Tomas Balkelis: Demokratyczne kraje bałtyckie także nie przetrwałyby agresji sowieckiej

|

Niestety nie wierzę, że bardziej demokratyczne kraje bałtyckie przetrwałyby walkę z Sowietami. Nie byliśmy Finlandią, która była jednak o wiele silniejszym krajem. Wystarczy spojrzeć na demokratyczną Czechosłowację, która została rozszarpana w 1939 roku. W jednym może być tutaj racja. Jeśli spojrzy się na demokratyczne społeczeństwa, to prawdopodobnie one bardziej nalegałyby na obronę republik. W dodatku trzeba pamiętać, że reżim Smetony nie był popularny w wielu środowiskach. Mieliśmy wielu intelektualistów, którzy mieli go serdecznie dosyć, patrzyli w stronę Wschodu i wierzyli naiwnie, niczym lunatycy, że Stalin zachowa jakąś formę autonomii dla Litwy. Wierzyli w to nawet prawicowcy tacy jak chrześcijański demokrata Kazys Bizauskas, który wolał Litwę sowiecką niż smetonowską – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim doktor Tomas Balkelis, litewski naukowiec zajmujący się historią XX wieku.

Tomas Balkelis urodził się w 1970 roku w Łoździejach. W 1997 roku ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Brandeis, zaś w 2004 roku uzyskał stopień doktora nauk historycznych na Uniwersytecie w Toronto. Pracował jako naukowiec na Uniwersytetach w Manchesterze i Nottingham. Później stał na czele zespołu historyków Uniwersytetu Wileńskiego powołanego przez Litewską Radę Badawczą, którego celem było zbadanie przemieszczania się litewskiej populacji w XX wieku. W latach 2009-2013 prowadził prace badawcze w Koledżu Uniwersyteckim w Dublinie. Jest autorem książek „The Making of Modern Lithuania” (Routledge 2009) oraz „War, revolution, and nation-making in Lithuania 1914-1923” (Oxford University Press 2018). Interesuje się współczesną historią Europy Wschodniej. Od 2016 roku pracuje w Litewskim Instytucie Historycznym.

Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: W 2018 roku wydał Pan książkę w języku angielskim na temat historii Litwy pod tytułem War, revolution, and nation-making in Lithuania, 1914-1923. Pierwsza data jest oczywista, to moment wybuchu I wojny światowej. Dlaczego jednak na tę drugą datę wybrał Pan 1923 rok?

Tomas Balkelis: Ta data w oficjalnej wersji historii Polski i Litwy nie funkcjonuje, nie można jej także znaleźć w pamięci narodowej. Wybrałem ją jako datę kończącą przemoc fizyczną na Litwie. W maju 1923 roku polska i litewska strona zgodziły się, by zakończyć działalność paramilitarnych organizacji działających po obu stronach „granicy”, jak określa to obecnie strona polska, względnie „linii administracyjnej”, jak nazywane jest to w źródłach litewskich. To w tym roku Polska decyduje się na rozwiązanie Milicji Obywatelskiej Pasa Neutralnego, zaś Litwa Związku Strzelców. 1923 rok jest zatem rokiem, kiedy po prawie dziesięciu latach, przemoc fizyczna na masową skalę skończyła się na Litwie.

Trzeba bowiem pamiętać, że wbrew temu co może myśli się w Polsce, przemoc na Wileńszczyźnie nie skończyła się w listopadzie 1920 roku, miesiąc po akcji generała Żeligowskiego. Wciąż istniał tzw. pas neutralny, na którym dochodziło do konfliktów między paramilitarnymi organizacjami z Polski i Litwy. Ta wojna niestety nie jest pamiętana, bo była nieoficjalna. W jej trakcie doszło jednak do wielu walk między cywilami, nieoficjalnie wspieranymi przez oddziały militarne obu krajów. W międzyczasie Liga Narodów próbowała zahamować tę przemoc. To wszystko skończyło się jednak dopiero w maju 1923 roku. Dlatego ta data znalazła się w mojej książce.

