Vaidotas Beniušis: dla prezydenta Nausėdy dobrym premierem byłby Gintautas Paluckas

|

Sądzę, że dla Gitanasa Nausėdy najwygodniejszym premierem byłby Gintautas Paluckas, lider litewskiej lewicy. Z dwóch powodów. Po pierwsze prezydent ma dobre relacje z tym politykiem, po drugie zaś Nausėda szuka sojusznika dla swojej społecznej polityki, którą obiecał w trakcie swojej kampanii. Prezydent chce zwalczać nierówność społeczną, co zapowiedział już w trakcie wyborów. Zapytał Pan o Šimonytė. To nie jest tak, że Nausėda chowa jakąś urazę do niej, dlatego, że była jego konkurentką. Nie sądzę, ale wydaje mi się, że w przypadku konserwatystów jest jednak ostrożny. Pamiętajmy, że na konserwatystów głosują elity, że to jest pewien establishment i Nausėda najwyraźniej obawia się, że ten establishment mógłby być dla niego konkurencją. Dlatego jest bardzo ostrożny, gdy mowa o partii Landsbergisa. Wolałby współpracę z partią Paluckasa – mówi w rozmowie z Przeglądem Bałtyckim litewski dziennikarz Vaidotas Beniušis, redaktor naczelny agencji informacyjnej Baltic News Service działającej w Litwie, Łotwie i Estonii.

Vaidotas Beniušis. Zdj. Tėvynės sąjunga – Lietuvos krikščionys demokratai (TS-LKD) / Facebook.

Vaidotas Beniušis urodził się w 1985 roku w Kownie, gdzie uczęszczał także do szkoły średniej „Santara”. W 2009 roku ukończył studia z dziedziny prawa międzynarodowego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wileńskiego. Cztery lata wcześniej, jeszcze jako student, zaczął pracować jako tłumacz w agencji informacyjnej ELTA. Został później dziennikarzem tejże agencji. Od 2009 roku jest związany z BNS, najpierw jako wydawca, zastępca redaktora naczelnego działu krajowego, zaś później jako zastępca redaktora naczelnego BNS i jej redaktor naczelny. To ostatnie stanowisko objął w 2017 roku.

Tomasz Otocki, Przegląd Bałtycki: Spotkaliśmy się, aby porozmawiać o polityce wewnętrznej Litwy. Jesienią czeka nas głosowanie do Sejmu. Można powiedzieć, że ostatnie wybory parlamentarne w 2016 roku były dla Litwy dużym zaskoczeniem. Bardzo słaby wynik socjaldemokratów Algirdasa Butkevičiusa, wygrana konserwatystów w pierwszej turze, która nie przełożyła się na wygraną w drugiej turze, a ostatecznie także ogromny sukces Związku Chłopów i Zielonych, gdy mowa o liczbie mandatów do Sejmu. Czy wybory jesienią 2020 roku także będą niespodzianką dla Litwinów?

Vaidotas Beniušis: Obecnie mamy wyścig trzech koni: Związku Chłopów i Zielonych, konserwatystów oraz Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej Gintautasa Paluckasa. Gdyby zwyciężyło jakieś czwarte ugrupowanie, uznałbym to za niespodziankę. Ale jeśli zwycięży któraś z trzech partii, które są obecnie na podium, nie będzie to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Tego można było spodziewać się także parę miesięcy temu, ale teraz wszedł do gry kolejny czynnik: koronawirus. Wiele będzie zależało od tego, w jakiej sytuacji będziemy jako społeczeństwo we wrześniu. Chodzi mi zarówno o służbę zdrowia, jak i gospodarkę. To czyni tegoroczne wybory specyficznymi, nie tylko zresztą na Litwie. Można się więc spodziewać jakichś zmian „last minute”.

Po wyborach rozgrywającymi w litewskiej polityce będą zatem: Ramūnas Karbauskis, Gabrielius Landsbergis i Gintautas Paluckas.

