Ewa Sawczuk: Mieszkańcy Łotwy mają różne motywacje, by uczyć się polskiego

|

Mam na zajęciach kilka pań koło sześćdziesiątki, które zawsze mają wypełnione parę lekcji do przodu, bo nie mogą wytrzymać bezczynnego czekania na kolejne zajęcia. Są to panie z polskimi korzeniami, dla których używanie polskiego jest związane z umacnianiem swojej tożsamości, być może też z sentymentalnym powrotem do lat dzieciństwa, do języka bliskich. Uczę również jedenastoletniego chłopca z sześcioletnią siostrą, którzy z niekłamanym przejęciem przyswajają sobie nowe słowa, bo używa ich babcia, do której jeżdżą na wakacje w Polsce. A z drugiej strony, jest także młody mężczyzna pracujący w dużej firmie logistycznej, któremu te lekcje autentycznie pomagają rozumieć maile od klientów i on często zostaje po lekcjach, żeby zadać jeszcze trochę pytań o słownictwo branżowe – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim organizatorka kursów języka polskiego w Rydze i Jełgawie Ewa Sawczuk.

Ewa Sawczuk ukończyła studia w zakresie filologii angielskiej i rosyjskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz śpiew klasyczny na wydziale Muzyki Dawnej w Konserwatorium Królewskim w Hadze. Od półtora roku mieszka na Łotwie, gdzie pracuje w Ryskiej Średniej Szkole im. Ity Kozakiewicz i prowadzi kursy języka polskiego w ramach projektów Ambasady Rzeczypospolitej na Łotwie.

Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Zanim przejdziemy do rozmowy o lekcjach języka polskiego, zapytam o motywacje, dlaczego półtora roku temu postanowiła Pani zamieszkać na Łotwie? Co skłoniło Panią do tego, by przenieść się z Polski na „daleką”, w rozumieniu niektórych, północ?

Ewa Sawczuk: Łotwa nie wydawała mi się aż tak daleka, ponieważ, po pierwsze, pochodzę z północnego wschodu, z Olsztyna, a po drugie, przed przyjazdem tutaj mieszkałam pięć lat w Holandii, więc wiedziałam już, jak to jest mieszkać za granicą.

Co Pani robiła w Holandii?

Studiowałam tam śpiew klasyczny w Konserwatorium  Królewskim w Hadze.

Jak to na Panią wpłynęło?

Pięć lat spędzonych w Europie Zachodniej pomogło mi zrozumieć, kim jestem i w jakim środowisku chciałabym żyć. Gdy siedziałam w samolocie z Amsterdamu do Rygi, wiedziałam, że wracam w bliskie mi strony. A przyjechałam na Łotwę, bo w Holandii poznałam Łotysza, z którym postanowiłam budować swoje dalsze życie.

Czym zajmuje się Pani w Rydze oprócz prowadzenia kursów?

Obecnie przede wszystkim zajmuję się moim siedmiomiesięcznym synkiem Piotrusiem.

A wcześniej?

Gdy przyjechałam na Łotwę, zaczęłam pracować w Polskiej Szkole Średniej im. Ity Kozakiewicz w Rydze. Z wykształcenia zdobytego przed holenderskim Konserwatorium, na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, jestem filologiem angielskim i rosyjskim – zaczęłam więc uczyć angielskiego, prowadzić zespół muzyczny w szkole oraz polskie zajęcia-śpiewanki dla przedszkolaków.

Zaczęłam też śpiewać pod okiem i uchem solistki Łotewskiej Opery Narodowej, pani Kristīne Gailīte. Gdy Piotruś będzie trochę bardziej samodzielny, mam nadzieję zrobić coś więcej w kierunku śpiewu.

Przejdźmy teraz do Pani obecnego zajęcia, o którym można przeczytać w Internecie. We wrześniu 2019 r. w Rydze i Jełgawie zapoczątkowano kursy języka polskiego. Do kogo należała ta inicjatywa?

Historia lekcji języka polskiego w Rydze i Jełgawie jest dużo dłuższa. Zajęcia istniały już od wielu lat, może tylko nie były nagłaśniane tak, jak zrobiliśmy to teraz wspólnie z panem konsulem Krzysztofem Pokruszyńskim.

Lekcje, które prowadzę teraz w Rydze, to kontynuacja pracy Klubu Kultury „Polonez”, która rozpoczęła się w 1978 r. Działały tam takie osoby jak Bolesław Gołubec (pierwszy prezes klubu), Wanda Puķe, Edward Fiskowicz i Maria Fomina. Od 2014. r. prezesem jest pani Dagmara Malzuba i to we współpracy z nią rozpoczęłam nauczanie półtora roku temu. Od tego roku lekcje odbywają się z ramienia ryskiego oddziału Związku Polaków na Łotwie (ZPŁ). Formalnie lekcje istnieją dzięki temu, że co roku piszemy projekt do ambasady, która reaguje na zajęcia językowe bardzo pozytywnie i chętnie je wspiera. W ostatnich latach przede mną lekcje w Rydze prowadzili: Piotr Boroń, Agnieszka Jermołowicz i Iwona Sarule.

