W czasach sowieckich kościół ingermanlandzki był częścią kościoła estońskiego. Trzeba jednak pamiętać, że obecnie kościoły luterańskie na świecie znajdują się w kryzysie. Nazwałbym to nawet „strasznym kryzysem”. Zdecydowana większość kościołów w nim utonęła. Kościół ingermanlandzki, choć jest mu trudno, stoi na zdecydowanie konserwatywnych pozycjach: sprzeciwiamy się błogosławieństwu związków jednopłciowych, a także ordynacji kobiet na pastorki. Nie ukrywam, że jesteśmy w mniejszości. Skupiamy się teraz na współpracy z dość konserwatywnym amerykańskim Kościołem Luterańskim Synodu Missouri, oni są odrębni, nawet nie należą do światowej organizacji luterańskiej. Jestem przeciwny ordynacji kobiet, bo w Biblii jest jasno i wyraźnie napisane, kto może być duchownym – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim pastor Władimir Batuchtin pracujący w narewskiej katedrze Aleksandra, nazywanej po estońsku także „wielkim kościołem Aleksandra” (Aleksandri Suurkirik).
Ksiądz Władimir Batuchtin urodził się w 1960 roku w Narwie. Kształcił się w Ryskiej Szkole Milicji, w latach osiemdziesiątych mieszkał na Łotwie. W 1992 r. został ochrzczony, przyjął także konfirmację. W 2000 r. ukończył Instytut Teologiczny Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Ingrii, po czym został ordynowany na księdza luterańskiego. W latach 2001-2003 sprawował posługę w mieście Puszkin (d. Carskie Sioło). Od 2012 r. pełni służbę w katedrze Aleksandra w Narwie (jako jeden z dwóch pastorów). Należy do Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Ingrii.
Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Dość często przyjeżdżam do Wschodniej Wironii, do Narwy, podobnie jak wielu moich przyjaciół. Ten region kojarzony jest przez nich z ludnością rosyjskojęzyczną, a przez to z prawosławiem. Jednak w samej Narwie i w uzdrowisku Narva-Jõesuu istnieją parafie luterańskie. Czy może Ksiądz opowiedzieć, jak wygląda historia protestantyzmu we Wschodniej Wironii, jakie są tutaj tradycje?
Władimir Batuchtin: Może lepiej opowiem o Narwie, dlatego, że urodziłem się tutaj i jestem „miejscowym aborygenem”. Narwa i luteranizm to wielka, długa historia. Należy zacząć od tego, że to miasto w przeszłości było centrum całego regionu, zarówno w sensie religijnym, jak i administracyjnym. To region nazywany Ingermanlandią. W Narwie rezydował biskup, tutaj koncentrowało się życie religijne, bo to było największe miasto. Historia luteranizmu szła tutaj zygzakiem, miała swoje radosne i smutne momenty. Najcięższy był oczywiście okres sowiecki. Nawet gdy do Narwy wkroczył Piotr Wielki, nie było większych prześladowań religii luterańskiej. Co prawda sobór prieobrażeński stał się wtedy cerkwią prawosławną, ale nie można mówić o jakiejś nietolerancji ze strony caratu. Wcześniej kościoły w Narwie były katolickie, w XVI wieku zostały protestanckie, a gdy przyszła carska Rosja zaczęły się próby zaprowadzenia tutaj prawosławia.
Generalnie jednak, jeśli mówimy o XIX wieku i dwudziestoleciu międzywojennym Narwa, podobnie jak Wschodnia Wironia, była zdominowana przez luterańskich Estończyków.
