Światowanie w Windawie. O Notesie kurlandzkim Kazimierza Brakonieckiego

|

Trudno zakwalifikować Notes kurlandzki Kazimierza Brakonieckiego do jednej kategorii. Na pewno nie jest to klasyczny reportaż dziennikarski. Gdyby na miejscu autora znalazł się rasowy dziennikarz śledczy, zapewne najbardziej zainteresowałyby go ciemne interesy mera Windawy Ainarsa Lembergsa. Brakoniecki tylko o nim wspomina. Nie ma tu zbyt wielu rozmów, więcej natomiast wniosków z własnych obserwacji i lektur, które czasem nie są bezpośrednio związane z miejscem bytowania autora.

Kurlandia jest jedną z historycznych krain składających się na dzisiejszą Łotwę: czterech zgodnie z Konstytucją Łotwy a trzech, gdy potraktuje się ją łącznie z Semigalią. Obie te krainy zwykło się łączyć w jedno za sprawą istniejącego przez ponad trzysta lat Księstwa Kurlandii i Semigalii, powstałego w XVI wieku jako pozostałość po dawnym państwie krzyżackim. Przez większość okresu swojego istnienia było ono lennem Rzeczypospolitej. Właśnie z tego względu można o Kurlandii powiedzieć, że jest dla Polaków zarówno daleka, jak i bliska. Bliska na tyle, żeby budzić jeszcze skojarzenia z dawną historią Polski, ale na tyle już daleka, że nie wywołuje sentymentalnych kresowych tęsknot jak Wilno czy Lwów.

Zrządzeniem historii także tam do ostatnich chwil II wojny światowej bronili się – w tzw. „kotle kurlandzkim” – ostatni żołnierze Hitlera odpierający ataki Armii Czerwonej, wśród nich członkowie Legionu Łotewskiego Waffen-SS, składającego się z etnicznych Łotyszy. Kurlandii nie ominął również Holokaust: w trakcie niemieckiej okupacji wymordowano niemal wszystkich miejscowych Żydów, do czego rękę przyłożyli także łotewscy kolaboranci. To ledwie jedna strona historii. Po drugiej stoi choćby Jānis Fabriciuss – jeden z wielu Łotyszy, którzy w trakcie leninowskiego przewrotu w 1917 roku i rosyjskiej wojny domowej dołączyli do bolszewików. Fabriciuss należał do ważniejszych dowódców Armii Czerwonej, brał udział m.in. w tłumieniu powstania marynarzy w Kronsztadzie.

Do dziś pomnik Fabriciussa stoi w jednym z głównych miast Kurlandii – Windawie. Zadziwiające, bo przecież niepodległa Łotwa w swej oficjalnej polityce historycznej odcina się od komunistycznej przeszłości, cały okres sowiecki nazywając okupacją. Fabriciussa nie zdekomunizowano, bo „historia tutejsza jest skomplikowana”. Tak mówi jeden z mieszkańców Windawy spotkany w tym nadmorskim portowym mieście przez poetę Kazimierza Brakonieckiego. Trudno nie odnieść wrażenia, że właśnie to „skomplikowanie” przywiodło na Łotwę współtwórcę olsztyńskiej Wspólnoty Kulturowej „Borussia”. „Dla myśliciela i poety nie ma większego zagadnienia moralno-metafizycznego, jak rozpatrzenie tego wszystkiego, co stało się w tragicznym XX stuleciu z ludzkością i pojedynczym człowiekiem” – konstatuje Brakoniecki w Notesie kurlandzkim, będącym zapisem jego kilkutygodniowego pobytu w łotewskiej krainie.

Trudno zakwalifikować Notes do jednej kategorii. Na pewno nie jest to klasyczny reportaż dziennikarski. Gdyby na miejscu Brakonieckiego znalazł się rasowy dziennikarz śledczy, zapewne najbardziej zainteresowałyby go ciemne interesy mera Windawy Ainarsa Lembergsa, wielkorządcy portowego miasta od ponad 30 lat i jednego z najbardziej wpływowych łotewskich oligarchów. Brakoniecki tylko o nim wspomina. Co więcej, nie ma tu zbyt wielu rozmów, więcej natomiast wniosków z własnych obserwacji i lektur, które czasem nie są bezpośrednio związane z miejscem bytowania autora. Brakoniecki – jak sam zauważa – woli cieszyć się „swoją samotnością”, niż w rozmowach z miejscowymi szukać odpowiedzi na nurtujące go pytania.