A więc parę miesięcy po wyborach do Sejmu Litwy Środkowej i ogłoszeniu, że Wileńszczyzna stanie się integralną częścią Polski. Wspomniał Pan o pasie neutralnym, który powstał jesienią 1920 roku…

… na mocy specjalnej umowy pomiędzy Litwą i Polską, zaakceptowanej przez Ligę Narodów. Każda ze stron zobowiązała się, że wycofa swoje wojska sześć kilometrów od linii demarkacyjnej. Powstał więc pas szerokości dwunastu kilometrów, jednak bardzo długi, ciągnący się aż pod granicę łotewską. Mieszkało tam około 40 tysięcy osób. Był to teren niekontrolowany ani przez Polskę, ani przez Litwę, dlatego swobodnie hasały tam grupy paramilitarne. Doszło do walk, w wyniku których cierpieli cywile czterech narodów: Polacy, Litwini, Białorusini i Żydzi.

Przeczytaj także:  „Nie chciał umierać, niepogodzony z Litwą”. Litewska prasa o śmierci Józefa Piłsudskiego

Czy jesteśmy w stanie podać liczbę ofiar, które padły aż do maja 1923 roku?

Nie jesteśmy, nie prowadzono takich badań, mieliśmy do czynienia z „podziemną przemocą”, w której sąsiad zabijał sąsiada. Nikt nie prowadził statystyk. Niby coś jest w archiwach. Można powiedzieć, że ofiar były setki, jeśli nie tysiące. Często podczas tej przemocy cierpieli, bo nie chodziło zawsze żeby zabić, często dokonywano tortur, choćby w celach rabunkowych. Trzeba dodać, że ta przemoc szła w dwie strony: jeśli Polacy dokonywali aktu przemocy wobec Litwinów, wtedy dochodziło do odwetu i odwrotnie.

Tytuł Pańskiej książki to War, revolution, and nation-making in Lithuania, 1914-1923. Chciałbym się teraz skupić na określeniu “nation making”. W Polsce jest taka teoria, że kluczowym momentem dla świadomości polskiego chłopa była wojna polsko-bolszewicka. To wtedy mieszkańcy wsi masowo zdali sobie sprawę, że są Polakami i są gotowi walczyć o polskie sprawy. Z kolei litewskie odrodzenie narodowe zaczęło się w XIX wieku, ale przecież również nie objęło mas. Jaką rolę odegrała I wojna światowa?

Działacze litewskiego odrodzenia narodowego także potrzebowali przekonać masy do litewskiej świadomości narodowej i był to proces bardzo powolny. Tak zwana wojna o niepodległość w latach 1918-1920 była jednym z głównych czynników powstania narodu litewskiego i jego świadomości. Mam na myśli inwazję bolszewicką z zimy 1918 roku, później konflikt Litwinów z armią rosyjsko-niemiecką Bermondta-Awałowa w północnej Litwie, następnie zaś wojna polsko-litewska, która trwała od wiosny 1919 roku do jesieni 1920 roku. Ona nie skończyła się sukcesem dla Litwy, ale miała ogromne, kluczowe wręcz znaczenie dla formowania się świadomości litewskiej. Wiem, że dla Polaków ta wojna nie była tak ważna, pomijając oczywiście Polaków mieszkających na Wileńszczyźnie.

Przeczytaj także:  Dzień był mglisty i pochmurny. 16 lutego 1918 roku uchwalono niepodległość Litwy

Tak więc przemoc litewsko-bolszewicka czy przemoc polsko-litewska odegrała ogromną rolę w formowaniu się narodu. Ale ważne jest i to pokazuję w swoje książce, że tego typu przemoc kreuje naród, który jest zmobilizowany, zmilitaryzowany i nie funkcjonuje w sposób normalny. W czasie wojny pojawia się wiele instytucji, które nie znikają już w czasie pokoju. Mam na myśli specjalne, lokalne komendantury, cenzurę wojskową, stan wojenny, który utrzymał się na Litwie przez prawie cały okres międzywojenny. Tak więc instytucje powstałe w czasie przemocy służyły później długo, służąc do mobilizacji społeczeństwa. To wszystko są narzędzia wojenne, które wykreowały naród litewski, ale bardzo specyficzny. Wycofany i zmobilizowany.