Narwa zawsze była wielokulturowym miastem. Nie możemy nawet wtedy mówić o Estończykach, którzy skądinąd nie mieli swojego kościoła, modlili się w kościele fińskim, niemieckim itp. W Narwie mieszkali wówczas Niemcy, Szwedzi, Finowie, Estończycy – wszyscy z nich byli luteranami. Oczywiście była mniejszość prawosławna, podobnie jak katolicy, dla których wzniesiono szykowny kościół św. Antoniego. On powstał dla pracowników fabryki na Kreenholmie. Kiedy byłem dzieckiem, widziałem jego ruiny. Stała taka wielka, wspaniała część ołtarzowa. Nie pamiętam momentu rozbiórki, bo nie było mnie wtedy w Narwie. Ale w 1980 r. odbyły się igrzyska olimpijskie w Moskwie, w Tallinnie mieliśmy regaty. Wtedy Narwa stała się miastem tranzytowym. Władze sowieckie obawiały się, że będą przyjeżdżać turyści i będą fotografować ruiny kościoła, będą myśleli, że w Narwie prześladuje się chrześcijan, więc w ciągu dwóch subotników ruiny rozebrano. Jednak do dzisiaj na tym terenie znajduje się parafia, jest nawet klasztor, gdzie pracują katolickie siostry. Lokalnym księdzem jest ojciec Grzegorz Senkowski, mój przyjaciel, mamy bardzo dobre relacje. On jest także proboszczem parafii w Sillamäe, którą użyczano nam na nabożeństwa luterańskie. Można powiedzieć, że żyjemy tutaj w Narwie w „religijnym pokoju”.
Ksiądz wspomniał, że najcięższy okres dla luteran, dla religii w Narwie, to był okres sowiecki. Cofnijmy się jednak jeszcze do XIX wieku, do czasu, kiedy była tutaj gubernia estlandzka w czasach carskich…
Nie można tak mówić. Narwa była częścią guberni petersburskiej, choćby gdy mówimy o nieistniejącym już starym mieście. Dopiero sto metrów od miejsca, w którym rozmawiamy, zaczynała się gubernia estlandzka. Kościół Aleksandra znajdował się już na przedmieściach Narwy, w guberni estlandzkiej. Mogę Panu pokazać dowód: jeśli wejdzie Pan do naszego kościoła i spojrzy na kopułę, to wciąż znajduje się na niej herb guberni estlandzkiej: trzy lwy pod carską koroną. Taki sam herb mamy na naszym dzwonie.
Kiedy istniała tutaj Estońska Komuna Ludu Pracującego w 1918 r., estońscy komuniści zadzwonili na Smolny i powiedzieli: chcemy, żeby Narwa także podlegała pod nasze terytorium. Rosyjscy komuniści odpowiedzieli: chcecie, to bierzcie. Granica Estonii zresztą falowała przez lata – traktat pokojowy z Tartu ustanowił ją piętnaście kilometrów od Narwy, włączył w skład państwa estońskiego Iwangorod, który wcześniej był częścią guberni petersburskiej.
Wracając do czasów carskich: jak wpływały one na sytuację miejscowych luteran?
Wszystko wtedy znajdowało się pod protektoratem cara, zarówno kościoły luterańskie, jak i katolickie czy prawosławne. Ale nacisku, żadnego wielkiego wpływu władzy na religię nie było. Były może jakieś nieprzyjemności, ale na duchowe życie luterańskiej wspólnoty carat nie wpływał. Luteranie żyli swoim życiem.
W jakim języku odbywały się wtedy luterańskie nabożeństwa w Narwie?
Credo kościoła zreformowanego przez Marcina Lutra jest takie, że nabożeństwa odbywają się w języku, który jest zrozumiały dla ludzi. Mieliśmy w ówczesnej Narwie nabożeństwa po estońsku, fińsku, szwedzku, niemiecku. Po rosyjsku nie było, prawosławni nie mogli zmieniać swojego wyznania i przychodzić do kościoła luterańskiego na nabożeństwa. Co ciekawe, nasze wyznanie nie jest wyznaniem „wojowniczym”. Nie nawracamy na siłę. Ale jak weszli tutaj Szwedzi, to oni próbowali może nie tyle „nawracać” miejscową ludność rosyjską, co w pewnym sensie ją oświecać, informować. Wydali wtedy katechizm Marcina Lutra w języku rosyjskim, na „łacince”. Nie wiem, czy Pan kiedyś był w Iwangorodzie? Tam w twierdzy stoją dwie małe cerkwie. W czasach szwedzkich tam żyli prawosławni mnisi, nikt ich nie niepokoił, oni odprawiali swoje nabożeństwa. Później, gdy wymarli, cerkwie przejął kościół luterański. Dopiero gdy Piotr Wielki zajął te tereny, wszystko „wróciło do normy” i znów pojawiło się tutaj prawosławie.
W 1918 r. pojawiło się tutaj państwo estońskie, jak to wpłynęło na miejscowych luteran?
