Duchniewicz, Dobrowolska, Klonowski. Napsują krwi AWPL-ZChR, ale czy wejdą do Sejmu?

|

AWPL-ZChR może tegoroczne wybory uznać za nieco bardziej stresujące. Nie widać tego po mediach partyjnych, które regularnie informują, że w sondażach partia przekracza „magiczne pięć procent”. Dzieje się to jednak po odliczeniu głosów niezdecydowanych i tych, którzy nie pójdą na wybory. Od parunastu miesięcy obserwujemy odpływ głosów na polską partię zarówno w Wilnie, gdzie w 2019 roku straciła aż 40% mandatów w radzie miejskiej, a także w Kłajpedzie, gdzie w tym samym roku z rady „wypadł” wieloletni, niezawodny sojusznik akcji „Alians Rosjan”. Sytuację partii pogarsza negatywna ocena ministra Jarosława Narkiewicza, a także fakt, że po raz pierwszy jest alternatywa: dwóch polskich kandydatów spoza AWPL-ZChR ma poważne szanse na sejmowy mandat. I to jest pierwsza taka sytuacja od bardzo wielu kadencji.

Polskie kwestie to „pięciorzędne sprawy”

AWPL-ZChR nie jest polską partią, kwestia pisowni polskich nazwisk nie jest polską kwestią, a partia ani tym tematem, ani ustawą o mniejszościach narodowych się zajmować nie będzie. Kto tak mówi? Przewodniczący AWPL-ZChR Waldemar Tomaszewski – irytuje się na Facebooku Rajmund Klonowski, dziennikarz „Kuriera Wileńskiego” i działacz społeczny na Wileńszczyźnie, który w 2019 roku próbował kandydować na mera Wilna w ramach polsko-litewskiego happeningu: inicjatywy „Lokys”, która miała zburzyć mur między narodowościami zamieszkującymi Wilno. Klonowski pisze te słowa po obejrzeniu materiału z Waldemarem Tomaszewskim, od 1999 roku przewodniczącym Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin. „Lider wileńskich Polaków” w rozmowie z dziennikarką Delfi TV Daivą Žeimyte-Bilienė, znów nawiązał do nowej mantry polskiej partii: jesteśmy partią ogólnolitewską i odwołujemy się głównie do problemów społecznych. Jesienią 2019 roku starosta sejmowej frakcji AWPL-ZChR posłanka Wanda Krawczonok powiedziała to jeszcze dobitniej: kwestia oryginalnej pisowni imion i nazwisk dla Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich nie jest priorytetowa, to „sprawa pięciorzędna”. Podobne komentarze ze strony polityków akcji można usłyszeć na temat ustawy o mniejszościach narodowych, która wygasła za rządów centroprawicy w 2010 roku. Jeszcze do niedawna partia ta opowiadała się za jej najszybszą reaktywacją. Teraz ma inne priorytety.

Przeczytaj także:  Zbigniew Balcewicz: Litewscy Polacy znajdują się na rozdrożu

***

Paradoksalnie „wyegzorcyzmowanie” polskiej problematyki  przez AWPL-ZChR może pomóc Polakom, którzy kandydują do Sejmu z innych list. Nie jest to inicjatywa nowa. Jeszcze w 1992 roku, gdy odbyły się pierwsze całkowicie wolne wybory do Sejmu, polscy kandydaci startowali z różnych list i z powodzeniem potrafili wywalczyć mandaty poselskie. Artur Płokszto jako socjaldemokrata, Medard Czobot – chrześcijański demokrata, później także Aleksander Popławski – socjalliberał. To tylko kilka przykładów. W ostatnich latach, co najmniej od wyborów w 2004 roku, Polacy wchodzili jednak do litewskiego Sejmu głównie z listy AWPL. Owszem, mogliśmy znaleźć w parlamencie polityków polskiego pochodzenia takich jak Aleksander Sacharuk czy Kristina Miškinienė, jednak konia z rzędem temu obserwatorowi polityki litewskiej, który skojarzyłby ich z jakimiś narodowościowymi postulatami.

Przeczytaj także:  Nie z Akcji, ale w akcji. Polacy na listach partii litewskich

W 2012 roku polska partia po raz pierwszy przekroczyła próg 5% i uzyskała status frakcji, wtedy można było już zapomnieć o jakichś alternatywach dla ugrupowania Tomaszewskiego (zwłaszcza, że partia prężyła muskuły i na dwa lata stała się częścią koalicji tworzącej centrolewicowy rząd Algirdasa Butkevičiusa, później wyszła z niej z wielkim hukiem). Choć byli weterani tacy jak redaktor Stanisław Tarasiewicz, którzy z wyborów na wybory kandydowali, wciąż wierząc we własny sukces albo przynajmniej robiąc dobrą minę do złej gry. Tarasiewicz upodobał sobie akurat lidera jednej z „liberalnych” partii na Litwie, byłego mera Wilna Artūrasa Zuokasa.