Międzywojenna tożsamość narodowa Litwinów powstała zatem na wojnie i antypolonizmie.

Można tak powiedzieć, ale nie należy także upraszczać, bo były także inne czynniki. Mam na myśli język, kulturę, pamięć historyczną. Ale ten aspekt przemocowy podkreślam, bo on był długo pomijany przez historyków litewskich.

Wspominał Pan język jako czynnik. Czy międzywojenna historia Litwy potoczyłaby się inaczej, gdyby Litwa stała się krajem bilingwalnym, polsko-litewskim?

Sądzę, że tak. Konflikt o Wilno był bardzo niefortunnym epizodem dla dwóch społeczeństw, które przez stulecia ze sobą żyły. Nawiązuję tutaj oczywiście do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Powstały w regionie dwa wrogie wobec siebie organizmy. Były pewne plany polityczne Józefa Piłsudskiego czy belgijskiego polityka Paula Hymansa, by kompromisowo rozwiązać konflikt polsko-litewski, w formie jakiejś federacji, jednak nie przyniosły żadnych rezultatów. Rezultat końcowy był taki, że naziści i Sowieci mieli bardzo łatwą sytuację w 1939 roku, gdy podzieli Europę Środkowo-Wschodnią. I wpłynęło to nie tylko na Polskę i Litwę, ale także Łotwę, Estonię i Finlandię. Jeszcze w latach dwudziestych XX wieku moglibyśmy mieć blok sięgający od Finlandii do Rumunii, tak zwane Międzymorze, być może także z Ukrainą. Ale te wewnętrzne konflikty wpłynęły na kształt regionu.

Tymczasem sytuacja Polski i Litwy nie potoczyła się dobrze. Polska była pełna konfliktów wewnętrznych, także związanych z mniejszościami, zaś Litwa stała się krajem rewizjonistów. Nie tylko ze względu na Wilno, ale także na Kłajpedę.

Chcę wrócić jednak do kwestii językowej. Czy uważa Pan, że dwujęzyczność niepodległej Litwy w 1919 roku nie osłabiłaby rodzącej się tożsamości narodowej Litwinów? Czy odcięcie Wilna nie odegrało, paradoksalnie, pozytywnej roli?

To są wszystko bardzo spekulatywne kwestie. Sądzę, że fakt, że Wilno pozostało poza Litwą, wcale nie był korzystny dla Litwy. To zatruło nasze życie w dwudziestoleciu międzywojennym, zatruło relacje Warszawy i Kowna. Stworzyło także problemy w regionie. Sądzę więc, że to nie kwestia językowa była wtedy ważna. Bardziej stworzenie stabilnego państwa litewskiego. A jak można stworzyć stabilne państwo, jeśli uważa ono, że jego stolica znajduje się poza jego granicami?

Przeczytaj także:  Ofensywa Wileńska. Zajęcie Wilna w czasie wojny polsko-bolszewickiej

Ja uważam, że gdyby Wilno zostało przyłączone do Litwy, cały region byłby bardziej stabilny. Być może Litwa byłaby wtedy mniej nacjonalistyczna? Być może mielibyśmy wtedy nie dwa, a trzy języki państwowe? Ale jak powiedziałem wcześniej, dla mnie jako historyka to jest czysta spekulacja.

Wspominał Pan o czynnikach, które wpłynęły na rozwój narodu i państwa, takich jak język, kultura czy pamięć historyczna. A co z biurokracją i administracją?

