Wiele osób martwi się o przyszłość cerkwi prawosławnej na Łotwie. Metropolita Aleksander w przyszłym roku kończy 80 lat. A jest on jedną z centralnych figur w życiu wyznaniowym na Łotwie. Przyczynił się do tego, że cerkiew prawosławna na Łotwie pozostała neutralna i nie zaangażowała się we wsparcie dla rosyjskich ugrupowań politycznych, dla kremlowskiej agendy na Łotwie. To nie podoba się Moskwie, która chciałaby po odejściu Aleksandra zainstalować kogoś wiernego Kremlowi. Jednak zmiany w statucie cerkwi prawosławnej, dodanie przymiotnika „niezależny”, a nade wszystko nowa ustawa sejmowa, która nie przewiduje mianowania na następcę Aleksandra osoby z obywatelstwem rosyjskim, sprawiają, że dla Putina sytuacja coraz bardziej się komplikuje, co jest dobrą wiadomością dla państwa łotewskiego – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim łotewski politolog Andis Kudors, dyrektor Centrum Badań Polityki Wschodnioeuropejskiej w Rydze.
Andis Kudors urodził się w 1970 roku Łatgalii, jest absolwentem prawa międzynarodowego i ekonomii na Uniwersytecie Łotewskim w Rydze. W latach 2005-2011 studiował nauki polityczne na macierzystej uczelni. Specjalizuje się w relacjach łotewsko-rosyjskich i łotewsko-białoruskich. Od 2006 r. dyrektor wykonawczy Centrum Badań Polityki Wschodnioeuropejskiej (Austrumeiropas politikas pētījumu centrs, APPC). Jest członkiem Rady Polityki Zagranicznej przy łotewskim MSZ. W wyborach europejskich w 2019 r. bez powodzenia ubiegał się o mandat europosła z listy Nowej Partii Konserwatywnej.
Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: W październiku Ministerstwo Sprawiedliwości Łotwy zarejestrowało niezależną cerkiew prawosławną, odrębną od tradycyjnej, łotewskiej, która podlega pod Patriarchat Moskiewski. Czy Pan jako politolog zajmujący się Wschodem śledził te wydarzenia?
Andis Kudors: Tak i uważam za pozytywny fakt, że mamy alternatywę, że istnieje nie tylko jedna cerkiew prawosławna na Łotwie.
Tak jak w Estonii, gdzie od lat funkcjonują obok siebie cerkiew podległa pod Patriarchat Moskiewski i Patriarchat Konstantynopolski.
Sądzę, że rejestracja kolejnej cerkwi na Łotwie jesienią wskazuje, że w naszym kraju mamy do czynienia z podziałem w środowisku prawosławnym: jedni orientują się na Moskwę, drudzy – niekoniecznie. Uważam, że jeśli mamy na Łotwie podział między ludźmi, którzy dobrze czują się w tradycyjnej cerkwi, która podlega pod Patriarchat Moskiewski, a między tymi, którzy tego nie akceptują, to sądzę, że powstanie nowej organizacji należy ocenić pozytywnie. W końcu mamy demokrację, a także wolność religijną. Na to co się dzieje z cerkwią prawosławną na Łotwie patrzę zresztą z dwóch perspektyw: jedna dotyczy właśnie wolności religijnej, druga bezpieczeństwa narodowego. Gdy mowa o pierwszej perspektywie, to już powiedziałem: dobrze, że jest alternatywa. Gdy zaś mowa o drugiej, odwołam się do wizyty jednego z duchownych Patriarchatu Moskiewskiego, która miała miejsce na Łotwie w tym roku. Doszło wtedy do skandalu: reprezentanci naszej cerkwi prawosławnej wystąpili z wywiadem w mediach łotewskich, że nie do końca są zadowoleni z działalności tego księdza prawosławnego na Łotwie. Wysłali list do patriarchy Cyryla, do Moskwy, że nie akceptują jego działalności, zapytali także, czy władze cerkwi w Rosji są poinformowane o tym, co ten ksiądz robi na Łotwie. Oczywiście, władze cerkwi rosyjskiej o wszystkim wiedziały. Inna sprawa, którą uważam za ważną: mamy na Łotwie ustawę o stosunku państwa do cerkwi prawosławnej, która została uchwalona przez Sejm w 2008 roku. Niedawno, w tej kadencji, wprowadzono do niej pewne zmiany: głową cerkwi prawosławnej na Łotwie może być odtąd jedynie obywatel Republiki Łotewskiej, który żyje tutaj co najmniej od dziesięciu lat. To jest dobre dla autonomii naszej cerkwi. Okej, to jest cerkiew, która podlega pod Patriarchat Moskiewski, ale władze łotewskie uważają, że ta podległość powinna dotyczyć jedynie spraw doktrynalnych, a nie politycznych takich jak posiadanie obywatelstwa Federacji Rosyjskiej.