Renata walczy ze wstążeczką

W 2014 roku, gdy wybuchła wojna na Ukrainie, retoryka Tomaszewskiego przestała odpowiadać nawet wielu osobom, które wcześniej głosowały na akcję lub ją przynajmniej tolerowały. To wtedy w Internecie na parę miesięcy zabłysnęła gwiazda Renaty Underis, Polki, która już nie ma serca do polsko-polskich sporów na Wileńszczyźnie i dwa lata temu przeprowadziła się z mężem Litwinem do Stanów Zjednoczonych. Swoje zaangażowanie w politykę komentowała w 2014 roku w ten sposób: – Wejście do Ruchu Liberałów to taki spontaniczny odruch, reakcja na zaistniałą niezręczną sytuację polsko-litewską. Moim głównym celem jest zwrócenie uwagi osób młodego pokolenia (i nie tylko) na fakt, że pochodzenie i poglądy polityczne nie zawsze idą w parze. Jak też chciałam pokazać Litwinom inną, małomówną stronę litewskich Polaków, która dzisiaj czuje się dobrze na Litwie, kocha swoją Ojczyznę, szanuje jej prawo, obywateli i symbole, chce zgody obojga narodów i przy tym mówi po polsku, pamięta o swoim pochodzeniu i pielęgnuje tradycje polskie im przekazane – mówiła w lipcu 2014 roku Programowi Bałtyckiemu Radia Wnet. Pamiętam, że Underis szczególnie irytowała się wtedy, że Tomaszewski przypiął wstążeczkę georgijewską, symbol donbaskich separatystów, podczas wizyty na cmentarzu antokolskim z okazji 9 maja. Dziś już lider polskiej partii nie paraduje we wstążeczce, jednak znowu mówi rzeczy, których liberalna, polska inteligencja nie może zaakceptować. Choćby na temat ostatniej sytuacji na Białorusi.

Gwiazda Underis szybko zgasła, podobnie jak jej liberalnej koleżanki Julii Mackiewicz. Nieco dłużej na scenie politycznej przetrwała tzw. Frakcja Polska przy Litewskim Związku Wolności Zuokasa, obejmująca wydawcę „Kuriera Wileńskiego” Zygmunta Klonowskiego, a także jego towarzyszy. Wystartowali w 2016 roku w liczbie pięciu na liście Zuokasa, jednak bez żadnych szans na sukces (miejsca na liście zaczynały się od numeru 68, partia zaś nie przekroczyła progu wyborczego). Trzy lata później to samo środowisko, poszerzone o przedstawicieli różnych narodowości (Litwinów, Białorusinów), próbowało swych sił w wyborach samorządowych w Wilnie jako polsko-litewski komitet wyborczy „Lokys”. Również bezskutecznie, choć przynajmniej z ciekawą kampanią, której elementem był chodzący po Wilnie niedźwiedź („lokys” to po litewsku „niedźwiedź”, a sama nazwa komitetu była nawiązaniem do jednej z powieści francuskich, wymyślił ją potomek wieszcza związany z frakcją Klonowskich Roman Gorecki-Mickiewicz).

Zielony niedźwiedź

Dziś Zygmunt Klonowski nie startuje już z listy Zuokasa. – Rozstałem się z nim po tym jak Zuokas poszedł w bardziej „liberalnym” kierunku, bo wcześniej partia miała być bardziej konserwatywna. W końcu powstał ideowy bałagan albo całkowity brak ideologii, zaś ludzi krytykujących  prezesa wyrzucano z partii. Polska frakcja w ogóle go nie obchodziła – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu kilka szczerych słów Klonowski, który w tych wyborach związał się z Litewską Partią Zielonych (nie mylić z rządzącym ugrupowaniem Związek Chłopów i Zielonych, bo to inna para kaloszy). Wydawca „Kuriera Wileńskiego” nigdy nie deklarował się jako zielony, jednak zapewnia, że jego środowisko uzgodniło z partią sprawy programowe. Dodaje zresztą zupełnie bez ogródek: Do Sejmu wejść szansy nie mam. Startuję w okręgu jednomandatowym Miedniki, gdzie wszystko jest pod kontrolą AWPL-ZChR, trudno jest mi zatem wymienić moje priorytety – deklaruje Przeglądowi Bałtyckiemu. Poza Klonowskim na liście zielonych znalazło się jeszcze dwóch polskich kandydatów, ale mają tak słabe miejsca, że nie ma o czym mówić. Może „wileński niedźwiedź” czeka dopiero na swój czas, by obudzić się przed następnymi wyborami samorządowymi?