Jeśli cofniemy się do 16 lutego 1918 roku, kiedy Taryba ogłosiła niepodległość Litwy, to wtedy okaże się, że nie było wówczas niczego. Całą konstrukcję państwa trzeba było budować od zera. Kraj był okupowany przez Niemców, którzy zostali tutaj do początku 1919 roku. Na początku był tylko rząd litewski. Realnie państwo zostało zbudowano w listopadzie 1918 roku, kiedy rząd ogłosił, że społeczeństwo powinno budować lokalne komitety, milicję, a także wybierać władze samorządowe. W listopadzie 1918 roku powołano także do życia armię litewską. Niestety miesiąc później ona liczyła zaledwie stu żołnierzy. Nie dało się zatrzymać w ten sposób bolszewików. Z kolei Polacy mieli tutaj dwa tysiące żołnierzy Samoobrony Wileńskiej, która weszła w skład polskiego wojska. Nawet oni jednak nie byli w stanie zatrzymać bolszewików w styczniu 1919 roku.

W tym roku mamy dwie rocznice ważne dla Litwy. Pierwsza to jest 12 lipca 1920 roku, a więc traktat litewsko-sowiecki, który zostawiał Wilno i Grodno po stronie Litwy, a także, jak nazywają to Litwini, „żeligowskiadę” z jesieni 1920 roku. Czy lipcowy traktat z Rosją Sowiecką jest ważny?

To jest bardziej temat dla historyków niż polityków, zresztą podobnie jak ten drugi. Litwini nie chcą mówić o traktacie z Rosją Sowiecką, bo on wydarzył się podczas wojny polsko-bolszewickiej. Oficjalnie wtedy Litwa była neutralna, powtarzają nasi politycy czy historycy. Ale nie każdy chce pamiętać, że do traktatu lipcowego był dołączony specjalny, tajny protokół, który mówił, że Armia Czerwona ma prawo używać terytorium litewskiego do agresji wobec Polaków. Nasi historycy oczywiście to wiedzą, ale niekoniecznie politycy. Ale jak mówiłem, to jest epizod, wstydliwy, ale epizod. On może jest ważny z innego powodu: w lipcu 1920 roku Rosja Sowiecka była jedynym krajem, który był w stanie uznać naszą niepodległość. Kraje zachodnie niestety do tej pory się na to nie zdobyły.

Przeczytaj także:  „Odszedł w miesiąc po pokoju w Tartu”. Sto lat temu zmarł Jaan Poska

Sowieci podpisali zresztą analogiczne traktaty z innymi krajami bałtyckimi, np. 11 sierpnia 1920 roku z Łotwą. Mieli wówczas trudną sytuację na froncie, dążyli do tego, by zneutralizować flankę północno-zachodnią.

Litwa zawarła także traktat z Sowietami w 1926 roku, podczas rządów centrolewicy. Czy możemy powiedzieć, że Związek Sowiecki był inaczej postrzegany w Kownie niż w Rydze czy Tallinnie?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Łotwa i Estonia były w międzywojniu o wiele bardziej stabilnymi krajami niż Litwa, którą dzielił z Polską konflikt graniczny i brak stosunków dyplomatycznych. To oznaczało, że zarówno Ryga, jak i Tallinn, o wiele bardziej niechętnie patrzyły na współpracę ze Związkiem Sowieckim. Na przykład Estonia wolała współpracować z Niemcami, Łotysze z Polską. W przypadku Litwy jedynym krajem, który bardzo silnie wspierał przynależność Wilna do tego kraju, był właśnie Związek Sowiecki. Stąd traktat z lipca 1920 roku czy późniejszy z 1926 roku. Taka była polityka litewska w dwudziestoleciu. Znaleźć balans między Związkiem Sowieckim i Niemcami, by zabezpieczyć się ze strony Polski. Niestety w 1933 roku doszli do władzy naziści. Ostatecznie ta gra skończyła się w 1939 roku wraz z Paktem Ribbentrop-Mołotow.