W przypadku tego drugiego nazwiska trzeba jednak zaznaczyć, że kandydatką konserwatystów na premierkę jest Ingrida Šimonytė. Wydaje się jednak, że na razie wspomniane przez Pana nazwiska są najważniejsze. Oczywiście, nie wykluczam, że zarówno socjaldemokraci, jak i Związek Chłopów i Zielonych nie wyciągną z kapelusza jakichś kolejnych nazwisk, „figur kompromisowych”. W przypadku konserwatystów pewna jest jednak Ingrida Šimonytė.

Przeczytaj także:  Litewscy konserwatyści zdecydowali: Ingrida Šimonytė powalczy o prezydenturę
Przeczytaj także:  Ingrida Šimonytė: musimy się zdecydować, czy jesteśmy Szwecją czy USA

Czy jeśli Związek Chłopów i Zielonych będzie formować jesienią nowy rząd, to Saulius Skvernelis zachowa swój urząd?

Miał on jedną wypowiedź, która stawiała w wątpliwość jego przyszłość polityczną, jego plany, ale sądzę, że wciąż najprawdopodobniejszym kandydatem na premiera, jeśli jesienią wygra partia Ramūnasa Karbauskisa jest właśnie Skvernelis.

Na pewno będziemy mieli jednak nowego marszałka Sejmu. Viktoras Pranckietis, który sprawował to stanowisko przez ostatnie cztery lata, utracił zaufanie ze strony Ramūnasa Karbauskisa, w dodatku teraz przystąpił jako kandydat do Ruchu Liberałów. Czy widzi Pan jakieś osoby, które mogłyby pełnić funkcję drugiej osoby w państwie?

To wszystko zależy od układu koalicyjnego. Jeśli do władzy dojdą konserwatyści, a Ingrida Šimonytė zostanie premierką, to naturalnym kandydatem na marszałka Sejmu jest lider partii Gabrielius Landsbergis. Natomiast w przypadku Karbauskisa, to nie sądzę, by myślał on już teraz, kim zastąpić Pranckietisa.

Wspomniał Pan o Landsbergisie, ale może w przypadku konserwatywno-liberalnej koalicji naturalną kandydatką na marszałkinię Sejmu byłaby Viktorija Čmilytė-Nielsen, liderka Ruchu Liberałów?

Sądzę, że tak mogłoby być, zwłaszcza, że zazwyczaj lider mniejszej partii koalicyjnej zostaje na Litwie przewodniczącym Sejmu. Tak było w 2008 roku, gdy to stanowisko objął przewodniczący Partii Wskrzeszenia Narodowego Arunas Valinskas, czy w 2013 roku, gdy marszałkinią została Loreta Graužinienė z Partii Pracy. Na razie wydaje się jednak, że sojusz konserwatywno-liberalny nie będzie miał większości w Sejmie kolejnej kadencji i potrzebowałby trzeciego partnera, żeby rządzić. Może to być na przykład wspomniana Partia Pracy Wiktora Uspaskicha. Obecnie mamy więc bardzo wiele trudnych pytań i wciąż możemy oczekiwać wielu scenariuszy.

Wspomniał Pan na początku wywiadu, że wszystkie trzy ugrupowania, a więc Chłopi i Zieloni, konserwatyści czy socjaldemokraci, mają równe szanse, by wygrać, ale moi rozmówcy na Litwie są w zasadzie zgodni: największe szanse po wyborach ma wariant centrolewicowy.

To jest dość logiczne. W tym momencie mamy więcej partii na centrolewicowym spektrum i mają one więcej szans na mandaty. Konserwatystom mogłoby się udać, gdyby zdobyli znaczącą przewagę w Sejmie i dostali od prezydenta nominację, by formować rząd. Wtedy dobraliby sobie dwóch partnerów koalicyjnych i rządzili. Ale obecnie o wiele większe szanse ma układ Związku Chłopów i Zielonych, socjaldemokratów, poszerzony o jakąś trzecią partię, np. właśnie Partię Pracy.

