No cóż, jest mi przykro, że wciąż wiele osób na Łotwie daje się uwieść teoriom spiskowym. Niestety nie jest to tylko nasza przypadłość, niechętne podejście do Fundacji Sorosa, spowodowane antysemityzmem, widzieliśmy choćby na Ukrainie czy w Rosji. Tutaj na Łotwie sprawa Sorosa stała się ważna, bo część środowisk nie mogła lub nie wypadało jej krytykować wartości europejskich. Chcieliśmy integracji z Unią Europejską. Dlatego Aivars Lembergs i jego partia Związek Zielonych i Rolników wynalazła sobie George’a Sorosa. Myślę jednak, że ta retoryka nie odnosi już takiego sukcesu jak jeszcze parę czy paręnaście lat temu. Najlepszym dowodem jest to, że „Attīstībai Par” dostała się w zeszłym roku do Sejmu i mamy trzynastu posłów. A wierzymy w te same wartości liberalne co George Soros. Cieszymy się jednocześnie, że nie wszyscy Łotysze uwierzyli w teorie spiskowe – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim liberalna polityk łotewska Vita Anda Tērauda, od 2018 r. przewodnicząca sejmowej Komisji ds. Europejskich.
Vita Anda Tērauda urodziła się w 1962 r. w Stanach Zjednoczonych jako córka emigrantów łotewskich, uciekających przed okupacją sowiecką. W 1983 r. skończyła studia z dziedziny stosunków międzynarodowych na American University, siedem lat później uzyskała magisterium z ekonomii międzynarodowej i sowietologii w Johns Hopkins University. Pracowała jako dziennikarka „Voice of America” w Waszyngtonie. W 1990 r. przyjechała na Łotwę, była minister ds. reform w rządzie Mārisa Gailisa (1994-1995). Od 1996 do 2003 r. pełniła funkcję dyrektora wykonawczego Fundacji Sorosa na Łotwie. Od 2002 do 2013 r. prowadziła Centrum Badań Polityki Społecznej „Providus”, które promowało „dobre zarządzanie”, rządy prawa, walkę z korupcją. W 2017 r. przyłączyła się do nowej socjalliberalnej inicjatywy „Par!”. Rok później z ramienia liberalnej koalicji „Attīstībai Par” weszła do Sejmu, gdzie objęła stanowisko przewodniczącej Komisji ds. Europejskich.
Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Pod koniec września odwiedziła Pani Kowno, czy to była Pani pierwsza wizyta w tym mieście?
Vita Anda Tērauda: Nie, wcześniej byłam z rodziną jako turystka. Kowno bardzo mi się spodobało.
W Kownie spotkaliście się Państwo w formule przewodniczących Komisji ds. Europejskich Sejmów Polski, Litwy i Łotwy, a także estońskiego Riigikogu.
To prawda, ostatnio mieliśmy także zmianę przewodniczących Komisji ds. Unii Europejskiej na Łotwie i w Estonii, więc wszyscy musieli się poznać na nowo (w kadencji 2014-2018 przewodniczącą Komisji ds. Unii Europejskiej na Łotwie była Lolita Čigāne z „Nowej Jedności”, z kolei w Estonii przed objęciem tej funkcji przez Anneli Ott, był to Kalle Palling – przyp. red.).
Podczas kowieńskiego spotkania poruszaliście kwestię budżetu unijnego na lata 2021-2027, a także kwestię Rail Baltica, odwiedziliście nawet miejsce, gdzie zbudowane są już tory.
Tak, to były główne kwestie, omówiliśmy także nasze stanowisko przed grudniowym posiedzeniem COSAC w Helsinkach (przewodniczących Komisji do Spraw Unijnych Parlamentów UE – przyp. red.)
Jakie są priorytety Łotwy, gdy mowa o budżecie na lata 2021-2027?