Wspomniałem o innej dacie. W październiku 1920 roku doszło do akcji Żeligowskiego. Dziś mało kto o niej na Litwie mówi.

To nie jest temat tabu. W zeszłym roku profesor Alvydas Nikžentaitis brał udział w jednej z konferencji w ratuszu wileńskim, gdzie pojawił się temat „buntu Żeligowskiego”. Pojawili się  także historycy z Polski, otwarcie dyskutowano. Tak więc to nie jest tabu. Jednak jeśli Pan spojrzy na litewską percepcję, oczywiście jest ona negatywna…

Będąc w hotelu w Wilnie oglądałem materiał telewizji LRT na temat znanego rosyjskiego architekta tworzącego w Kownie Władimira Dubienieckiego, gdzie wspomniano o „polskiej okupacji Wilna”, jednak obserwuję, że historycy litewscy generalnie unikają obecnie tego określenia.

Ja także go nie używam, bo to jest określenie obciążone politycznie. Nie jest dobrze, jeśli historycy angażują się w sprawy polityczne. Trzeba pamiętać, że cały region wileński był wtedy obiektem sporu, w który zaangażowane były nie tylko Polska i Litwa, ale także Rosja Sowiecka. Miasto Wilno siedem razy zmieniało władców w latach 1918-1920. Byli tu Polacy, Sowieci, Niemcy. Zresztą takie terytorialne konflikty po zakończeniu I wojny światowej zdarzały się bardzo często i raczej były typowe. Wspomnę choćby spór polsko-czechosłowacki o Śląsk Cieszyński, polsko-niemiecki o Górny Śląsk czy węgiersko-rumuński o Siedmiogród. Tak więc wolę mówić o sporze, o konflikcie czy w ostateczności o wojnie, natomiast niekoniecznie o „okupacji”.

Chciałbym powrócić do litewskiego „nation-making”. Powołane do życia w 1918 roku państwo było państwem nie tylko Litwinów, ale także Żydów, Niemców, Rosjan czy Białorusinów, wreszcie także kowieńskich Polaków. Jak to wpłynęło na tworzenie się tożsamości litewskiej?

Oczywiście bardzo. Trzeba pamiętać, że Litwa, podobnie jak Polska, zmuszona była w 1922 roku podpisać tzw. mały traktat wersalski o ochronie mniejszości narodowych. Litewscy Żydzi otrzymali kulturalną autonomię, powołano do życia Ministerstwo ds. Żydowskich. Podobne ministerstwo istniało dla Białorusinów. Istniał system szkół mniejszościowych opłacanych przez rząd Litwy. Niestety ta autonomia mniejszości została ścięta dzięki działalności chrześcijańskiej demokracji, która nastawiona była nacjonalistycznie. Z kolei relacja państwa litewskiego z kowieńskimi Polakami była bardzo trudna. Polacy naprawdę mieli ciężko. W 1926 roku na Litwie było około setki polskich szkół, zaś w 1939 roku zostało zaledwie parę. To była bardzo surowa polityka.

Przeczytaj także:  Głosowanie na trzeźwo, czyli jak wybrano i jak obradował litewski Sejm Ustawodawczy
Przeczytaj także:  „Perkowski”, czyli „Perkauskas”. Polska cukiernia w Kownie

Podobnie walczono z polskim językiem w kościele. W 1937 roku zlikwidowano ostatnią polską mszę w Kownie. Wspomniał Pan o chrześcijańskiej demokracji. To było najsilniejsze ugrupowanie w międzywojennej, demokratycznej Litwie do 1926 roku. Czy tylko z powodu silnych wpływów kościoła?

Oczywiście, kościół był na Litwie ważną instytucją. Jednak drugi powód bierze się z tego, że chrześcijańscy demokraci opowiadali się za radykalną reformą rolną, a więc zabraniem ziemi polskiemu ziemiaństwu i oddaniu jej litewskim chłopom. Podczas tej reformy 75% ziemi zostało zabranych przez władzę. Tej radykalnej wersji reformy rolnej nie poparł lider narodowców Antanas Smetona. To także jeden z powodów, dla których jego stronnictwo tautininków nigdy nie uzyskało dobrego wyniki w wyborach do Sejmu.