W Estonii mieliśmy pewien ważny problem, który pojawił się w 2018 roku, po śmierci patriarchy Kornela. W tym samym roku na patriarchę cerkwi estońskiej podległej Patriarchatowi Moskiewskiemu wybrano duchownego Jewgienija, który legitymuje się obywatelstwem rosyjskim. Z tego co wiem, wielu Estończykom się to nie spodobało.
Proszę pamiętać o tym, co się stało na Białorusi parę lat temu. Tam też doszło do tego, że władze Patriarchatu Moskiewskiego wysłały do Mińska obywatela Federacji Rosyjskiej. Jest to człowiek, który nie do końca zdaje sobie sprawę, co się dzieje na Białorusi, w jej życiu społecznym, religijnym. Wielu obywateli Białorusi nie było zadowolonych z biegu wydarzeń. Jest to zresztą pewna tendencja ze strony władz kościelnych w Moskwie, by kontrolować kraje „bliskiej zagranicy”. W teorii chodzi o kontrolę cerkiewną, ale na to wszystko nachodzi sytuacja polityczna w poszczególnych republikach. Dlatego zmiany w łotewskim prawie: politykom zasiadającym w Sejmie chodziło o to, żeby uniknąć bezpośredniej kontroli Moskwy nad cerkwią łotewską. Oni rozumieją, że jest ona częścią Patriarchatu Moskiewskiego, ale niekoniecznie musi być częścią kremlowskiej polityki „rodaków”. Gdy zaś mowa o przywódcy cerkwi łotewskiej patriarsze Aleksandrze, to trzeba podkreślić, iż postępuje on bardzo ostrożnie, nie mówi w mediach o polityce, głównie jednak o sprawach duchowych. Dlatego go szanuję jako duchownego, jako głowę cerkwi łotewskiej.
Chciałbym zapytać o sprawy międzynarodowe: od 2014 r. toczy się wojna na Ukrainie, czy cerkiew prawosławna na Łotwie w jakiś sposób się angażowała w tę sprawę?
Nie śledziłem tego uważnie. Nie zauważyłem jednak, by cerkiew łotewska wspierała politykę Władimira Putina na Ukrainie. Oni stają się umywać ręce od spraw politycznych. Nie sądzę jednak, żeby byli neutralni. Sądzę, że metropolita Aleksander jest przeciwko wojnie. Kiedy czytam jego kazania, wypowiedzi publicznie, nie sądzę, żeby tego typu osoba mogła wspierać, to co się dzieje w Donbasie. Jako obywatel Łotwy chciałbym jednak zobaczyć jakąś krytykę tego, co czyni Patriarchat Moskiewski na wschodzie Ukrainy. Lokalni duchowni prawosławni na okupowanych terytoriach w sposób otwarty wspierają separatystów. Patriarcha Cyryl wezwał do zachowania pokoju, podobnie jak rzecznik cerkwi rosyjskiej, ale to było w takim stylu, na początku marca 2014 roku: wierzę, że rosyjscy żołnierze będą traktowani na Ukrainie jako mirotworcy. Ta sama osoba wyraziła nadzieję, że nie będzie oporu ze strony Ukraińców. Normalna reakcja cerkwi powinna być chyba taka, że patriarcha Cyryl i jego rzecznik wezwą wszystkich braci Słowian, Ukraińców i Rosjan, nie walczcie. Władimirze Putinie, przestań. Tymczasem oni odwoływali się tylko do Ukraińców. Uważam to za część wojny informacyjnej, którą prowadzi Kreml, cześć dyplomaci publicznej Moskwy.