Razem z Tomaszewskim?

Premier Saulius Skvernelis rozwinął dobre relacje z AWPL-ZChR, więc byłoby to całkowicie możliwe. Jeśli partia Waldemara Tomaszewskiego przekroczy 5%, może być naturalnym partnerem do współpracy.

Przeczytaj także:  Waldemar Tomaszewski i jego dwór bez tajemnic – recenzja książki Pawła Sobika

Nie wierzy Pan w polityczną przyszłość Gediminasa Kirkilasa i jego Litewskiej Socjaldemokratycznej Partii Pracy?

Żaden z dostępnych sondaży nie wskazuje, że przekroczą próg wyborczy. Musiałoby się stać coś dramatycznie złego w konkurencyjnej partii lewicowej Gintautasa Paluckasa, np. jakiś wielki skandal korupcyjny, by otworzyła się szansa dla Kirkilasa i jego ludzi. Jeśli tak się nie stanie, pożegnamy to środowisko polityczne, choć oczywiście zawsze istnieje możliwość, że zdobędą jakieś mandaty w okręgach jednomandatowych. Sądzę, że szanse ma minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius. Nie tylko dlatego, że jest doświadczony i popularny, ale także dlatego, że kandyduje w okręgu dla emigrantów. On jako szef MSZ często spotykał się z Litwinami za granicą. Ma więc szansę w rywalizacji. Jeśli nie uda mu się, prawdopodobnie zostanie ambasadorem Litwy w jednym z krajów.

Sądzi Pan, że ma widoki, by zostać po raz trzeci ministrem spraw zagranicznych?

Szanse nie są duże. Być może nasz prezydent Gitanas Nausėda życzyłby sobie, by kontynuował pracę na stanowisku szefa MSZ. Ale trudno wyobrazić sobie koalicję Związku Chłopów i Zielonych z Litewską Partią Socjaldemokratyczną, w której konkurencyjna lewica Kirkilasa zyskuje jakieś stanowisko w rządzie. Choć i tak Linkevičius ma największe szanse, by pozostać w rządzie jako jedyna popularna figura w tym ugrupowaniu. Generalnie prorokuję mu jednak funkcję ambasadora w USA. Mamy dwie wolne placówki: w Brukseli i Waszyngtonie. Sądzę, że tę drugą obejmie Linkevičius.

Przeczytaj także:  Gediminas Kirkilas: Naciski Brukseli na Polskę przypominają mi nasze przygody z Moskwą

Czy minister obrony Raimondas Karoblis także ma szansę, by przetrwać?

Sądzę, że on nie uważa się za polityka i po wyborach dostanie jakąś funkcję w dyplomacji. Nie wygląda na człowieka, który miałby ogromne ambicje, by pozostać w polityce wewnętrznej. Być może pójdzie do dyplomacji albo do jakiejś instytucji państwowej.

Ostatnio powstała na Litwie nowa partia, partia „trzech muszkieterów”, a więc Artūrasa Paulauskasa, byłego lidera Nowego Związku „Socjalliberałów”, Artūrasa Zuokasa, a więc przywódcy Liberalnego Związku Wolności, a także szefa Porządku i Sprawiedliwości Remigijusa Žemaitaitisa. Ta partia ma nawet całkiem dobre sondaże. Dlaczego ludzie na Litwie wciąż chcą głosować na osoby z przeszłości?

Sądzę, że tych trzech polityków ma zupełnie różny elektorat. Każdy z nich to jakieś 2-3% poparcia, to może przynieść jakieś poparcie, które pozwoli prześlizgnąć się do Sejmu. Žemaitaitis ma poparcie na prowincji, Zuokas wciąż jest popularny w przypadku niektórych segmentów mieszkańców Wilna. Ostatnio trafił do drugiej tury w wyborach na mera. Z kolei Paulauskas podoba się ludziom w regionach. Oni oczekują więc zsumowania swoich wyników i wejścia do parlamentu. Ale mam złą wiadomość: zazwyczaj elektoraty nie sumują się i to może być ich problem. Zobaczymy zresztą, jak będzie. Jeśli zainwestują sporo środków w kampanię, będzie ona agresywna, może im się udać.