Przeczytaj także:  Rajmund Klonowski: środki unijne nie powinny być dla wilnian złotym cielcem
Przeczytaj także:  Jerry Meijer: na razie nie będziemy dzielić skóry na „lokysie”

To idzie młodość…

Wspomnieliśmy o Zygmuncie Klonowskim i jego ludziach, nawiązując do wyborów z 2016 roku. Wtedy, gdy AWPL-ZChR mogła być jeszcze spokojna o przekroczenie progu 5%, bo rok wcześniej Blok Waldemara Tomaszewskiego uzyskał fenomenalne wyniki w Wilnie i Kłajpedzie, start Polaków z list partii litewskich był sprawą zaledwie symboliczną. Największe szanse miała Julia Mackiewicz, której przyznano 18. miejsce na liście Ruchu Liberałów, jednak nie uzyskawszy mandatu, Polka szybko się wycofała z polityki, o co wiele osób miało do niej pretensje. O innych kandydatach z 2016 roku takich jak Ryszard Burda czy Zdzisław Skwarciany nie ma sensu nawet mówić.

Natomiast obecnie mamy do czynienia z przełomem kopernikańskim, jeśli chodzi o szanse Polaków spoza listy AWPL-ZChR. Wszystko za sprawą dwóch samorządowców, którzy dobrze poradzili sobie w ostatnich wyborach lokalnych: Eweliny Dobrowolskiej (Partia Wolności, Wilno) i Roberta Duchniewicza (Litewska Partia Socjaldemokratyczna, rejon wileński). Nie jest wcale wykluczone, że w ławach Sejmu zasiądą właśnie oni, zwłaszcza, że od paru miesięcy niełaskawe wobec liberalnej partii Aušrinė Armonaitė sondaże poszybowały w górę i dziś partia ma duże szanse na znalezienie się w Sejmie. Dobrowolska, działaczka na rzecz praw człowieka, wspierająca od lat mniejszości narodowe, a także osoby pragnące dokonać korekty płci, jest świetnym uzupełnieniem innych kandydatów z listy „różowo-żółtych” Armonaitė (taki ma kolor to liberalne ugrupowanie): Tomasa Vytautasa Raskevičiusa (aktywisty LGBT) oraz Moniki Ošmianskienė (działaczki na rzecz praw osób niepełnosprawnych).

Przeczytaj także:  W kolorze litewskiego chłodnika czy „hipsterskim krokiem”? Litwa szuka nowej, liberalnej alternatywy

Dobrowolska (32 l.) startuje w okręgu Nowa Wilejka, gdzie jej konkurentką będzie kandydatka AWPL-ZChR Romualda Poszewieckaja, dziennikarka rosyjskiego Pierwogo Bałtijskogo Kanała, która w 2016 roku startowała w Ponarach (w tym samym okręgu co Julia Mackiewicz). Kandydatka Partii Wolności nie boi się trudnej dzielnicy (najbardziej słowiańskiej w całym Wilnie, a więc niejako a priori konserwatywnej), w wywiadzie dla Przeglądu Bałtyckiego z maja 2020 roku wskazuje: Nowa Wilejka to nie jest „dzielnica izby wytrzeźwień” czy konserwatywnych osób. To jest odradzająca się i ambitna dzielnica. Czy w takim okręgu wyborczym, w którym w 2016 roku triumfował lewicowy populista Algirdas Paleckis, zaś wcześniej posłował z niego działacz Partii Pracy Siergiej Ursul poszczęści się polskiej, liberalnej kandydatce, która nie boi się rozmawiać o kwestiach związanych ze zmianą płci czy o małżeństwach homoseksualnych?

