Mój romans z Polską zaczął się od Krakowa – od wędrówek śladami Czesława Miłosza, Jana Pawła II, melodii trębacza, granej z wieży Bazyliki Mariackiej, półek księgarni „Massolit”, która szeroko otworzyła drzwi do bogatego świata polskiej literatury, stadionu krakowskiej Wisły, gdzie przed każdym meczem brzmiało „Jak długo na Wawelu Zygmunta bije dzwon”. Mogę powiedzieć, że pokochałem i nadal kocham Polskę, która dziś, 11 listopada, świętuje swoje stulecie – czuję jednak, że powinienem wyjaśnić, dlaczego.
Odkryłem historię Polski, opowiadającą o ludziach, którzy po rozbiorach Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie poddali się, ale podjęli walkę pod hasłem „Za waszą i naszą wolność”. Wierzyli oni, że walki o własną wolność nie da się oddzielić od wsparcia dla innych narodów walczących o swoją wolność. Gdy inni tracą wolność, tobie też grozi niebezpieczeństwo.
Czytałem historię Polski o ludziach, którzy pozbawieni fizycznej ojczyzny zachowali ją w słowie – w poezji, dramacie, powieściach. Dla ...
Pozostało jeszcze 85% artykułu.
Prenumeruj i wspieraj Przegląd Bałtycki!
Zyskaj dostęp do setek eksperckich artykułów poświęconych państwom regionu Morza Bałtyckiego.