W grudniu 1926 roku doszło do puczu na Litwie. Łotwa i Estonia straciły swoją demokrację osiem lat później. Sądzi Pan, że sytuacja latem 1940 roku mogłaby wyglądać inaczej, gdyby Litwą rządził demokratyczny rząd?

Ciężko powiedzieć. Jeśli spojrzymy na całą Europę, to Litwa była częścią regionu. Przecież w Polsce nastąpił analogiczny pucz w maju 1926 roku. Tendencja była więc taka, że narody przesuwały się na prawo.

Pytam, bo znam opinię Łotyszy, którzy twierdzą, że gdyby w maju 1934 roku nie było puczu Ulmanisa, wtedy Sowietom byłoby o wiele trudniej anektować Łotwę sześć lat później.

Jestem w stanie się z tym zgodzić, ale znowu to jest czysta spekulacja. Jednak nie wierzę, że bardziej demokratyczne kraje bałtyckie przetrwałyby walkę z Sowietami. Nie byliśmy Finlandią, która była jednak o wiele silniejszym krajem. Wystarczy spojrzeć na demokratyczną Czechosłowację, która została rozszarpana w 1939 roku. W jednym może być tutaj racja. Jeśli spojrzy się na demokratyczne społeczeństwa, to prawdopodobnie one bardziej nalegałyby na obronę republik. W dodatku trzeba pamiętać, że reżim Smetony nie był popularny w wielu środowiskach. Mieliśmy wielu intelektualistów, którzy mieli go serdecznie dosyć, patrzyli w stronę Wschodu i wierzyli naiwnie, niczym lunatycy, że Stalin zachowa jakąś formę autonomii dla Litwy. Wierzyli w to nawet prawicowcy tacy jak chrześcijański demokrata Kazys Bizauskas, który wolał Litwę sowiecką niż smetonowską.

Przeczytaj także:  „Zostaliśmy sami ze swoją rozpaczą”. Sowiecka aneksja krajów bałtyckich w 1940 roku

Smetona inaczej niż Piłsudski dożył 1940 roku i musiał podejmować takie, a nie inne decyzje, które wielu Litwinom się nie podobały. Dlatego dziś mamy taką aktywną dyskusję, czy budować, czy nie budować pomnika Smetony w Wilnie.

Zmierzamy do końca rozmowy, chciałem więc zapytać o plusy i minusy dwudziestu dwóch lat niepodległości w okresie międzywojennym.

Głównym plusem jest to, że udało się wprowadzić i zakonserwować nowoczesne rozumienie litewskości. Powstała wtedy litewska tożsamość narodowa, która objęła większość społeczeństwa. W 1940 roku prawie wszyscy mieszkańcy Litwy zdawali sobie sprawę, że są członkami narodu litewskiego. Powstały elity narodowe, piśmiennictwo, prasa, architektura. To jest ten pozytyw.

Największym negatywem był fakt, że system polityczny nie skonsolidował społeczeństwa. Nie było stabilności. A głównym powodem jej braku była europejska klęska wilsonowskiej koncepcji demokratycznego państwa. To wszystko skończyło się puczem w grudniu 1926 roku. Smetona nie skonsolidował państwa, zaś Litwa była wciąż narażona na różne negatywne bodźce, które płynęły z zewnątrz.

Oczywiście przez większość okresu międzywojennego Litwa miała trudne relacje z sąsiadami. Najpierw z Polską z powodu Wileńszczyzny, później z nazistowskimi Niemcami z powodu Kłajpedy, ostatecznie zaś poległa od władzy sowieckiej w Moskwie. W ten sposób skończyła się nasza pierwsza niepodległość.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!