Przeczytaj także:  Ewelina Dobrowolska: Nowa Wilejka to ani izba wytrzeźwień, ani konserwatywny rejon

Reforma administracyjna i ochrona środowiska

Robert Duchniewicz jest lewicowcem, co wielokrotnie podkreślał w rozmowie ze mną w czerwcu 2017 roku (wtedy został radnym rejonu wileńskiego z listy socjaldemokratów, a ja chciałem poznać jego przekonania i motywy wejścia do polityki), jednak kwestii światopoglądowych za bardzo nie podnosi. Można odnieść wrażenie, że koncentruje się na sprawach bytowych czy ustrojowych. – Moje główne tematy w polityce ogólnokrajowej to bezpieczeństwo publiczne, silniejsze samorządy oraz ochrona praw człowieka. Musimy przyznać, że reforma policji nie była całkowicie udana. Powinniśmy uczynić policję bliższą ludzi. Moim celem jest także zachowanie i wzmacnianie samorządowych straż pożarnych, które obecny rząd miał zamiar zniszczyć, jak również reforma samorządowa – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim Duchniewicz. Tematem, do którego młody socjaldemokrata (29 l.) pochodzący z małego Niemenczyna w rejonie wileńskim, się podpala, jest właśnie reforma administracyjna. – Jeśli się uda, będziemy mogli wybierać starostów oraz rady starostw – precyzuje w rozmowie ze mną.

Ewelina Dobrowolska w głębi duszy zawsze była liberałką i denerwuje ją duża liczba uregulowań, zakazów, które funkcjonują w prawie litewskim. – Czy grzywny za niepodniesienie flagi państwowej na prywatnym domu w święto państwowe lub grzywny za niezgłoszenie nabycia obywatelstwa innego państwa naprawdę zachęcają do patriotyzmu? – dopytuje mnie. – Czy stosowane zakazy sprzedaży alkoholu odpowiadają potrzebie wykwalifikowanej pomocy dla osób uzależnionych? Czy zakaz posiadania dochodów w trakcie urlopu rodzicielskiego zachęca rodziców do pozostania na rynku pracy? – kontynuuje z pasją Dobrowolska, która chce politykę i prawo opierać na zaufaniu do społeczeństwa i jednostek. Jednak ma także coś w zanadrzu dla osób walczących o ochronę środowiska, przez co może odebrać jakieś punkty Litewskiej Partii Zielonych. Dla Dobrowolskiej jest ważne, by polowania były „odpowiedzialne i etyczne”, promowano „zielone zamówienia publiczne”, chroniono „zasoby rybne”. – Ochrona przyrody i środowiska jest obowiązkiem każdego z nas – pewna jest prawniczka znana do tej pory bardziej z walki sądowej o prawo Polaków i Rosjan do oryginalnej pisowni nazwisk.

Przeczytaj także:  Ewelina Dobrowolska: Šimašius pracował na rzecz praw człowieka nie tylko na Facebooku

No dobrze, wszystko fajnie, tylko można zapytać, co wspólnego ma reforma samorządowa Duchniewicza czy walka Dobrowolskiej o ochronę środowiska z polskimi sprawami?

Współpraca z Tomaszewskim?

Pamiętajmy, że dwóch kandydatów startuje z list partii ogólnolitewskich. Prezentowanie programu tylko dla polskiej czy rosyjskiej społeczności nie ma sensu, bo w ten sposób nie trafią nigdy do Sejmu. Jednak jest faktem, że o ile AWPL-ZChR praktycznie zrezygnowała z poruszania „polskich kwestii”, to Duchniewicz i Dobrowolska od lat przemycają je w swojej działalności. I paradoksalnie mogą być bardziej skuteczni, jeśli tylko socjaldemokraci w kolejnej kadencji nie stchórzą w polskich sprawach jak za czasów Butkevičiusa (Duchniewicz wiele razy zapewnia mnie, że obecna socjaldemokracja to „niebo i ziemia” w porównaniu z tym, co było w 2014 roku), a Partia Wolności Armonaitė nie skoncentruje się za bardzo na kwestiach obyczajowych (związki homoseksualne, depenalizacja marihuany) i znajdzie czas dla polskiej mniejszości.

Pamiętajmy, że Robert Duchniewicz był w 2018 roku inicjatorem opracowania przez socjaldemokrację projektu ustawy o mniejszościach narodowych, zaś dzięki staraniom Dobrowolskiej rada miejska Wilna zgodziła się na komunikowanie się z mieszkańcami w językach innych niż litewski i angielski.