Księża prawosławni na Łotwie milczą.
Do pewnego stopnia ich rozumiem: nie chcą być w konflikcie z Patriarchatem Moskiewskim, ale jednocześnie nigdy nie popierali wojny. Oczywiście nie pójdą w stronę Konstantynopola. Jeśli cerkiew prawosławna na Łotwie zdecydowałaby obecnie, że chce podłączyć się pod Konstantynopol, jak ukraińska, społeczność rosyjskojęzyczna na Łotwie rozpadłaby się na dwie części. Promoskiewscy aktywiści polityczni stwierdziliby: zostajemy z Moskwą!
Ale to tego rozłamu i tak może dojść, skoro w październiku został zarejestrowany nowy kościół prawosławny.
To jest jednak mała organizacja, nie dysponujemy wciąż liczbami, jak wiele osób się do niej przyłączy. Nie wiemy, co myślą wierni cerkwi prawosławnej na Łotwie. Media łotewskie tego nie badają, koncentrują się na politycznych różnicach między Łotyszami a rosyjskojęzycznymi, tematyka wyznaniowa słabo przebija się do gazet czy portali. Tych spraw nie badają także ośrodki analityczne na Łotwie. Ewidentnie w naszym kraju są prawosławni, którym nie podoba się, że nasza cerkiew podlega pod Patriarchat Moskiewski. Ale nie znamy proporcji. Być może są to łotewscy członkowie cerkwi prawosławnej, bo mamy także i takich. Niewielu Łotyszy chodzi do cerkwi, ale mamy prawosławnych księży, którzy są Łotyszami i łotewskojęzyczne nabożeństwa.
W zeszłym roku cerkiew prawosławna na Łotwie napisała list do Patriarchatu Moskiewskiego, że chce do swojego statutu dodać, że jest organizacją niezależną. Nie chodzi broń Boże o autokefalię, ale o to jedno słowo w statucie. Uważam to co prawda za bezsensowne, skoro jesteś w Patriarchacie Moskiewskim, nie możesz uważać się za niezależnego, ale dla naszej cerkwi to było istotne. Zobaczymy, jaki będzie efekt, odpowiedzi należy oczekiwać za parę miesięcy.
Wspomniał Pan, że księża prawosławni na Łotwie nie wypowiadali się na temat wojny na Ukrainie, ale ja chciałbym zapytać, jaki stosunek ma lokalny kościół prawosławny do nowej, autokefalicznej cerkwi na Ukrainie, która otrzymała tomos od Konstantynopola? W Estonii mieliśmy wiele negatywnych wypowiedzi ze strony księży prawosławnych.
Duchowni prawosławni na Łotwie zachowują w tej sprawie podobne stanowisko jak w stosunku do wojny na Ukrainie: nie wypowiadają się. Swego czasu łotewscy dziennikarze chodzili do nich i pytali, ale nie powiedzieli nic. Niektórzy z nich mówią, że łotewscy prawosławni, odwiedzający Ukrainę, nie powinni chodzić do cerkwi, które podlegają pod Patriarchat Konstantynopolski. Ale większość z nich nie wypowiada się. Jest to zrozumiałe, są w trudnej sytuacji. Sądzę, że metropolita Rygi i całej Łotwy Aleksander ma dość neutralny stosunek do cerkwi ukraińskiej. Może nie podoba mu się rozłam, ale jest dość neutralny. Na pewno nie powiedział niczego, co można by odczytać jako potępienie działań Ukraińców.