Najpierw pojawiła się Estońska Komuna Ludu Pracującego, jej władza trwała pięćdziesiąt dni. Za swoją siedzibę, miejsce obrad, wybrali nasz kościół Aleksandra, z którego wyrzucono pastorów. Szef komuny przyjeżdżał na koniu i strzelał w górę kościoła. Nawiązując do tego okresu, często powtarzam: jaki jest najbardziej wpływowy naród na świecie? Estończycy. Kto wymyślił Skype? Estończycy. Kto pierwszy wyszedł ze Związku Sowieckiego? Estończycy. Zaś gdy zapyta Pan o największych komunistów w historii, to odpowiedź będzie taka sama: to także Estończycy. Wracając do Estońskiej Komuny Ludu Pracującego: żaden komunistyczny reżim nie zamordował tylu ludzi w tak krótkim okresie, co komuna. Listę ofiar znajdzie Pan w naszym parafialnym muzeum. Później przyszło państwo estońskie i wszyscy odetchnęli z ulgą. Nastąpił religijny pokój, można było prowadzić normalną działalność.
Ile było luterańskich parafii w przedwojennej Narwie?
(Ksiądz liczy na palcach). Kościół Aleksandra, kościół św. Piotra, św. Jana, św. Michała. Te trzy ostatnie znajdowały się na narewskiej starówce. Były także kościoły luterańskie w Narva-Jõesuu, Peeterristi, a także na przedmieściach współczesnego Sillamäe. W Iwangorodzie, czyli przedwojennym Jaanilinn odrębnego kościoła protestanckiego nie było.
W jakich językach odprawiano nabożeństwa?
Po szwedzku już nie, dlatego że po dojściu do władzy Piotra Wielkiego Szwedów tutaj było niewielu. Trzeba pamiętać także o akcji „Heim ins Reich” w 1939 roku, czyli przesiedleniu Niemców bałtyckich do III Rzeszy. Zostały nabożeństwa po estońsku i fińsku.
Jak wyglądała sytuacja luteran w czasie okupacji niemieckiej w latach 1941-1944?
Władze niemieckie nie prześladowały szczególnie kościoła, życie religijne toczyło się normalnie.
Aż przyszedł 1944 rok, ewakuacja i późniejsze bombardowania dywanowe Narwy. Osiedlono tu później zupełnie nowych mieszkańców. Teraz możemy gładko przejść do okresu sowieckiego, czyli najcięższego okresu dla kościoła.
Kościołów luterańskich po 1945 r. władze sowieckie nie odbierały, mam na myśli sytuację w Łotwie i Estonii. Obawiano się buntu, bo to były najliczniejsze wyznania, później stwierdzono, że wierni sami odejdą od kościoła albo wymrą. W Narwie, w ruinach kościoła Aleksandra, zjawił się młody pastor, Estończyk. Nazywał się Elmar Kull. Położył szkło w odpowiednie miejsca, zatkał dziury, zaczął służyć. Mieszkał pod kościelnymi balkonami, które Pan widział. Znaleziono jednak dla niego piękne miejsce do życia. Teraz ludzie wyjeżdżają do Hiszpanii, Grecji. Jego wywieziono na Syberię, bilet bezpłatny. Na Syberii on żył siedem, osiem lat. Jest takie powiedzenie: „Syberia uczy”. Nie będę tłumaczyć go Polakom. Elmar Kull przyjechał znowu do Narwy, Syberia go niczego nie nauczyła, zaczął ponownie służyć w kościele. Popełnił, jak się okazuje, przestępstwo rangi ogólnosowieckiej. Oprócz nabożeństwa po estońsku, zaczął prowadzić je po fińsku. Wyobraża Pan sobie? Są lata pięćdziesiąte, Związek Sowiecki i nagle jakiś pastor zaczyna modły po fińsku.
Dlaczego, czy wciąż mieszkali tutaj Finowie?
