Krajobraz po pożarze

|

Przez dziesięć dni strażacy z kilku litewskich miast walczyli z pożarem, jaki 16 października wybuchł w zakładzie przetwarzającym zużyte opony w Olicie. Szybkiemu zakończeniu akcji nie sprzyjały biurokratyczne ograniczenia i brak koordynacji działań ratunkowych ze strony władz centralnych. Pożar obnażył słabość państwa w reagowaniu na sytuacje nadzwyczajne. Padają pytania, jak Litwa zareagowałby, gdyby doszło do poważniejszej katastrofy, np. awarii w elektrowni atomowej na Białorusi.

Ostatnie tygodnie na Litwie upłynęły pod znakiem walki z katastrofą ekologiczną, do jakiej doszło w okolicach Olity (lit. Alytus) w południowo-wschodniej części kraju. Mimo powagi sytuacji, pożar jaki wybuchł 16 października na terenie przedsiębiorstwa „Ekologistika”, zajmującego się recyklingiem używanych opon, nieprędko znalazł się w centrum uwagi opinii publicznej. Wileńskie elity polityczne były w tym czasie zajęte sprawą nieudanej próby odsunięcia od stanowiska przewodniczącego Sejmu Viktorasa Pranckietisa.

Kłęby dymu nad Olitą

Gdy w parlamencie ważyły się losy jego przewodniczącego, w Olicie trwała akcja gaśnicza, w której brało udział ponad 300 strażaków. Do walki z ogniem w składowisku granulatu z opon skierowano zastępy straży pożarnej nie tylko z Olity, ale także z innych miast: Kowna, Łoździejów, Mariampola, później także z Oran i Wilna. Ogień zajął obszar o powierzchni 2000 m2. Dodatkowo do miasta ściągnięto żołnierzy, mieszkańcom zaś polecono pozostać w domach i nie otwierać okien. Ewakuowano pacjentów przebywających w położonym nieopodal „Ekologistiki” centrum rehabilitacyjnym.

Silny południowy wiatr przywiał kłęby dymu znad zakładu do centrum miasta. Dym czuć było w odległości kilkudziesięciu kilometrów od Olity. Pilot Paulius Briedis, który w trakcie gaszenia pożaru wykonywał lot w tej okolicy, mówił w rozmowie z portalem „Delfi”, że smog wywołany pożarem dostrzegalny był nawet w oddalonym o ok. 50 km Kownie. Sytuację pogarszały ulatniające się do atmosfery trujące substancje. W niektórych miejscach w rejonie olickim stężenie pyłów czterokrotnie przekroczyło dopuszczalną normę.

Najbardziej ucierpiała położona blisko zakładów wieś Mikłusiany. Portal „Delfi” cytuje jedną z mieszkanek: „Nie sądziliśmy, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Nie wiedziałam nawet, że obok nas jest takie przedsiębiorstwo. Tam zawsze był porządek. Ale tak naprawdę nie powinno go tutaj być, bo to obrzeża miasta”. Mieszkańcy miejscowości, głównie osoby starsze, z którymi rozmawiali dziennikarze, twierdzili że nie wierzą w oficjalnie podawane dane, narzekali na brak informacji i dokładnych instrukcji, jak postępować.

Każdy mówi co innego

Niezadowolenia z reakcji państwowych służb nie kryli też przedstawiciele lokalnych władz. Przez cały czas trwania akcji ratowniczej miało brakować nie tylko informacji, ale także koordynacji, a komunikaty wydawane przez poszczególne służby były wzajemnie sprzeczne. „Każda instytucja mówi co innego” – skarżył się dziennikarzom mer rejonu olickiego Algirdas Vrubliauskas. Urzędnik deklarował jednocześnie, że lokalne władze robiły co mogły, by informować mieszkańców, ale nie wszyscy stosowali się do ich zaleceń.

Równie krytyczny wobec władz centralnych był mer Olity Nerijus Cesiulis. Ten 38-letni samorządowiec, reprezentujący Litewską Partię Socjaldemokratyczną, swoją funkcję pełni zaledwie od kilku miesięcy, wcześniej przez dwie kadencje zasiadał w radzie miejskiej. Przez cały czas trwania akcji gaśniczej zajmował się koordynowaniem działań ratunkowych. Informacjami na temat ich przebiegu dzielił się z mieszkańcami w mediach społecznościowych. Nie szczędził w nich gorzkich słów pod adresem instytucji rządowych, od których nie mógł się doczekać odpowiedniego jego zdaniem wsparcia.

