Na wystawę #dziedzictwo w krakowskim Muzeum Narodowym poszedłem z myślą o zobaczeniu eksponatów związanych z dziedzictwem między innymi północno-wschodnich rubieży I Rzeczypospolitej. Przynajmniej w minimalnym wymiarze. Srodze się zawiodłem, bo narrację zdominowały opowieści krakowsko-warszawskie z elementami wszechpolskimi, co może samo w sobie nie byłoby złe, ale wówczas pewnie powinna się ona inaczej nazywać. Po obejrzeniu wystawy przejrzałem kilka poświęconych jej sprawozdań.
Tak, zgadzam się z zarzutami krytycznymi pod adresem koncepcji ekspozycji, jednowymiarowej, z którą faktycznie niekoniecznie wszyscy, czy nawet większość, będą mogli się utożsamiać. Z drugiej strony rozumiem argument, że historia krakowskiego Muzeum Narodowego, które kolekcjonowało arcydzieła sztuki wysokiej doprowadziła do zgromadzenia określonych obiektów. Faktycznie może niełatwo byłoby zadowolić wszystkich i między orientalne tkaniny i porcelanowe filiżanki wstawić fragment kurnej chaty, a przynajmniej ja...
Pozostało jeszcze 92% artykułu.
Prenumeruj i wspieraj Przegląd Bałtycki!
Zyskaj dostęp do setek eksperckich artykułów poświęconych państwom regionu Morza Bałtyckiego.