Nie, zupełnie nie. Powód jest następujący: jeszcze przed II wojną światową władze sowieckie zamknęły wszystkie kościoły luterańskie na wschód od rzeki Narwy. Wokół Petersburga znajdowało się wcześniej około trzydziestu kościołów. Mówimy tutaj o ingermandzlandzkich Finach, którzy byli tradycyjnie protestantami. Wtedy w latach pięćdziesiątych pastor Elmar Kull pomyślał: niech choć będzie chociaż jedno miejsce w Związku Sowieckim, gdzie Finowie będą się mogli modlić po fińsku w swoim kościele. Ludzie zaczęli masowo przyjeżdżać do Narwy, która stała się miejscem pielgrzymek z drugiej strony rzeki. Wtedy w 1962 r. władze sowieckie decydują się zabrać kościół Aleksandra, zrobiono w nim skład alkoholi dla całej Estonii. Alkohole z Mołdawii, Gruzji. Pamiętam, że były skrzynki aż do sufitu. Budynku niestety nie ogrzewano. Luteranom Narwy dano zaś barak na przedmieściach miasta, tam była dizelnaja stancija, mazutu było po kolana, można było się utopić. Pastor zaopiekował się jednak tym barakiem. I teraz nadchodzi okres zastoju, czas breżniewowski. Jest rok 1977, moim zdaniem tu była jakaś ręka Breżniewa. Wtedy były dobre stosunki sowiecko-fińskie. Eksportowaliśmy surowce, sprowadzaliśmy z Finlandii drewno, buty damskie. Leonid Breżniew i prezydent Finlandii Urho Kaleva Kekkonen mieli dobre relacje, chodzili do łaźni, przyjaźnili się. Wtedy prezydent Finlandii poprosił genseka, żeby choć jeden kościół dano ludności protestanckiej, fińskiej na terenie Związku Sowieckiego. W końcu w 1977 r. w miejscowości Puszkin, czyli Carskie Sioło, gdzie kościół luterański zamieniono przez wojną na szkołę samochodową, z powrotem otwierają kościół. Narwa wypełniła swój dług. To była duża odwaga księdza Elmara Kulla, jego przecież mogli wiele razy wywieźć na Syberię.
Jak długo on żył?
Zmarł w 2004 r., do końca pełnił posługę w kościele Aleksandra w Narwie. Przeżył okres sowiecki, służył także w wolnej Estonii.
Wspomniał Ksiądz, że w baraku odbywały się nabożeństwa po estońsku i fińsku, czy doszły wtedy również nabożeństwa rosyjskie?
To złożony temat. Generalnie ani na Łotwie, ani w Estonii, nie było nigdy tendencji ze strony kościoła luterańskiego, by rozwinąć parasol nad ludnością rosyjskojęzyczną. Z wielu powodów. W Narwie nabożeństwa po rosyjsku zaczęto dopiero w 2004 lub w 2005 r., teraz nie pamiętam dokładnie. W całej Estonii znajdują się jedynie dwa kościoły, gdzie można słuchać nabożeństw po rosyjsku: to Narwa i Tallinn. Nawet w Narva-Jõesuu nabożeństwa są po estońsku. Jeśli zaś spojrzeć na Łotwę, to ja muszę powiedzieć, że bardzo szanuję pastora Aleksandra Bite. On jeszcze w czasach Związku Sowieckiego, w 1990 r., stworzył pierwszą grupę modlącą się po rosyjsku, w Mežaparks. To był kościół Łukasza, malutki kościółek za drzewami. To wtedy było jedyne miejsce. Dopiero parę lat temu pojawił się pastor Pāvels Ļevuškāns i rozpoczął swoją pracę wśród rosyjskojęzycznych. On wcześniej był księdzem katolickim, żartobliwie można powiedzieć, że to pastor, który całe życie szuka swojego kościoła (śmiech).
Chciałbym zapytać jeszcze o okres pierestrojki, jak to wpłynęło na życie religijne w Narwie?
Nie mogę tego na sto procent powiedzieć, bo mieszkałem wtedy w Rydze. Natomiast okres Gorbaczowa sprawił, że ludzie przestali się bać, zaczęli się organizować. W niepodległym państwie estońskim zaczął się tzw. proces restytucji, zwrócono nam kościół. Niestety po tym jak w czasach sowieckich przestał działać tam skład alkoholu, kościół stał się miejscem przebywania bomży. Nie było okien, drzwi.
Czy może ksiądz opowiedzieć, jaka jest jego osobista historia przyjścia do estońskiego kościoła luterańskiego?
