Fińska batalia z rosyjskimi trollami. Recenzja reportażu Jessikki Aro „Trolle Putina”

|

Jessikka Aro jest dość znaną osobą w świecie analityków, badaczy i dziennikarzy zajmujących się rosyjskimi działaniami informacyjnymi. To ona w 2014 roku jako dziennikarka fińskiego nadawcy publicznego YLE badała tropy dotyczące tzw. „farmy trolli” pod Petersburgiem. Jej śledztwa dziennikarskie przyczyniły się do poszerzenia stanu wiedzy na temat tego, jak Rosja manipuluje zachodnią opinią publiczną. Światowy sukces Aro szybko jednak zamienił się w dramat. Po ujawnieniu faktów dotyczących „rosyjskich brygad internetowych”, sama stała się ich celem. O tym jak od kuchni wyglądają starcia na frontach wojny informacyjnej Jessikka Aro opisuje w swoim reportażu „Trolle Putina”, który w polskim tłumaczeniu ukazał się nakładem wydawnictwa SQN.

„Zgniły śledź”, „60 na 40”, czy „wielkie kłamstwo” to tylko wycinek taktyk i metod pracy rosyjskich propagandystów, które Aro opisuje w swoim reportażu. Wielu potencjalnych czytelników sięgając po książkę pewnie spodziewa się właśnie tego, że pozna działalność propagandową od kuchni. Wśliźnie się wraz z autorką do rosyjskiej farmy w podpetersburskim Olgino i przez ramię zajrzy rosyjskim copywriterom, specjalistom od SEO i ich menedżerom. Sama historia śledztwa Aro, które dało jej sławę jest jedynie odległym tłem dla całej książki. Jedynie czymś co jest przyczynkiem do całej historii.

Reportaż „Trolle Putina”, choć porusza kwestie metodyki działań rosyjskiej machiny propagandowej, to jest raczej historią wojny autorki i kilku innych badaczy i aktywistów z Kremlem. Aro opowiadając o „taktyce 60 na 40” czy „zgniłym śledziu” zabiera nas w podróż między innymi do państw bałtyckich i na Ukrainę, do mroźnej Skandynawii i rozpolitykowanych Stanów Zjednoczonych i Zjednoczonego Królestwa. Tam czytelnik spotyka się bohaterami podobnymi do Aro. Zwykłymi dziennikarzami, biznesmenami, naukowcami, którzy nieraz przez czyste zrządzenie losu ujawnili największe ostatnich lat tajemnice i kłamstwa Kremla.

Wśród bohaterów książki spotkamy Romana Burkę, założyciela portalu InfoNapalm, Billa Bowdera współtwórcę Magnitsky Act, czy założyciela portalu BellingCat. Wszyscy oni swoją działalnością narazili się władzy w Rosji: Burko prowadząc portal ujawniający zbrodnie Kremla na Ukrainie, Bowder upubliczniając proces prania rosyjskich brudnych pieniędzy w zachodnich bankach. Poznamy także Eliota Higginsa z BellingCat, który wraz z grupą badaczy udokumentował i potwierdził odpowiedzialność Rosji za zestrzelenie samolotu MH17 na ukraińskim niebie.

Przeczytaj także:  Algirdas Kazlauskas: elfowie zrodzili się z potrzeby przeciwdziałania rosyjskiej propagandzie

Nie tylko autorka reportażu, ale też wszyscy bohaterowie, których w wyniku swoich badań wybrała Aro stali się celem rosyjskiej nagonki. Wszyscy z tych potyczek wyszli zwycięsko, bo kontynuują swoją pracę badawczą czy publicystyczną. Burko jest zdolny sprawnie kontrować ataki informacyjne z Rosji. Inni, choć zwycięscy, to kończą bardziej poturbowani fizycznie i psychicznie niż dobrze zakonspirowany Burko. Przykładem tutaj jest los autorki, która w pewnym momencie musiała uciekać z Finlandii. Czy Szweda Martina Kragha, którego rzetelność jako naukowca w oczach opinii publicznej została niemal podważona. Wszystkim tym mniej lub bardziej tragicznym historiom, które poznajemy w reportażu Jessikki Aro były winne narracje rozpowszechniane przez rosyjskie media i prorosyjskich aktywistów.