Na pewno Fundusze Spójności, z którego skorzystaliśmy bardzo w poprzednich latach. Od 2004 r. wzrosło łotewskie PKB, także dzięki temu funduszowi. Chcielibyśmy skorzystać na nim przynajmniej przez kolejny jeden czy dwa cykle budżetowe. Gdy zaś mowa o polityce rolnej to Łotwa zawsze podkreślała wagę sprawiedliwych dopłat bezpośrednich dla rolników, to wciąż znajduje się w naszej agendzie. O ile jeszcze w 2004 r. ktoś mógł mówić, że u nas produkuje się taniej, to po piętnastu latach powinien zrewidować swoje poglądy. Wciąż jako Łotwa czy Estonia znajdujemy się na szarym końcu, gdy mowa o dopłatach bezpośrednich, Litwa ma trochę lepszą sytuację. Jednak chcielibyśmy być gdzieś bliżej średniej unijnej. Sytuacją optymalną dla Łotyszy byłoby uzyskanie finansowania na poziomie 80% unijnego. Na razie wciąż daleko nam do tego celu, wcześniej nasz wynik to było około 60%, obecnie jest trochę więcej, nieco powyżej 70%.
Chciałbym zapytać o Rail Balticę, bo to był także jeden z tematów waszego spotkania. Widzieliście tory…
I to trochę podniosło nam nastrój, bo obecnie to jest jedyna część Rail Baltica, która jest zbudowana. Można podziwiać to, o czym przez tyle lat dyskutowano. Zbudowano także terminal intermodalny w Kownie.
Gdy zaś mowa o Łotwie, to wciąż mamy do czynienia z projektami…
Wiemy, że będziemy mieli dwie stację: Rygę i Rygę lotnisko, ale są plany, by dołączyć do tego jeszcze inne stacje, nazwijmy je „regionalne”. Jedna z takich stacji miałaby się znajdować między Rygą a estońską Parnawą. Konkretne nazwy miast nie są jeszcze podane.
Mieliście na Łotwie jakieś protesty przeciwko budowie Rail Baltica?
Nie były one duże, ale kontrowersje wzbudzało połączenie dwóch stacji: Ryga i Ryga lotnisko, dlatego, że linia będzie szła przez centrum Rygi. To dotyka wiele osób, które mieszkają w tym rejonie miasta, podobnie jak historyczną substancję starej Rygi. Były nawet dość długie dyskusje, w jaki sposób poprowadzić tę linię, przez jakie tereny.
Jak ocenia Pani prezydencję unijną?
Nie mam tak dużego doświadczenia w polityce, bu oceniać prezydencję. Jedyne co widzę, to fakt, że pojawiają się ponownie pewne stereotypy narodowościowe (śmiech). Finowie są konkretni, nie marnują czasu, wyróżnia ich punktualność. Nie tylko postawili sprawy klimatyczne na agendzie, ale starają się przestrzegać zasad ochrony środowiska, choćby gdy mowa o lotach samolotami. Dla mnie jest to budujące, że można nie tylko negocjować dokumenty, ale żyć ich treścią. Cieszę się także, że Finowie przywiązują dużą wagę do zasad demokracji i rządów prawa. To jest dość trudna tematyka, ale musimy ją poruszać. Unia Europejska powinna się opierać nie tylko na wspólnym budżecie, ale także na pewnych wartościach. Finowie to dostrzegają.
Czy jest Pani zaniepokojona tym, co się dzieje w Polsce, na Węgrzech czy w Rumunii?
Tę wyliczankę moglibyśmy kontynuować, bo są pewne problemy także w Holandii i na Malcie, tego drugiego przypadku nie znam na tyle dobrze, żeby się wypowiadać. Generalnie trzeba uświadomić sobie, że te problemy nie muszą dotykać jedynie społeczeństw postkomunistycznych. Mogą pojawić się w każdym kraju, nawet na Łotwie. Jednym z powodów, dla których zaangażowałam się w politykę, jest lęk przed przyjściem podobnych tendencji na Łotwę. Jednak wybory, które odbyły się jesienią 2018 r. napawają optymizmem, choć w Sejmie znalazła się także jedna partia populistyczna, która na szczęście się ostatnio rozpadła.
Jest Pani członkiem liberalnej formacji „Attīstībai Par”, która jest częścią pięciopartyjnej koalicji rządzącej Łotwą. Czy można powiedzieć, że jesteście najbardziej proeuropejską siłą w Sejmie?
Można tak powiedzieć, na pewno jesteśmy jedyną partią liberalną, a sprawy europejskie są dla nas bardzo istotne. Przykładamy także dużą wagę do kwestii wolności osobistych.