Jednak przeglądając stronę partyjnego portalu l24.lt wiadomości o Duchniewiczu i Dobrowolskiej (nawet negatywnych) nie znajdziemy, można odnieść wrażenie, że kandydują tylko Polacy z listy AWPL-ZChR. Jedynie Zbigniew Jedziński, lider listy Tomaszewskiego do Sejmu, wyzłośliwia się na Facebooku, że Dobrowolska w klipie BBC nakręconym przez Marka Adama Harolda mogłaby latać na miotle. Zostawmy jednak złośliwości szybkiego w pisaniu na klawiaturze posła. Faktem jest, że jeśli Duchniewicz i Dobrowolska dostaną się do Sejmu, będą musieli w ten czy inny sposób współpracować z AWPL-ZChR.

Przeczytaj także:  Robert Duchniewicz: nie tylko AWPL może rozwiązywać problemy Wileńszczyzny

Kandydatka Partii Wolności w rozmowie ze mną wyklucza koalicję z ugrupowaniem Tomaszewskiego. – Dowolna partia, która nie widzi możliwości realizacji głównych punktów Partii Wolności, takich jak szkolnictwo, prawa człowieka, jest trudno widziana jako partner do współpracy. Zaraz podaje jednak przykład rady Wilna, w której zasiada razem z Renatą Cytacką czy Zbigniewiem Maciejewskim. – Mamy różne poglądy w wielu sprawach, jednak przy rozstrzyganiu kwestii mniejszości narodowych liczę, że cel ma stać wyżej niż różne światopoglądy – deklaruje Przeglądowi Dobrowolska. A więc jednak współpraca dla realizacji kwestii narodowościowych. Co na to Duchniewicz?

Odrzucam możliwość współpracy ze wszystkimi ugrupowaniami populistycznymi, radykalnymi. One nie powinny pokonać progu wyborczego. Obecnie nie widzę możliwości współpracy z AWPL-ZChR. Ale to moje zdanie – deklaruje radny rejonu wileńskiego. To chyba pewien wybieg, bo wciąż spekuluje się, że w wariancie centrolewicowej koalicji pod wodzą Sauliusa Skvernelisa mogą znaleźć się Związek Chłopów i Zielonych, Litewska Partia Socjaldemokratyczna i właśnie AWPL-ZChR.

Nieco innej koalicji chciałaby Polka Renata Borys kandydująca w okręgu Nowa Wilejka z ramienia Ruchu Liberałów (drugiej partii liberalnej), a więc konkurentka Dobrowolskiej. To wykładowczyni Politechniki Wileńskiej, która w Sejmie chciałaby się zająć edukacją i nauką, zaś do polityki weszła m.in. z powodu dobrej opinii o liderce liberałów Viktoriji Čmilytė-Nielsen. Borys w kampanii nie jest widoczna tak jak Ewelina, ale ma już ona pomysł na koalicję powyborczą. – Jestem za koalicją konserwatystów, socjaldemokratów i liberałów. Uważam, że po tych wyborach do Sejmu koalicję rządzącą mogłyby utworzyć te trzy siły polityczne działające obecnie w opozycji – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu. W kwestii partii Tomaszewskiego dodaje: – Nie chcę oceniać polityki AWPL-ZChR, ponieważ jest dla mnie daleka i nie pasuje mi. Interesuję się nią i sporo słyszę, moim zdaniem partia działa nieprawidłowo, nie zgadzam się, kiedy mówią „o złych Litwinach, którzy chcą zniszczyć polskość“. Borys chciałaby w Sejmie pracować dla mniejszości: – Postaram się o to, by mniejszości narodowe mogły zwracać się do instytucji litewskich w swoim języku ojczystym, aby przedstawiciele mniejszości otrzymywali odpowiednie fundusze na projekty związane z ich kulturą – deklaruje.

Redaktor Tarasiewicz i marionetka partyjnego wodza

Ostatnim kandydatem, którego widać w mediach jest redaktor Stanisław Tarasiewicz, weteran wszystkich kampanii wyborczych, wierny Artūrasowi Zuokasowi, który tym razem startuje z partii „trzech muszkieterów”, inaczej zwaną „Wolność i Sprawiedliwość”. – Zuokas napisał do mnie krótkie „powinieneś” – w ten sposób Tarasiewicz tłumaczył Przeglądowi Bałtyckiemu swój start w wyborach samorządowych w 2019 roku. Można odnieść wrażenie, że jest zachwycony byłym merem Wilna i jego projektem politycznym. – To ugrupowanie, z różnych powodów, ale nigdy koniunkturalnych, zmieniało nazwę, ale zawsze pozostawało wierne wolnościowej ideologii – tego jest pewny Tarasiewicz. Zuokas to dla niego człowiek, który nie tylko potrafi jednoczyć, ale przede wszystkim jest prawdziwym generatorem idei i pomysłów, których realizacja niewątpliwie przyczyni się do postępu Litwy, tak jak to było w przypadku Wilna, które z „zapyziałego“ miasta stało się perłą w koronie Morza Bałtyckiego – komplementuje Zuokasa polski dziennikarz.

