o Gdańskim strychu: wielki i stary jak świat, które mają odsłonić utrwalony i ukryty w nich niejako „uduchowiony realizm”. Kontynuacją i rozwinięciem tej koncepcji w paśmie czysto religijnym są wiersze napisane pod wpływem podróży do Italii. Obrazy te stanowią jakby osobny świat – taki sam jakim był wspomniany wyżej strych, strych z Pierwszych wspomnień.

Czytelnikowi trudno oprzeć się wrażeniu, że proste sytuacje, jak obserwowanie osiołków, czy prozaiczna rejestracja piękna południowych krajobrazów oraz małych kościołów wyznaczają duchową oś przeżyć poety. Śledzi on i skrupulatnie zapamiętuje chwile, momenty. Szuka w nich głębszego, często eschatologicznego, uzasadnienia. Próbuje odnaleźć namacalne dowody na istnienie Boga, co ujawnia momenty zwątpienia. Nic nie jest przyjęte z góry, mówi. Znowu zakwitnie kalina / przypominając jedyną / wieczną sprawę / przemijającego świata.

Te wiersze to przede wszystkim stop wspomnień tragicznych i pięknych. Są opisem wędrówki i tułaczki bez całkowitego zrozumienia. Niekiedy zaprowadzą nas do Kowna, niekiedy zaś do czyśćca, Londynu czy południowej Italii, gdzie w małym kościele w miejscowości Mottola żołnierze namalowali prymitywistyczną kopię obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Tomik można za słowami wiersza Rozdarte (przełożony na język litewski przez Birutė Jonuškaitė) odebrać jako prośbę o pokój rozdartej w dwóch krajach duszy. Jakże trudno jest nieskomplikowanie i subtelnie mówić o rzeczach niedocieczonych. Tym razem za sprawą najnowszej książki Tomasza Snarskiego się to udało.

Tomasz Snarski, Żmuty, Biblioteka „Znad Wilii”, Wilno 2021

Mieszkający w Oslo historyk sztuki. Zainteresowany architekturą, kulturą oraz społeczeństwem skandynawskim. Współtwórca projektu tworcyemigracji.pl o polskiej kulturze na emigracji.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!