Generalnie jednak cerkiew prawosławna na Łotwie jest między młotem a kowadłem. Jeśli powie coś przeciwko nowej cerkwi ukraińskiej, nie spodoba się to Łotyszom i politykom łotewskim. Nasze społeczeństwo powie wtedy: jesteście prokremlowscy! Ale jeśli księża powiedzą, że wspierają Ukraińców, wtedy Patriarchat Moskiewski się oburzy. Trzeba pamiętać, że wielu rosyjskojęzycznych na Łotwie wspiera politykę Władimira Putina wobec Ukrainy, badania mówią, że jest to nawet 40%. Te dane pochodzą z 2014 roku, teraz może jest trochę lepiej, może nawet Rosjanie widzą, że Kreml jest agresorem. Ci ludzie należą jednak do cerkwi prawosławnej na Łotwie i na każdy proukraiński krok ze strony patriarchy Aleksandra mogliby zareagować krytycznie lub niechętnie. Dlatego dla metropolity Aleksandra tak bardzo ryzykowne byłoby wypowiadanie się o polityce. Tak naprawdę wciąż jednak nie wiemy, ilu prawosławnych na Łotwie wspiera na przykład aneksję Krymu. Trzeba pamiętać wreszcie, że w cerkwi łotewskiej mamy także Łotyszy, którzy niekoniecznie są za włączeniem Krymu do Federacji Rosyjskiej.
Zapytam o jedną sprawę związaną z metropolitą Aleksandrem. W zeszłym roku na Łotwie opublikowane były „worki KGB”, ujawniono, kto z liderów religijnych na Łotwie współpracował ze służbami sowieckimi. Jak zareagowali członkowie cerkwi prawosławnej, gdy dowiedzieli się, że jedną z tych osób był metropolita Rygi i całej Łotwy Aleksander?
Nie wpłynęło to na ocenę duchownego. Ludzie na Łotwie nie przywiązują wagi do rewelacji z teczek. Wiadomo, że współpracowali także duchowni katoliccy, luterańscy. Wierni rozumieją, jaka była sytuacja w Związku Sowieckim. Oczywiście, w mediach społecznościowych była burza z powodu tych danych opublikowanych w Internecie, ale szybko się ona skończyła. Nie widziałem zresztą żadnych znanych prawosławnych, którzy wypowiedzieliby się w tej sprawie. Na Łotwie nie mamy wiedzy, kto z osób publicznych chodzi do cerkwi, o takich sprawach się nie dyskutuje. Wyjątkiem jest może znany piosenkarz Kaspars Dimiters.
Lub Aleksejs Loskutovs, były poseł z „Nowej Jedności” czy popularna w Rosji śpiewaczka Laima Vaikule. Czy kiedykolwiek miał Pan wrażenie, że cerkiew prawosławna na Łotwie angażuje się w politykę wewnętrzną, np. poprzez wsparcie dla Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda”, na którą głosują rosyjskojęzyczni?
