Na Łotwie będzie szeroki dostęp do akt KGB

|

Działalność Sejmu XII kadencji na Łotwie dobiega końca. Jednym z ostatnich akordów było przyjęcie nowelizacji ustawy lustracyjnej, przewidującej ujawnienie dostępnych w kraju zasobów KGB. Za powszechnym dostępem do sporządzonych przez sowiecką bezpieką dokumentów, zwanych potocznie „workami Czeka”, opowiedziały się prawie wszystkie ugrupowania sejmowe, wyjątkiem była prorosyjska Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”. Nowelizację ustawy, która została uchwalona już cztery lata temu, podpisał prezydent Raimonds Vējonis. Po raz kolejny negatywne stanowisko wobec publikacji akt wyraziły łotewskie służby specjalne. Wcześniej powszechną lustrację zablokowała ówczesna prezydent Vaira Vīķe-Freiberga.

Ostatnie czytanie projektu nowelizacji ustawy odbyło się w przedwyborczy czwartek 4 października. Za nowym prawem opowiedziało się 71 posłów na Sejm, przeciwko głosowała jedna osoba, zaś szesnastu deputowanych – reprezentujących głównie rosyjską „Zgodę” – nie wzięło udziału w głosowaniu. Uchwalona regulacja przewiduje, że dokumenty łotewskiej KGB będą publicznie dostępne w Łotewskim Archiwum Narodowym, które ich część opublikuje także w sieci. Już w tym roku w Internecie, w formacie PDF, znajdą się m.in. książka telefoniczna pracowników KGB, kartoteka pracowników operacyjnych, statystyki dotyczące agentury, a także kartoteka alfabetyczna agentów. Dane personalne dotyczące pracowników KGB, w tej liczbie pochodzenie etniczne, przynależność do organizacji politycznych, związków zawodowych, a także przekonania religijne, zostaną opublikowane w całości.

Ujawnione dokumenty wymieniające pracowników KGB, informatorów i urzędników zaangażowanych w prace sowieckich służb specjalnych, będą musiały być opatrzone dodatkową informacją na temat wyroków skazujących lub zarzutów w sprawach zbrodni przeciwko ludzkości, ludobójstwa, zbrodni wojennych, a także przestępstw popełnionych przeciwko państwu. Bez żadnych ograniczeń będą dostępne te dokumenty KGB, które nie zawierają informacji o pokrzywdzonych, a także o osobach trzecich, a więc o ludziach, którzy nie byli ani pracownikami łotewskiej KGB, ani jej informatorami. Z kolei dokumenty, w których wspomina się o wyżej wymienionych osobach, będą dostępne jedynie dla pracy naukowej, dziennikarskiej, literackiej czy związanej z działalnością prawną. Prawo przewiduje, że osoba, która wystąpi do Łotewskiego Archiwum Narodowego z żądaniem dostępu do akt, będzie sama odpowiedzialna za wykorzystanie znajdujących się w nich danych personalnych.

Poseł na Sejm i historyk Edvīns Šnore, autor filmu „The Soviet Story”, należy do tej większości, która wsparła otwarcie akt KGB. – Powinniśmy byli zrobić to wiele lat temu, by ominąć spekulacje, które spowalniały nasz rozwój. Jeśli trzymamy archiwa zamknięte, a nazwiska współpracowników KGB nie są znane, ciężko ruszyć nasz kraj z miejsca. Wtedy zawsze jest podejrzenie, że decyzje polityczne mogą być podejmowane pod wpływem osób, które mają przeszłość w KGB, a teraźniejszość prawdopodobnie w FSB – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu Šnore. – Otwarcie archiwów sprawi, że nasze życie polityczne stanie się lepsze. Czas byłych komunistów i kolaborantów jest skończony. Oni dłużej nie powinni brać udziału w polityce. Niestety wciąż jest inaczej. Jeśli odejdą, lepiej dla każdego – twierdzi poseł narodowców, którzy od lat najgłośniej mówili o otwarciu archiwów. Veiko Spolītis, poseł umiarkowanej „Jedności” na Sejm, poparł ustawę lustracyjną, dlatego, że jest ona według niego „kompromisem”, jednak także zwraca uwagę na wątek moskiewski. – Głównym celem jest pokój wewnętrzny i niedopuszczenie do tego, by Kreml manipulował byłymi agentami KGB, dlatego głosowałem „za” – zadeklarował w rozmowie z naszym portalem Spolītis.