Uporządkujmy. Mamy zatem wspomniane w pierwszej części rozmowy trzy duże partie, każda z szansą na wygraną, później Ruch Liberałów Viktorii Čmilytė-Nielsen, Partię Pracy Wiktora Uspaskicha, a także „trzech muszkieterów”. Dalej idzie polska partia AWPL-ZChR, a także Litewska Socjaldemokratyczna Partia Pracy Kirkilasa.

Jednak skoro wspomniał Pan o partii Kirkilasa, to wtedy wypada dodać także liberalną Partię Wolności Aušrinė Armonaitė, konkurencję dla tradycyjnej partii liberalnej Čmilytė-Nielsen.

Ale partia Armonaitė nie cieszy się popularnością na Litwie.

Bo to jest partia wileńska. Skupiają młodych mieszkańców Wilna, więc ich jedyną szansą jest popularność mera Remigijusa Šimašiusa, która zresztą prawdopodobnie im pomoże. To jest jednak bardzo liberalna partia w swojej ideologii, o wiele bardziej liberalna niż ugrupowanie Čmilytė-Nielsen. Ale jeśli mer Šimašius będzie się dobrze sprawować przez najbliższe miesiące, jeśli koronawirus nie zaatakuje Wilna, to wtedy szanse są. Nie wykluczam więc, że oni wejdą do Sejmu, szanse nie są wielkie, ale wiele zależy właśnie od Šimašiusa. Być może pomogą im kwestie takie jak marihuana, prawa osób LGBT ważne dla młodego, miejskiego elektoratu.

Przeczytaj także:  Na Litwie powstaje nowa partia liberalna
Przeczytaj także:  W kolorze litewskiego chłodnika czy „hipsterskim krokiem”? Litwa szuka nowej, liberalnej alternatywy

Zawsze zastanawiałem się, dlaczego partii Čmilytė-Nielsen udało się tak łatwo przetrwać kryzys polityczny, związany z aferą korupcyjną Eligijusa Masiulisa. Wcześniej myślałem, że o wiele większe szanse ma „nowy produkt” Šimašiusa i Armonaitė. Tymczasem okazało się, że Litwini ufają „starym liberałom”. Czy to z powodu kwestii LGBT i marihuany?

Sądzę, że są dwa powody. Po pierwsze sprawa korupcyjna w Ruchu Liberałów wciąż nie została jeszcze rozstrzygnięta. Generalnie na Litwie panuje nieufność wobec tego typu oskarżeń, sądów etc. W dodatku Eligijis Masiulis nie działa już w polityce, a nowej szefowej Čmilytė-Nielsen udało się z powodzeniem zdystansować od tego skandalu. W dodatku ta partia nie jest partią wileńską, ma struktury i merów w całej Litwie. Jeśli spojrzy Pan na ich posłów w Sejmie, to to niekoniecznie są liberałowie, ale po prostu dość popularne osoby w regionach. Sądzę, że Ruch Liberałów może jesienią uzyskać 7% głosów.

Jeśli porównuje Pan dwie liderki liberalne na Litwie: Čmilytė-Nielsen i Armonaitė, która z nich jest bardziej utalentowana?

(Śmiech) Ciężko tak oceniać. Sądzę, że Čmilytė-Nielsen jest bardziej umiarkowana, zaś Armonaitė agresywna w swojej retoryce. Armonaitė stawia na podział, porusza kwestie, które są trudne dla Litwinów takie jak LGBT. To jest jedna z jej platform. Ona chce sprawić wrażenie, że tylko jej zależy na tych kwestiach. Čmilytė-Nielsen także deklaruje wartości liberalne, ale raczej nie szuka konfrontacji.