Nie jestem pastorem Estońskiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego, jestem pastorem Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Ingrii, którego siedziba znajduje się w Petersburgu. To duża różnica. W latach dziewięćdziesiątych uczyłem się w seminarium, pisałem pracę magisterską na temat wiosek luterańskich po drugiej stronie rzeki Narwy, położonych jeszcze za uzdrowiskiem Narva-Jõesuu, tam przed wojną była Estonia. Chodziłem do archiwum w Tartu. Zgłosiłem się do kościoła luterańskiego św. Marii, tam był pastor, który dawał mi nocleg, dzięki czemu mogłem pracować w archiwum. Później jego przenieśli do Narwy. Powiedziałem do niego: „to świetnie”. Zaczęła kwitnąć przyjaźń osobista, która przekładała się na przyjaźń parafii. W końcu ja także wróciłem do Narwy i zacząłem służyć w parafii Aleksandra. Ordynowano mnie na pastora w 2001 roku, miałem już wtedy ponad czterdzieści lat.
Ksiądz urodził się w rodzinie prawosławnej?
Nie, skądże. Urodziłem się w rodzinie baptystów. Pamiętam, że miałem pięć, sześć lat, gdy mieszkaliśmy za rzeką Narwą, we wsi Venküla. To była cicha, mała wioska, rzadko pojawiali się ludzie. Nagle cały nasz dom wypełniony jest ludźmi. Ktoś odprawia nabożeństwo, ludzie klękają. Ja bawię się swoją drewnianą zabawką, bronią, ochraniam dom, w którym jest kościół. To było nielegalne zebranie, gdyby wykryto tych ludzi, wszyscy poszliby siedzieć.
Ksiądz nie został jednak baptystą?
W tamte lata nikt nie podejmował decyzji o swojej wierze. To był ciemny okres Związku Sowieckiego. Ja miałem taki stosunek do swoich przodków: babcia, dziadek wyznają jakieś mity, niech to robią, to ich sprawa. Ale religia to kwestia przeszłości.
Jak zmieniła się sytuacja, gdy rozpadł się Związek Sowiecki i nastała niepodległa Estonia?
Nastąpił rozkwit życia religijnego, ale ja wciąż żyłem w swoim paradygmacie. Przeprowadziłem się z Rygi pod Petersburg. Opowiem teraz Panu, dlaczego jestem pastorem Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Ingrii. Mam korzenie ingermanladzkie. Przyjechałem do jednej wsi, widzę: siedzi babuszka, modli się, rozmawia po fińsku, trochę po rosyjsku. Pyta się mnie: a do kościoła chodzisz? To było w miejscowości Puszkin, czyli Carskie Sioło. Tam nabożeństwa ewangelickie odprawiał młody pastor, najpierw były po fińsku, później także po rosyjsku. Stałem się na początku zwyczajnym parafianinem, zacząłem chodzić do kościoła.
Niech Ksiądz opowie coś o Ewangelicko-Luterańskim Kościele Ingrii, myślę, że Polacy niewiele na jego temat wiedzą.
To przede wszystkim bardzo mały kościół, liczy około piętnastu tysięcy wiernych.
Działa w obwodzie leningradzkim?
Początkowo tak, ale teraz na terenie całej Rosji. Wie Pan, kto był najbardziej efektywnym misjonarzem w historii? Józef Wissarionowicz Stalin. On wziął i rozrzucił wszystkich Ingermanlandczyków po całym Związku Sowieckim. Dlatego parafie mamy w całej Federacji Rosyjskiej. Nabożeństwa u nas są w dwóch językach: tam gdzie pozostali jeszcze Finowie po fińsku i po rosyjsku, zaś w pozostałych parafiach po rosyjsku, może na Powołżu są jeszcze w lokalnych językach. Mamy prepozytury zachodnioingryjską, petersburską, karelską, moskiewską, nadwołżańską, uralską, a także syberyjską. Do II wojny światowej mieliśmy trzydzieści parafii, a teraz osiemdziesiąt. To trzykrotny wzrost. Działamy od Petersburga do Krasnojarska. Naszym biskupem jest obecnie Arri Kuukauppi, ingermanlandzki Fin. Teraz w październiku znowu będą wybory biskupa.
Jak wyglądają stosunki między Ewangelicko-Luterańskim Kościołem Ingrii, a Fińskim Kościołem Ewangelicko-Luterańskim i Estońskim Kościołem Ewangelicko-Luterańskim?