Pani jest szefową Komisji ds. Europejskich, a przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych jest narodowiec Rihards Kols. Jak układa się współpraca?
Na razie bardzo dobrze. Mamy wspólne posiedzenia, np. niedawno omawialiśmy kwestię przygotowań do Brexitu. Zdarzają się oczywiście różnice ideologiczne, ale w pracy parlamentarnej to jest normalne.
Czy widzi Pani różne podejście wobec polityki europejskiej wśród pięciu partii koalicyjnych?
Weźmy choćby sprawy klimatyczne. Dwie partie koalicyjne, mam na myśli naszą liberalną koalicję „Attīstībai Par”, a także konserwatywną „Nową Jedność”, mają bardzo ambitne podejście do polityki klimatycznej. Z kolei Sojusz Narodowy wskazałabym, jako tych, którzy zaprzeczają zmianom klimatycznym. Wciąż nie mamy jednolitego stanowiska Nowej Partii Konserwatywnej i KPV LV w tej sprawie, jedynie indywidualne wypowiedzi. Oczekiwałabym, że te partie określą się. Trzeba przyznać, że rząd Krišjānisa Kariņša prowadzi bardzo ambitną politykę klimatyczną, ale spotyka się ze sceptycyzmem naszego Sejmu. To starcie dwóch poglądów widzimy choćby na forum Komisji ds. Unii Europejskiej.
Również gdy mowa o relokacji uchodźców w polityce łotewskiej jest spór, koalicyjny Sojusz Narodowy jest przeciwko przyjmowaniu migrantów, z kolei Wasza liberalna koalicja „Attīstībai Par” zawsze opowiadała się za tym.
Owszem, różnią nas poglądy w tej sprawie, dla nas zawsze najważniejsza była solidarność w ramach Unii Europejskiej. Nie zgadzamy się może z narzucaniem kwot czy procentów, ale uważamy, że Łotwa powinna okazać solidarność. Z kolei narodowcy czy Nowa Partia Konserwatywna podkreślają, że w czasach sowieckich przybyło do nas tylu migrantów, że nie poradzimy sobie z kolejnym problemem.
Mimo, że mówimy o bardzo niewielkich liczbach.
Powiem o dwóch rzeczach. Dla mnie solidarność w ramach Unii Europejskiej ma ogromne znaczenie. Nie chodzi tylko o to, że powinniśmy być „mili” dla innych członków wspólnoty. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co stanie się, jeśli coś złego nastąpi na wschodniej granicy Łotwy i będziemy mieli potok migrantów z Rosji czy Białorusi.
Albo z Ukrainy, bo tam ma miejsce wojna.
Ukraińcy mają tę dobrą sytuację, że u nich doszło do wewnętrznej dyslokacji uchodźców, ludzie z Donbasu przenieśli się do innych części kraju, co okazało się dobre także dla Łotwy. Do nas Ukraińcy przyjeżdżają jako migranci zarobkowi, nie uchodźcy. Sporo z nich trafiło do naszego sektora budowlanego.
Czy Wasza koalicja „Attīstībai Par” opowiada się z federalizacją Unii Europejskiej?
Jesteśmy koalicją. Ugrupowanie „Latvijas attīstībai” należy do liberalnej międzynarodówki ALDE i opowiada się za federalizacją Unii Europejskiej. Z kolei ugrupowanie „Par!” jest nową, liberalną partią i wciąż nie zajęło stanowisko. Dyskusja dopiero przed nami.
Wszystkie trzy kraje bałtyckie są członkami strefy euro. Od jakiegoś czasu w Unii Europejskiej toczy się dyskusja, czy potrzebny jest odrębny budżet dla strefy euro. Czy Pani jako przewodnicząca Komisji ds. Unii Europejskiej wsparłaby taką inicjatywę?
Sądzę, że potrzebujemy tego budżetu, by trzymać w ryzach strefę euro, by zapewnić jej krzepę. Z drugiej strony nie chcemy, żeby powstanie tego dodatkowego budżetu odbyło się kosztem funduszu przeznaczonych na spójność. Bo skądś trzeba będzie brać pieniądze. Mamy pozycję naszego rządu Krišjānisa Kariņša, że budżet strefy euro nie może działać kosztem innych ważnych programów, które wyrównują poziom życia wschodniej i zachodniej części Unii Europejskiej.