Przeczytaj także:  Liberalna partia szachów z Viktoriją Čmilytė-Nielsen
Przeczytaj także:  Viktorija Čmilytė-Nielsen: Nasza partia łączyła zawsze „wielkomiejskich” i „małomiasteczkowych” liberałów

Chciałbym zadać pytanie o prezydenta Gitanasa Nausėdę. Parę tygodni temu powiedział w mediach, że po jesieni 2020 roku Litwą rządzić będzie centrolewicowa koalicja. Czy to jakaś deklaracja polityczna?

Nie sądzę, sądzę po prostu, że nastąpiło językowe nieporozumienie. Prezydent Nausėda zadeklarował, że jest po prostu taka możliwość, że Saulius Skvernelis będzie dalej premierem, że będzie centrolewicowa koalicja. Może więc Pan podejrzewać prezydenta, że „wypuścił jakiś balon próbny”, ale to nie jest tak, że on oczekuje po wyborach centrolewicowej koalicji.

Kontrkandydatką Nausėdy w wyborach wiosną 2019 roku była Ingrida Šimonytė, konserwatystka. Czy z tego tytułu wygodniejszym dla niego wariantem po wyborach byłaby właśnie centrolewica, czy też zaakceptowałby rządy konserwatystów?

Sądzę, że dla Nausėdy najwygodniejszym premierem byłby Gintautas Paluckas, lider lewicy. Z dwóch powodów. Po pierwsze prezydent ma dobre relacje z tym politykiem, po drugie zaś Nausėda szuka sojusznika dla swojej społecznej polityki, którą obiecał w trakcie swojej kampanii. Prezydent chce zwalczać nierówność społeczną, co zapowiedział już w trakcie wyborów. Zapytał Pan o Šimonytė. To nie jest tak, że Nausėda chowa jakąś urazę do niej, dlatego, że była jego konkurentką. Nie sądzę, ale wydaje mi się, że w przypadku konserwatystów jest jednak ostrożny. Pamiętajmy, że na konserwatystów głosują elity, że to jest pewien establishment i Nausėda najwyraźniej obawia się, że ten establishment mógłby być dla niego konkurencją. Dlatego jest bardzo ostrożny, gdy mowa o partii Landsbergisa. Wolałby współpracę z partią Paluckasa. Generalnie jednak prezydent będzie respektować wynik wyborów i jeśli wygrają konserwatyści, to da im szansę tworzenia rządu.

Tak samo jak będzie respektował Sauliusa Skvernelisa, jeśli zostanie na drugą kadencję?

Jeśli partia Karbauskisa wygra i będzie tworzyć koalicję z lewicą, to wtedy Nausėda także to zaakceptuje, to oczywiste.

Przeczytaj także:  Gitanas Nausėda: gdy mowa o dwujęzyczności, jestem bardzo ostrożny
Przeczytaj także:  Aistis Zabarauskas: Gitanas Nausėda ma zdolność przyciągania różnych elektoratów

Jak Pan postrzega prezydenta Litwy po roku sprawowania władzy?

Sądzę, że wciąż szuka swojej roli w polityce. Jeśli porównuje Pan go do Dalii Grybauskaitė, to on interesuje się choćby sprawami podatkowymi, kwestiami społecznymi. Czyli rzeczami, które są w rękach rządu. Ale on w trakcie kampanii mówił dużo o sprawach społecznych. Sądzę więc, że będzie chciał się dowiedzieć, jak będzie wyglądała nowa społeczna polityka rządu w latach 2020-2024. Grybauskaitė w takie rzeczy się nie angażowała. Nie zgłaszała w tej sprawie żadnych propozycji. Nie wszystkie pomysły Nausėdy przeszły w tej kadencji przez parlament, ale przynajmniej starał się w tych sprawach być aktywny.