To są wszystko „bratnie kościoły”. W czasach sowieckich kościół ingermanlandzki był częścią kościoła estońskiego. Trzeba jednak pamiętać, że obecnie kościoły luterańskie na świecie znajdują się w kryzysie. Nazwałbym to nawet „strasznym kryzysem”. Zdecydowana większość kościołów w nim utonęła. Kościół ingermanlandzki, choć jest mu trudno, stoi na zdecydowanie konserwatywnych pozycjach: sprzeciwiamy się błogosławieństwu związków jednopłciowych, a także ordynacji kobiet na pastorki. Nie ukrywam, że jesteśmy w mniejszości. Skupiamy się teraz na współpracy z dość konserwatywnym amerykańskim Kościołem Luterańskim Synodu Missouri, oni są odrębni, nawet nie należą do światowej organizacji luterańskiej.
Fiński kościół luterański błogosławi pary homoseksualne, jak to wpływa na Wasze relacje?
Sytuacja jest nieprosta, ale my jasno wyrażamy swoją pozycję. Nie osądzamy ich, osądzić może tylko Bóg. Ale z powodu różnic światopoglądowych nasze relacje są o jeden stopień niżej, niż mogłyby być. Kiedyś dostawaliśmy dużą pomoc materialną, jednak z powodu naszych poglądów ona zmniejszyła się. No cóż, nie narzekamy.
Jaki kościół jest najbliższy Ewangelicko-Luterańskiemu Kościołowi Ingrii?
Zdecydowanie łotewski. Litwinów podziwiam, oni są bohaterami, bo w ich kościele jest tak mało wiernych.
A kościół estoński? Księdza kolega w kościele Aleksandra jest Estończykiem, członkiem Estońskiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego…
Nie kłócimy się, żyjemy w przyjaźni.
A Ksiądz jest przeciwnikiem ordynacji kobiet?
Zdecydowanie.
Dlaczego?
Ponieważ w Biblii jest jasno i wyraźnie napisane, kto może być duchownym. Nie zamierzam szukać jakichś okrężnych dróg. Ludzie starają się patrzeć na Biblię pod różnym kątem. Ja widzę to, co jest napisane w księdze i staram się interpretować to jasno.
A gdyby do katedry Aleksandra w Narwie przyjechała służyć pastorka, jak by to wpłynęło na stosunki księdza z kościołem?
Kardynalnie. Nie mógłbym służyć w tej samej parafii. Nie obraziłbym tej kobiety, nie zrobił jej niczego złego. Ale podjąłbym decyzję o wyjeździe z parafii, o jej opuszczeniu.
Wracając do parafii Aleksandra. Tutaj nabożeństwa odbywają się po estońsku, rosyjsku…
W sobotę będzie po fińsku.
Dlaczego po fińsku?
Tutaj wciąż mamy potomków ingermanlandzkich Finów. Oni są obecni zresztą w całej Estonii. Po 1953 r., po śmierci Stalina, ci ludzie zaczęli wracać z Syberii i osiedlać się w różnych miejscowościach w Estonii, w Karelii. Ich los był ciężki.
Ilu takich Finów jest co sobotę na nabożeństwie?
Około dziesięciu, to wszystko starsi ludzie. W Narwie jest sporo ludzi, którzy mają ingermanlandzkie korzenie, ale w naszej parafii zaledwie około trzydziestu.
Po rozpadzie Związku Sowieckiego powstała granica estońsko-rosyjska, jak to wpłynęło na sytuację wiernych w Narwie? Nie mogą już tutaj przyjeżdżać wierni z prawej strony rzeki.
A po co mieliby to robić, skoro w Federacji Rosyjskiej otwarto już kościoły luterańskie i istnieje Ewangelicko-Luterański Kościół Ingrii?
Jak wygląda sytuacja w Narva-Jõesuu, tam także jest kościół luterański?
Tak, ale to mała parafia, licząca około czterdziestu wiernych. Mają swój dom modlitwy, niestety kościół został zniszczony, choć w latach pięćdziesiątych stały jeszcze jego ruiny.
Tam nabożeństwa są tylko po estońsku, choć większość mieszkańców Narva-Jõesuu mówi po rosyjsku, dlaczego?
Są dwie przyczyny. Przede wszystkim w Estonii nie kształci się teologów luterańskich w języku rosyjskim. Żeby zdobyć odpowiednie wykształcenie, trzeba jechać do Rosji. Ponadto w Estonii w ogóle możemy mówić brakach kadrowych wśród pastorów. Mamy po prostu za mało księży luterańskich.
Wracając do kościoła ingermanlandzkiego. Jakie są jego relacje z państwem rosyjskim?