Przeczytaj także:  Album „100 Polaków zasłużonych dla Łotwy”

Tak wygląda sytuacja w Rydze, a jak w Jełgawie, oddalonej od stolicy godzinę jazdy?

W Jełgawie lekcje były prowadzone od 1989 r., czyli od kiedy wznowiono pracę oddziału Jełgawskiego ZPŁ. Kilkanaście lat później podejmowano próby stworzenia polskiej szkoły w Jełgawie. Później uczono jeszcze języka polskiego jako zajęć dodatkowych na wszystkich poziomach – od przedszkolaków do dorosłych, a placówką goszczącą te zajęcia była Szkoła Średnia nr 6. Przez wiele lat uczyła tam pani Joanna Jurewicz

Miałem okazję ją poznać w 2013 roku…

Rok później program regularnych zajęć został zamknięty, a lekcje przybrały formę szkółki niedzielnej. W takiej formie uczę tam teraz ja, we współpracy z prezes jełgawskiego oddziału ZPŁ Marią Kudriawcewą. Każdą sobotę spędzam w Jełgawie, prowadząc aktualnie pięć grup oraz zajęcia prywatne.

Na pewno porównuje Pani grupy działające w Rydze i w Jełgawie…

W Jełgawie grupy pracują w dużej mierze dzięki temu, że zajęcia są lokalnie reklamowane przez ZPŁ – stąd wiedzą o nich dorośli. W zeszłym roku miałam tam jedną grupę dorosłych i dwie grupy dzieci – teraz doszli nowi dorośli i pojawiły się przedszkolaki. Więc mamy tendencję rosnącą, choć nie przewiduję dużych zmian, gdy wrócimy do pracy w nowym roku szkolnym. Natomiast w Rydze sytuacja jest inna. Tam mamy polską szkołę, a w związku tym być może nikt nie pomyślał, że dzieci lub młodzież potrzebują niezależnego od szkoły kursu języka polskiego. Ja jednak słyszałam wypowiedzi polskich mam o tym, że dzieci, które nie chodzą do polskiej szkoły, nie mają w Rydze miejsca, gdzie mogłyby poznać i dbać o swój język ojczysty.

To dzieci, a dorośli?

Jeśli chodzi o dorosłych, gdy tworzyłam stronę na Facebooku „Lekcje języka polskiego – Ryga i okolice”, spotkałam się z opiniami, że w Rydze nikt się nie będzie chciał uczyć polskiego, „bo to nie Łatgalia, tu nie ma Polaków”. Obecnie wiem już, że to nieprawda. Mam już trzy grupy dorosłych w Rydze (dwie w ramach projektu ambasady, trzecią prowadzę niezależnie), które stale się powiększają. Przychodzą też do mnie osoby, które chcą mieć zajęcia prywatne, bo lekcje raz w tygodniu to za mało. Według mnie w Rydze zapotrzebowanie na język polski jest niemałe i rośnie.

Z tego co wiem, w Waszych grupach są zarówno osoby o polskich korzeniach, które niejako chcą „przypomnieć sobie”, jak to jest być Polakiem, ale także przedsiębiorcy. U kogo motywacja, by opanować język polski jest większa? Czy motywacja różni się w zależności od wieku, wykształcenia?

Na to pytanie odpowiem opisując kilka przypadków z moich lekcji. Mam na zajęciach kilka pań koło sześćdziesiątki, które zawsze mają wypełnione parę lekcji do przodu, bo nie mogą wytrzymać bezczynnego czekania na kolejne zajęcia. Są to panie z polskimi korzeniami, dla których używanie polskiego jest związane z umacnianiem swojej tożsamości, być może też z sentymentalnym powrotem do lat dzieciństwa, do języka bliskich. Uczę również jedenastoletniego chłopca z sześcioletnią siostrą, którzy z niekłamanym przejęciem przyswajają sobie nowe słowa, bo używa ich babcia, do której jeżdżą na wakacje w Polsce. A z drugiej strony, jest także młody mężczyzna pracujący w dużej firmie logistycznej, któremu te lekcje autentycznie pomagają rozumieć maile od klientów i on często zostaje po lekcjach, żeby zadać jeszcze trochę pytań o słownictwo branżowe. Mam też panią, której cały dział w międzynarodowej korporacji zmienił kierownictwo na polskie i pragnąć mieć lepsze relacje z ludźmi w pracy, chce z nimi rozmawiać w ich języku. Gdy wraca z delegacji, z dumą opowiada, jak witając się z Polakami rozpoczyna znajomości po polsku.