Druga sprawa to weto. Na początku kadencji Nausėdy przegrał on dwa głosowania w Sejmie, jednak później zdarzyło się tak, że jego weto zostało zaakceptowano osiem razy z rzędu. Sądzę, że to jest całkiem dobry rezultat. Wydaje się, że Nausėda wciąż uczy się jako polityk i widzę tutaj progres. Staje się bardziej efektywny.

Czy możemy powiedzieć, że Grybauskaitė bardziej angażowała się w politykę zagraniczną, zaś Nausėda w wewnętrzną?

Sądzę, że możemy tutaj porównać tylko pierwszy rok dwóch prezydentów. Jeśli spojrzy Pan na aktywność Grybauskaitė w latach 2009-2010, to była zupełnie inna historia. Ona brała politykę zagraniczną bardzo personalnie. Została liderką nowych inicjatyw, wprost powiedziała, że polityka Adamkusa była zbyt proamerykańska, spotkała się Aleksandrem Łukaszenką. Później oczywiście musiała zmienić swoją politykę, choćby po kryzysie ukraińskim w 2014 roku. Z kolei Nausėda jest umiarkowany, prowadzi politykę kontynuacyjną. Nie wpływa aż tak bardzo personalnie na politykę zewnętrzną, oddaje to ministrom spraw zagranicznych i obrony. Opiera się bardziej na swoich doradcach. Sądzę, że nastąpiły dwie zmiany: większe otwarcie na Białoruś, Nausėda dopuścił do spotkania Linasa Linkevičiusa z ministrem spraw zagranicznych Białorusi Uładzimierem Makiejem. Druga zmiana to większa koncentracja na dyplomacji biznesowej.

Przeczytaj także:  Sto dni nowego prezydenta Litwy

Wróćmy do Sejmu, do polityki wewnętrznej. Ramūnas Karbauskis jest obecnie najbardziej wpływowym politykiem na Litwie, ale jego jedyna oficjalna funkcja to szef Komisji Kultury w Sejmie. Jeśli Związek Chłopów i Zielonych wygra ponownie, to zobaczymy go w jakiejś innej funkcji?

Nie mam pojęcia. Sądzę, że moglibyśmy mieć równie dobrze dwa scenariusze. Jeden, że wszystko pozostaje po staremu, drugi, że Karbauskis przejmuje na przykład funkcję przewodniczącego Sejmu. Sądzę, że sam jeszcze nie zdecydował. Wiele rzeczy będzie zależeć jednak od koalicji. Tradycją na Litwie jest to, że marszałkiem Sejmu zostaje lider mniejszej partii koalicyjnej.

Według sondaży Karbauskis jest jednym z najmniej popularnych liderów partyjnych, na równi z Waldemarem Tomaszewskim czy Vytautasem Landsbergisem. Sądzi Pan, że w 2024 roku mógłby się ubiegać o urząd prezydenta?

Zupełnie tego nie widzę. On bardzo dzieli społeczeństwo, podobnie jak lider AWPL-ZChR. Zazwyczaj w wyborach prezydenckich wybiera się osobę, która jest trochę ponad bieżącą polityką, trochę bezpartyjną, z lepszą reputacją. Karbauskis nie spełnia tych kryteriów i myślę, że dobrze to rozumie.

Czy możemy porozmawiać o ministrze zdrowia? Aurelijus Veryga był niepopularny z uwagi na swoją politykę antyalkoholową, ale w ostatnich miesiącach jego akcje wzrosły. Do tego stopnia, że znalazł się na trzecim miejscu listy Związku Chłopów i Zielonych. Czy minister skorzystał tylko na pandemii, czy są jeszcze jakieś inne powody?