Wspomnieliśmy Finlandię i jej prezydencję, ale w Sejmie jest Pani członkiem paru grup współpracy z państwami skandynawskimi, a także przewodniczącą grupy łotewsko-islandzkiej. Czy ten nordycki wymiar jest istotny dla Pani osobiście?
Jest istotny, choć niestety nie miałam okazji być w Islandii. Dla mnie kraje nordyckie są ważne, gdy mowa o takich sprawach jak rządy prawa, demokracja, liberalizm. Imponuje mi to, że potrafią połączyć troskę o wzrost gospodarczy z wieloma innymi sprawami takimi jak ochrona środowiska, zrównoważony rozwój. Z jednej strony są krajami liberalnymi, z drugiej strony sprawy społeczne są dla nich ważne. Ja bym chciała widzieć taki balans na Łotwie: z jednej strony troska o gospodarkę, o wzrost, a z drugiej wrażliwość społeczna. Nasza partia „Par!” dostrzega fakt, że na Łotwie mamy do czynienia z dużymi dysproporcjami, z dużym rozwarstwieniem społeczeństwa. Nie potrafiliśmy do tego czasu prowadzić takiej polityki, która zredukowałaby nierówności.
Macie jednak wreszcie podatek progresywny.
On nie funkcjonuje idealnie. Powiedziałabym jednak, że samo jego wprowadzenie było wielkim sukcesem, bo wielu polityków nie chciało go mieć w ogóle. Była ogromna bariera mentalna. Teraz powinniśmy dokonać swego rodzaju „przeglądu” tej polityki, bo wciąż mam wrażenie, że nasza progresja dotyka tak naprawdę niewielu dochodów i niewielu ludzi.
W Sejmie sprawuje Pani także funkcję przewodniczącej podkomisji ds. mediów. Jaki był cel stworzenia tego gremium?
Chodzi o przeprowadzenie przez parlament nowej ustawy o mediach publicznych. To już trzecia kadencja, gdy się z tym zmagamy. Mamy wiele problemów z tą częścią mediów, choćby z radami nadzorczymi, ale także z samymi spółkami. Generalnie chcemy, żeby media publiczne miały dobrą jakość, żeby ludzie chętnie je oglądali, żeby przyciągnąć widzów. To nie jest tylko ważna kwestia, to jest po prostu „mus”, zwłaszcza gdy mowa o monopolu informacyjnym, który przychodzi ze Wschodu. Musimy mieć jakieś media, które będą niepartyjne, obiektywne, które będą się cieszyć autorytetem i będą oglądane przez różne grupy społeczne.
W Estonii, po ostatniej wojnie na Ukrainie, powstał specjalny kanał rosyjskojęzyczny ETV+, który ma walczyć z propagandą płynącą z Kremla. Czy Łotwa także potrzebuje takiego kanału?
Ten problem od jakiegoś czasu pojawia się na agendzie. Ja miałam swoje zdanie, zmieniłam je i obecnie uważam, że nie powinniśmy podążać drogą estońską. Po pierwsze, klasyczna telewizja traci widzów na całym świecie. Jeśli chcemy dotrzeć do ludzi, to niekoniecznie droga telewizyjna jest właściwa. Ponadto jest to bardzo droga impreza. Ja popieram nasz czwarty kanał radia publicznego, który skierowany jest do społeczności rosyjskojęzycznej. On ma dobrą jakość i dociera do ludzi. Powinniśmy go wspierać. Ponadto sądzę, że powinniśmy rozwijać naszą platformę internetową lsm.lv, by była także dostępna dla mniejszości rosyjskiej (Latvijas Sabiedriskie Mediji, LSM, to media dostępne zarówno po łotewsku, angielsku, jak i po rosyjsku – przyp. red.). Wierzę, że musimy stawiać na Internet, na ludzi młodych albo w średnim wieku, niekoniecznie na emerytów.