Przeczytaj także:  Polska partia triumfuje, na Litwie będzie lustracja

Za powszechną lustracją opowiada się także przedstawiciel młodego pokolenia Gatis Liepiņš, główny archiwista w Łotewskim Archiwum Narodowym, które będzie publikować teczki KGB. – Sądzę, że to była odważna i długo oczekiwana decyzja Sejmu. Może sposób nie jest perfekcyjny, ale to ostatni okres, kiedy możemy to zrobić. To dobrze, że zostaną zaprezentowane nie tylko dane agentów, ale także komunistycznej elity i oficerów bezpieki. Dobra wiadomość jest taka, że dostęp do tych materiałów będzie ułatwiony. Wcześniej, kiedy chciałem zobaczyć „wrażliwe dokumenty”, musiałem być naukowcem albo mieć rekomendację instytucji naukowej. Teraz każdy człowiek będzie mógł się zapoznać z tymi teczkami – mówi naszemu portalowi Gatis Liepiņš, który sam przez lata zasiadał w komisji ds. zbadania archiwów KGB. Inaczej niż Šnore, Liepiņš nie wierzy w wielki wpływ otwarcia archiwów na życie polityczne. – Mamy przecież nowe pokolenie, które działa w polityce. Poprzedni Sejm XII kadencji miał wielu komunistów, ale obecny parlament, wybrany w październiku 2018 r., już nie – twierdzi Liepiņš, który przewiduje jednocześnie, że uchwalona paręnaście dni temu nowelizacja rzuci światło na komunistyczną elitę, która rządziła Łotwą Sowiecką, a niekoniecznie na samych agentów KGB. Ludzie będą także mieli okazję zweryfikować swoje podejrzenia co do poszczególnych postaci życia politycznego.

Prezydent Raimonds Vējonis zdecydował się na podpisanie ustawy. „W roku stulecia Łotwy należy wreszcie postawić kropkę w tej sprawie. Respektuję decyzję Sejmu, który w zgodzie z konstytucją Republiki Łotewskiej wyraził wolę łotewskich obywateli, podpiszę tę ustawę” – powiedział polityk, dodając, że w zgodzie z uchwalonym prawem opublikowane w tym roku nazwiska osób znajdujących się w archiwach, jeszcze nie będą o niczym świadczyć. „Trzeba będzie poczekać na dodatkowe informacje” – stwierdziła głowa państwa, która zapoznała się wcześniej z informacją służb specjalnych o ryzyku wynikającym z ogłoszenia ustawy. „Wierzę służbom bezpieczeństwa naszego kraju i w ich kompetencje. Jednak w interesie społeczeństwa jest opublikowanie dokumentów KGB, byśmy mogli odwrócić także tę czarną kartę w historii łotewskiego państwa i narodu” – mówi Vējonis.