Z Robertem Duchniewiczem Tarasiewicza, startującego w okręgu Niemenczyn, a więc rywala samej minister spraw wewnętrznych Rity Tamašunienė, łączy chęć przeprowadzenia prawdziwej reformy samorządowej, która byłaby antidotum na bolączki społeczne regionu. Dalej Tarasiewicz wymienia „uwolnienie inicjatywy gospodarczej”. Czy z takimi propozycjami pokona członkinię rządu Sauliusa Skvernelisa, zaufaną koleżankę Waldemara Tomaszewskiego?

Przeczytaj także:  Stanisław Tarasiewicz: Zuokas napisał do mnie krótkie „powinieneś”

Tamašunienė może wygrać, ale nie dla tego, że jest jakąś wybitną postacią polityczną. Jest niemrawym politykiem, bez własnych poglądów, marionetką polityczną „wodza” partii, którą reprezentuje, a prywatnie przedstawicielką klanu rodziny Tomaszunów, która za wierność wodzowi jest wynagradzana stanowiskami politycznymi. Wydaje się, że Tarasiewicz jednak wierzy w swój cień szansy w wyborczą niedzielę. – Wierzę, że pokonam Tamašunienė w drugiej turze, bo to chyba będzie nietrudne. O wiele trudniej, będzie doprowadzić do drugiej tury, bo wieloletnie doświadczenie pokazuje, że partia, którą reprezentuje Tamašunienė, na potęgę i często nielegalnie korzystająca z zasobów administracyjnych, potrafi prowadzić bezczelną kampanię wyborczą, która nie wiele wspólnego ma z demokracją i demokratycznymi wyborami – znajduje ostre słowa były dziennikarz. Polską partię określa zresztą otwarcie „ruporem kremlowskich interesów”, zaś samego Tomaszewskiego „Łukaszenką Wileńszczyzny”.

Jak będzie w wyborczą niedzielę?

Powiedzmy otwarcie: o ile kwestia wejścia AWPL-ZChR do Sejmu i uzyskania przez nią swojej frakcji jest wciąż otwarta, to wiadomo już dziś, że Polacy startujący spoza ugrupowania Tomaszewskiego nie poradzą sobie w okręgach jednomandatowych. Redaktor Tarasiewicz może myśleć o szansach na pokonanie minister Tamašunienė w Niemenczynie, ale „intrygą” pozostaje raczej fakt, czy szefowa resortu uzyska mandat w pierwszej czy drugiej turze. Podobnie w okręgu Miedniki nie widać większych szans ani dla Klonowskiego, ani dla Duchniewicza, tylko dla dotychczasowego posła AWPL-ZChR Czesława Olszewskiego. Przyznaje to zresztą sam Duchniewicz, mówiąc Przeglądowi: moim przeciwnikiem będzie nie sam kandydat, a administracyjny aparat, którym rządzi AWPL-ZChR. Sukcesem Duchniewicza byłoby jednak choćby doprowadzenie do drugiej tury. Nowa Wilejka prawdopodobnie również nie okaże się łaskawa dla Eweliny Dobrowolskiej, a tym bardziej dla Renaty Borys. Już większe szanse ma Romualda Poszewieckaja.

Jest jednak dobra wiadomość dla młodych i ambitnych. Zarówno Dobrowolska (8. miejsce na liście Partii Wolności), jak i Duchniewicz (10. miejsce na liście socjaldemokratów) mają dobre pozycje na listach swoich partii. Jeszcze nigdy litewscy Polacy nie mogli nawet pomarzyć o tak dobrych miejscach w ramach ugrupowań ogólnolitewskich (przypomnijmy, że Julia Mackiewicz startowała w 2016 roku z 18. miejsca Ruchu Liberałów i uważano to wtedy za dobrą lokatę). Teraz wszystko zależy od rankingowania. Wyborcy litewscy, podobnie jak łotewscy, mają pewną tendencję do skreślania słowiańskich nazwisk, ale ani Dobrowolska, ani Duchniewicz nie są kandydatami prawicy, tylko lewicy i liberałów, których elektorat już tak bardzo nie „wygumkowuje” przedstawicieli mniejszości. To może im pomóc w wyborczą niedzielę.

Podobnie jak szczęście.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!