Poprawne. Ale jeśli mówimy o rosyjskim prawodawstwie, to jego stosunkiem do wyznań mniejszościowych rządzi biurokracja. W ostatnich latach przyjęto ustawy, które uderzają w praktyczną działalność wspólnot religijnych, nie tylko zresztą protestanckich, a wszystkich. Kursuję regularnie między Narwą a Petersburgiem, wręcz tonę w tej biurokracji, w papierach.
A są jakieś szanse na zmiany?
(Uśmiech). Kiedy byłem małym chłopcem, miałem może jedenaście lat, zacząłem chodzić do piątej klasy. Wtedy rozpoczynała się nauka języków obcych. Wtedy nauczyciel powiedział: można wybierać między angielskim i niemieckim, zapisujcie się, jak chcecie. Ja zaś pomyślałem: o matko, po co mi to wszystko, przecież żyję za Żelazną Kurtyną, nigdy nie będę rozmawiać w żadnym z tych języków, nigdy nie będę niczego czytać ani po angielsku, ani po niemiecku. Siedziałem tak sobie i myślałem, aż nauczyciel krzyknął: a co ty tak siedzisz, zapisuj się na niemiecki!
To była postawa małego dziecka, które widzi bezsens, brak alternatywy. To był 1971 rok. Tylko, że za dwadzieścia lat sytuacja zmieniła się kardynalnie, okazało się, że żyję w innym państwie i nagle potrzebny jest mi angielski, niemiecki. Nawiązując do Pańskiego pytania o Rosję: tak, sytuacja zmieni się, nawet okiem nie zdążymy mrugnąć. Jeszcze będzie inaczej. Obecnie niestety mamy czas zastoju jak za Breżniewa. Pewne sytuacje nie mieszczą się w głowie. Może pijany to zrozumie, ale ja nie piję alkoholu (śmiech).
Ksiądz jest obywatelem Estonii, czy Tallinn troszczy się o Ingermanlandczyków?
Nazwałbym siebie obywatelem świata, od Lizbony do Władywostoku, a w kieszeni mam dwa obywatelstwa. Mogę powiedzieć otwarcie: ani Estonia, ani Rosja nie troszczą się o Ingermanlandczyków. Estonię można nawet zrozumieć: oni mają tyle swoich problemów, po co będą się jeszcze troszczyć o Ingermanlandczyków?
A Finlandia?
Już się zatroszczyła. W latach dziewięćdziesiątych otworzyła swoje drzwi, zgodziła się na repatriację ludzi o korzeniach ingermanlandzkich.
A jakie marzenia ma Ksiądz jako duchowny parafii Aleksandra?
To już wszystko w rękach Boga. My mamy nawet więcej, niż chcemy. Ogromny kościół, największy w Estonii. Sto osób! Wszystko u nas jest. Ale jeśli już mówimy o marzeniach, to chciałbym, żeby główna sala kościoła została odremontowana, żeby mogły się tam odbywać koncerty, spotkania (obecnie narewscy luteranie modlą się w jeden z salek w kościele – przyp. red.). Głównym naszym celem jest zachowanie kościoła, bo to kawałek historii Narwy. Jednak do tego trzeba mieć dziewięć milionów euro.
Estońskie państwo zapłaci?
Cóż, ono samo powinno utrzymywać swoje nieruchomości. Obecnie budynek kościoła Aleksandra przynależy do państwa. Nie jesteśmy właścicielem.
Są szanse, że ktoś w Tallinnie pomoże?
Sądzę, że tak, ale wie Pan, jakie jest powiedzenie o Estończykach? Toropitsja nam nikuda. Potrzebna ekspertyza, grupa robocza, później plan etc.
Obchodzicie w Narwie Dzień Reformacji?
Szczególnie nie. Będzie oczywiście specjalne nabożeństwo w niedzielę poprzedzającą 31 października, ale niczego specjalnego nie organizujemy. Co innego, gdy obchodziliśmy 500 lat reformacji w 2017 r. To nie jest jednak najważniejsze. Muszę powiedzieć, że generalnie smutno mi, że nasz kościół znajduje się w takim kryzysie. Szczególnie w Skandynawii. Niemców zaś już wcześniej zgubiło pojęcie Volkskirche. Chciano zuniformizować protestantów, w efekcie powstał ewangelicki koktajl.
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.