Bo emeryci i tak nie zmienią swoich poglądów. Czy potrzebujecie specjalnej polityki medialnej dla Łatgalii, regionu znajdującego się przy granicy z Rosją?
Nie sądzę, aczkolwiek w parlamencie jest duże wsparcie dla tego typu pomysłów. Uważam, że media publiczne powinny zrobić wszystko, by docierać także do Łatgalii. Sądzę, że powinniśmy wspierać także używanie dialektu łatgalskiego i to jest właśnie zadanie dla mediów publicznych. Nie uważam jednak, żebyśmy potrzebowali dyskusji o procentach treści związanych z Łatgalią w publicznych mediach, albo jaki ma być procent audycji w łatgalskim. Nie sądzę, żeby to była dobra droga.
Zanim weszła Pani do polityki przez lata była Pani związana z Fundacją Sorosa, kierowała jej strukturami na Łotwie. Tymczasem jest to temat dość kontrowersyjny na Łotwie, wystarczy posłuchać mera Windawy Aivarsa Lembergsa, albo niektórych działaczy Sojuszu Narodowego.
No cóż, jest mi przykro, że wciąż wiele osób na Łotwie daje się uwieść teoriom spiskowym. Niestety nie jest to tylko nasza przypadłość, niechętne podejście do Fundacji Sorosa, spowodowane antysemityzmem, widzieliśmy choćby na Ukrainie czy w Rosji. Tutaj na Łotwie sprawa Sorosa stała się ważna, bo część środowisk nie mogła lub nie wypadało jej krytykować wartości europejskich. Chcieliśmy integracji z Unią Europejską, nie było to modne. Dlatego Aivars Lembergs i jego partia Związek Zielonych i Rolników wynalazła sobie George’a Sorosa.
Myślę jednak, że ta retoryka nie odnosi już takiego sukcesu jak jeszcze parę czy paręnaście lat temu. Najlepszym dowodem jest to, że „Attīstībai Par” dostała się w zeszłym roku do Sejmu i mamy trzynastu posłów. A wierzymy w te same wartości liberalne co George Soros. Cieszymy się jednocześnie, że nie wszyscy Łotysze uwierzyli w teorie spiskowe. Ze smutkiem jednak patrzę na to, co się dzieje na Węgrzech, w jaki sposób poczyna sobie rząd Viktora Orbana.
Ostatnie pytanie zadam o Pani doświadczenia życiowe. Przyjechała Pani na Łotwę w 1990 roku, na krótko przed końcem okupacji sowieckiej, podczas śpiewającej rewolucji.
Na parę tygodni przed barykadami, które odbyły się w styczniu 1991 roku. Generalnie przyjechałam obserwować trwającą tutaj rewolucję. Dla mnie wszystko to, co osiągnęliśmy po odzyskaniu niepodległości jest nieprawdopodobne. Ostatnio „złapałam się” na tym, że żyję już dłużej w niepodległej Łotwie niż żyłam w Stanach Zjednoczonych. To także nieprawdopodobne. Kiedy dorastałam w USA, wierzyłam, że kiedyś przyjadę do niepodległej Łotwy, ale może jako starsza pani. Nie sądziłam, że będę uczestniczyć w rewolucji.
Nie żałuje Pani powrotu?
Nie, kocham Łotwę (śmiech).
A są jakieś rzeczy, za którymi Pani tęskni jako dawna mieszkanka Stanów Zjednoczonych?
Na pewno tęsknię za rodziną. Tęsknię także za tym, czego już nie ma w Ameryce, czyli za pewnym cywilizowanym dyskursem, dyskusji opartej na faktach, gotowości do kompromisu. Niezależnie, czy to dotyczy jednostek, czy polityków. Kiedy dorastałam, to była oczywistość w Ameryce.
A co nie podoba się Pani na Łotwie?
To samo o czym wspomniałam w kontekście Ameryki. Chciałabym, żebyśmy na Łotwie byli trochę bardziej skłonni do kompromisu.
Pogoda chyba także jest lepsza w Ameryce niż na Łotwie.
Broń Boże, wychowałam się w Waszyngtonie. Tam jest strasznie wilgotno, nikt nie lubi tej pogody. Sądzę, że pogoda na Łotwie jest jak najbardziej okej (śmiech).
W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.