Od Sowieckiej „Prawdy” do „Russia Today”

W 2005 roku […] wyjechałam na praktyki studenckie do Petrozawodzka w rosyjskiej Karelii. [..] Oglądałam rosyjską telewizję, która ukazywała Putina jako nieomylnego, wszystkowiedzącego męża stanu. I zrozumiałam, że dziennikarstwo w Rosji w zasadzie rozumiano w odwrotny sposób niż w krajach zachodnich. Na Zachodzie dziennikarze patrzą władzy na ręce, […]. Rosyjskie dziennikarstwo, wierne najlepszym tradycjom radzieckim, to posłuszna tuba propagandowa rządzących.

Ta tuba od wielu lat nie tylko próbuje przekonać mieszkańców „Ruskiego Miru” do obrazu Rosji jako mocarstwa oraz obrazu Putina jako połączenia cara z superbohaterem. Ten sam proces już od dłuższego czasu dotyczy społeczeństw zachodnich (ale i nie tylko). Za pomocą hojnie finansowanych przekaźników propagandy, Rosja chce ten sam obraz wepchnąć do głów między inny Europejczyków i Amerykanów. W wielu zakątkach świata odbywa (lub odbywało) się to za pomocą platform Sputnik czy RT. W krajach, w których jasna rosyjska afiliacja dla nadawanej narracji jest z zasady kompromitująca (tak jak np. w Europie Środkowo-Wschodniej czy Północnej) dzieje się to za pomocą innych wydawnictw.

Przeczytaj także:  Tomas Čeponis: Rosja zawsze starała się oddziaływać propagandowo na kraje bałtyckie i Polskę
Przeczytaj także:  Między polityką, ideologią i interpretacją historii. Rosyjskie media wobec Europy Środkowo-Wschodniej

Media te zazwyczaj łączy charakterystyczna linia narracji. Z zasady antyglobalistyczna, antyelitarna, podkreślającą upadek „Zachodu”. Dodatkowo w zależności od swojej podbudowy ideologicznej węsząca wszędzie spiski „lewaków” (globalna alt-prawica) albo widząca wszędzie odradzający się „faszyzm” (część europejskich postkomunistów czy alt-lewicy). O tym jak działają prokremlowskie media i jak budują swoją popularność autorka opowiada przybliżając historię Lizy Wahl, amerykańskiej dziennikarki, która po wybuchu wojny na Ukrainie zrezygnowała z pracy w amerykańskim wydaniu RT.

Przeczytaj także:  I w tym roku świąt nie będzie, czyli o obrazie Szwecji w skrajnie prawicowych mediach

Wahl w rozmowie z Aro opowiada o tym, jak były tworzone programy dla RT oraz o tym jak wygląda proces dobierania gości. Główną zasadą selekcji tematów w amerykańskiej sekcji RT było (i jest) pokazanie oraz podkreślenie problemów Stanów Zjednoczonych pod odpowiednim kątem. Tych wewnętrznych, jak i kwestii związanych z polityką zagraniczną oraz przy jednoczesnym unikaniu poruszania kwestii rosyjskiej. Jako etatowych komentatorów w RT wybierano głównie frustratów, zwolenników teorii spiskowych, ludzi o skrajnie antypaństwowych poglądach. Sprawy międzynarodowe, mógł komentować np. były aktor z wybujałym ego, którego gwiazda zgasła kilkanaście lat wcześniej (np. Steven Seagal). Zaś ekspertem od ekonomii został nudny komik, którego żarty nikogo już nie śmieszą. Najważniejsze, by produkowali kontrowersyjny produkt medialny, idący w poprzek głównego nurtu informacji.

Choć zasięgi telewizji RT (i podobnych jej nadawców) są niewielkie, to jak wskazuje Aro, kluczowe dziś znaczenie mają inne media cyfrowe: mniejsze portale i platformy social media. Treści produkowane i publikowane przez rosyjskie stacje propagandowe w całości lub częściowo dystrybuowane są na innych platformach. Dzięki dostępności nagrań RT na YouTube oraz możliwości ich przetwarzania w innych mediach, przekaz jeszcze do niedawna osiągał duży zasięg. Nawet polskie media głównego nurtu brały materiały filmowe od RT, gdyż te były dostępne za darmo i na wyciągniecie ręki.