Sądzę, że to jedynie dzięki Covid-19. Generalnie to nie jest fenomen Litwy, może Pan zobaczyć, że jest wiele krajów, których partie i politycy rządzący stali się o wiele bardziej popularni z powodu pandemii. Generalnie jednak Litwa radzi sobie cały czas dobrze z pandemią, także w porównaniu z Polską i Grupą Wyszehradzką, więc jest naturalne, że Związek Chłopów i Zielonych zyskał na popularności, a z nim Aurelijus Veryga, który był często widoczny z telewizji. Gdyby pandemia się nie wydarzyła, nie sądzę, żeby Veryga był na czele sondaży popularności.

Przeczytaj także:  Tomaszewicz-Jakowicz: Karbauskis nie chce, by Litwa chodziła pijana
Przeczytaj także:  Aurelijus Veryga: Naszym celem jest stworzenie mody na trzeźwość

Jeśli jesienią powstanie układ centrolewicowy, o którym wspominaliśmy, będzie to oznaczać dla konserwatystów trzecią kadencję w opozycji. W jaki sposób wpłynie to na partię Landsbergisa i Šimonytė?

Sądzę, że Gabrielius Landsbergis znajdzie się w bardzo złej sytuacji i jego przywództwo będzie kwestionowane. Niech Pan pamięta, że w partii mamy dwa skrzydła. Jedno jest liberalne, z Landsbergisem i Šimonytė, drugie konserwatywne, z Laurynasem Kasčiūnasem, który jest wciąż popularny i ma dobrą pozycję na liście. Jeśli więc konserwatyści nie zajmą pierwszej pozycji albo zajmą, ale przegrają walkę o rząd, to wtedy otwiera się pole do usunięcia Gabrieliusa Landsbergisa.

Widziałem listę konserwatystów i Kasčiūnas jest na trzecim miejscu, był Pan zaskoczony?

Nie, dlatego, że Kasčiūnas był bardzo aktywny, ciężko pracował, a konserwatyści zawsze mieli grupę ludzi mniej liberalnych, bardziej nacjonalistycznych, którym nie podoba się droga, którą idą Landsbergis i Šimonytė. Są skoncentrowani na historii, nie mają poglądów liberalnych społecznie, wystarczy wspomnieć kwestię LGBT. Ponadto przywiązują większą wagę do kwestii socjalnych. Sądzę zatem, że głosowanie wewnętrzne w partii konserwatywnej odzwierciedlało fakt, że członkowie TS-LKD są zróżnicowani. Z drugiej strony Šimonytė pozwala otworzyć się partii na centrum, na ludzi o poglądach bardziej liberalnych, choć nie zawsze popularne jest to w partii.

Przeczytaj także:  Laurynas Kasčiūnas: chcemy budować z PiS Międzymorze

Siedzimy niedaleko Placu Łukiskiego, na którym w lipcu powstała plaża, która nie spodobała się zarówno konserwatystom, jak i liderowi Związku Chłopów i Zielonych Ramūnasowi Karbauskisowi. Dlaczego ta instalacja wymyślona przez mera i jednego z liderów liberalnej Partii Wolności Remigijusa Šimašiusa spotkała się z taką ostrą reakcją?

Bo idą wybory. To naturalne, że w trakcie kampanii nawet drobiazgi stają się ważne. Obie strony, zarówno liberalna, jak i konserwatywno-nacjonalistyczna, próbują użyć plaży jako tematu politycznego. Chodzi o to, by bardziej się pokazać, by dostać więcej głosów. Oczywiście można rozmawiać o głębszych sprawach, o tym, że Łukiszki są ważnym symbolem dla społeczeństwa litewskiego. Bo jest dyskusja, w jaki sposób powinien być zaaranżowany ten teren. Ale na razie obie strony okładają się po głowie.

Sądzi Pan, że ta plaża była swego rodzaju prowokacją mera Šimašiusa, by pokazać konserwatystów jako oszołomów, zafiksowanych na przeszłości?