Z krytyką spotkały się działania – a raczej ich brak – minister spraw wewnętrznych Rity Tamašunienė. Na miejscu katastrofy pojawiła się dopiero w niedzielę, 20 października. Mimo skali zniszczeń nie zdecydowała się na ogłoszenie stanu nadzwyczajnego na poziomie kraju (został on ogłoszony jedynie na terenie miasta Olita i rejonu olickiego). Indagowana w mediach minister, delegowana na stanowisko przez Akcję Wyborczą Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin, broniła się przed zarzutami, twierdząc że wszelka pomoc potrzebna miastu przy gaszeniu pożaru została zapewniona.

Wyjaśnienia minister nie zadowoliły mieszkańców miasta, którzy zainicjowali w Internecie petycję z żądaniem dymisji. „Katastrofa ekologiczna w Olicie pokazała wyraźnie, że rząd nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa obywateli w sytuacji nadzwyczajnej ani dostarczyć jakiejkolwiek realnej pomocy” – napisali inicjatorzy, którzy oskarżają rząd, że pozostawił władze lokalne samym sobie. Petycja pojawiła się 22 października, do końca miesiąca podpisało się pod nią ponad 35 tys. osób. Tamašunienė zapewniła, że bierze na siebie odpowiedzialność i zastosuje się do ostatecznej oceny, którą wydadzą jej zwierzchnicy.

System nie działa prawidłowo

Krytyka nie ominęła też prezydenta Gitanasa Nausėdy, który mimo pożaru nie przerwał oficjalnej wizyty w Japonii. Do Olity przybył dopiero w ostatni poniedziałek, 28 października, gdy akcja gaśnicza została już zakończona. Wcześniej, w piątek, a więc w dniu, w którym mer Olity ogłosił, że pożar został ostatecznie ugaszony, prezydent zapowiedział zwołanie narady z kierownictwem służb ratunkowych. Pożar w Olicie, zdaniem prezydenta, pokazał, że państwo nie jest przygotowane do reagowania na tego typu sytuacje.

W ocenie Nausėdy zabrakło przygotowania i współpracy między poszczególnymi instytucjami, a kolejnym krokiem powinny być zmiany w prawie i redukcja barier administracyjnych w celu zapewnienia rzeczywistego wsparcia w sytuacjach kryzysowych. Swoją krytyczną ocenę powtórzył w czasie poniedziałkowych oględzin miejsca pożaru. „System nie działa prawidłowo” – ocenił prezydent. „Jeśli nie daj Boże coś podobnego wydarzy się ponownie, to będziemy potrzebowali lepszej koordynacji, a nie spychania z siebie odpowiedzialności” – mówił.

W międzyczasie okazało się, że kontrole prowadzone w ubiegłych latach w „Ekologistice” stwierdziły liczne nieprawidłowości. Firma przechowywała więcej odpadów, niż przewidywały to wydane zezwolenia oraz niezgodnie z przyjętymi procedurami. W 2018 roku na „Ekologistikę” nałożono grzywnę. Uznano jednak, że firma zastosowała się do wymagań pokontrolnych i przedłużono jej zezwolenie na prowadzenie działalności. Poseł opozycyjnego Związku Ojczyzny Laurynas Kasčiūnas poprosił Ministerstwo Środowiska o sprawdzenie, czy nie doszło w tej sprawie do niedopełnienia obowiązków przez urzędników.

Powszechne uznanie budzi natomiast postawa strażaków, którzy zmuszeni byli do pracy w szczególnie ciężkich warunkach. Akcję gaśniczą utrudniały betonowe konstrukcje w miejscu pożaru. Jeszcze przed jego ostatecznym ugaszeniem jeden z miejscowych przedsiębiorców wystąpił z pomysłem zbiórki funduszy na nagrody dla strażaków. Inicjatywę podchwyciły władze miasta. 22 października otwarty został specjalny rachunek bankowy. Na koniec miesiąca znalazło się na nim 190 tys. euro. Zostaną one przeznaczone na nagrody dla uczestników akcji gaśniczej i likwidację skutków pożaru.