Artykuły pisane na Sputniku czy portalach RT często w całości są przekopiowywane na inne portale, czasem jedynie zmieniany jest tytuł. Jak opisuje ten proces autorka reportażu, następnym krokiem jest wtłaczanie tych treści do mediów społecznościowych, niemal w formie spamu, a tam zaczynają one żyć własnym życiem.

Obieg propagandowych treści jest jedną z ważniejszych kwestii poruszanych przez Aro. Pokazuje ona jak zachodnie internetowe molochy przez wiele lat lekceważyły zagrożenie ze strony rosyjskich kampanii informacyjnych. Platformy jak YouTube, Facebook czy Twitter czerpały zyski z udostępniania przestrzeni reklamowej. Rosyjskie media oraz inne portale dystrybuujące fake newsy mogły też dzięki platformom docierać do szerszego grona odbiorców, korzystając z promowania swoich postów czy mikrotargetowania grup odbiorców. Jak wskazuje Aro, działania te przyczyniły się do Brexitu czy manipulacji w czasie wyborów w USA w 2016 roku. Nawet, gdy autorka osobiście informowała pracowników wyższego szczebla z Googla czy Facebooka, jej raporty i prezentacje zazwyczaj były zbywane. Autorka reportażu pokazuje w ten sposób, że dla internetowych gigantów najważniejszy jest zysk.

Czytając fragmenty reportażu Aro nie można pozbyć się wrażenia, że logika działalności rosyjskich mediów propagandowych, pomimo zmian technologicznych i cywilizacyjnych, nadal jest osadzona w „myśli sowieckiej”. Patrząc na to jak Kreml wykorzystuje media społecznościowe, czytelnik może przypomnieć sobie już legendarne słowa Lenina: „Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy”. W obecnych czasach tym sznurkiem okazują się być platformy społecznościowe.

Lektura jednak dla koneserów

Wbrew temu co mówi opis na tylnej okładce książki, reportaż Jessikki Aro trudno nazwać literaturą faktu, którą czyta się jak powieść szpiegowską. Nie ma tu nagłych zwrotów akcji, trzymających w napięciu intryg. Jest to bardziej porządnie udokumentowany reportaż śledczy z pola internetowych oraz sądowych bitew. Autorka wręcz z dokładnością kronikarską opisuje najsłynniejsze przypadki działań informacyjnych kremla z Europy Północnej, USA, Wielkiej Brytanii i Serbii. Aro skupia się głównie na PR-owych nagonkach na niewygodnych dla Kremla reprezentantów szeroko rozumianego „społeczeństwa obywatelskiego”.

Czasem można odnieść wrażenie, że historie niektórych bohaterów są trochę na siłę przeciągnięte, jak np. ta o Billu Bowderze. Opowieść o jego sporze z rosyjską kleptokracją liczy aż 60 stron. Cały reportaż jest dosyć pokaźnych rozmiarów, bo liczy aż 470 stron – plus podziękowania oraz bibliografia. Tutaj warto się zatrzymać na chwilę przy bibliografii. Ta jest dużą zaletą książki Aro. Wykaz źródeł daje pojęcie o ogromie pracy jaki wykonała autorka, pozwala także na samodzielną próbę weryfikacji postawionych w książce tez.

Czytelnik, poznając fakty i historie, zjawiska i procesy zawarte w reportażu Aro, samodzielnie może odtworzyć prawidła kremlowskiej propagandy. Ta „podręcznikowa” funkcja książki jest jej dużą zaletą, która przysłania okazjonalne „dłużyzny” czy lekko naciągany dramatyzm. Czy ta wiedza nie pozwala zasnąć? Z pewnością nie. Ci, którzy przebrną przez reportaż Aro z pewnością z większym krytycyzmem będą patrzeć na publikacje nowoczesnych mediów czy na publicystykę internetowych „ujawniaczy prawdy”.

Reportaż „Trolle Putina” autorstwa Jessikki Aro został wydany przez Wydawnictwo Sine Qua Non (SQN) w październiku 2020 roku. Książka została przetłumaczona z języka fińskiego na polski przez Martę Laskowską.

Absolwent historii wojskowości w Akademii Obrony Narodowej i warszawskiego Studium Europy Wschodniej. Jego zainteresowania oscylują głównie wokół dziejów wojska narodowego i sowieckiego na obszarze Łotwy, Litwy i Białorusi.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!