Przeczytaj także:  Raimonds Vējonis nowym prezydentem Łotwy

Z publikacją akt KGB nie zgadza się poseł Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda” Boris Cilewicz, który wraz z większością frakcji demonstracyjnie nie wziął udziału w głosowaniu. – Nas przekonały argumenty grupy łotewskich intelektualistów i liderów życia religijnego, a także szefów służb specjalnych, którzy twierdzili, że publikacja będzie miała negatywny wpływ na bezpieczeństwo Łotwy. Dostępne na Łotwie dokumenty to jedynie niewielka część akt KGB, w dodatku nie ma gwarancji ich autentyczności. Możliwe, że część fałszywych papierów wytwarzali sami oficerowie KGB, a część „fałszywek” powstała już później w trakcie przechowywania tych dokumentów w różnych miejscach – mówi Przeglądowi Bałtyckiemu Boris Cilewicz. – W większości przypadków nie da się udowodnić faktu współpracy, jeśli ktoś temu zaprzecza, tak wynika z działalności łotewskich sądów. Tak więc publikacja spowoduje jedynie „polowanie na czarownice”, pogorszy reputację wielu osób bez szansy na obronę, skrzywdzi dzieci i wnuki wielu luminarzy kultury, literatury, nauki, sportu, wśród nich wielu z tych, którzy w czasach sowieckich mieli szansę wyjeżdżać na Zachód. Lustracja spowoduje zatem kolejny podział w społeczeństwie zamiast pojednania i konsolidacji – dodaje poseł „Zgody” na Sejm.

Przeczytaj także:  Boris Cilewicz: Łotwa jest krajem, gdzie grupy etnicznie spokojnie koegzystują

Sondaże opublikowane zimą 2018 r. wskazały, że za ujawnieniem dokumentów KGB opowiada się ponad trzy piąte społeczeństwa, z czego jedna trzecia poparła publikację „w stanie surowym”, bez komentarzy ekspertów. Przeciwko był zaledwie co ósmy badany. W porównaniu z 2016 r. liczba osób domagających się lustracji znacząco wzrosła. Najbardziej zainteresowani w „ujawnieniu prawdy” byli młodzi, a także osoby z wyższym dochodem i wykształceniem, najrzadziej osoby w starszym wieku, pamiętające okupację sowiecką. Rosyjskojęzyczni, a także nie-obywatele, trzy razy częściej sprzeciwiali się opublikowaniu akt niż etniczni Łotysze.

Publikacja „worków KGB” od wielu lat była tematem debaty na Łotwie. Część postaci życia publicznego opowiedziała się przeciwko lustracji, wśród nich znana malarka Džemma Skulme czy kompozytor Mārtiņš Brauns, jeszcze więcej osób jednak ją wsparło, choćby reżyser filmowy Viesturs Kairišs, autor filmu „Melānijas hronika” poświęconego sowieckim represjom, który publicznie powiedział, że lustracja jest potrzebna, by wiedzieć, „skąd komu wyrastają nogi”. Z kolei poeta Jānis Rokpelnis publicznie przyznał się do współpracy z KGB w tropieniu literatów, jednak zauważył, że w aktach zachował się jedynie jego pseudonim „Miķelis”, akta są więc niepełne. Szef komisji, która badała dokumenty KGB Kārlis Kangeris twierdzi, że w „workach Czeka” może znajdować się nawet prawie sześćset nazwisk łotewskiej inteligencji twórczej. Wiadomo także, że w zasobach Biura Ochrony Konstytucji SAB są informacje o współpracy wielu działaczy religijnych reprezentujących różne konfesje. Profesor Uniwersytetu Łotewskiego Inesis Feldmanis wskazuje, że wiele dokumentów nie ma obecnie w kraju i najpewniej zostały przewiezione do Moskwy. Na to samo zwracało uwagę biuro SAB, mówiąc, że uchwalenie obecnej ustawy grozi „selektywną lustracją”, a także nie ma żadnych dowodów na to, że osoby znajdujące się w kartotekach rzeczywiście współpracowały.

W 2010 r. współzałożyciel Programu Bałtyckiego Radia Wnet, a później jego redaktor, od lat zainteresowany Łotwą, redaktor strony facebookowej "Znad Daugawy", wcześniej pisał o krajach bałtyckich dla "Polityki Wschodniej", "Nowej Europy Wschodniej", Delfi, Wiadomości znad Wilii, "New Eastern Europe", Eastbook.eu, Baltica-Silesia. Stale współpracuje także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.


NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i otrzymaj bezpłatną 30-dniową prenumeratę Przeglądu Bałtyckiego!