W rankingach zaufania do instytucji publicznych straż pożarna od lat zajmuje pierwsze miejsca. Jednak w ślad za zaufaniem społecznym nie idą wynagrodzenia. Zarobki strażaków wynoszą ok. 500 euro na rękę. Funkcjonariusze narzekają też na brak odpowiedniego sprzętu i zaplecza technicznego. Szef związku zawodowego strażaków-ratowników Saulius Džiautas mówił, że w czasie akcji w Olicie strażacy musieli pracować 24 godziny na dobę, bez możliwości zmiany odzieży i zmycia trujących substancji. Brakować miało także odpowiedniej aparatury ochronnej.

Długi cień Ostrowca

Do ustalenia pozostają przyczyny i długofalowe skutki pożaru. Tymi pierwszymi zajmuje się już prokuratura. Dyrektor „Ekologistiki” nie wykluczył podpalenia, choć nie uważa tego za najbardziej prawdopodobną przyczynę. Jego zdaniem mogła mieć ona charakter techniczny. Minister środowiska Kęstutis Mažeika zapowiedział usunięcie z miejsca pożaru pozostałych ok. 300 ton odpadów (głównie spalonych opon), które zostaną zutylizowane w specjalnym zakładzie w rejonie szawelskim. Według jego oceny wyrządzone szkody można oszacować na ok. 5 milionów euro.

Zanieczyszczenie powietrza w okolicy pożaru utrzymywało się na wysokim poziomie przez kilka dni po jego ugaszeniu. Zdaniem specjalistów było ono na tyle duże, że skutki pożaru będą odczuwane jeszcze przez długie lata. Krajowe Centrum Zdrowia Publicznego pobrało próbki wody i gruntu w promieniu 10 km dla zbadania, czy ziemia nadal nadaje się do uprawy. Badaniu jest poddawane mięso od lokalnych hodowców. Szef resortu rolnictwa Andrius Palionis stwierdził, że na obecną chwilę nie można skupować i używać do celów spożywczych mleka z gospodarstw ze skażonego terenu.

Wpływ pożaru na zdrowie mieszkańców na razie trudny jest do ustalenia. 24 października wiceminister zdrowia Algirdas Šešelgis informował, że z powodu zanieczyszczenia powietrza do olickich lekarzy zgłosiło się dotąd osiem osób. Z pomocy medycznej musieli też skorzystać niektórzy ze strażaków, skarżący się na bóle i zawroty głowy czy nudności. Specjaliści potwierdzają, że w dłuższej perspektywie substancje uwolnione w wyniku pożaru mogą skutkować chorobami onkologicznymi, serca i naczyń krwionośnych.

Niepokojem napawają też inne fakty. Na Litwie, wliczając „Ekologistikę”, działa dziesięć tego rodzaju firm. Według danych agencji ochrony środowiska w sześciu z nich w ostatnich latach zostały stwierdzone nieprawidłowości. W niektórych także doszło do pożarów, choć nie tak groźnych jak w Olicie. Powstaje pytanie, jak litewskie służby zareagują przy okazji kolejnego zdarzenia o podobnej lub większej skali. Najwięcej niepokoju wzbudza budowana obecnie na Białorusi elektrownia atomowa w Ostrowcu, w odległości ok. 50 km od Wilna. Wielu Litwinów obawia się powtórki z wydarzeń w Czarnobylu.

Tymczasem trwa poszukiwanie winnych na poziomie politycznym. Najwięcej negatywnych ocen zebrała minister spraw wewnętrznych, która urzędowanie zaczęła trzy miesiące temu. Komentatorzy obarczają ją odpowiedzialnością za brak koordynacji i wsparcia dla władz lokalnych. Inaczej przedstawia się sytuacja mera Olity Nerijusa Cesiulisa, który pokazał się z dobrej strony jako sprawny organizator akcji ratowniczej. Niektórzy obserwatorzy wróżą mu szybką karierę polityczną w Wilnie. Cesiulis miałby pomóc odzyskać popularność przechodzącym kryzys litewskim socjaldemokratom.

Absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku, współpracownik Zakładu Bałtystyki Uniwersytetu Warszawskiego, interesuje się krajami bałtyckimi, stosunkami polsko-litewskimi i polsko-białoruskimi, był współautorem "Programu Bałtyckiego" w Radiu Wnet, publikował m.in. w "Nowej Europie Wschodniej", "New Eastern Europe", "Tygodniku Powszechnym", portalu "Więź" i "Magazynie Pismo".


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!