Nie widziałbym w tym jakiegoś wielkiego planu. Z reguły politycy nie myślą z takim wyprzedzeniem, to tylko my tak uważamy, przeceniając ich. Ale z pewnością możemy powiedzieć, że Šimašius także wykorzystuje tę kwestię do tego, by mieć więcej popularności. Dla siebie i dla swojego ugrupowania.

Jest jedna kwestia interesująca dla mnie. Nie byłem zaskoczony postawą konserwatystów, ale zdziwiłem się, że Ramūnas Karbauskis tak ostro postawił sprawę. Wydawać by się mogło, że przeszłość, kwestie XIX wieku, związane z Powstaniem Styczniowym, nie są takie ważne dla Związku Chłopów i Zielonych.

Niezupełnie. Ta partia także gra w swoją grę, pokazując się jako konserwatywne ugrupowanie. Próbują zmiksowanej ideologii; wartości chrześcijańskich i pogaństwa, zaś historia Litwy także odgrywa dla nich swoją rolę. Można nawet powiedzieć, że czasem dochodzi do dziwnego sojuszu historycznego czy ideologicznego między konserwatystami a Karbauskisem. Weźmy np. kwestię konwencji stambulskiej o przemocy wobec kobiet. Tutaj stanowisko jest bardzo podobne. Albo choćby pisownia polskich nazwisk.

Przeczytaj także:  Burza piaskowa na placu Łukiskim

Ostatnie pytanie. Czy wynik wyborów jesienią wpłynie na stosunki polsko-litewskie? Ostatnio widzieliśmy, że Saulius Skvernelis bardzo wsparł Andrzeja Dudę przed reelekcją…

Generalnie elita polityczna Litwy całkiem zgodnie uważa, że bliskie, strategiczne relacje z Polską są sprawą bezpieczeństwa narodowego. To jest ważne dla wszystkich. Ale sądzę, że jeśli socjaldemokraci Paluckasa czy konserwatyści Šimonytė dojdą do władzy, będą mniej popierać Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego. Oni będą bardziej probrukselscy, będą przywiązywać większą wagę do kwestii praworządności. Przypominam, że lider TS-LKD Gabrielius Landsbergis podpisał się w Parlamencie Europejskim pod wnioskiem o wyrzucenie Fideszu z Europejskiej Partii Ludowej, podobnie jak liderzy Platformy Obywatelskiej. Sądzę, że w przypadku rządów lewicy czy prawicy Litwa będzie bardziej pronordycka czy proniemiecka niż prokaczyńska. Oczywiście z zastrzeżeniem, że stosunki Warszawy z Wilnem są naprawdę ważne.

A co stanie się z Waldemarem Tomaszewskim i jego ugrupowaniem?

Sądzę, że AWPL-ZChR wciąż ma szansę, by przekroczyć próg 5% i być częścią Sejmu czy rządu.

I wtedy ponownie zobaczymy w nim Jarosława Narkiewicza i Ritę Tamašiūnienė.

Narkiewicz jest widziany jako osoba bardzo bliska Tomaszewskiemu, a ten zadeklarował, że będzie w rządzie tylko wtedy, kiedy znajdzie się w nim obecny minister komunikacji. On jest o wiele bliższą osobą dla Tomaszewskiego niż Tamašiūnienė. Z kolei ta druga jest lepiej oceniana przez Litwinów.

Przeczytaj także:  Jarosław Narkiewicz: nie będziemy statystami w rządzie Skvernelisa

Jeśli zaś chodzi o to kto konkretnie zostanie ministrem z ramienia AWPL-ZChR, nie jestem w stanie powiedzieć. Ale już dziś wiadomo, że Jarosław Narkiewicz ponownie w rządzie się nie znajdzie. Jest pewne, że prezydent Nausėda nie powierzy mu żadnej roli. A nasza głowa państwa ma konstytucyjne prawo, by zawetować kandydaturę ministra. Ale generalnie nie widzę przeszkód, by polska partia ponownie znalazła się w koalicji.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!