Jeśli spojrzy Pan na kongresy Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda”, nie zobaczy Pan metropolity Aleksandra. Sądzę, że on ma świadomość, jak „Zgoda” wykorzystywana jest przez rosyjską politykę wobec rodaków i jak bardzo ta partia nie jest akceptowana przez Łotyszy. Była jednak pewna sprawa w 2012 roku, gdy odbyło się referendum w sprawie przyznania językowi rosyjskiemu statusu oficjalnego. Wtedy pytany przez dziennikarzy metropolita Aleksander powiedział, że język rosyjski jest ważny dla Łotwy, należy go wspierać, ale nie poparł jednoznacznie idei przyznania rosyjskiemu statusu oficjalnego. Co ciekawe, liderzy wspólnoty starowierców, wystąpili z takim poparciem. Cerkiew staroobrzędowa wysłała list do ówczesnej przewodniczącej Sejmu Solvity Āboltiņi z żądaniem przyznania językowi rosyjskiemu oficjalnego statusu na Łotwie. Co najmniej od tego okresu, to właśnie cerkiew staroobrzędowa zaangażowana jest w łotewską politykę wewnętrzną, we wspieranie rosyjskiej narracji, a nie cerkiew prawosławna. Mamy do czynienia z pewnego rodzaju przesunięciem. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne staroobrzędowcy identyfikowali się z państwem łotewskim, byli wobec niego lojalni. Pamiętali, że swego czasu musieli uciekać z Rosji, że na Łotwie dobrze ich przyjęto. To zostało w ich historycznej pamięci aż do 1940 roku. W czasach sowieckich coś złego się stało. Staroobrzędowcy byli tutaj zawsze, zaś wielu członków cerkwi prawosławnej przyjechało po 1945 roku. Ale obecnie to członkowie cerkwi starają się być lojalni wobec państwa łotewskiego. W przypadku metropolity Rygi i całej Łotwy Aleksandra wynika to z wdzięczności za specjalną ustawę z 2008 roku, o której już wspominaliśmy. Dzięki temu prawu pozycja cerkwi jest stabilna: politycznie, prawnie. Natomiast jak już mówiłem wcześniej działalność wielu członków wspólnoty staroobrzędowej wpisuje się w rosyjską politykę rodaków.
Jaki będzie los cerkwi prawosławnej na Łotwie?
Wiele osób się o to martwi. Metropolita Aleksander w przyszłym roku kończy 80 lat. A jest on jedną z centralnych figur w życiu wyznaniowym na Łotwie. Przyczynił się do tego, że cerkiew prawosławna na Łotwie pozostała neutralna i nie zaangażowała się we wsparcie dla rosyjskich ugrupowań politycznych, dla kremlowskiej agendy na Łotwie. To nie podoba się Moskwie, która chciałaby po odejściu Aleksandra zainstalować kogoś wiernego Kremlowi. Jednak zmiany w statucie cerkwi prawosławnej, dodanie przymiotnika „niezależny”, a nade wszystko nowa ustawa sejmowa, która nie przewiduje mianowania na następcę Aleksandra osoby z obywatelstwem rosyjskim, sprawiają, że dla Putina sytuacja coraz bardziej się komplikuje, co jest dobrą wiadomością dla państwa łotewskiego.
Cieszę się, że współpraca między głównymi wyznaniami na Łotwie: prawosławnymi, luteranami i katolikami, przebiega w sposób harmonijny. Widzimy to na publicznych imprezach, na nabożeństwach ekumenicznych, w których uczestniczą także politycy. To dobra wiadomość z perspektywy bezpieczeństwa narodowego.
Na Łotwie, ale także w Estonii, przez szereg lat powraca temat prawosławnych Świąt Bożego Narodzenia. Wielu polityków proponuje, żeby te dni uczynić dniami wolnymi od pracy. Pan uważa, że to byłby dobry krok z perspektywy polityki integracji?
Absolutnie nie. Są eksperci, którzy twierdzą, że to sprzyjałoby integracji społecznej. Ja w to nie wierzę. Sądzę, że dla polityki integracji najlepiej byłoby, gdyby katolicy, luteranie i prawosławni obchodzili Boże Narodzenie w tym samym terminie, jak w Rumuni i Bułgarii. Najlepiej byłoby, gdyby cerkiew prawosławna na Łotwie, zadecydowała, że obchodzi Boże Narodzenie i Wielkanoc wtedy kiedy większość Łotyszy. Ale nie możemy tego narzucić, mamy wolność religijną.
Jestem więc zdecydowanie przeciwko tworzeniu odrębnego święta przez Sejm w kalendarzu łotewskim. Tak samo jako obywatel Łotwy opowiadam się za tym, żeby cerkiew prawosławna na Łotwie przeszła pod władzę Patriarchatu Konstantynopolskiego, jak to było do czasu okupacji sowieckiej w 1940 roku. Ale jak już mówiłem: tego nakazać nie możemy, skoro mamy wolność wyznania.
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.