W ten sposób realizuje Brakoniecki swoją własną życiową i poetycką filozofię światowania („światować” w warmińskiej gwarze to tyle co „żyć”) – która w Notesie kurlandzkim przyjmuje postać światologii – będącą zarazem autorskim rozwinięciem geopoetyki szkockiego poety Kennetha White’a, do którego Brakoniecki się odwołuje. Próbuje on na kartach Notesu swoją filozofię wykładać, choć nie zawsze czytelnie, czego zresztą sam jest świadomy („Nie znoszę spekulacji mistycyzujących, mitologizujących, bełkotu pseudofilozoficznego i pseudonaukowego, a sam popadam w tego typu nierzadko sprzeczne, wielosłowie”). Czym zatem jest światologia? Oddajmy głos autorowi: „Nie ma celu historii, przypadek i konieczność wyrażają tę samą strukturę wszechświata, która jest poza naszym rozumieniem. (…). Jedyne, co sensownie możemy zrobić (…) to budować etykę humanistyczną, (…). Nie krzywdź siebie, innych, świata. Nie bój się, to nasz świat i nasze życie”.

Brakonieckiemu obce wydają się być wszelkie kresowe tęsknoty, które mogłyby przyciągnąć do Kurlandii polskiego turystę sentymentalnego.  Ale choć sam pisze, że żaden z niego „rewindykator i roszczeniowiec”, to nie znaczy, że jego świadomość wolna jest od ciężaru historii („Urodzeni po wojnie staliśmy się pogrobowcami lat wojennych” – pisze autor, rocznik 1952). Na jego życiorysie i twórczości historia odcisnęła swój ślad w postaci doświadczeń ludzi wygnanych, deportowanych, wykorzenionych, wliczając w to jego najbliższą rodzinę. Świadomość tych doświadczeń jest stale obecna także w Notesie, gdzie autor styka się z krainą, przez którą również przetoczyła się Historia, czego śladem są nie tylko odwiedzane przez autora cmentarze i miejsca zbrodni, ale nawet wielojęzyczne nazwy miejscowości (Windawa-Ventspils-Windau, „Zaskoczony jestem tyloma nazwami tej krainy, jak i całej Łotwy” – zauważa Brakoniecki).

Swoją parutygodniową przygodę z Kurlandią i Łotwą, ich historią i jej jasnymi i ciemnymi stronami, ale także współczesnością, autor opisuje z godną podziwu starannością i samodyscypliną. Godna odnotowania jest jednak także zdolność autora do płynnego przechodzenia z jednego tematu do drugiego: rozważania o tragedii XX wieku (Kurlandia jest tylko jednym z wielu miejsc, gdzie te wydarzenia przybrały dramatyczny obrót) sąsiadują z refleksją nad relacjami między zinstytucjonalizowaną religią (tę Brakoniecki odrzuca) a zideologizowaną przemocą. Ale jest tu i miejsce na zachwycenie się pradawnymi łotewskimi pieśniami i pochwała panującego w Windawie porządku.

Gdybym miał zatem wskazać to, co w tej mimo wszystko niełatwym poetycko-reportersko-filozoficznym eseju najcenniejsze, to właśnie owa zdolność autora do wszechogarniających obserwacji, w których mieści się i myśl o wymarłych, wymordowanych, wygnanych narodach, i wylegający się na nadbałtyckich plażach turyści, i pasażerowie podmiejskiego autobusu. Na tym chyba właśnie polega „światologia”.

Kazimierz Brakoniecki, Notes kurlandzki, Wydawnictwo Convivo, Warszawa 2017

Absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Historyczno-Socjologicznym Uniwersytetu w Białymstoku, współpracownik Zakładu Bałtystyki Uniwersytetu Warszawskiego, interesuje się krajami bałtyckimi, stosunkami polsko-litewskimi i polsko-białoruskimi, był współautorem "Programu Bałtyckiego" w Radiu Wnet, publikował m.in. w "Nowej Europie Wschodniej", "New Eastern Europe", "Tygodniku Powszechnym", portalu "Więź" i "Magazynie Pismo".


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!