Są też rodzice dzieci, które uczą się w polskiej szkole.

Tak, mam szesnastoosobową grupę rodziców dzieci z polskiej szkoły, którzy przychodzą na lekcje, żeby pomóc dzieciom w nauce. To bardzo zdyscyplinowana grupa. Wreszcie, mam sporą grupę osób, które chcą po prostu orientować się w języku polskim, gdy będą jechać na wakacje do Polski, i te osoby nie są może zawsze najpilniejszymi uczniami, ale lekcje dają im konkretne informacje, które mogą się przydać, więc przychodzą. Podsumowując, z mojego doświadczenia wynika, że wiek ani zawód nie mają większego znaczenia. Wykształcenie w sposób oczywisty pomaga się uczyć każdych nowych treści. Najważniejsze jest, czy człowiek faktycznie chce używać języka.

Jakich metod nauczania używacie podczas lekcji? W jakim języku są one prowadzone?

Zajęcia są prowadzone według metody komunikacyjnej, z zastosowaniem tzw. „zanurzenia” w języku docelowym (po angielsku tę technikę opisuje słowo immersion). W praktyce oznacza to, że staram się mówić maksymalnie dużo po polsku. Ja w taki sposób uczyłam się holenderskiego i włoskiego, będąc jednocześnie już wykształconym nauczycielem innych języków. Ta metoda przynosi według mnie dobre i szybkie rezultaty. Przyznaję jednak, że zdarza mi się doprecyzować jakieś treści po rosyjsku lub, na ile pozwala moja znajomość języka, po łotewsku, a z dziećmi bardzo przydaje się znajomość angielskiego. Generalnie jednak na moich lekcjach słychać głównie język polski.

Czy znajomość języka rosyjskiego u wielu mieszkańców Łotwy jest zaletą czy wadą podczas nauki języka polskiego? Jakie problemy, albo jakie wyzwania mogą wyniknąć w przypadku osób, które mają dobrze opanowany język rosyjski?

Znajomość rosyjskiego zdecydowanie jest zaletą, ponieważ mamy bardzo dużo podobnych słów. Nie dziwi mnie, że dzieci, które znają rosyjski, szybciej wymówią i zapamiętają polskie nazwy kolorów, liczby, dni tygodnia, podstawowe przymiotniki opisujące wygląd i charakter, niż dzieci mówiące tylko po łotewsku i na przykład uczące się angielskiego. Podobnie, dorośli posiłkujący się rosyjskimi słowami w polskich wypowiedziach często trafią dobrze lub blisko polskiego słowa. To na pewno wiele ułatwia.

Z drugiej strony, niemal wszystkie osoby, które na co dzień posługują się rosyjskim, mają trudność z przestrzeganiem zasad polskiej fonetyki. Może część moich początkujących uczniów jest już tym trochę zmęczona, ale bardzo dużą uwagę staram się przywiązywać do specyficznych polskich dźwięków. Jeśli ktoś wiele lat mówił po polsku wymawiając niemal wszystko po rosyjsku, to staram się, żeby miał chociaż świadomość, jaka jest poprawna wymowa. Sama przy tym pamiętam, jak trudne było zmienianie przyzwyczajeń na studiach, gdzie uczyłam się amerykańskiej fonetyki. W moim przypadku zmiana zaszła wraz ze świadomością, gdzie popełniam błędy. Dlatego staram się szerzyć tę świadomość wśród zaawansowanych uczniów, a u początkujących budować uważność na polskie dźwięki od podstaw.

Czy planują Państwo otworzyć lekcje w innych miastach Łotwy?

Nie jestem pewna, gdzie jeszcze znaleźliby się chętni. Myślę, że ambasada byłaby otwarta na pomoc w zorganizowaniu takich zajęć, gdyby byli uczniowie. Ja nie mówię „nie”, ale w tym momencie jestem trochę zajęta synkiem. Mam pewien pomysł związany z Rygą, dyktowany potrzebami polskich mam, ale na razie za wcześnie, by o tym mówić.

Ostatnie pytanie. Proszę powiedzieć, czy poznała już Pani dobrze miasto Jełgawę i jakie są Pani ulubione punkty w tym mieście?

Miałam szczęście zobaczyć kilka sal pałacu w Jełgawie, gdy dzieci z moich lekcji śpiewały na uroczystości z okazji stulecia niepodległości Polski. Niestety nie udało mi się zobaczyć dużo więcej. Moje wizyty w Jełgawie w tym roku szkolnym wyglądały tak, że przyjeżdżałam chwilkę przed 10:00, a wyjeżdżałam o 17:00, przy czym mieliśmy ze sobą bobasa.

W takim razie życzę, żeby była szansa bliżej poznać Jełgawę. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!